piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 10 : Dziedzictwo


Przed wejściem do sali chorych  zastaliśmy dyrektora Blake'a, rozmawiającego właśnie ściszonym głosem z profesorem Johnem Merineyem, nauczycielem numerologii, który przejął wychowawstwo nad domem Krukonów, kiedy profesor Flitwick stwierdził, że nie ma już siły użerać się z kolejnym rocznikiem niesfornej młodzieży. Obaj mężczyźni stanowili swoje całkowite przeciwieństwo. Dyrektor Blake, nordyckiej urody i dobrze zbudowany czterdziestolatek, całkowicie poświęcony swojej pracy i profesor Meriney o śniadej skórze, zadziwiająco ciemnych oczach i włosach, charakteryzujący się raczej luźnym i zdecydowanie mniej odpowiedzialnym podejściem do życia. Cechami wspólnymi tych dwojga były chyba tylko płeć i wiek, no może jeszcze zagraniczne pochodzenie, gdyż z tego co wiem, dyrektor przyjechał do nas aż z Finlandii, a Meriney miał podobno arabskie korzenie. A może tureckie... Nie jestem pewna. Mimo tego, że jeden był przeciwieństwem drugiego, naprawdę dobrze się dogadywali. Blake często radził się Merineya, gdy nie wiedział, co robić. Do końca lekcji już nie odważyłam się zagadać do Damona. Mijaliśmy się na korytarzach, udając, że się nie widzimy, a kiedy już musieliśmy siedzieć razem, bo Dam nie miał się gdzie przesiąść, milczeliśmy, rozsunięci na same skraje ławki. Tak, wiem, to dziecinne, ale Smith zaczął... Okay, to też mogło zabrzmieć ciut dziecinne, więc może już przejdę do meritum, żeby dalej się nie pogrążać.

Po ostatniej lekcji tego dnia - Opiece nad magicznymi stworzeniami z profesorem Hagridem - zirytowana tą sytuacją Ivanne chwyciła mnie pod ramię, a Damona pod drugie, nim ten zdążył dyskretnie się oddalić, i  przysunęła nas do siebie. Byłam zaskoczona, że tyle siły mieści w sobie takie chucherko jak ona, ale jak widać panienka Louis to rasowa "cicha woda", która brzegi rwie.
- No dobra, słuchaj jedna z drugim - zaczęła z irytacją, zakleszczając mocniej swoje smukłe palce na ramionach moich i Smitha.- Wysłuchałam obu stron i rozumiem obie strony, a teraz, chcecie, czy nie, pogodzicie się. Umowa jest taka: o wszystkim zapominacie dobrowolnie i znów jest wszytko super albo....
- Albo co? - odburknął Damon, starając się na mnie nie patrzeć, choć dzieliło nas od siebie zaledwie kilka centymetrów.
- Cóż... sądzę, że zaklęcie Obliviate powinno załatwić sprawę - odpowiedziała mu w tym samym tonie. Powiedziawszy to, Ivanne puściła nas i wyjęła z kieszeni szaty swoją różdżkę. Była długa, bo mierzyła aż dwadzieścia cali, i wykonana z jarzębiny. Jej rdzeń stanowiło włókno ze smoczego serca.- To jak, dzieciaczki? Godzicie się po dobroci czy może mam wam pomóc? - spytała z szelmowskim uśmiechem, obracając ją między palcami.
- Nie zrobisz tego - rzuciłam całkowicie poważnie, spoglądając ukradkowo na Damona. W tym samym czasie chłopak też na mnie zerkną, a gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, oboje jak na zawołanie odwróciliśmy wzrok. 
- O, proszę was! - sapnęła Iv. - Poważnie? Myślałam, że zachowujecie się jak pierwszoroczni, ale się myliłam. Jest jeszcze gorzej.


