niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 7: Trudna rozmowa

Tego ranka obudziły mnie pierwsze promienie słońca, wlewające się do skrzydła szpitalnego przez kilka sięgających wysokiego sklepienia okien. Wszystko mnie bolało. Każde otarcie, każde zranienie. Czułam się podle po tym wszystkim, co się stało. Nadal nie mogłam się otrząsnąć. Rodzice odkąd tylko pamiętam przygotowywali mnie na takie sytuacje, ale teraz, gdy moje najgorsze koszmary stały się prawdą, nie łatwo było mi się uspokoić. Lecz mimo dręczącego mnie lęku, cieszyłam się, że uszliśmy z wczorajszego piekła z życiem. Naprawdę mieliśmy dużo szczęścia. Przynajmniej ja... Niestety Damon miał go nieco mniej... Przyrzekłam sobie, że zrobię wszystko, by pomóc mu uporać się z tym wszystkim. Wiedziałam, że i Ivanne pomoże. Dla niej też Damon był bardzo bliski.
- Śpisz jeszcze? - szepnęłam, odrzucając na bok sterylnie białą kołdrę szpitalną. Spojrzałam w prawo na leżącego na sąsiednim łóżku Damona.
- Nie śpię od jakiejś trzeciej w nocy - odpowiedział, obracając się twarzą do mnie. Był prawie tak samo blady jak pościel. Pod oczami miał sińce, na twarzy widoczne były liczne otarcia i zadrapania. Szyję Damona pani Pomfrey zabandażowała najlepiej, jak potrafiła. Na białym bandażu widziałam spore plamy od sczerniałej już krwi. - Jak się czujesz?  - spytał, siląc się na uśmiech, który i tak wyszedł mu dosyć blado. A i jego zazwyczaj wesołe, błękitne oczy teraz przepełnione były głębokim smutkiem i rozżaleniem, którego starał się nie okazywać.
- To chyba ja powinnam zadać ci to pytanie. Ty z nas dwojga jesteś bardziej poszkodowany - powiedziałam, po czym wygramoliłam się z pościeli i powędrowałam do Damona. - Jak rana? - spytałam z troską, siadając w nogach jego łóżka. - Bardzo boli?
- Znośnie - mruknął Krukon, a jego dłoń mimowolnie powędrowała do szyi. Gdy tylko palce chłopaka dotknęły miejsca, w które został ugryziony, skrzywił się, ale nawet nie pisnął - Bardzo znośnie.
- Rozumiem... Emm... Damon?
- Tak?


- Chciałam ci podziękować, że mnie nie zostawiłeś. Bez ciebie byłabym już martwa... Ale z drugiej strony... Gdybyś nie poszedł mnie dopingować na kwalifikacjach, nic by ci się nie stało. To wszystko moja wina... Mam wyrzuty sumienia - naprawdę czułam się potwornie. Gdybym nie próbowała dostać się do tej nieszczęsnej drużyny, w ogóle nie wyszlibyśmy z dormitorium, a gdybyśmy go nie opuścili, nic złego by się nie wydarzyło. Nasze życia nie byłyby zagrożone, a Damon nie musiałby teraz... Nie musiałby każdej pełni... Nie potrafiłam spokojnie o tym myśleć. Spokoju nie dawała mi też inna kwestia... Jak już byliśmy na temacie pełni i przemiany... Zachodziłam w głowę, dlaczego skoro tamten drugi, nowo stworzony wilkołak się przemienił, i Damon tego nie zrobił. Czyżby mógł powstrzymać przemianę? Nie... Przecież to niemożliwe. Ale jednak pozostał człowiekiem... Nigdy z czymś takim się nie spotkałam... Tristian, mój brat, również przemienił zaraz po ugryzieniu. Pełnia robi swoje... Z tego co zrozumiałam, nawet sam Blake nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć...
