niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 12 : Mecz Ravenclaw - Slytherin

Wieczorem, tuż przed snem, korzystając z okazji, że pozostałe dziewczyny siedziały teraz w pokoju wspólnym, bawiąc się we flirty z Eddim i jego kolegami, opowiedziałam Ivanne o całej tej sytuacji. Powiedziałam, po co Blake i Meriney wołali nas do skrzydła szpitalnego, o tym, czego dowiedzieliśmy się od Philla już na miejscu, a także o tym, że nie potrafiłam namówić Damona na zgodzenie się na dyrektorską ochronę. Tak jak przewidziałam, chwilę po naszej rozmowie na błoniach, znalazł nas, gdy wracaliśmy z powrotem do dormitorium, i zaproponował swoją pomoc. Ja się zgodziłam, ale Damon nie. Stanowczo odmówił, pomimo nalegań mężczyzny. Ja już nawet nie próbowałam odwoływać się do jego rozumu. Wiedziałam, że Smith już nie zmieni zdania, przynajmniej dopóki nie wydarzy się coś naprawdę strasznego, co uzmysłowiłoby mu ogrom zagrożenia. Ivanne nawet nie zdawała się być zdumiona postawą naszego przyjaciela. Wydaje mi się, że dużo lepiej potrafiła się wczuć w jego sytuację i postawić na jego miejscu, choć ja też się przecież starałam. Naprawdę. Szkoda tylko, że wyszło jak zawsze. Widząc, że atmosfera jest napięta, postanowiłam zmienić temat.

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 11 : Potrzeba akceptacji

Chwilę po usłyszeniu rewelacji, które padły z ust Philipa, Damon bez słowa zerwał się z miejsca i wyszedł z sali, tupiąc przy tym donośnie. Philip jęknął, widząc jego rozjuszenie.
- Może nie powinienem był mu mówić wszystkiego na raz... Może to było za dużo... - rzucił jakby sam do siebie, spoglądając z przestrachem na drzwi, za którymi chwilę temu zniknął Smith.
- Nie przejmuj się, to nie twoja wina - bąknęłam trochę na odczepnego, po czym popędziłam za Damonem. Kiedy wybiegłam na korytarz, nie widziałam go nigdzie; byli tam tylko Blake z Merineyem. Rozmawiali o czymś szeptem. Kiedy tylko mnie zobaczyli, zamilkli. Wychowawca już otwierał usta, żeby coś do mnie powiedzieć, ale ja udałam, że tego nie widzę i popędziłam przed siebie. Kiedy wyszłam ze skrzydła szpitalnego, rozejrzałam się po holu z ruchomymi schodami, szukając na którychś z nich Smitha. Nie było to łatwe, bo wszędzie aż roiło się od ludzi, a do tego ten cały gwar, ale w końcu udało mi się go odnaleźć - stał na schodach lecących ku parterowi. Przepchnęłam jest przez tłum chichocących Ślizgonek, blokujących dojście do owych schodów. Jeśli dobrze usłyszałam, rzuciły za mną jakąś niewybredną uwagę o moim nietakcie (szczegół, że same nie miały go za grosz) i o, cytuję, moich grubych nogach (których nie miały jak zobaczyć spod szerokiej szaty, ale to także szczegół). Nawet nie chciało mi się im odpowiadać. Aż żal tracić tlen na wdawanie się w dyskusje z takimi ewolucyjnymi bublami. Kiedy Damon był już na miejscu, ja dopiero dojeżdżałam do pierwszego piętra. Wychyliłam się przez barierkę i zawołałam go po imieniu, ale on nie zareagował. Nie wiem czy nie słyszał, czy tylko udawał, w każdym razie nawet się nie rozejrzał. Kiedy moje nogi ustały na piętrze parterowym, on zdążył już zniknąć za wielkimi rzeźbionymi wrotami, stanowiącymi wyjście z holu. Szybko podbiegłam do drzwi i wyleciałam przez nie jak wystrzelona z procy. Rozejrzałam się po korytarzu, teraz pełnym uczniów wszystkich domów. Cholera. Przepadł jak kamień w wodę. Przysięgam, że kiedyś zamontuję mu jakiś czip, żebym mogła go namierzać przez GPS-a. No co? Tak będzie o wiele szybciej niż za pomocą zaklęcia tropiącego... Uczmy się od mugoli, czasem też miewają dobre pomysły.

Filmik promujący TDH

Cześć, przepraszam, że tym razem to nie rozdział ;)
Chciałam się z wami podzielić krótkim, bo 2 minutowym mniej więcej, filmikiem promującym (zwiastunem) mój inny blog - Tajemnicę Dark High. Nie wiem czy czytacie TDH, czy nie, ale zachęcam do poświęcenia tych 2 minutek ze swojego życia na obejrzenie go i powiedzenie mi, co o nim myślicie. Może niektórych zachęci, innych może nie, ale zależy mi na waszej opinii ;3 Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona :D
* Zwisatun wykonała Natalia G, której bardzo za to dziękuję.


Do następnego rozdziału (który będzie niebawem),
wasza Meridiane Falori ^^^

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 10 : Dziedzictwo


Przed wejściem do sali chorych  zastaliśmy dyrektora Blake'a, rozmawiającego właśnie ściszonym głosem z profesorem Johnem Merineyem, nauczycielem numerologii, który przejął wychowawstwo nad domem Krukonów, kiedy profesor Flitwick stwierdził, że nie ma już siły użerać się z kolejnym rocznikiem niesfornej młodzieży. Obaj mężczyźni stanowili swoje całkowite przeciwieństwo. Dyrektor Blake, nordyckiej urody i dobrze zbudowany czterdziestolatek, całkowicie poświęcony swojej pracy i profesor Meriney o śniadej skórze, zadziwiająco ciemnych oczach i włosach, charakteryzujący się raczej luźnym i zdecydowanie mniej odpowiedzialnym podejściem do życia. Cechami wspólnymi tych dwojga były chyba tylko płeć i wiek, no może jeszcze zagraniczne pochodzenie, gdyż z tego co wiem, dyrektor przyjechał do nas aż z Finlandii, a Meriney miał podobno arabskie korzenie. A może tureckie... Nie jestem pewna. Mimo tego, że jeden był przeciwieństwem drugiego, naprawdę dobrze się dogadywali. Blake często radził się Merineya, gdy nie wiedział, co robić. Do końca lekcji już nie odważyłam się zagadać do Damona. Mijaliśmy się na korytarzach, udając, że się nie widzimy, a kiedy już musieliśmy siedzieć razem, bo Dam nie miał się gdzie przesiąść, milczeliśmy, rozsunięci na same skraje ławki. Tak, wiem, to dziecinne, ale Smith zaczął... Okay, to też mogło zabrzmieć ciut dziecinne, więc może już przejdę do meritum, żeby dalej się nie pogrążać.