- Życie to nie koncert życzeń - mruknął w dalszym ciągu rozdrażniony Smith.
Ivanne poczerwieniała na twarzy. Jej brązowe oczy ciskały w nas gromy, a z uszu wydawało się, że zaraz buchnie para. Była poważnie wkurzona. Iv nie trudno doprowadzić do szewskiej pasji, nic więc dziwnego, że znów nam się to udało, co niestety dotkliwie odczuła twarz Smitha.
- Auuu! - rzucił zaskoczony, łapiąc się za pulsujący policzek, w który uderzyła go dziewczyna. Oczywiście niemocno. Raczej tylko symbolicznie. - A to za co?!
- Ty już dobrze wiesz. Nie mam zamiaru dłużej znosić twoich fochów. A ty, Eleno, się śmiej, bo zaraz też oberwiesz - rzuciła do mnie ostrzegawczo, grożąc różdżką, tak jak się grozi palcem.
- Ale czego ty od nas właściwie oczekujesz? - mruknęłam w końcu, może trochę za ostro. - Sama widziałaś, że....
- Tylko nie mów: on zaczął, bo mnie szlag jasny trafi - uprzedziła.
- Nawet nie miałam takiego zamiaru.
- Ech, mniejsza o to - Ivanne westchnęła ciężko, przymykając powieki, po czym dodała już znacznie spokojniej. - Nie muszę wam chyba mówić, że zachowujecie się okropnie, a wasze wzajemne unikanie się jest wręcz śmieszne. Przyjaźnicie się od lat i nie pozwólcie, żeby poróżniła was taka drobnostka, taki banał! Więc proszę, przeproście się teraz i zacznijcie rozmawiać jak ludzie, bo na ten moment wasza komunikacja jest na poziome komunikacji trolli górskich.  "Przełożę mu maczugą przez głowę, to zrozumie" - powiedziała, przedrzeźniając nosowy bełkot tych jakże pociesznych istotek o gabarytach słonia i jednocyfrowym IQ.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Damon starał się zachować poważną minę, ale drgający kącik jego ust zdradzał rozbawienie.
- Może masz rację - westchnęłam, spoglądając na przyjaciela.  - Ja nie czepiam się ciebie, a ty mnie. Zgoda? - spytałam, wyciągając do niego rękę. Damon przez chwilę mierzył mnie bacznym spojrzeniem, a po chwili uśmiechnął się lekko.
- Chyba nie mam innego wyjścia, jeśli nie chcę zasłużyć na drugi policzek - odparł, ściskając zdecydowanie moją dłoń. Jego błękitne oczy, dużo jaśniejsze od moich, rozbłysły. Patrzyły na mnie ciepło, przyjaźnie. Dostrzegłam w jego spojrzeniu także inną nutę, dziwną, odmienną, której nie potrafiłam wtedy jeszcze nazwać, ale teraz wiem, że to była czułość.
- Dobry piesek. Widzę, że tresura przyniosła skutki - "pochwaliła" go Ivanne, uśmiechając się od ucha do ucha.
Damon przymknął powieki i zaczerpnął głęboki oddech. Przez chwilę milczał, jakby odliczał w duchu do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. Bałam się, że naprawdę jest zły, że naprawdę dotknęła go ta uwaga, kiedy nagle powiedział, posyłając jej typowy dla siebie ironiczny uśmieszek.
- Poczekaj do pierwszej pełni, a dostaniesz za swoje - oznajmił groteskowo przemiłym tonem.
Ivanne, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia osoby, która coś robi sobie z jego słów, skrzyżowała tylko ręce na piersi i powiedziała z udawaną dezaprobatą:
- Ojojoj - pokręciła głową. - Zły Damon. Za karę nie dostaniesz kosteczki.
- Jak ja nieszczęsny to przeżyję? Chyba rzucę się z rowu - mruknął zgryźliwie, na co Ivanne odpowiedziała mu wystawieniem języka. Fakt... bywała czasem lekko infantylna, ale i tak ją kochaliśmy.
- A przypadkiem nie do rowu? - spojrzałam na Damona spod uniesionej brwi.
- Co proszę?
- No bo powiedziałeś, że rzucisz się "z rowu" , a nie "do rowu", a nie można się rzucić z rowu, bo rów to rów, niżej wpaść już chyba nie można.
- A ja zaginam rzeczywistość i jako jedyny Anglik rzucę sięz rowu zamiast do rowu, i co mi zrobisz? - rzucił ze śmiechem.
- Kto bogatemu zabroni, co nie? - zachichotała Iv.
- W rzeczy samej.