- Nie obwiniaj się, Eleno. To naprawdę nie twoja wina - powiedział łagodnie, obejmując mnie bratersko. - Kto mógł to przewidzieć?  Zresztą.... Nawet gdybym wiedział wcześniej, że jeśli z tobą pójdę, tak to się dla mnie skończy, i tak bym poszedł. Przecież nie zostawiłbym cię samej - jego blado niebieskie oczy rozbłysły, a na ustach pojawił się cień zawadiackiego uśmiechu.
- Mógłbyś powiedzieć to i ja bym nie poszła - odpowiedziałam mu, odwzajemniając ten uśmiech.
- Bo akurat byś mnie posłuchała - prychnął z pewnego rodzaju rozbawieniem.- Pewnie stwierdziłabyś, że jak zwykle jestem nadopiekuńczy.
Już chciałam mu coś na to odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. W tym momencie drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się z głośnym hukiem. Do sali wpadła zaaferowana Ivanne i Eddie Thorn. Widać było, że Ivanne ubierała się w pośpiechu. Szata była krzywo pozapinana, a rude włosy, które zawsze starała się układać z taką precyzją, teraz były związane w niedbały kok. Eddie, dobry kumpel Damona, wyglądał zresztą podobnie. Jego miedziane włosy miał całe potargane, dosłownie każdy sterczał w inną stronę. Ciemnobrązowe oczy rozglądały się nerwowo po sali, aż w końcu nas znalazły. Eddie i Iv wymienili krótkie spojrzenia, po czym rzucili się biegiem w naszą stronę.
- Damon, Elena! Co się stało?! - zawołała wystraszona Ivanne, z niepokojem przyglądając się pokiereszowanym nam i wielkiemu opatrunkowi na szyi Smitha.
- Blake przyszedł rano do dormitorium i powiedział nam, że wylądowaliście w... no tutaj w sensie - Eddie zrobił zamaszysty ruch, obejmujący całą salę szpitalną. Chłopak przysunął sobie taboret i usiadł przy łóżku Damona. Iv wzięła z niego przykład.
- No dokładnie. A jak zapytaliśmy, co się stało, powiedział, że sam nam powiesz, jeśli zechcesz - wtrąciła dziewczyna. - Swoją drogą napędziliście nam niezłego strachu, nie wracając na noc.
- No dokładnie. Już myśleliśmy, ze zaginęliście jak Philip - dodała Eddie, marszcząc gęste brwi. Przyjrzałam się mu baczniej. Pod czekoladowymi oczami z rzęsami tak długimi, że pozazdrościć mu mogła nie jedna dziewczyna miał lekkie sińce, świadczące o nieprzespanej nocy. Wydatne kości policzkowe, lekko zadarty nos, kilka piegów. Był dosyć przystojny. Nic dziwnego, że dwa lata temu Ivanne próbowała w niego wcisnąć eliksir miłosny.
- A więc? - Iv przeniosła zaniepokojone spojrzenie ze mnie na Damona, potem znów na mnie i znowu na Damona, i tak non stop. - Co się wydarzyło? Kto wam to wszystko zrobił...?