Po ostatniej lekcji tego dnia - Opiece nad magicznymi stworzeniami z profesorem Hagridem - zirytowana tą sytuacją Ivanne chwyciła mnie pod ramię, a Damona pod drugie, nim ten zdążył dyskretnie się oddalić, i  przysunęła nas do siebie. Byłam zaskoczona, że tyle siły mieści w sobie takie chucherko jak ona, ale jak widać panienka Louis to rasowa "cicha woda", która brzegi rwie.
- No dobra, słuchaj jedna z drugim - zaczęła z irytacją, zakleszczając mocniej swoje smukłe palce na ramionach moich i Smitha.- Wysłuchałam obu stron i rozumiem obie strony, a teraz, chcecie, czy nie, pogodzicie się. Umowa jest taka: o wszystkim zapominacie dobrowolnie i znów jest wszytko super albo....
- Albo co? - odburknął Damon, starając się na mnie nie patrzeć, choć dzieliło nas od siebie zaledwie kilka centymetrów.
- Cóż... sądzę, że zaklęcie Obliviate powinno załatwić sprawę - odpowiedziała mu w tym samym tonie. Powiedziawszy to, Ivanne puściła nas i wyjęła z kieszeni szaty swoją różdżkę. Była długa, bo mierzyła aż dwadzieścia cali, i wykonana z jarzębiny. Jej rdzeń stanowiło włókno ze smoczego serca.- To jak, dzieciaczki? Godzicie się po dobroci czy może mam wam pomóc? - spytała z szelmowskim uśmiechem, obracając ją między palcami.
- Nie zrobisz tego - rzuciłam całkowicie poważnie, spoglądając ukradkowo na Damona. W tym samym czasie chłopak też na mnie zerkną, a gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, oboje jak na zawołanie odwróciliśmy wzrok. 
- O, proszę was! - sapnęła Iv. - Poważnie? Myślałam, że zachowujecie się jak pierwszoroczni, ale się myliłam. Jest jeszcze gorzej.

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 9 : Łagodzi, nie zapobiega

Przez następne kilka lekcji i przerw Damon zachowywał się tak samo dziwnie. Tak jak wcześniej nasza trójka była praktycznie nierozłączna, to teraz Smith chyba robił wszystko, byleby tylko nie nawiązywać dłuższego kontaktu ze mną czy z Iv. Między zajęciami siadał zawsze po tej stronie korytarza, po której nas nie widział, a jeśli siedzieliśmy już razem na jakimś przedmiocie, a musicie wiedzieć, że praktycznie na każdym siedzimy razem albo przynajmniej blisko siebie, to Damon albo się przesiadał, albo, jeśli już nie było miejsc gdzie indziej, milczał jak grób. Ivanne, która jest jeszcze większą gadułą ode mnie, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, próbowała parę razy pociągnąć go za język, zmusić do chociaż trzyminutowej wymiany zdań, jednak Damon sprawiał wrażenie nieobecnego, często się wyłączał, snie słuchał. Doprawdy nie wiem, co go ugryzło... Dobra, zważywszy  na obecną sytuację, to chyba nie zabrzmiało zbyt stosownie, więc może wytnijmy ten fragment. Tak czy inaczej, rozumiem, że to wszystko dla Smitha jest cholernie trudne, ale my chcemy mu tylko pomoc! A on nawet nie daje nam szansy. Gdyby po prostu, tak po ludzku, powiedział, że potrzebuje trochę pobyć sam, okay, ale on zamiast z nami porozmawiać, permanentnie nas zlewa. W końcu z Ivanne nie wytrzymałyśmy i postanowiłyśmy zmusić go do rozmowy. Chce czy nie, musimy to sobie wyjaśnić. Tak więc na lekcji wróżbiarstwa z profesor Trelawney, na której siedziałam przy ostatnim stoliku tradycyjnie z Iv i Damonem, zebrałam się w sobie i zaczęłam ściszonym głosem, by nie dosłyszała mnie ta sfiksowana wróżbiarka, polerująca teraz jedną ze swoich szklanych kul.

sobota, 20 września 2014

Rozdział 8: Powrót Damona do szkoły

Następnego ranka szybko pobiegłyśmy z Ivanne na śniadanie, jeszcze szybciej je zjadłyśmy i popędziłyśmy do skrzydła szpitalnego, aby odwiedzić Damona. Koniecznie chciałyśmy zobaczyć się z nim jeszcze przed lekcjami. Jednak kiedy wpadłyśmy do sali chorych, nie zastałyśmy go tam. Okazało się, że pani Pomfrey zdecydowała się go dłużej tu nie przetrzymywać, bo uznała to za bezcelowe. Nie powiedziała tego wprost, ale gdy z nią rozmawiałyśmy, nie trudno było się domyślić, że po prostu nie jest w stanie już nic więcej dla Damona zrobić.
- Dziwne - powiedziała ni stąd, ni zowąd Ivanne, kiedy stałyśmy na wiozących nas na czwarte piętro schodach; za parę minut mieliśmy tam Historię Magii.
- Co takiego? - spytałam, gdy głos Iv wyrwała mnie zamyślenia.
- Mówiłam, że to jest dziwne. No wiesz... Damona wypisali, a nawet do nas nie przyszedł, nic nie powiedział. Pewnie był na śniadaniu, a też do nas nie podszedł... Myślisz, że nas unika? - Ivanne zmarszczyła brwi. W jej oczach malowała się uraza.
- Nie... na pewno nie - odpowiedziałam, schodząc ze schodów i ruszając w głąb korytarza. A Ivanne za mną. - Po prostu... musisz zrozumieć, że dla Damona to nie jest łatwa sytuacja... Pewnie potrzebuje trochę pobyć sam, oswoić się z myślą o... o sama wiesz czym... - ściszyłam głos. Ze względu na Smitha lepiej będzie, jeśli nikt nie dowie się, że w ogóle cokolwiek jest z nim "nie tak". - Musimy być wyrozumiałe. Kiedy już się z nim spotkamy, z całą pewnością nas nie oleje. Tylko teraz tak... No wiesz.

sobota, 13 września 2014

Zaiweszam? To zależy od was.