- Spokojnie, na wystawieniu cię w psich konkursach piękności oboje skorzystamy jeszcze bardziej. Będziesz miał tyle kasy, że wykupisz sobie teren, wykopiesz rów i będziesz sobie skakał z niego do emerytury  - powiedziała, posyłając mu lekkiego kuksańca między żebra.
Damon wziął głęboki, pseudo uspokajający oddech, po czym powiedział, sztyletując ją spojrzeniem.
- Okay, moja cierpliwość się skończyła. Masz trzy sekundy na ucieczkę. Raz... dwa....
Damon nie zdążył doliczyć do trzech, bo jakby znikąd za nim pojawił się Hindley Davies. Stosunkowo niski Krukon z naszego rocznika o brązowych kręconych włosach i ładnych szarych oczach. Chociaż Hindley jest w naszym wieku, wygląda na dużo młodszego. Może nie tyle wzrost jest temu winny, jak dziecięce rysy twarzy, nadające mu wyglądu  małego chłopca.
- Czołem - przywitał się ubrany w trochę za dużą szatę chłopak, "salutując" nam nonszalancko na przywitanie.
- Cześć, Hi. Mam nadzieję, że masz ważny powód, aby przerywać mi polowanie na tą małą wiedźmę? - spytał uprzejmie Damon, odwracając się do niego.
- Wyzywasz mnie, wyzywasz, ale i tak mnie uwielbiasz - zachichotała Iv, mierzwiąc ciemne i proste jak druty włosy Smitha. Damon wywrócił tylko oczami i rzucił w odpowiedzi, uśmiechając się lekko pod nosem:
- Właśnie przestaję.
- Echm, ktoś mi wyjaśni, o co chodzi? - Hindley spojrzał na mnie pytająco, wskazując skinieniem głowy na toczących akurat łaskotkową batalię Smitha i Louis.
- Nie próbuj ich ogarnąć. Sama próbuję tego dokonać od jakiś pięciu lat i efektów jak nie było tak nie ma - odpowiedziałam, wzruszając ramionami.
- Dobra, to ja może przejdę do konkretów - Hindley podrapał się po kędzierzawej głowie. - Spotkałem na korytarzu dyrektora Blake'a. Prosił mnie, żebym wam przekazał, że macie w trybie natychmiastowym stawić się w skrzydle szpitalnym - wyrecytował jak szkolną formułkę.
- Chce widzieć nas wszystkich? - spytałam, upewniając się, że dobrze zrozumiałam.
- Eeeee..... Z tego co zrozumiałem, chodziło tylko o ciebie i Smitha - powiedział.
- Wiesz, czego może od nas chcieć? - Damon zmarszczył brwi, zawieszając walkę z Iv i nieoczekiwanie włączając się do rozmowy. Chociaż przez te kilka chwil miał trwać rozejm, chłopak wolał nie ryzykować, że Ivanne go zaatakuje znienacka, więc trzymał ją mocno za nadgarstki, ignorując szamotanie się dziewczyny i lecące wyzwiska.
- Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że to podobno pilne - odrzekł Hindley, wzruszając ramionami. - Emm... Damon... - zaczął ostrzegawczo, ale nie zdążył dokończyć.
- Co...? Auuu! - wrzasnął Smith, łapiąc się za stopę. Uwolniona Ivanne odskoczyła natychmiast w bok, dumna z siebie.
- Widzisz? Mówiłam, że masz mnie puści! Nie chciałeś, to teraz masz za swoje - oznajmiła, otrzepując teatralnie ręce.
- Oż ty...
- Eleno, bądź moją ludzką tarczą! - powiedziała, chowając się za mnie, kiedy Damon z ewidentnym zamiarem zemsty wypisanym na twarzy ruszył w jej stronę.
- Czy to aby nie ty chwilę temu prawiłaś nam kazania, że zachowujemy się dziecinnie, panno dorosła,  która właśnie zwerbowała swoją najlepszą przyjaciółkę na stanowisko ludzkiej tarczy? - rzuciłam przez ramię, spoglądając na nią z wyższością.
- Wydaje ci się.
- Yhm. Jasne - mruknęłam, po czym zwróciłam się do Hindleya. - Dzięki, Hi, ty nasz łączniku. To może my już pójdziemy sprawdzić, czego chce od nas Blake.
- To drobiazg. Narka - chłopak uśmiechnął się zawadiacko, po czym pobiegł w kierunku swoich kolegów, których dopiero co wypatrzył kawałek dalej.
- Chodź, Dam - skinęłam na niego. - Wiesz, że Blake nie lubi czekać.
- Już idę, idę - powiedział, zostawiając Iv w spokoju i ruszając za mną w kierunku drzwi wejściowych do szkoły.
- Ej, ale zdacie mi pełną relację, tak?! - zawołała za nami przyjaciółka.
- Sprawozdanie jeszcze dziś wieczorem znajdzie się na twoim biurku - zaśmiałam się.
- No ja myślę.

