niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 11 : Potrzeba akceptacji

Chwilę po usłyszeniu rewelacji, które padły z ust Philipa, Damon bez słowa zerwał się z miejsca i wyszedł z sali, tupiąc przy tym donośnie. Philip jęknął, widząc jego rozjuszenie.
- Może nie powinienem był mu mówić wszystkiego na raz... Może to było za dużo... - rzucił jakby sam do siebie, spoglądając z przestrachem na drzwi, za którymi chwilę temu zniknął Smith.
- Nie przejmuj się, to nie twoja wina - bąknęłam trochę na odczepnego, po czym popędziłam za Damonem. Kiedy wybiegłam na korytarz, nie widziałam go nigdzie; byli tam tylko Blake z Merineyem. Rozmawiali o czymś szeptem. Kiedy tylko mnie zobaczyli, zamilkli. Wychowawca już otwierał usta, żeby coś do mnie powiedzieć, ale ja udałam, że tego nie widzę i popędziłam przed siebie. Kiedy wyszłam ze skrzydła szpitalnego, rozejrzałam się po holu z ruchomymi schodami, szukając na którychś z nich Smitha. Nie było to łatwe, bo wszędzie aż roiło się od ludzi, a do tego ten cały gwar, ale w końcu udało mi się go odnaleźć - stał na schodach lecących ku parterowi. Przepchnęłam jest przez tłum chichocących Ślizgonek, blokujących dojście do owych schodów. Jeśli dobrze usłyszałam, rzuciły za mną jakąś niewybredną uwagę o moim nietakcie (szczegół, że same nie miały go za grosz) i o, cytuję, moich grubych nogach (których nie miały jak zobaczyć spod szerokiej szaty, ale to także szczegół). Nawet nie chciało mi się im odpowiadać. Aż żal tracić tlen na wdawanie się w dyskusje z takimi ewolucyjnymi bublami. Kiedy Damon był już na miejscu, ja dopiero dojeżdżałam do pierwszego piętra. Wychyliłam się przez barierkę i zawołałam go po imieniu, ale on nie zareagował. Nie wiem czy nie słyszał, czy tylko udawał, w każdym razie nawet się nie rozejrzał. Kiedy moje nogi ustały na piętrze parterowym, on zdążył już zniknąć za wielkimi rzeźbionymi wrotami, stanowiącymi wyjście z holu. Szybko podbiegłam do drzwi i wyleciałam przez nie jak wystrzelona z procy. Rozejrzałam się po korytarzu, teraz pełnym uczniów wszystkich domów. Cholera. Przepadł jak kamień w wodę. Przysięgam, że kiedyś zamontuję mu jakiś czip, żebym mogła go namierzać przez GPS-a. No co? Tak będzie o wiele szybciej niż za pomocą zaklęcia tropiącego... Uczmy się od mugoli, czasem też miewają dobre pomysły.