Spojrzałam ukradkowo na Damona. Zastanawiałam się, czy zechce powiedzieć to przy Edddiem. Nie wiedziałam, czy ufa mu na tyle... Wystarczy przecież, że dowie się o jego likantropii jedna niepowołana osoba i to wszystko rozpowie, a Damon może już do końca być wykluczony. Przecież nikt nie chce się zadawać z wilkołakiem, prawda? To okropne i egoistyczne ze strony innych ludzi, ale co zrobić? Niestety nie możemy wpłynąć na sposób ich myślenia i na to, że zachowują się, jakby wilkołactwem mogli się zarazić przez dotyk czy chociażby zwykłą rozmowę z taką osobą. No na brodę Merlina, nie mówimy przecież o grypie, tylko o likantropii. Grypą możesz się zarazić od kontaktu z taką osobą, ale wilkołactwem? Najgorsze jest to, że nikt nawet nie chce dać sobie wytłumaczyć, że większość wilkołaków (nie mówię o tych dzikich, tylko o normalnie żyjących w społeczeństwie) to ludzie tacy sami jak my, tylko, że z pewnym problemem. Niestety wielu czarodziejów zarażonych tą klątwą nie otrzymuje żadnego wsparcia ze strony otoczenia, które zamiast pomóc tym biedakom i pokazać im, że z tym da się żyć, robią wszystko, by do tego życia ich zniechęcić. Traktują ich jak trędowatych, ale to nie fair. Przecież ci ludzie nie prosili się o ugryzienie wilkołaka, prawda?! Jeśli żyją w zgodzie z ludźmi i nikogo nie krzywdzą, to dlaczego są napiętnowani? Jakim prawem? A do tego dochodzą te wszystkie godne pożałowania i zwyczajnie prymitywne żarty o "psach", bo tak też czasami określa się likantropów. Rzecz jasna pogardliwie. Nie wiem, jak tak można. Jestem tylko ciekawa, co ci ludzie by zrobili, gdyby sami znaleźli się w takiej sytuacji. Jakby się czuli na ich miejscu. Osobiście znałam wielu wilkołaków albo o nich słyszałam i znacząca większość z nich to naprawdę dobrzy ludzie. Annlyn Jewers, Healinee Corentt, Max Wellingm Tobias Torontoj, Malia Pays i wielu, wielu innych, że też już o moim bracie i świętej pamięci Remusie Lupinie, dobrym przyjacielu rodziny, nie wspomnę... Ale wiecie co? Myślę, że ta niechęć do likantropów bierze się głównie z niewiedzy. W świecie czarodziei, jak i nawet mugoli krąży wiele mitów na ich temat, ale niemal wszystkie są tak bzdurne, że aż szkoda tracić tlen na opowiadanie o nich. Natomiast o tym, jak jest naprawdę z wilkołakami, mało kto wie, bo mało kto pyta. Większość tych nietolerancyjnych świń wychodzi z założenia: "po co pytać, skoro wszystko doskonale wiem?". Problem jednak polega na tym, że nic nie wiedzą. Nic. I robią dokładnie tyle samo, czyli nic, by się nie dowiedzieć.
- No... Nie wiem, czy chcecie wiedzieć... - zaczął niepewnie Damon, patrząc wszędzie byle tylko nie Ivanne i Eddiemu w oczy. Widziałam, że trudno mu tym rozmawiać. Domyślałam się, że gdyby tylko mógł to najchętniej nic nikomu by nie mówił. Ale Iv powinna wiedzieć. A Eddie... To już zależało od Damona. Od tego czy ufa mu na tyle, by powierzyć mu prawdopodobnie jedną z największych tajemnicy, które może mieć chłopak w tym wieku.
- Co to za pytanie? - Thorn wymienił zdumione spojrzenia z Ivanne, a później ze mną. - Jesteś moim kumplem, trzymamy się już od pierwszej klasy, odkąd dałeś mi ściągać na transmutacji. Jasne, że chcę wiedzieć.
- Czekaj... jakim cudem udało ci się ściągać na transmutacji? - spytam zdumiona. - Przecież wykiwanie McGonagall graniczy z cudem!
- No wiesz, ma się ten talent - odpowiedział Eddie, wyszczerzając zęby w szeroki uśmiech.
- A więc? Co ci się stało, Damon? Co się stało wam obojgu? - nie dawała za wygraną Ivanne. Smith wahał się jeszcze przez chwilę, aż w końcu westchnął ciężko i powiedział:
- Ale musicie obiecać, że nie powiecie absolutnie nikomu. Nikt nie może wiedzieć, bo nie będę miał tu życia, jasne?
- Będziemy milczeć jak grób! - zadeklarowała się Iv, zamykając usta wyimaginowanym kluczykiem na wyimaginowaną kłódkę.