***

Po drodze zastanawialiśmy się, czego może od nas chcieć dyrektor i dlaczego mamy się spotkać akurat w skrzydle szpitalny, ale nie doszliśmy do żadnych sensownych wniosków. Pospiesznie, przepychając się przez tłum Ślizgonów, wychodzących właśnie z jednej z klas, pomknęliśmy do sali z żywymi schodami, aby zaniosły nas na najwyższe piętro bowiem to tam znajdowało się królestwo pani Pomfrey, szerszemu gronu znane jako szpital.
Gdy tylko nas zobaczyli, ich rozmowa momentalnie ucichła. Dyrektor wyprostował się i sztywno poprawił krawat.
- O, jesteście już - zauważył oficjalnym tonem, wymieniając spojrzenia z naszym opiekunem. Dawno nie widziałam go tak spiętego.
- Tak, Hindley powiedział nam, że pan nas chciał nas widzieć  - powiedziałam, przechodząc od razu do sedna.
- Istotnie... - odezwał się profesor Meriney, spoglądając z obawą na Blake. - Widzicie... jest to trochę delikatna sprawa.... Jesteście tu, bo wasz kolega, Philip, chciałby z wami porozmawiać. Ma wam coś ważnego do powiedzenia.
- Philip?! - spytałam nagle ożywiona. - Odnalazł się już? Jest tutaj?
Philip zaginął na początku tego roku szkolnego. Zaczęło się niewinnie. Raz nie wrócił na noc... Ale od tej jednej nocy minęło już naprawdę dużo czasu, a nikt nie dostał od niego nawet najmarniejszego znaku życia.
- Tak.... Odnalazł się... - przyznał Meriney, ostrożnie dobierając słowa.
- Dlaczego nic nam nie powiedziano? - wtrącił się Damon. - Cały dom się o niego martwi, nikt nie wiedział, co z nim. Chłopaki z naszego pokoju nawet porozwieszali plakaty z jego podobizną w calutkim Hogsmeade! Od kiedy Philip jest w Hogwarcie?
- Damonie...- w tym momencie do rozmowy wtrącił się dyrektor Blake. Wyglądał na zmęczonego. Pod jego błękitnymi oczami malowały się głębokie cienie, a płowe włosy sterczały każdy w inną stronę. - Philip odnalazł się w dniu ataku na ciebie i Elenę - powiedział ostrożnie mężczyzna.
Kącik ust chłopaka drgnął, ale starał się nie okazywać napięcia.
- Więc... Philip też został zaatakowany, tak...? - spytał niepewnie mój przyjaciel.
- Nie do końca... - westchnął Blake, przeczesując włosy dłonią. 
Wtedy  postanowił do akcji wkroczyć słynący ze swej bezpośredniości Meriney.
- Damonie, to Philip był wilkołakiem, który was zaatakował - powiedział.
- Co takiego?! - wyrwało mi się, podczas gdy Damon milczał zszokowany. Chłopak w  ułamku sekundy stał się jeszcze bledszy niż był wcześniej. Krew całkowicie odpłynęła z jego twarzy.
- To Philip was zaatakował - powtórzył spokojnie Meriney.
- Ale przecież to niedorzeczne! Phil... On nigdy by nam tego nie zrobił! - zaprotestowałam, lecz zaraz uświadomiłam sobie, że mój argument był inwalidą. Z tego co mówili mi rodzice, wiedziałam, że przecież wilkołak w momencie przemiany nie pamięta kim jest. Nie wie także, co robi, co się z nim dzieje. Jest w stanie zaatakować nawet swoich najbliższych.
- Ale kto go przemienił? - spytał ni stąd, ni zowąd Damon, odzyskując mowę.
- Zapewne ten sam człowiek, który nasłał go na was - odparł Blake, spoglądając na nas z troską i politowaniem.
Serce podeszło mi do gardła. Miałam wrażenie, że wszystkie moje wnętrzności zawiązały się w supeł. Czyli rodzice mieli rację, kiedy ostrzegali mnie w liście na początku września. Ten były Śmierciożerca naprawdę chce mnie dopaść. I to dlaczego? Z zemsty za to, że moi rodzice zamknęli go w Azkabanie. Tylko czemu zaatakował jeszcze i Damona? Dlatego, że był ze mną tamtego feralnego wieczora czy z jakiegoś innego powodu?
Widząc, że już otwieram usta, by zadać kolejne pytanie, Blake uniósł dłonie w geście uciszenia.