DO WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW Z JAKIEGOKOLWIEK MOJEGO BLOGA! :
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Słuchajcie, wiecie, że was uwielbiam, zaznaczałam to już na pewno wiele razy, ale teraz to jestem wkurzona. I to na maksa.
Wyjaśnicie mi, jak to jest, że ja kombinuję jak koń pod górę, byleby tylko znaleźć chwilkę na napisanie rozdziału w przerwach w nauce, chociaż mogłabym w tym czasie sama odpocząć np. oglądając film czy czytając dalej ukochaną książkę, myślę codziennie (tak, codziennie) nad nowymi rozdziałami, nowymi scenami, albo udoskonalam wcześniej zaplanowane sceny, a ponad to na 3 z 5 blogów wymyślam coraz to nowe ciekawostki, projektuję na różne blogi nowe znaki, symbole (jak symbol Zdrajców na PoA, Znak Nerimich na POFE, symbol Karytów na PoA i Znak Omarium są w przygotowaniu podobnie jak znak Verisseta na TDH), a wy niczego nie doceniacie? Nie mówię, że macie mi dziękować, czynić pokłony czy coś,. Nie. Chodzi mi tylko o zwyczajny komentarz. Kilka zdań, czy proszę o tak wiele w ramach wynagrodzenia za kilkugodzinne, kilkudniowe albo czasami kilkutygodniowe pisanie rozdziału? "Było super, podobało mi się to i tamto" albo "Myślę to i to, ale dobra rada - popracuj nad tym wątkiem jeszcze, bo coś tam, coś tam..." - naprawdę proszę o tak wiele?
Dobrze wiecie, że kocham pisać, to moja pasja, moje życie, ale przez to zastanawiam się, czy to ma w ogóle sens. Może zawiesić? Bo czuję się, jakbym pisała tylko dla siebie albo dla max. 5 osób, a przecież wyświetlenia wskazują na co innego. Rozdziały mają średnio od 100 do ponad 300 wyświetleń [zależy jaki blog], wiec to chyba ciut za dużo jak na zwykłe kliknięcie w rozdział przez przypadek i szybkie wyjście. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Wyjaśnijcie mi też jak to jest, że rozdział wyświetliło no załóżmy te 200 osób, a skomentowało 5 zaledwie? No ludzie, proszę was! Wiem, że nie każdy ma konto na bloggerze, ale :
A. Zawsze można sobie założyć - to proste i darmowe.
B. W ustawieniach bogów mam, że można komentować anonimowo, czyli nie mając konta, ale wtedy proszę podpisywać się chociaż jakimś pseudonimem np. ABC, Emma, nawet kurde MC KABACZEK aka Melchior, jeśli macie taką ułańska fantazje.
C. Zawsze możecie do mnie napisać swoją opinię na facebooku albo na asku. Nie wstydźcie się, niektórzy już tak robili i nikogo nie zjadłam.
Ponadto na żadnym z blogów (oprócz tymczasowo PoA, ale to z pewnego powodu...) nie ma włączonej weryfikacji obrazkowej, więc piszecie kom, klikacie 'opublikuj' i ot cała filozofia.
Ludzie, czy naprawdę to dla was taki wysiłek?
A może rozdział naprawdę przeczytały tylko te cztery czy pięć osób? Jeśli tak, to chyba najlepiej będzie (jak mówiłam) zawiesić, bo i tak każdy ma w czterech literach moją pracę, to że się staram i poświęcam (może marnuję?) na to tyle czasu. Nadmieniam, że nawet przed samym testem gimnazjalnym pisałam, żeby waz nie zawieźć.
I proszę, nie wykręcajcie się tu szkołą, bo skoro mieliście czas przeczytać 10-stronnicowy rozdział, to macie czas też napisać te parę wyrazów w komentarzu.
Wcześniej nie stosowałam systemu : "Jak będzie 10 - 15 czy 20 komentarzy, to dopiero dodam kolejny rozdział", ale chyba czas się na to przerzucić. Jeśli zobaczę, że po mojej prośbie nadal macie to wszystko  gdzieś, rozdziały będę wysyłała tylko na prywatnego maila osób, które zadają sobie ten trud, by skomentować np. Furt Sword, Elfik Elen, Zuzka M, Rebekah Mikkelson, Onnawen i tych kilku innych, których przepraszam, że nie wymieniłam.
NiE TRAKTUJCIE TEGO JAKO GROŹBĘ, BO TO ŻADNA GROŹBA. Jedynie zapowiedź.

Z poważaniem, Meridiane Falori (Sarikah Rossmary).


PS Ta wiadomość wstawiłam na wszystkie moje blogi. Tutaj rzecz tyczy się poprzednich rozdziałów. Nowy postaram się dodać niedługo, jeśli nie będzie odzewu z waszej strony. Chyba wiecie, co pozostanie mi zrobić.

 CIEKAWE CZY CHOCIAŻ TO SKOMENTUJECIE :P  :(

piątek, 5 września 2014

Blog godny polecenia

 Cześć, chciałam wam dzisiaj polecić blog mojego przyjaciela - Stephana Rose. Na razie jest tylko króciutki prolog, ale wciągający. Przyznaję, ze mnie zainteresował, a trudno mnie zainteresować ;) Zachęcam do zajrzenia chociażby z ciekawości i poświęcania dosłownie 3 minut na przeczytanie prologu. I najlepiej skomentowanie. Dopiero zaczyna, więc myślę, że komentarze byłyby motywacją do dalszego pisania ;)
Oto opis :

Shadewoods to opowiadanie o Sally młodej dziewce, która odkrywa na nowo świat, który ją otacza. Poznaje barbarzyńską naturę ludzi, starożytną magię wiedźm i zmysłową rozkosz jakiej dopiero zazna. Historia skupia się na zapomnianych już dzisiaj inkwizycjach, przedstawionych trochę bardziej w fantastyczny sposób.

Meridiane Falori,
PS Nowy rozdział u mnie postaram się napisać szybko, przepraszam za opóźnienia, ale szkoła... :/

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 7: Trudna rozmowa

Tego ranka obudziły mnie pierwsze promienie słońca, wlewające się do skrzydła szpitalnego przez kilka sięgających wysokiego sklepienia okien. Wszystko mnie bolało. Każde otarcie, każde zranienie. Czułam się podle po tym wszystkim, co się stało. Nadal nie mogłam się otrząsnąć. Rodzice odkąd tylko pamiętam przygotowywali mnie na takie sytuacje, ale teraz, gdy moje najgorsze koszmary stały się prawdą, nie łatwo było mi się uspokoić. Lecz mimo dręczącego mnie lęku, cieszyłam się, że uszliśmy z wczorajszego piekła z życiem. Naprawdę mieliśmy dużo szczęścia. Przynajmniej ja... Niestety Damon miał go nieco mniej... Przyrzekłam sobie, że zrobię wszystko, by pomóc mu uporać się z tym wszystkim. Wiedziałam, że i Ivanne pomoże. Dla niej też Damon był bardzo bliski.
- Śpisz jeszcze? - szepnęłam, odrzucając na bok sterylnie białą kołdrę szpitalną. Spojrzałam w prawo na leżącego na sąsiednim łóżku Damona.
- Nie śpię od jakiejś trzeciej w nocy - odpowiedział, obracając się twarzą do mnie. Był prawie tak samo blady jak pościel. Pod oczami miał sińce, na twarzy widoczne były liczne otarcia i zadrapania. Szyję Damona pani Pomfrey zabandażowała najlepiej, jak potrafiła. Na białym bandażu widziałam spore plamy od sczerniałej już krwi. - Jak się czujesz?  - spytał, siląc się na uśmiech, który i tak wyszedł mu dosyć blado. A i jego zazwyczaj wesołe, błękitne oczy teraz przepełnione były głębokim smutkiem i rozżaleniem, którego starał się nie okazywać.
- To chyba ja powinnam zadać ci to pytanie. Ty z nas dwojga jesteś bardziej poszkodowany - powiedziałam, po czym wygramoliłam się z pościeli i powędrowałam do Damona. - Jak rana? - spytałam z troską, siadając w nogach jego łóżka. - Bardzo boli?
- Znośnie - mruknął Krukon, a jego dłoń mimowolnie powędrowała do szyi. Gdy tylko palce chłopaka dotknęły miejsca, w które został ugryziony, skrzywił się, ale nawet nie pisnął - Bardzo znośnie.
- Rozumiem... Emm... Damon?
- Tak?