- Co jest grane? - usłyszałam nagle za sobą męski, tak dobrze znajomy głos. Aż podskoczyłam. Nienawidziłam, gdy ktoś zachodził mnie od tyłu. Obróciłam się na pięcie.
- Damon! W końcu jesteś! - wysapałam, trochę zmęczona biegiem przełajowym przez jedne schody do drugich i tego typu innymi atrakcjami po drodze, nad którymi nie chciało mi się rozdrabniać.
- Słyszałem, jak mnie wolałaś, ale był taki hałas, że byłoby podejrzane, gdybym usłyszał cię z takiej odległości, więc cię zignorowałem - powiedział beznamiętnie, chowając ręce do kieszeni prasowanych w kant czarnych spodni. - Zależy mi , żeby jak najdłużej zachować pozory... Choć i tak w końcu prawda wyjdzie na jaw - dodał jeszcze ciszej, starając się ukryć, towarzyszący mu ostatnio na każdym kroku, smutek za sztucznie nonszalanckim uśmiechem.
- Rozumiem... Ja... - przegryzłam nerwowo wargę, splatając palce za plecami.- Widziałam, jak zareagowałeś... na to co powiedział Phil... zresztą kto by tak nie zareagował...? Ja po prostu chciałam z tobą o tym porozmawiać... - zaczęłam dosyć nieskładnie, nie wiedząc, jak ubrać w słowa to co chciałam mu powiedzieć.
- Więc rozmawiajmy - Damon wzruszył z pozorną obojętnością ramionami.
Rozejrzałam się wokoło, przełykając głośno ślinę.
- Nie tu. Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy mieć pewność, że nikt nas nie usłyszy...
- Błonie? - zaproponował, spoglądając na mnie z ukosa.
- Błonie - przytaknęłam.
- Więc chodźmy - Damon rozkrzyżował ramiona, skinąwszy w stronę wyjścia, znajdującego się na końcu korytarza. Przytaknęłam głową i ruszyłam przed siebie. Ja przodem, a on za mną. Atmosfera między nami była tak gęsta i napięta, że miało się wrażenie, iż jedno słowo za dużo, a znów dojdzie do kłótni. Nie wiedziałam, dlaczego tak było. Przecież nie wydarzyło się nic, co mogłoby nas znów poróżnić, wręcz przeciwnie. Wspólne zagrożenie powinno nas do siebie zbliżyć, ale na to nie wyglądało. Przynajmniej nie teraz. Może... może jak trochę ochłoniemy po tym, co usłyszeliśmy... może będzie inaczej.
Kiedy wyszliśmy z budynku szkoły na zewnątrz, moją twarz powitał chłodny wiatr. Nieprzyjemny, suchy... Ciążące nad Hogwartem chmury zdawały się ważyć sto kilo - ciemne, ciężkie...
- Zanosi się na deszcz - mruknął Damon, nie wiem czy do mnie, czy raczej do siebie.
- W Anglii to żadna nowość, trzeba się przyzwyczaić i tyle - wzruszyłam ramionami.
- Zapomniałaś, że nie mieszkam w Anglii, tylko w Szkocji - odparł, posyłając mi sarkastyczny uśmieszek. - Na Ionie*, ściślej mówiąc.  Idealne miejsce dla ekscentrycznych czarnoksiężników, którzy nie przepadają za dużym stężeniem mugoli w obrębie najbliższych kilometrów.
- Eeee tam - machnęłam ręką. - To Wielka Brytania i to, więc... Może przejdźmy do rzeczy
- Wiem co chcesz powiedzieć - ozwał się Damon, spoglądając na mnie przenikliwie swymi bystrymi jasnoniebieskimi oczami.
Było tak zimno, że na dworze byliśmy tylko my sami, więc Damon nie musiał nawet ściszać głosu. Spacerowaliśmy ku jezioru, które było niegdyś miejscem jednej z konkurencji w Turnieju Trójmagicznego. Wiele o nim słyszałam, podobno to było wielkie wydarzenie swojego czasu... szkoda tylko że skończyło się tragicznie.
- Chcesz żebyśmy porozmawiali o tym z Blakiem, prawda? To taki "mądry dorosły", do którego powinny przychodzić głupiutkie dzieci, jeśli mają problem, czyż nie? -  głos miał przesycony ironią.
- A masz lepszy pomysł? - spytałam cicho, zatrzymując się na chwilę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Damon, to poważna sprawa. Ten czub zamierza mnie zabić, a ciebie przekabacić na swoją stronę. Nie chcę nic mówić, ale wątpię, żeby to był taki typ, który ze spokojem przyjmie odmowę, bo jak mniemam wcale nie zamierzasz na jego stronę przechodzić.
- Nie chcę, ale to nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru prosić Blake'a o niańczenie mnie i całodobowe trzymanie za rączkę, żeby a nuż, widelec Neeimar nie porwał mnie spod klasy.