- Wszystkiego dowiecie się od Philipa. Wejdźcie już. Im szybciej to załatwicie, tym lepiej. Tylko proszę, bądzcie delikatni. Wiecie, że on tego nie chciał. Ma gigantyczne wyrzuty sumienia.
- Dokładnie - przytaknął Meriney, skinąwszy głową. - Musicie widzieć, że chciał z wami rozmawiać, jak tylko się ocknął po ponownej przemianie, ale stwierdziliśmy, że powinien trochę odczekać, dojść do siebie... Och, zresztą nieważne. Po prostu już do niego idźcie - ponaglił nas.
Skinęłam sztywno głową i nacisnęlam na klamkę od drzwi. Poczułam na swoich plecach rękę Damona. Jego bliskość dodała mi pewności i otuchy. Naprawdę cieszyłam się, że mam go przy sobie.
Od wejścia uderzył nas ten sam, dobrze już znany, zapach leków i środków odkażających.Światło wlewało się przez wielkie okna do sali oświetlając w większości puste łóżka, przykryte biała kapą. Właśnie na jednym z takich łóżek leżał Philip O'Connor. Krukon piątego roku o krótkich ciemnoblond włosach i  wąskich zielonkawych oczach. Na jego orlim nosie, pasującym do raczej surowej urody chłopaka, znajdowało się kilka brązowych piegów. Łuk brwiowy Philipa był pęknięty; widziałam kilka szwów. Jego wargi w kilku miejscach były pęknięte do krwi. Miały sinawy kolor. Natomiast pod owymi zielonkawymi oczami O'Connora malowały się wory świadczące o nieprzesypianych ostatnimi czasy nocach. Plus do tego miliard zadrapań na twarzy, szyi, rękach i sam Merlin wie gdzie jeszcze.
- Cześć – przywitałam się niepewnie, podchodząc do łóżka Philipa i siadając na jego skraju. – Jak się czujesz? – spytałam, lecz Phili nie odpowiedział od razu. Przez jedną krótką chwilę patrzył na nas jakbyśmy byli dla niego obcy, potem jego spojrzenie się zmieniło.
- W porządku… - mruknął po chwili namysłu.
- Trzymasz się jakoś? – odezwał się Damon z wymuszonym uśmiechem przyklejonym do twarzy, przysuwając sobie stołeczek bliżej łóżka Philipa. O'Connor spojrzał na niego oczami przepełnionymi bólem i żalem.
- Nie mi powinno zadawać się to pytanie… To ja powinienem spytać ciebie… Damon, przepraszam. Ja… ja nie chciałem… Naprawdę. Byłem pod jego kontrolą… - powiedział łamiącym głosem chłopak. 
W spojrzeniu Damona nie było jednak ani śladu złości, wręcz przeciwnie. Patrzył teraz na Philipa ze współczuciem. Widać było, że nie ma mu za złe tego, co się stało. Miał świadomość, iż wydarzenia tamtego dnia nie były jego winą.
- Słuchaj, stary – zaczął, kładąc mu rękę na ramieniu. – Nie masz mnie za co przepraszać. Nie winię cię – zapewnił całkowicie szczerze, lecz Philip w to nie wierzył.
- Przecież dobrze wiesz, że tak nie myślisz… - powiedział, a w jego głosie jeszcze wyraźniej rozbrzmiewało rozżalenie.
- Mylisz się. Naprawdę cię nie winię. Nie zadręczaj się tym, nie ma czym. To i tak niczego nie zmieni. Zresztą... bycie wilkołakiem nawet nie jest takie złe. Już zdążyłem się przyzwyczaić do tej myśli  – Damon cofną rękę i wzruszył ramionami. Wiedziałam, że kłamie. Zbyt dobrze go znałam. Byłam pod wrażeniem jak dobrze sobie z tym radzi. Ja kłamać nie potrafiłam. Ludzie od razu widzieli, że mijam się z prawdą. W sumie może to i dobrze. Przynajmniej byłam szczera.
- Nie ma czym? NIE MA CZYM?! -  zakpił z niego Philip.
- Phil, to owszem jest pewien problem, ale od tego się nie umiera – rzekł spokojnie, patrząc na mnie w oczekiwaniu, że się odezwę.