No i wtedy Damon postanowił im wszystko opowiedzieć. Zaczął od kwalifikacji do drużyny, potem streścił to, jak próbowaliśmy uciekać i przeszedł do walki, do której na końcu doszło.Widziałam, że z trudem przychodzi mu opowiadanie o tym. Nie dziwiłam się. Nikt nie lubi wracać wspomnieniami do takich chwil. Kiedy opowiadał, sama miałam ściśnięte z tego wszystkiego gardło... Jak tylko przypominałam sobie tego wilkołaka w lesie... Jego zębiska, te żółte ślepia... To było straszne. Mam szczerą nadzieję, że to ostatni z takich epizodów w Hogwarcie. Mam nadzieję, że już nikt nie będzie musiał ucierpieć. Ta...  Chciałoby się. Znając życie, jeszcze sporo musi się tu wydarzyć, żeby zapanował spokój. Przecież to Hogwart - szkoła w której jeszcze do niedawna mogła cię zabić Bijąca Wierzba, szkoła, w której swoich czasów trzymano trzygłowego psa imieniem Puszek, smoki i jednego bardzo aspołecznego Bazyliszka, który... no wszyscy wiedzą, co robił. Czekajcie... Co tu się jeszcze działo? A, no tak. Nie zapominajmy o tym, że parę lat temu uczył tu taki jeden facet, który z tyłu głowy wyczarował sobie Voldemorta! Odkąd usłyszałam tę historię, nie ufam ludziom w turbanach (co mi raczej nie pomogło zawiązywać nowych znajomości, kiedy byłam na wakacjach w Arabii Saudyjskiej). Ale pomijając to wszystko, Hogwart to naprawdę bezpieczne miejsce.... Tak... Najbezpieczniejsze zaraz po Azkabanie. W zasadzie chodząc do tej szkoły, jesteś całodobowo w grupie najwyższego ryzyka, ale przynajmniej się nie nudzisz. Chociaż taki plus.
Kiedy Damon doszedł do momentu, w którym opowiadał o swoim ugryzieni, Ivanne pobladła na twarzy. Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Eddie natomiast zrobił taką minę, jakby miał nadzieję,  że wszyscy zaraz wybuchniemy śmiechem i powiemy, że to wszystko to tylko kiepski kawał, a nie prawda. Ale niestety to była prawda.
- Pamiętajcie, że nie możecie nikomu o tym powiedzieć - przypomniał im chłopak zmęczonym, trochę bezbarwnym głosem. No tak, cały Damon. Zawsze będzie próbował nie okazywać emocji. Tak już został wychowany. W jego rodzinie, całej familii służącej "Czarnemu Panu", nie ma miejsca na rozczulanie się. Musisz być bezwzględny. Musisz być opanowany niezależnie od sytuacji. Musisz być skałą. Podobne rzeczy wpaja się młodym aurorom, tylko jest jednak jedna mała różnica między nimi a nami. Aurorów szkoli się, by pomagali ludziom i pilnowali bezpieczeństwa, a Śmierciożerców, żeby zabijali w imię najbardziej chorej ideologii na świecie. Kiedy sobie pomyślę, że gdyby Damon urodził się kilka lat wcześniej, albo gdyby Lorda Voldemorta nie pokonano 2 maja 1998 roku, mój przyjaciel mógłby być teraz jednym z tych zabójców... Mógłby być kolejnym Lestrangem, Greybackiem, Karkarowem, Rookwoodem, czy innym Dołohowem...
- Twoja tajemnica jest u nas bezpieczna - powiedział ze śmiertelną powagą Eddie, tak rzadko spotykaną u tego śmiejącego się niemal bez przerwy Krukona.
- Ale... ty teraz będziesz tak każdej pełni.... rozumiesz...? - spytała nieskładnie Ivanne, patrząc na bladą twarz przyjaciela. Jej duże zielone oczy były pełne współczucia i żalu.
- Na to wygląda - odpowiedział z krzywym uśmieszkiem Smith.
- Tak mi przykro... - szepnęła. - Ale nie martw się, pomożemy ci się jakoś z tym uporać. Zawsze możesz na nas liczyć.
- Ma się rozumieć - zawtórował jej Eddie.
- Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy - Damon posłał im słaby, ale wdzięczny uśmiech.
- Przyznaję, nie fajna sytuacja, ale pomyśl o plusach - ozwał się po chwili Eddie Thorn, a w jego ciemnych oczach zamajaczyły figlarne iskierki.