- Ale musimy poprosić dyrektora o pomoc. Zresztą... on już i tak wszystko wie, więc może nawet nie musimy do niego chodzić. Jestem pewna, że sam wyciągnie do nas rękę.
- Nie chcę jego wyciągniętej dłoni. Nie potrzebuję niej - odparł oschle Damon, ściągnąwszy brwi. Jego bujne, chociaż niedługie czarne włosy rozwiewały się na wietrze. Podobnie jak nasze szaty. Mój warkocz był zbyt ciężki, więc on jako jedyny trzymał się na miejscu.
- Dlaczego? - spytałam z wyrzutem. - Naprawdę myślisz, że skoro ten świr już posunął się do porwania Philipa i to nasłania go na nas, nie zaatakuje ponownie?! Naprawdę chcesz, żeby coś nam zrobił?! 
- Proś Blake'a o ochronę, jeśli chcesz, ale mnie w to nie mieszaj - rzucił lodowato Damon, a jego chłodne spojrzenie przeszyło mnie na wskroś, aż po szpik kostny...
- Ale dlaczego? Nie bądź głupi! - warknęłam. - Myślisz, że znasz się na czarach, ale jeśli przyjdzie ci stanąć przed nim twarzą w twarz, rozgromi cię w kilka sekund! Żadne z nas jeszcze nie jest aż tak mocne. Nie bądź głupi - powtórzyłam raz jeszcze, tym razem spokojniej, szukając w jego oczach zrozumienia... Nie znalazłam go. Oczy tak jak cała twarz Damona pozostawały lodowate, beznamiętne, niczym u marmurowego posągu. Absolutnie nic nie wyrażały. Nie często widywałam go w takim stanie. Zupełnie go nie rozumiałam. Nie wiedziałam, co mu szkodzi zadbać o własne bezpieczeństwo. Jego rodzice uczyli go zaklęć przed którymi moi z kolei uczyli mnie się bronić. Żadne z nas nie było amatorem, który nie wie, jaką stroną trzymać różdżkę, ale... miałam świadomość, że mimo pobieranych przez nas nauk, nie mogliśmy się równać z potęgą byłego Śmierciożercy. Neeimar miał za sobą całe lata pracy u boku Sami-Wiecie-Kogo -w starciu z nim moglibyśmy być martwi jeszcze zanim zdążylibyśmy się zorientować, że ku nam pomknął zielony strumień światła, zwany Avadą Kedavrą.
- Moi rodzice znają się z Neeimarem. Można powiedzieć, że się przyjaźnili... - Damon zaczerpnął głęboki oddech, po czym kontynuował - Już i tak mają mnie za tchórza, bo nigdy nie chciałem uczestniczyć w naradach z Voldemortem, chociaż, gdy do nas przychodził, naprawdę nie rozumieli, jak mogłem odstępować od takiego zaszczytu. Nie popierałem szmalcowników i zwracałem rodzicom uwagę, kiedy pomiatali służącymi. A teraz przyjaźnię się z córką i aurorów i "wstrętną szlamą", bo oni za szlamy mają każdego, kto jest niepełnej krwi. (Szlamami nazywa się normalnie pogardliwie tylko mugolaków, ale państwo Smith do grona ''szlam'' wliczają i tych półkrwi). Już i tak mają mnie za słabego i nic nie wartego. Jeśli dodatkowo dowiedzą się o moim wilkołactwie i o tym, że chowam się za płaszczem nauczyciela, kompletnie stracą do mnie szacunek. 
- Więc to o to chodzi... - odezwałam się szeptem, czując, jak napełnia mnie współczucie dla niego. Nie ma to, jak nie mieć wsparcia we własnej rodzinie. Przecież rodzina jest podstawowym fundamentem naszej egzystencji. Bez niej... nie funkcjonujemy tak dobrze. Każdy z nas, choćby zgrywał największego chojraka,  tak naprawdę tak jak inni potrzebuje miłości, ciepła, zrozumienia i wsparcia. A Damon go nie ma. Bo jeśli dziecko robi wszystko, żeby tylko nie wracać do rodziny, jeśli żałuje, że rok szkolny trwa tylko dziesięć miesięcy, a nie całe dwanaście, to coś tu chyba jest nie tak, czyż nie? Matka i ojciec Damona mówią mu, że go kochają, mówią, że chcą dla niego jak najlepiej, ale nie patrzą, że on nie chce iść drogą Śmierciożerców. Nie chce iść ich drogą. Podczas, kiedy moi rodzice uczyli mnie czynić dobre rzeczy i pokazywali, że naprawdę słaby człowiek jest wtedy, kiedy poddaje się złu, on miał na odwrót. Pokazywano mu przez całe życie że zło jest potęgą, że tylko ono ma przyszłość i że szczytem odwagi jest zabijanie bez wyrzutów sumienia. Natomiast tych, którzy nie chcieli tego robić, nie chcieli zabijać, nie chcieli okaleczać i po prostu krzywdzić w każdy inny sposób, bo nie zatracili jeszcze sumienia, uważali za słabeuszy, nic nie wartych tchórzy... 