- Słuchaj, pięć lat temu, podczas bitwy o Hogwart, mojego brata ugryzł wilkołak... – chłopak spojrzał na mnie z ciekawością, a ja zaczerpnęłam powietrza, po czym kontynuowałam. – Na początku było trudno, ale z czasem nauczył się z tym żyć. Istnieją specjalne eliksiry znacznie łagodzące skutki przemiany  – na jego twarzy zamajaczył cień nadziei, ale zniknął prawie tak szybko jak się pojawił. – Wszystko będzie dobrze… - uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- A tak właściwie co się wydarzyło tej nocy? Dlaczego zniknąłeś? Kto cię zmusi, byś nas zaatakowałł? – odezwał się po chwili ciszy Dam.
- Nie pamiętam zbyt dużo… - westchnął. – Szedłem przez błonie w stronę lasu, gdy nagle pojawiła się ta burza – zmarszczył brwi. – Poczułem, że coś mnie łapie za nogę i wciąga między drzewa. Lexi, bo z nią wtedy spacerowałem, pisnęła przerażona i uciekła… Walczyłem przez chwilę, a potem ten ktoś wyrwał mi różdżkę z ręki i ją połamał… Uderzył mnie kilka razy w głowę. W którymś momencie straciłem przytomność… - głos mu się na chwilę załamał.
- I co było dalej? – spytałam łagodnie, mając świadomość, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło.
- Ocknąłem się.. właściwie sam nie wiem gdzie… To było chyba gdzieś pod ziemią… Był ze mną jakiś wysoki facet o strasznie jasnych włosach… Powiedział, że zostanę tu aż do pełni, a wtedy spełni się jego plan… Nie opowiedział mi go, a ja wolałem nie pytać, co to za plan… Bałem się wiedzieć. Chwilę przed wzejściem księżyca powiedział mi, że zaraz będę taki sam jak on i że.. że coś dla niego zrobię… On wiedział, że tam będziesz, Eleno. On to wszystko dokładnie zaplanował… 
- Kto? Kto to zaplanował? - spytał Damon, kiedy ja już znałam odpowiedź.
- Neeimar. Tak się nazywał - Philip wypowiedział to imię jak największe przekleństwo. Zmroziło mnie od środka, przeraźliwy chłód przeszył wszystkie moje kości. Właśnie o nim pisali mi rodzice. - Kazał mi ciebie napaść… Ale nie wiedział, że będzie z tobą Damon - głos Phila się znów na chwilę się załamał, a chłopak zakrył twarz dłońmi. – Odmówiłem. Wtedy mnie ugryzł… Poczułem straszny ból… Zacząłem się przemieniać się… Na początku, kiedy przemiana była jeszcze niepełna i zachowywałem resztki świadomości, stawiałem Neeimarowi opór, a wtedy on użył zaklęcia Imperius. Od tego momentu nie mogłem już zrobić nic, co byłoby sprzeczne z jego wolą… Obserwował mnie i was, patrzył na mój atak i naszą walkę – spojrzał  na mnie oczami przepełnionymi rozpaczą. Poklepałam go po ramieniu. – Widział wszystko… Miałem cię przywlec do niego żywą lub martwą – serce mi zamarło w piersi, gdy Phil wypowiedział te słowa. – Był wściekły, że zawiodłem. Potem zaatakował jeszcze kilka osób...  Chyba też uczniów. Kiedy dyrektor mnie tu zabrał, odetchnąłem z ulgą, poczułem się bezpiecznie, ale... w nocy znów go zobaczyłem. Neeimara. Przyszedł do mnie we śnie. Powiedział mi, że srogo zapłacę za porażkę, bo przecież cię mu nie dałem, a potem stwierdził, że nie ukarze mnie teraz, bo może jednak coś dobrego wyniknie z tamtego starcia... Zachowywał się jak obłąkany, mówił, jakby był szalony. Powiedział, że ciebie – przeniósł spojrzenie na Damona. – wcieli do swoich szeregów… 
Smith milczał. Siedziałam tak blisko niego, że słyszałam, jak bije mu serce. Choć w zasadzie teraz już nie biło, aktualnie waliło jak oszalałe, chociaż  on dalej starał się zachować pozory spokoju.
- Co? Jakich szeregów?! - pisnęłam cienkim głosikiem. Rozumiem, dlaczego ten cały Neeimar uwziął się na mnie, ale na Damona? Co on mógł mu zrobić?!
- Powiedział, że masz wielkie dziedzictwo… - Philip nie odrywał wzroku od niego. – Że znał twoją rodzinę. Że razem z nimi służy u boku Sami–Wiecie–Kogo. Że pomożesz mu w dojściu do władzy. On chce ciebie, Damonie, chyba nawet bardziej od Eleny - powtórzył Philip.
Po jego słowach zapadła grobowa cisza.
 