- Plusach? - spytałam, spoglądając na niego spod uniesionej brwi.
- Jak nadejdzie kolejna pełnia, ktoś może wybawić tego patafiana - Goldensona - na zewnątrz, a ty będziesz mógł go zjeść bez większych konsekwencji, bo nawiejesz, zanim ktokolwiek cię oskarży.
- Genialne, Eddie, genialne - rzucił z przekąsem i lekkim rozbawieniem Damon.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, ale ta cisza wcale nie była niezręczna. Każdy teraz myślał, co można powiedzieć pozostałym, kiedy spytają o bliznę na szyi naszego przyjaciela. Bo przecież prawdy się nie powie, a i zbywać bez odpowiedzi długo też się nie da... Myśleliśmy tak nad tym wspólnie, gdy nagle drzwi ponownie się otworzyły. Ale tym razem stał w nich Gryfon. Cedric Whiteford. Zdziwiłam się. Co on tutaj robił.
- Elena! - zawołał, podchodząc bliżej. - Usłyszałem że tutaj wylądowałaś! Co się stało? - pytał, ignorując Damona, Ivanne i Eddiego.
- Echm... Nic poważnego, ale dzięki za troskę - odpowiedziałam wymijająco.
- Pytałem panią Pomfrey o ciebie i powiedziała, że w zasadzie możesz już wyjść. Widzę, że spałaś w ubraniu, to nie musimy tu spędzić ani chwili dłużej. Odświeżysz się gdzie indziej.Chodź, zabiorę cię gdzieś, mamy sporo czasu do rozpoczęcia lekcji, odprężysz się trochę - zaproponował, podając mi rękę. Spojrzałam ukradkowo do Damona. Cedric pozytywnie zaskoczył mnie tą propozycją, ale wiedziałam, co powinnam mu teraz odpowiedzieć.
- Sorry, Ced, ale dziś nie mogę.
- Co? Dlaczego? - zdumiał się. Tak słodko marszczył brwi... Och, na brodę Merlina, skup się dziewczyno! - skarciłam samą siebie.
- Bo muszę tu zostać.
- Nie rozumiem. Przecież z tobą jest wszystko w porządku...
- Ale z Damonem nie, a to oznacza, że muszę tu zostać.
- Eleno, rozumiem, że to twój przyjaciel, ale ja jestem twoim chłopakiem i... chyba wypadałoby, żebyś i mi poświęciła trochę czasu. Smithowi chyba powinno wystarczyć, że siedziałaś z nim całą noc. Więcej nie trzeba. Nie przecież jesteś jego niańką - powiedział z pewną irytacją, odciągając mnie na stronę. Zaraz, zaraz.... "chłopakiem"? Albo to ja przegapiłam moment, w którym zaczęliśmy ze sobą chodzić, albo to on się "lekko" pośpieszył. Tak czy inaczej, nie chciałam teraz o tym gadać. Zirytował mnie. Nie wiedział co prawda, co jest Damonowi, no ale czy tak trudno się domyślić znaczenia pojęcia "przyjacielska lojalność"?
- Ced, czy gdyby twój najlepszy kumpel siedział poważnie chory w szpitalu twoje wsparcie dla niego zakończyłoby się na jednej wizycie, a dalej niech se radzi sam, tak?!
- Nie to miałem na myśli.... Ech.. posłuchaj, Eleno... - zaczął Cedric, spoglądając mi głęboko w oczy. Kiedy indziej rozpłynęłabym się pod wpływem tego spojrzenia, ale nie teraz. Aktualnie nie miałam ochoty nawet dać mu skończyć.
- Nie, to ty posłuchaj. Nie mam zamiaru zostawić tu Damona. Dopóki nie poczuje się lepiej, nie w głowie mi randkowanie i romantyczne pikniki. Dzięki za troskę i w ogóle, a teraz przepraszam, ale muszę wracać do reszty - rzuciłam najbardziej oschłym tonem na jaki było mnie stać, po czym obróciłam się na pięcie i odmaszerowałam w stronę przyjaciół. Cedric stał przez chwilę wyraźnie zbity z tropu, po czym bez słowa odszedł w stronę drzwi.