- Tak. O to co zawsze, bo o co innego mogłoby chodzić - prychnął posępnie Damon, odwracając wzrok. Dłonie miał zaciśnięte w pięści. Próbował nad sobą panować, choć trudno mu było o tym mówić.
- Damon... - szepnęłam, łapiąc go za rękę. Zaskoczony spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Choć wyraz jego oczu się zmienił. Był mniej chłodny, miej wrogi, mniej obcy... teraz po prostu widziałam w nich spokój i smutek, żadnych sztucznych emocji, żadnych pozowanych uśmiechów nie było już na jego ustach. Tylko smutek i spokój malowały się na jego twarzy. - Proszę cię, przemyśl to jeszcze. Rozumiem cię, ale... przecież tu chodzi o twoje... może nawet życie. Nie możesz ryzykować, byleby tylko udowodnić coś rodzicom. Proszę cię, nie rób tego...
Wargi Damona wykrzywiły się w lekki, znikomy i ledwo zauważalny uśmiech, ale... mimo wszystko to był uśmiech.
- Nie chciałabym cię stracić przez nich - powiedziałam, patrząc przyjacielowi w oczy.
- Doceniam, że tak się o mnie troszczysz, ale... musisz zrozumieć,że nie jestem już małym, chudym i chorowitym jedenastolatkiem, którego poznałaś pięć lat temu. Potrafię o siebie zadbać.  Pokaże im, że nie jestem sierotą, którą z byle czym leci po pomoc. Nie - pokręcił głową. - Poradzę sobie sam.
- Sam, mówisz? - nie wytrzymałam. Mój głos był ostry i oschły, puściłam jego rękę. Czułam, jak zalewa mnie desperacja. Nie potrafiłam do niego dotrzeć, nie potrafiłam go przekonać. Widać pragnienie akceptacji od jego rodziców było silniejsze od zdrowego rozsądku. - A co zrobisz,jeśli Neeimar cię zaatakuje, co? Co zrobisz, jeśli dopadnie cię, kiedy będziesz zupełnie sam? Tak że będzie już za późno na wezwanie pomocy? Kiedy to będzie niemożliwe?! Zapewne zaproponuje ci przejście na swoją stronę, a ty odmówisz. Naprawdę myślisz , że da ci wtedy spokój? Damon! On cię zabije, jeśli tylko mu się sprzeciwisz! Aż tak ci zależy, żeby zakończyć swój żywot w wieku lat piętnastu? - nie wiedziałam już, jak mam z nim rozmawiać. Wiedziałam, że mój głos staje się piskliwy, załamuje się, a oczy zaczynają piec. Zależało mi na nim. On i Ivanne... Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Kochałam ich. Damona jak brata, a Ivanne jak siostrę. Nie przeżyłabym, gdyby któremuś z nich coś się stało.
- Umiem sobie radzić z takimi jak on - odparł Smith po chwili ciszy, spoglądając na mnie z powagą. - Znam zaklęcia, o których nawet ci się nie śniło. Morteamaro, Maraapsenta, Ravija noskali, a o Parsetusie** i Zaklęciach niewybaczalnych już nie wspomnę. Niech Neeimar się tylko zbliży, a pożałuje. Nie zapominaj, że dostałem niezłe przeszkolenie na Ionie - powiedział Damon, obracając teatralnie między palcami swoja różdżkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy ją wyjął. Usta chłopaka wykrzywił przeraźliwy grymas. - Gdy tylko go zobaczę, zabiję go na miejscu. Wiem, jak to się robi, Eleno. Neeimar zdechnie jak pies, masz moje słowo.
- Naprawdę potrafiłbyś zabić? - spytałam z dziwną nutą w głosie. Rodzice zawsze mnie uczyli, że zabicie jest ostatecznością. Że to odróżnia nas od NICH. Że my nie zabieramy życia, jeśli nie musimy. Do końca gramy fair. Tak postępują "ci dobrzy".
- Potrafię wiele rzeczy, a to niewątpliwie jest jedna z nich - oznajmił lodowato.
Już nic nie powiedziałam...
_________
*Iona - niewielka wyspa w Hebrydach Wewnętrznych u południowych wybrzeży Szkocji, zamieszkana przez 125 osób.
** Wymienione zaklęcia (prócz niewybaczalnych rzecz jasna) nie są zaczerpnięte z książki; są całkowicie wymyślone przeze mnie. Pozwólcie, że przybliżę wam ich działanie:
Morteamaro - wprowadza cię w stan podobny do śmierci, "umierasz" i stajesz się, czymś podobnym do zombie, bezwolną marionetką swojego pana. Pochodna Avada Kedavry.
Maraapsenta - sprawia, że nieszczęśnik ulega samospaleniu... spala się żywcem ogniem, który nie tak łatwo ugasić.
Ravija noskali - przywołuje wielką chmarę szerszeni, które pożerają cię na żywca.