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 6: Pytania pozostawione bez odpowiedzi



Cisnęłam jakimś zaklęciem - nawet nie wiem jakim, to wszystko działo się tak szybko - i oślepiająco biała strużka światła trafiła wilkołaka między żebra. Z potężną siłą czar odepchnął go kilka stóp dalej; wpadł na drzewo i zsunął się z dzikim jękiem po korze. Wykorzystując jego chwilowe zamroczenie, podbiegłam do krwawiącego Damona. Był bardzo blady na twarzy. Z dużej rany na jego szyi brodziła krew. Na dziś dzień przypadała pełnia, więc bałam się, że Damon zaraz zacznie się zmieniać, ale, ku mojemu zaskoczeniu, nic takiego się nie wydarzyło. Przynajmniej nie jeszcze. To dziwne... Nie było opcji, żeby mój przyjaciel nie został zarażony likantropią, ale jednak się nie przemienił od razu po ugryzieniu... Och, skup się, Eleno! Nie czas teraz na to!
Wilkołak doszedł szybko do siebie. Niezgrabnie podniósł swoje wielkie cielsko z ziemi. Łypał teraz na mnie groźnie dzikimi, przekrwionymi, żółtymi ślepiami.
- Conjunctivitis! – (oślepia ofiarę; działa równie silnie na zwierzęta gruboskórne, tzn. smoki, trolle, olbrzymy) zawołałam, mierząc w bestię. Niestety w trakcie rzucania zaklęcia, wilkołak rzucił się w moją stronę. Odskoczyłam, żeby się ratować, w gruncie czego chybiłam. Potwór nie dawał za wygraną. Pobiegł z impetem na wysokie drzewo, łamiąc je w pół. Nie zdążyłam się odsunąć, upadłam przygnieciona wielkim konarem. Wściekły stwór rzucił się na mnie i teraz byłam dodatkowo przygwożdżona do ziemi jeszcze jego cielskiem. Tylko pozazdrościć sytuacji! Myśl, Eleno, myśl! - poleciłam sobie w duchu.

- Depulso – (odpycha przedmioty od siebie) wyszeptałam, z trudem łapiąc powietrze. Drzewo z impetem poderwało w powietrze. Wilkołak pchnięty konarem przeleciał z cztery stopy do przodu. Leżał teraz lekko oszołomiony. Z jego pyska ściekała żółtawa ślina. Z niemałym trudem powstrzymałam odruch wymiotny. 

czwartek, 24 lipca 2014

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 5 : Wilkołak

W tym roku wcześniej niż zawsze zaczynały się nabory do drużyn Quidditcha. Nietypową sytuację stanowiło również to, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów trzeba było odnowa skompletować cały zespół. No prawie cały, bo słyszałam, że podobno jeden z ubiegłorocznych graczy został kapitanem. Tak, słyszałam to właśnie od tego kapitana. Alex nie byłby sobą, gdyby  mi się nie pochwalił swoim awansem. Reszta graczy albo pokończyła szkołę (większość drużyny stanowili 7-roczni), albo miała "za dużo na głowie" ( sumy i te sprawy) lub po prostu nie chcieli dłużej grać. Postanowiłam, że skoro rok temu nic z tego nie wyszło, będę uparta i spróbuję szczęścia w tym. Nie wiedzieć czemu, tym razem kwalifikacje odbywały się późnym wieczorem, dawno po zapadnięciu zmierzchu. Po kolacji wróciłam po swoją miotłę do dormitorium, Iskrę 3000, najnowszy model, i pomaszerowałam na boisko. Drogę oświetlały liczne latarnie. Zżerała mnie trema. Bo co jeśli coś mi nie wyjdzie? Spadnę z miotły, pomylę się, albo w inny sposób zbłaźnię przed innymi Krukonami? I przed Alexem? Jestem pewna, że gdybym zrobiła coś kompromitującego, kuzynek nie zapomniałby mi tego do... no nigdy by nie zapomniał. Zostały mi jeszcze dwa lata szkoły i jeśli zawalę, jeszcze przez dwa lata można mi to wypominać... Niezbyt pocieszająca perspektywa, no nie? Z zamyślenia, które mnie ogarnęło po drodze, wyrwał mnie dopiero znajomy głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał Cedric Whiteford. Jego jasne włosy jak zwykle były w nieładzie, a cudne oczy lśniły w blasku latarni. Moje serce zabiło szybciej.
- Nie wiedziałem, że chcesz grać w Quidditcha... Myślałem, że wolisz kibicować – uśmiechnął się Ced, podchodząc bliżej. 