MERIDIANE FALORI ^^^
____________________________________
No cześć :) I co myślicie o tym rozdziale? :) Wiem, że trochę musieliście na niego poczekać, ale mam nadzieję, że było warto ;) Co wam się najbardziej podobało? Co było według was najlepsze, a co mogłoby wymagać poprawy? Piszcie <3
ZAPRASZAM DO LAJKOWANIA FANPAGE'A TEGO BLOGA (założonego przez jedną z czytelniczek) :
I zachęcam do dodawania mnie do znajomych na facebooku :) Często informuję tam o rozdziałach między innymi ;)

16 komentarzy:

  1. uwielbiam ten rozdział <3
    Och i kto tu bedzie tym złym D:
    wen y i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!
    Bardzo mi się podobało to jak Elena stawiła się Cedricowi. Tak trzymaj El! Nie daj się mu! :)
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Życzę weny!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super! Cedric to idiota, jak mógł tak powiedzieć i dobrze, że Elena postawiła mu się. Wrażenia super, tak jak po każdym rozdziale na tym blogu i innych (zwłaszcza na TDH). Życzę weny i czekam z niecierpliwieniem na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny ! Elena świetnie spławiła Ced'a <3 No i to, że przyjaciele zrozumieli i zaakceptowali Damona <3 KOCHAM <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! :D Głupi Cedric! ;/ Biedny Damon! :( Dzielna Elena! :D Tak w skrócie :3 No i cieszę się, że przyjaciele się od niego nie odwrócili <3
    Like na fanpage'u oddany! <3 Czekam na następny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny rozdział <3
    Ale Elena mu pojechała xD Biedny Ced :C Nie no dobra nie jest mi go żal, bo ja kocham Damonka <3 ^^ Tak mi go szkoda :( (wieem stanowczo przesadzam z emotikonkami...)
    Cieszę się, że Iv i Eddie to zaakceptowali i postanowili pomóc, a zwłaszcza Ed.
    Najbardziej w rozdziale podobał mi się bulwers Eleny dotyczący stosunku ludzi do likantropii i ten fragment o "bezpiecznym" Hogwardzie xD A zmieniać nic nie musisz ^^ Wszystko super.
    Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będzie trzeba tyle czekać bo ja nie wytrzymam :C Pisaj szybko.
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, jestem nową czytelniczką i kocham Twojego bloga!
    Piszesz fantastycznie.
    Jestem Krukonką, więc hdhsjdjdkdv ♥
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału
    ~D.

    OdpowiedzUsuń

  8. czekam na więcej
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  9. hahaahahaha dobrze mu (Cedowi) tak! :D nie moge sie doczekac nast., weny życze :D <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Uweilbiam twoje rozdziały i powiesci
    znii

    OdpowiedzUsuń
  11. Sory ze nie komentowalam ale mialam maly problem z internetem poprostu nie wczytywaly mi sie po dodaniu
    Uwielbiam twoje blogi <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawy blog. kocham Ravenclaw <3 Błagam pisz szybko kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  13. Hehe :D Nie pomyślałabym, że Elena tak postąpi z Cedem :O
    Ale przecież Damon ważniejszy :)
    Damon MA być z Eleną :)
    Biedaczek mój <3
    Teraz czekaćtylko na następną pełnie :/
    Wiem, że przyjaciele pomogą sobie w potrzebie :)
    Pozdrawiam, Weny i do nn :*
    <3 Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  14. O ludzie! To było genialne! Już teraz nie wiem, ale w pewnym momencie na moim ryjku pojawił się ogromny uśmiech, który nieco uniemożliwiał normalne czytanie... ale z tego co wyczytałam i sama myślę, to myślę że jest zajebiście.
    Lecę czytać kolejny rozdział i tam postaram się rozpisać :)

    OdpowiedzUsuń