Parsetus - odbiera ci oddech, po prostu się dusisz, "topisz" się w powietrzu...


MERIDIANE FALORI
_____________________________________
Wiem, wiem, że dawno nie było rozdziału, trochę was zaniedbałam, przepraszam, ale mam nadzieję, że warto było czekać ;) Co myślicie o postawie Eleny, co o postawie Damona i jego rodzicach? Rozumiecie ich czy nie? Czekam na wasze komentarze <3 Przy okazji mam ogromną prośbę. Ravenclaw ponad wszystko nie cieszy się wielką popularnością, wiec jeśli macie jakiś przyjaciół Potterhead, których mogłoby to zainteresować, proszę polecajcie, udostępniajcie... Z góry dziękuję tym, którzy odważą się na taki mały gest :) 
Przypominam o komentowaniu. Naprawdę chciałabym wiedzieć, czy rozdział był fajny, czy nie. Czy skłonił was do przemyśleń, czy poruszył, nie wiem... Każdy kolejny komentarz daje mi kopa do dalszego pisania ;) Im więcej komentarzy = tym częściej staram się dodawać kolejną cześć.

16 komentarzy:

  1. CZY SIĘ PODOBAŁ?!! Pewnie,że TAK!!! Kiedy następny? XD
    Rozumiem Damona :(( Elenę także.. Ale mimo wszystko, mimo że jest to niebywale trudne Damon powinien posłuchać Eleny.. Teraz będziesz mnie trzymać w niepewności :D Co ja teraz pocznę bez wiedzy co zrobi Damon, a co Elena? T3T
    Pewnie dalej będę Cię męczyła na fb, a i udostępnię Ravenclaw ponad wszystko na wszystkich moich stronach Potterhead ;) Jest ich sporo więc czytelnicy powinni się znaleźć ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jeny, dziękuję <33333
      cieszę się, że się podobało :D Huhuhu kocham trzymać w niepewności, więc wiesz... ;) aż mnei korci, żeby powiedzieć 'trochese poczekacie', ale postaram siedodać nowy rav niedługo, żeby nie wyjść na taką jędzę ;)

      Usuń
    2. I tak Cię będę męczyć na fb ;3
      Nic Cię przede mną nie ochroni! Muahahahahah