środa, 2 lipca 2014

Rozdział 4 : Jednego Krukona mniej

Kiedy się obudziłam, wszystkie moje współlokatorki jeszcze spały, a był to wielce ciekawy widok. Ivanne gadała przez sen: „Scott, och Scott! Nie przy ludziach…” – nie chcę wiedzieć, co jej się śniło, Miranda Rose robiła sobie koślawo makijaż przez sen (ach ci lunatycy!), Patricie Nevers miała koszmary, więc jej najlepsza przyjaciółka, Lana Farah, użyczyła jej łóżko na jedną noc i spały teraz jedna na jednej połowie, druga na drugiej i tylko kopały się przez sen, próbując zepchnąć siebie nawzajem . Miałam niezły ubaw. Paplanie Ivanne uniemożliwiało mi dalsze spanie, więc korzystając z wolnej łazienki, poszłam upodobnić się do ludzi, a ponieważ nie należałam do dziewczyn, które bez makijażu nie wyjdą z dormitorium, szybko się uwinęłam. Blond włosy związałam w warkocz i przerzuciłam przez prawe ramię, po czym szybko włożyłam na siebie czarną szatę z herbem Ravenclaw i krawacik. Było jeszcze wcześnie, a dziewczyny wciąż spały, więc sięgnęłam po moją ulubioną książkę Magiczny związek z istotą niemagiczną, czarownicy Katlynn Burns. Rozkoszowałam się tak chwilą, którą miałam tylko dla siebie, kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam ciężko i odłożyłam książkę na stolik nocny, po czym poszłam otworzyć.
- Cześć, Isobel - przywitałam się z wysoką brunetką z mojego roku, stojącą w progu. - O co chodzi?
- Eleno, Damon czeka na dole. Prosił, żebym ci przekazała, że musisz szybko zejść na dół... - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - No to tyle. Do zobaczenia na śniadaniu - wzruszyła ramionami i zbiegła po schodach. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do Pokoju Wspólnego. Damon nie mógł sam wejść do nas ani do żadnej innej sypialni dziewczyn, ponieważ uniemożliwiały to czary. Rowena Ravenclaw i trójka pozostałych założycieli zaczarowała kiedyś wszystkie dormitoria w ten sposób, żeby chłopcy nie mogli chodzić do pokoi dziewczynek. Nie wiem, czy podejrzewali, że mogło by się to źle skończyć, czy co, ale tak już zostało. Żeby było śmieszniej dziewczyny do chłopków już mogły... Podobno to dlatego, że Rowena uznawała "płeć piękną" za bardziej godną zaufania.
- Mam nadzieję, że masz ważny powód, żeby przerywać mi czytanie - rzuciłam przekornie, uśmiechając się przyjaźnie do Damona. Chłopak siedział na starym fotelu jak na szpilkach, był bardzo blady i sprawiał wrażenie znerwicowanego. Kiedy tylko mnie zobaczył, od razu poderwał się z miejsca.
- Eleno, musimy porozmawiać – oznajmił z pełną powagą.
- No słucham. Co takiego się znów stało? – spytałam, opadając ciężko na podłużną sofę, wyściełaną niebieskim aksamitem.
- Philip Jeffrey zniknął! Nie wrócił na noc! – wyjaśnił zaaferowany Damon.
- Czekaj… Jak to zniknął? – zaniepokoiłam się, tym bardziej wiedząc, że Philip nie jest typem chłopaka szwendającego się nocami po zamku i niewracającego na noc. To raczej grzeczny chłopiec, który o dwudziestej już leży w łóżku.  – Myślmy racjonalnie. Kiedy go ostatnio widziałeś?
- A wiec tak… Wczoraj w czasie lunchu przechodziliśmy się razem po błoniach. Philip chciał, abym doradził mu w sprawach sercowych… No wiesz.. I wtedy podeszła do nas Lexi Whiteford, siostra Cedrica, i spytała, czy może zamienić z nim słówko. Philip odpowiedział, że tak i oddalili się, no a ja wróciłem do zamku. Potem nie wrócił już na lekcje, ani do dormitorium… Myślałem, że może zasiedział się w bibliotece, czytając podręcznik od od zaklęć, jak to ma w zwyczaju, i rano już będzie, więc położyłem się po prostu spać, nie czekając na niego, bo przecież nie jestem jego niańką. No ale rano go nie było- opowiedział.
- Chwilka… Czy szedł może w stronę lasu? – spytałam nagle ożywiona.
- Tak, chyba tak… A co? – spytał, przyglądając się mi badawczo.Zaklęłam pod nosem. - Co jest, Eleno?
- Wczoraj, gdy w porze lunchu byłam z Cedricem w pobliżu lasu, zdarzyło się coś dziwnego…
- Co takiego? – zapytał zaintrygowany.
- Nie wyśmiejesz mnie, jak ci to powiem?
- Nie, skąd taki pomysł? – spojrzał swoimi błękitnymi oczami prosto w moje. - Czy kiedykolwiek cię wyśmiałem?
- No nie... - przyznałam cicho.
- Widzisz? Więc mów śmiało, bez krępacji.
- Kiedy byłam tam z nim, rozpętała się burza. Ale to nie była taka zwykła burza… Wyczułam w niej coś wrogiego… nadprzyrodzonego…
- Czarno-magicznego? – domyślił się.
- Tak! To znacz, że mi wierzysz? – spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, jesteś córką aurorów, musisz być dobra w te klocki – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu.Drgnęłam lekko.
- Nie zawsze… Jednak tym razem byłam pewna, to znaczy, jestem pewna… - przełknęłam głośno ślinę. – Podejrzewam, że Philip nie zdążył wrócić na czas i mógł dostać się w łapy tego czegoś lub raczej kogoś, kto wywołał tę burzę… - po moich słowach. zapadła cisza, którą po chwili przerwałam ja sama, przypominając sobie o kimś nagle. – A co z Lexi? Ona też zaginęła?
- Z tego co mi wiadomo to nie… - odparł Damon po chwili namysłu.
- Dziwne…
- Nawet bardzo.

 ***

W sypialni zostałyśmy już tylko ja i Ivanne, która dopiero co się obudziła.
- Cześć, Elenooo –  ziewnęła, przeciągając się sennie. – Wszystko w porządku? – spytała, kiedy zobaczyła, że spaceruję nerwowo po pokoju
- Philip nie wrócił na noc – oznajmiłam rzeczowo.
- I co w tym dziwnego? Może był na nocnej schadzce z tą swoją Puchonką, jak jej tam? Rosalyn Everbon? – Ivanne nie wyraziła tą informacją większego zainteresowania.
- Philip? Poważnie? – uniosłam wysoko brwi w geście niedowierzania. – Nie chcę być nie miła, ale przecież Rosalyn nawet by na niego nie spojrzała odkąd ma tego swojego Lucasa z szóstego roku... Wiesz, jaka ona jest. Leci tylko na starszych.
- W sumie masz rację… - przyznała, wywlekając się z łóżka.
- Mówię ci, coś musiało się stać. Damon jest tego samego zdania.
- Eleno, czy ty czasem nie przesadzasz? Masz jakieś powody, aby przypuszczać, że coś jest nie tak? – pytała. Nadszedł czas na uświadomienie i jej odnośnie moich przeczuć.Opowiedziałam więc Iv wszystko to, co Damonowi.
- Jesteś całkowicie pewna, że to nie były zwykłe motylki w brzuchu na myśl o Cedricu? – spytała Ivanne, wiecznie  sceptycznie nastawiona do moich przeczuć. Przyjaciółka uważała, że przez to, kim są moi rodzice, zaczynam świrować jak Szalonooki Moody, którego niestety już  nie ma wśród nas.
- A więc nie wierzysz mi, tak? – spytałam, odwracając się do niej plecami. – Myślałam, że w choć tak ważnych sprawach, będę mogła liczyć na ciebie, Iv,, no ale cóż! Zbyt wiele oczekiwałam…
- Oj wierzę ci, wierzę – powiedziała, obejmując mnie po siostrzanemu. – Już się tylko nie dąsaj. Po prostu nadal mam problem z tymi magicznymi przeczuciami, bo ja takich nigdy nie miałam. To dlatego często mi w nie wierzyć... W dodatku nie wiem o czarach i innych magicznych takich tam więcej, niż się tu nauczę, no bo od kogo? Tak to jest jak tata jest mugolem, a mama unika rozmowy o magii w domu.
- Dobra, wybaczam ci! Tylko nie bierz mnie na litość - zaśmiałam się.
- Wiedziałam! – pisnęła i objęła mnie mocniej.
- Tym razem – wykonałam gest, który znaczy „mam cię na oku” i obie się roześmiałyśmy. – Okey, już dość, dusisz!
- Oj, przepraszam – powiedziała, po czym spojrzała na zegarek – Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?! Nie wyrobię się! – zaczęła lamentować. – Spóźnię się na śniadanie…
- To na co czekasz? Masz dwa wyjścia : zostać tu i biadolić lub iść, ubrać się i biadolić po drodze do klasy. Pospiesz się, Damon czeka w salonie.

***
- Nareszcie! – mruknął Damon, czekając na nas. Teraz w  całym dormitorium byliśmy już tylko my.– Dłużej się nie dało?
- Oj, nie marudź Damon… - ziewnęła niewyspana Ivanne.
- Philip nadal nie wrócił? – spytałam, mając nadzieję, że chłopak jednak znalazł drogę do dormitorium Ravenclaw.
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Mam tylko nadzieję, że nic mu się nie stało. Wiesz… gdyby to ktoś inny nie wrócił na noc, nie przejmowałby się chyba nikt, ale każdy wie, że Philip jest za „grzeczny”, aby łamać regulamin. Zawsze bał się Filcha… - westchnął.
- Oby szybko się znalazł…  - powiedziałam cicho. Coś tu ewidentnie było nie tak. Najpierw ta burza, teraz to...
 Ruszyliśmy na śniadanie. Ku naszemu zdziwieniu, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, zobaczyliśmy profesora Blake’a, stojącego przy mównicy. To dziwne, ponieważ nigdy nie przemawiał podczas śniadania. Szybko zajęliśmy miejsca przy stole Ravenclaw, po czym odwróciłam się do Sophie Rose, siedzącej obok dziewczyny, również z piątego roku.
- Wiesz może o co chodzi? Przecież nikt nie wygłasza przemówień i ogłoszeń tak rano…
- Może chodzi o to, że Philip zniknął… - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Widać nie tylko my zauważyliśmy jego nieobecność, z tą różnicą, że nas to interesowało, a Sophie sprawiała wrażenie osoby, którą obchodzi to tyle co zeszłoroczny śnieg. Zaraz okazało się, że dziewczyna miała rację, ponieważ profesor odkaszlnął teatralnie, by zwrócić na siebie uwagę, i powiedział:
- Drogie uczennice, drodzy uczniowie! Tym, którzy jeszcze nie wiedzą, chcę powiedzieć, że wasz kolega, Philip Jeffrey zaginął – po sali rozeszły się nerwowe poszeptywania i ogólne przejęcie. – Zarówno wy wiecie, jaki i ja wiem, że to do prefekta Krukonów nie podobne. Mimo wszystko nie robiłbym takiego szumu w tej sprawie, gdyby nie pewien anonim, który został mi dziś rano podrzucony do gabinetu...I którego treści nie poznacie. Jeśli którekolwiek z was go zobaczy, niech natychmiast mi o tym powie. Mam pewne podejrzenia odnośnie tego, co się z nim stało, lecz na razie jest zbyt wcześnie, aby o tym mówić głośno. W tej chwili mogę wam powiedzieć tylko jedno: uważajcie na siebie i nie wychodźcie wieczorami sami. To wszystko. Smacznego!  - zaczęliśmy jeść, a wielu zaintrygowanych słowami dyrektora uczniów, spekulowało jeszcze długo odnośnie tego, co mógł mieć na myśli profesor. My oczywiście też o tym rozmawialiśmy, ale później, na osobności... Przez to wszystko całkowicie przeszedł mi apetyt na jedzenie. Nie była w stanie nic w siebie wepchać, tylko wypiłam szklankę soku dyniowego. Nic więcej. Ivanne, wciąż twierdząc, że "się odchudza", skapnęła tylko trochę dyniowych pasztecików. Damon natomiast miał na talerzu po trochę wszystkiego, przez co już nawet nie można było rozróżnić, co jest czym. Cały Smith... Jemu apetyt zawsze dopisywał. W końcu nadszedł czas na sowią pocztę.  Do Wielkiej  Sali wleciało chyba ze sto sów najróżniej upierzone. Do mnie podleciał moja ukochana uszatka, Hermia, z małą paczką w dziobie. Upuściła mi ją na wyciągnięte dłonie, po czym usiadła przede mną na stole i spojrzeniem dała mi znać, że oczekuje „zapłaty”. Położyłam sobie przesyłkę na kolana i zajęłam się moim maleństwem.
- No masz, już masz – powiedziałam, podając jej kawałek chleba jedną ręką, a drugą głaszcząc po główce. Hermia zahuczała zadowolona, po czym wzbiła się w powietrze i odleciała do sowiarnii. Zabrałam się za otwieranie paczki od rodziców (bo kto inny mógł to przysłać?). W tym samym czasie przyleciały  również sowy dla Damona i Ivanne.
- Co to za gazeta, Iv? – spytał chłopak, dobierając się do swojej paczki z babeczkami domowej roboty. – Częstujcie się – powiedział, podsuwając nam pudełeczko. To był jedyny plus pani Katheriny Smith - umiała doskonale piec.
- To, drogi Damonie, jest „Nastolatka”, moja ulubiony magazyn – powiedział Ivanne, częstując się wypiekiem mamy przyjaciela.
- Jakieś babsko – mugolskie pisemko? – spytał, posyłając jej zadziorny uśmiech i jednocześnie uchylając się przed „śmiercionośnym” ciosem "babsko – mugolskim pismem".
- Może i jest mugolskie, ale jakie ciekawe! Odkryłam je będąc u wujka w Londynie, a co to za paczka, Eleno? – zainteresowała się Ivanne, posyłając wciąż śmiejącemu się Damonowi lekkiego kuksańca w brzuch.
- Jaka paczka? Ach, to – zaczęłam, wyrwana z zamyślenia. – Nie otworzyłam jej jeszcze do końca, czekaj…  - powiedziałam, rozrywając kawałek papieru, w który owinięta była jej zawartość. – To jakiś list i … naszyjnik? – zdziwiłam się. Zaczęłam obracać między palcami  srebrne, wysadzane niebieskimi klejnocikami cudeńko. Zdawał się być bardzo stary, lecz nadal piękny. – Jestem w szoku, przez całe cztery lata nauki rodzice nie przysyłali mi nigdy biżuterii, nawet na urodziny. No może raz kiedyś na Gwiazdkę, ale to się chyba nie liczy, bo to był jakiś aurorski gadżet…
- Może to też jakiś „aurorski gadżet”? – podsunął Damon, spoglądając z zaciekawieniem na naszyjnik.
- Wygląda raczej niewinnie… Ale jest śliczny! – oznajmiłam, nakładając go na szyję.
- Wygląda jak stworzony specjalnie dla ciebie. Wyglądasz w nim pięknie, nawet te klejnociki są w kolorze twoich oczu. Rodzice się postarali – zachwycała się Ivanne. Uśmiechnęłam się do niej, po czym otworzyłam dołączoną do wisiorka kopertę i zaczęłam czytać:

„Droga Eleno!
Być może ta wiadomość okaże ci się dziwna, ponieważ tam, w Hogwarcie zapewne wszystko wydaje się być w porządku, lecz niestety są to złudne odczucia. Ja i twój tata dostaliśmy właśnie wiadomość, że Neymar Berrge znów jest na wolności. Wiarygodne źródła donoszą, że może on kręcić się w okolicach szkoły, chyba że już tam jest. Pamiętaj, iż jest on wielce niebezpiecznym, parającym się czarną magią szaleńcem, który postawił sobie za cel zlikwidować każdego, kto jest mu przeszkodą na drodze do celu. Gdyby coś podejrzanego miało miejsce w Hogwarcie, od razu wyślij nam sowę. 
                                                                                                                                    Mama
PS  Powierzam ci amulet florijski. Używaj go mądrze i zawsze miej przy sobie.”
- Co to amulet florijski? – spytała, zaglądająca mi przez ramię Ivanne.
- Sama nie wiem… - odparłam.
- Ja wiem – zaczął Damon, a my wbiłyśmy w niego zaciekawione spojrzenia. – To taki medalion, który ochrania właściciela przed czarno magicznymi zaklęciami. Ale ma też inne zastosowanie… Dzięki niemu możesz zmienić się w dowolną osobę, na jak długo chcesz – wytłumaczył, nie przestając jeść.       
- To trochę jak eliksir wieloskokowy, nie?  - spytała Ivanne.
- Nie do końca. Eliksir wieloskokowy bardzo długo się waży, działa tylko godzinę, a do jego stworzenia potrzebna jest cząstka tego, w kogo chcemy się zmienić, a posiadacz amuletu florijskiego może się przemienić w dowolnej chwili i na dowolny okres czasu – wyjaśnił Damon. Jego błękitne oczy lśniły ekscytacją. - Tylko pomyśl, do czego możesz go wykorzystać...                                               
- No nieźle – stwierdziłam, popijając sok. - Może się przydać, jak znów będę podkradała coś Slughornowi.
- Witaj, piękna – odezwał się nagle jakiś męski głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do uch Cedrica.
- Cześć – przywitałam się, odwzajemniając natychmiast uśmiech. – Czemu nie siedzisz z resztą?
- Bo chciałem cię zobaczyć – odparł czarująco. – Hej! – przywitał się z Ivanne i Damonem.
- Cześć – odpowiedzieli chórem, z tą różnicą, że głos Ivanne był pewien entuzjazmu, a Damona raczej mrukliwy. Chyba nie przepadał za Cedricem…
- O, słodki jesteś. Siadaj do nas, jest tu trochę miejsca – zaproponowałam.
- Jeśli twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko, to chętnie… - w tym momencie spojrzał na Ivanne i Damona w oczekiwaniu na przyzwolenie.
- Jasne… Siadaj – rzucił Damon i nawet posłał Cedricowi słaby uśmiech. Bo to chyba miał być uśmiech... Tak czy inaczej, Smith teraz wyglądał bardziej, jakby coś go bolało, niż jakby rzeczywiście cieszył się na widok Ceda. Co jak co, ale marny z niego aktor.
- Dzięki – usiadł między mną a Ivanne, po czym objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Jeny... Ced naprawdę wziął sobie do serca naszą wczorajszą rozmowę o flirtowaniu. Poczułam motylki w brzuchu. Cedric szepnął mi coś do ucha. Zachichotałam, a Damon wywrócił oczami. – Jaki piękny wisior, pasuje do ciebie – pochwalił nagle Cedric.
- Dziękuję, też mi się podoba – odpowiedziałam, uśmiechając się. Mój przyjaciel wstał nagle od stołu i bez słowa odszedł w stronę drzwi.
- Co go ugryzło? – spytał Cedric, odprowadzając go ciekawskim spojrzeniem.
- No właśnie, o co mu chodzi? Może ty wiesz, Ivanne?
- Będzie lepiej, jeśli ty go o to spytasz – stwierdziła, rzucając mi wymowne spojrzenie. – Ja też już się najadłam… Do zobaczenia na lekcjach – pożegnała się i pobiegła za Damonem.

Meridiane Falori ^^^
Jak wam się podobało? Wiem, słabe, ale obiecuję, potem będzie lepiej ;) Słowo Ślizgonki :D
PS Nowego rozdziału możecie się spodziewac za 2 - 3 tygodnie, bo wyjeżdżam ;*

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 3 : Cedric Whiteford

- Szybciej, Eleno! Dobrze wiesz, że jeśli spóźnimy się na eliksiry, Slughorn da nam dodatkową pracę domową! Nie chcę spędzić wieczoru, mieszając w kociołku – poganiała mnie Ivanne.
- No przecież już idę! Nie mogę pozwolić, żeby Cedric Whiteford zobaczył mnie taką potarganą! – odpowiedziałam, przeczesując pośpiesznie szczotką moje długie blond włosy. – Gotowa!
- No nareszcie! Idziemy – zakomenderowała, przestraszona wizją karnej pracy domowej przyjaciółka. Wyszłyśmy przez wielkie, drewniane drzwi z pokoju wspólnego i zbiegłyśmy po schodach północnej wieży, w której to znajdował się salon Ravenclaw, rozwodząc się przy tym nad pięknymi oczami Cedrica.
- Mówię ci, nigdy nie widziałam piękniejszych, zielonych oczu! – westchnęłam.
- Idealnie pasują do tej jego brązowej czupryny! – zachwycała się Ivanne, wymachując kociołkiem, w którym miała podręcznik i różdżkę.
- I to jak! – przyznałam. – A tak zmieniając temat, nie wiem czemu, aż tak przejmujesz się tymi eliksirami, to dopiero pierwszy dzień szkoły, zaledwie wczoraj było rozpoczęcie roku, na pewno nic nam nie zada…
- No nie wiem, Eleno… Ty jakoś sobie radzisz na lekcjach Slughorna, ale ja nie…  Eleno? Co to za uśmiech? Zawsze masz taki, kiedy coś kombinujesz…
- Słyszałam od Kate Pirsone, że wpadłaś w oko Scottowi Kennediemu, wiesz temu wysportowanemu blondynowi od Gryfonów, bliźniakowi Cristal. Zawsze możesz go poprosić o pomoc... – powiedziałam, uśmiechając się zadziornie. - Douczanie nie jest złe...
- Serio? – ożywiła się nagle Ivanne. Moja przyjaciółka uważała Cedrica za nieziemsko przystojnego, ale to w Scotcie była zakochana po uszy. - Tak się cieszę! - pisnęła, ciesząc się jak dziecko, niestety szybko spoważniała. - A co jeśli Kate żartowała? Może tak naprawdę nie jestem w jego typie… - zaczęła desperować, wymachując nerwowo kociołkiem. W końcu rozkołysała go tak mocno, że wypadła jej z niego różdżka i poturlała się po schodach, prowadzących do lochu. – O nie! – pisnęła Ivanne i pobiegła szybko za nią.