MERIDIANE FALORI
_____________________________________
No cześć :) Wiem, że dłuuuugo czekaliście na ten rozdział, ale mam nadzieję, że było warto. Chociaż ja ten rozdział uważam za średnio udany :( No ale ocena należy do was. Proszę skomentujcie chociaż jednym wyrazem, żebym wiedziała, co sądzicie. Przepraszam za wszystkie błędy, tylko szybko omiotłam tekst wzrokiem, bo już nauka mnie wzywa. Jak chcecie, żeby wasza Meridiane nie jechała na pałach, musicie jej to wybaczyć.
BTW Spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Że to zaginiony Philip jest sprawcą ataku?
Piszcie <3
BTW Mam nadzieję, że podoba wam się nowy wystój bloga ^^

19 komentarzy:

  1. Nareszcie dodałaś rozdział! Twój blog jest cudowny mniamniamniam *-* Dawno nie czytałam tak dobrego bloga. Do następnej notki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe ������ weny, kocham twojego bloga

    Thalia Reyna di Angelo

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super *_* Czekam na kolejny ;) Uwielbiam gdy w opowiadaniach są wzloty i upadki. Boję się co będzie dalej! Ale jednocześnie się już okropnie niecierpliwię! :o <3
    P.S Co to BTW? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. By the way - a tak przy okazji ;)
      cieszę się, że się podobało <3<3<3 mam nadzieję , że kolejny uda ni się niedługo wstawić :-)