      Usuń
  2. Rozdział świetny :)
    Szkoda mi Damona, ze względu na jego rodziców. Uważam, że powinien posłuchać Eleny a nie odtrącać ją.
    Co do Eleny... Jej tak bardzo na nim zależy, jak na przyjacielu. Choć czuję, że Damon chyba chciałby, żeby byli więcej niż przyjaciółmi...
    Sporo moich koleżanek z klasy jest Potterhead, więc mogę powysyłać im link do Twojego bloga, ostatnio narzekały, że nie mają nic ciekawego do czytania na święta.
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt i fajnego Sylwestra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę? byłabym wdzięczna <3 dziękuję i nawzajem, kochana ;*

      Usuń
    2. Nie ma za co :3 Już porozsyłałam do koleżanek adres Twojego bloga :)

      Usuń
  3. OMG, genialne! To ja, Marta T... z fb, więc może mnie pamiętasz xD A może nie, nieważne.

    Postawa Damona: szczerze, zrobiłabym tak samo. Rzadko z jakim problemem idę do dorosłego, a szczególnie nauczyciela, ale kiedy już muszę, to czuję się poniżona (na szczęście rzadko ;)), więc mniej więcej wiem, co mógł czuć Damon. I jeszcze likantropia... Niedobrze.

    Postawa Eleny: ją też rozumiem. Damon jest jej przyjacielem (miejmy nadzieję, że potem kimś więcej...) i się o niego martwi. Stara się mu pomóc, ale on nie chce jej współczucia i litości, choć ona to rozumie i stara się tego nie okazywać.

    Rodzice Damona: OMG. Potwory, uczyć dzieciaka tortur w chacie. Biedny... Jacyś psychiczni, ale chciałabym wątek z nimi :33 Sama nie wiem dlaczego.

    Ogólnie znalazłam jeden błąd: "Zapomniałaś, że mieszkam w Anglii, tylko w Szkocji", a powinno być "Zapomniałaś, że mieszkam NIE w Anglii, tylko w Szkocji". Ale to tam phi :D

    Extra. Pisz dalej, bo zwariuję :)
    ~Marta♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamietam cię, pamiętam :) jeny, jak ja kocham takie długaśne komentarze :3 właśnei wywołałąś ogromny uśmiech na mojej twarzy, dizękuję i lece poprawić błąd ;)

      Usuń
  4. Dziękuję :33 Staram się pod różnymi blogami które czytać pisać długie komy, bo wiem, że autorzy lubią :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy nie pisałam długich komentarzy. Dzisiaj napiszę średni. No więc...
    - Na błędy ortograficzne i interpunkcyjne nie zwracam uwagi. Każdy może się pomylić, zrobić jakąś literówkę, lub omsknie mu się przecinek.
    - Treść super, cały rozdział super.
    - Czyta się łatwo i lekko, gdybym nie wiedziała że ty to piszesz, to pomyślałabym, że napisała to nasza wspaniała Rowling.
    - Bardzo mi miło, że bohaterzy są w Rav, bo sama należę do tego domu.
    - Bardzo fajnie wymyśliłaś z tą miłością Damona do Eleny. Jak ona mogła tego nie zauważyć?!?!?!?!? Heh
    - I ostatnie... Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały.
    ~Lucy

    OdpowiedzUsuń
  6. te szerszenie... brrrrr...! rozdział świetny, tylko głupia Elena nie dostrzega Damona i umawia sie z Cedem -.- czas coś zmienić! czas na rewolucje! xd mam nadzieje, że dodasz szybciutko, bo nie moge sie doczekać! :D <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały :D
    Tyle kłótni xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeny, jakie to zajebiste kiedy kolejna część bo nie mogę się doczekać!!!!; Życzę weny i satysfakcji z pisania i w ogóle wszystkiego najlepszego z okazji świąt Bożego Narodzenia

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział perfekcyjny (to nie nowość)
    Strasznie mi się podoba, jest ciekawy i intrygujący.
    Damon powinien posłuchać Eleny według mnie. Skoro on ją kocha to powinien się zgodzić, przecież Elena jest w to wmieszana i grozi jej śmierć.
    W każdym razie czekam na następny rozdział.
    I pozdrawiam
    ~D.

    OdpowiedzUsuń