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 2 : Nowy rok czas zacząć

Gdy całą trójką przekroczyliśmy próg Wielkiej Sali, przywitał nas znajomy harmider. Głośnych rozmów i śmiechów uczniów, widzących się w znacznej większości po raz pierwszy od czerwca, zdawało się nie być końca. Każdy każdemu opowiadał w najdrobniejszych szczegółach, jak spędził wakacje i jakich 
dziwnych mugoli spotkał w międzyczasie.  Kiedy w końcu udało nam się przedrzeć przez tłum Puchonów, tarasujących przejście między stołami Hufflepuffu a Ravenclaw, już nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy mogli usiąść... no powiedzmy "spokojnie".
- Jak mi tego brakowało - mruknął Damon, krzywiąc się lekko od hałasu.
- Oj, nie narzekaj - Ivanne machnęła lekceważąco ręką. - Zachowujesz się jak dziadek - skarciła go po chwili ze śmiechem.
- Nie moja wina, że w moim domu zawsze panuje grobowa cisza, niczym w kostnicy - dosłownie i w przenośni - i jakoś jestem lekko nie przystosowany do tych wrzasków - odparł jej z krzywym uśmieszkiem Smith.
- Nie przesadzaj, na pewno nie jest tak źle... - rzuciłam w stronę Damona, posyłając jakby "pokrzepiający" uśmiech. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że z nędznym efektem.
- Naprawdę? - chłopak uniósł wysoko brwi. - Kiedyś, gdy się pokłóciłem z rodzicami, przez tydzień nikt do nikogo się nie odzywał. Oni nie rozmawiali ze mną, ja z nimi, a potem i matka z ojcem wzajemnie przestali do siebie mówić, po tym jak całą noc kłócili się, kto mnie tak źle wychował -odparł, siląc się na nonszalancki ton. - Mam już ambitny plan, żeby wybudować sobie szałas na szkolnych błoniach, aby nie musieć już wracać do tego wariatkowa.
- Nie przejmuj się tym teraz - próbowałam go pocieszyć. - Przed tobą jeszcze jakieś dziesięć miesięcy spokoju. Nie myśl o tym teraz - nakryłam jego dłoń swoją i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Damon odwzajemnił uśmiech, choć z początku niepewnie.
- Czekaj, dziesięć miesięcy? - Ivanne zmarszczyła brwi. - A co z przerwą świąteczną?
- Moja rodzina nie obchodzi świąt, więc ani ja, ani rodzice nie odczuwamy potrzeby, abym wracał do domu "w ten szczególny" dla wszystkich, tylko nie dla nas, czas - wyjaśnił jej chłopak. - Przecież przyjaźnimy się już tyle lat, mówiłem ci o tym!
- No wiesz... Zawsze mi to jakoś umykało... - odparła mu Ivanne, rumieniąc się aż po końcówki włosów.
- Jak byłaś zajęta Scottem, to się nie dziwię, że ci umknęło - mruknęłam cicho pod nosem, wymieniając z Damonem rozbawione spojrzenia. 


piątek, 20 czerwca 2014

FANPAGE CZTERECH ŻYWIOŁÓW JUŻ JEST NA FB

Witajcie, ponownie! :D
Zachęcam do lajkowania fanowskiej strony czterech żywiołów ;) CIEKAWOSTKI, ZDJĘCIA, INFORMACJE O ROZDZIAŁACH :) Jeśli lubicie czytać POFE i nie wstydzicie się tego przed znajomymi, zachęcam do polubienia :)

FANPAGE TAJEMNICY DARK HIGH NA JUŻ FB

Witajcie, moi kochani! :DDD
Postanowiłam założyć stronę na facebooku dla czytników Tajemnicy Dark High.
Nie zrobiłam tego, aby bawić się w jakiegoś fejma, ale żeby publikować tam różne ciekawostki o bohaterach, których nie znajdziecie w rozdziałach, dodatkowe zdjęcia, muzykę, informacje o rozdziałach. Będą tam także co jakiś czas różne gry dla umilenia czasu. Zachęcam do lajkowania,  jeśli czytacie TDH, chyba że się wstydzicie przed znajomymi na fejsie hahaha No, widać, gdzie trzeba kliknąć, żeby was na fanpage'a przeniosło :**  [Kliknij tutaj]

Meridiane Falori

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 1 : Początek

W pociągu Ivanne udało się zająć osobny przedział tylko dla naszej trójki. Wraz z Damonem i Iv mieliśmy sobie tak wiele do opowiedzenia. Co prawda w wakacje my dwie regularnie wymieniałyśmy się nie tylko listami, niesionymi przez sowy, ale czasami i SMS-ami. Pochodząca z w połowie mugolskiej rodziny Ivanne postanowiła nauczyć mnie obsługiwać niektóre zdobycze technologiczne zwykłych ludzi, twierdząc, że nie chce jej się czekać, aż moja sowa doleci na miejsce. Ponieważ mimo wszystko wolałam tradycyjne, czarodziejskie metody, osiągnęłyśmy kompromis i korzystałyśmy na zmianę i z tego, i z tego. Niestety z Damonem jak w każde wakacje nie było żadnego kontaktu. Pomijając już fakt, że jego rodzice nigdy nie pozwalali mu korzystać z mugolskich środków komunikacji, to nawet nie udzielali zgody na jakiekolwiek inne sposoby porozumienia się z nami. O spotkaniu natomiast już w ogóle nie było mowy. Państwo Smithowie uznali, że ich jedyny syn nie ma prawa zadawał się z córką aurorów i szlamą (bo tak określali Ivanne, ze względu na to, że umiejętności magiczne odziedziczyła po matce - mugolaczce... co z tego, że jako czarownica półkrwi nie mogła być szlamą, ale i tak dla nich nią była -,-''). Matka i ojciec Damona zgodnie postanowili, że skoro nie mogą nas rozdzielić w Hogwarcie, to chociaż na okres wakacji odseparują go od reszty. 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

piątek, 6 czerwca 2014

Prolog

Na dworcu Kings' Cross tego dnia były tłumy. Jak co roku magiczni oraz mugolscy rodzice żegnali swoje dzieci, wyruszające, by zacząć nową przygodę z Hogwartem. Niektórzy byli podekscytowani, ale także niepewni; nie wiedzieli, jak tam jest. Natomiast ci, którzy wiedzieli, nie mogli doczekać się odjazdu pociągu, aby tylko jak najszybciej wrócić do miejsca, będącego ich drugim domem.
Zapowiadał się raczej deszczowy dzień. Większość zebranych schroniła się pod dachem albo parasolką, jednakże nawet zła pogoda nie była w stanie ostudzić zapału młodych czarodziei. Rozejrzałam się po twarzach ludzi obecnych na King Cross. Znaczną większość znałam chociaż z widzenia. Udało mi się wyłapać z tłumu Sophie Rose i Eddiego Thorna z mojego domu i rocznika oraz kuzyna Alexa, którego przed siedmiu laty Tiara Przydziału również włączyła do Ravenclawu. Kątem oka zauważyłam także Cedrica Whiteforda, piekielnie przystojnego Gryfona o blond włosach i szarych oczach, którego mam na oku od ubiegłego roku. Do rzeczywistości przywołał mnie głos mamy:

czwartek, 5 czerwca 2014

Przywitanie :)

Witajcie :*
Nazywam się Meridiane Falori ( Sarikah Rossmary to moje drugie konto) i to jest mój 5 już blog :)
)Postanowiłam tu kontynuować wcześniej przerwane fanfiction, dziejące się w Hogwarcie w czasach po Harrym Potterze. Nowi bohaterowie, nowe przygody, nowy wróg, który pragnie zemsty na Elenie, córce aurorów, którzy wcześniej zamknęli go w Azkabanie.
Na razie nie mogę powiedzieć więcej, ale będzie gorąco ;) ( bez skojarzeń, zboczuchy ;) )
A to moje pozostałe blogi, w dalszym ciągu aktywne :

~ Meridiane Falori :*