      Usuń
  4. SPAM!!
    Chciałabyś mieć więcej czytelników, a nie wiesz jak ich zdobyć? Męczy cię reklamowanie się na każdym blogu nie wiedząc, czy ktoś przeczyta w ogóle twój spam? Mam dla ciebie super wiadomość! Rusza nowy blog: http://baza-opowiadan.blogspot.com/ mający na celu zebranie wszystkich opowiadań "do kupy"! Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega :) :) Mam pytanko jak wstawiłaś muzykę na bloga. Bardzo proszę powiedz!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawe, chociaż ja zmieniłabym tytuł, myślę że nie do końca pasuje do tego rozdziały;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Musisz częściej być z Siebie niezadowolona, bo świetny rozdział Ci wyszedł :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne czytam Twój blog od niedawna jest świetny zapraszam do mnie Slytherin najważniejszy

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć! Twojego bloga odkryłam niedawno, ale się w nim zakochałam po prostu, no. Nie jestem Krukonką tylko Gryfonką, tak mnie Tiara na Pottermore przydzieliła, ale miło przeczytać trochę innego bloga. Dodałam cię do znajomych na fb i się jaram :D Przeczytałam wszystkie rozdziały i wiedz, że będę regularnie wpadać.

    Notka zarąbista ;33 Extra, serio. Biedny Damon i Phillip. Likantropia jest nieprzyjemna... Szczególnie dla uczniów Hogwartu, jeszcze młodych. Biedacy :'(

    Nienawidzę Ceda! Jako że już w książce nie lubiłam Cedrica Diggory'ego teraz łatwiej mi go hejtować xD On jeszcze coś złego zrobi, tak czuję. Laluś, idiota i hołota xD Płatki jadam i do rymu gadam :P

    A ten Neymar... Czy to od piłkarza? Nie lubisz Neymara? Jeśli tak, witaj w klubie, nie cierpię go xD Zastanawia mnie tylko jak piątoroczniacy z taką swobodą mówią o Zaklęciach Niewybaczalnych. No ale Damon był wychowany w takiej właśnie rodzinie ;/

    Nie ogarniam narzekań na klawiatury na telefonach. Ja zawsze czytam blogi i komentuję z telefonu i jakoś piszę normalnie, więc nie kaman w czym rzecz...

    Podsumowując: Będę tu wpadać. Masz we mnie wierną czytelniczkę. Pozdrawiam cieplutko, życzę weny, dobrych ocen i czego tam jeszcze chcesz :D

    ~Marta ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Milo mi to słyszeć <3 cieszę się ze mam kolejną czytelniczek ^^ mam nadzieje ze kolejne rozdizlay także bd ci się podobać :-)
      Ps jeśli kiedyś by ci się nudzilo czekając na nowy rozdział tu, zapraszamy tez na pozostałe blogi. ;-)
      Ale do niczego nie zmuszam :-)
      Ps ja sama jestem ślizgonką, więc... :-D

      Usuń
  10. :) <--------------------------

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny *-*
    Te dogryzki Iv i ta ich "kłótnia" xD haha oni są świetni
    A co do tego, że to Philip, to kiedyś przeszło mi to przez myśl, ale i tak mnie zaskoczyłaś.
    Czytając pomyślałam "Ty, mogliby z tego zrobić kontynuację Harrego Pottera...ale faza, Polska była by takim hardkorem" xD
    Uwielbiam po prostu Twój styl pisania :*
    Życzę weny i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym zapomniała!
      Wygląd bardzo mi się podoba *-*
      Cudowny

      Usuń
  12. Co tu dużo mówić:
    super, świetny i genialny!
    Oby następny rozdział był jak najszybciej <3
    ~D.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny blog. Podoba mi się Twój styl pisania :) Będę tutaj zaglądać :3
    Zapraszam do mnie :3
    http://razem-do-konca-swiata.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny rozdział!
    Niesamowita historia!
    I te zakończenie!
    Weny oraz wesołych, wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo fajnie piszesz, choć to z Phillem było trochę przewidywalne
    Tak w ogóle to weny, dużo weny
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń