środa, 23 lipca 2014

Rozdział 5 : Wilkołak

W tym roku wcześniej niż zawsze zaczynały się nabory do drużyn Quidditcha. Nietypową sytuację stanowiło również to, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów trzeba było odnowa skompletować cały zespół. No prawie cały, bo słyszałam, że podobno jeden z ubiegłorocznych graczy został kapitanem. Tak, słyszałam to właśnie od tego kapitana. Alex nie byłby sobą, gdyby  mi się nie pochwalił swoim awansem. Reszta graczy albo pokończyła szkołę (większość drużyny stanowili 7-roczni), albo miała "za dużo na głowie" ( sumy i te sprawy) lub po prostu nie chcieli dłużej grać. Postanowiłam, że skoro rok temu nic z tego nie wyszło, będę uparta i spróbuję szczęścia w tym. Nie wiedzieć czemu, tym razem kwalifikacje odbywały się późnym wieczorem, dawno po zapadnięciu zmierzchu. Po kolacji wróciłam po swoją miotłę do dormitorium, Iskrę 3000, najnowszy model, i pomaszerowałam na boisko. Drogę oświetlały liczne latarnie. Zżerała mnie trema. Bo co jeśli coś mi nie wyjdzie? Spadnę z miotły, pomylę się, albo w inny sposób zbłaźnię przed innymi Krukonami? I przed Alexem? Jestem pewna, że gdybym zrobiła coś kompromitującego, kuzynek nie zapomniałby mi tego do... no nigdy by nie zapomniał. Zostały mi jeszcze dwa lata szkoły i jeśli zawalę, jeszcze przez dwa lata można mi to wypominać... Niezbyt pocieszająca perspektywa, no nie? Z zamyślenia, które mnie ogarnęło po drodze, wyrwał mnie dopiero znajomy głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał Cedric Whiteford. Jego jasne włosy jak zwykle były w nieładzie, a cudne oczy lśniły w blasku latarni. Moje serce zabiło szybciej.
- Nie wiedziałem, że chcesz grać w Quidditcha... Myślałem, że wolisz kibicować – uśmiechnął się Ced, podchodząc bliżej. 


- No widzisz? Jeszcze nie raz cię zaskoczę  – odwzajemniłam uśmiech.
- Robi się ciekawie - zaśmiał się, odrzucając do tyłu głowę. - A na jaką pozycję startujesz 
- Ścigająca. A chcesz grać jako kto?
Krukoni dogadali się z Gryfonami, że za jednym razem robili rekrutację do drużyny i ci, i ci.
- Ja? - uniósł wysoko brwi. - Nie, ja przyszedłem tylko dopingować siostrę. Coś czuję, że bym się nie sprawdził – odparł lekko, zbywszy mnie machnięciem dłoni.
- Oj, chociaż spróbuj! – zachęcałam go.
- Nie, Eleno. Naprawdę nie. Chętnie będę oglądał mecze i kibicował, ale na tym mój udział się skończy – odparł, uśmiechając się lekko. Pozostałą część drogi byliśmy pogrążeni w rozmowie. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy na miejsce.
- Elena! Słyszałem, że przyjdziesz - powitał mnie zadowolony Alex, podchodząc bliżej. Jako jedyny miał na sobie strój do gry (bo reszta, w tym i ja, mieliśmy na sobie zwykłe luźne dresy). Do piersi kuzyna zobaczyłam połyskującą odznakę kapitana Ravenclaw. Jego chlubę i dumę.
- Cześć! – rzuciłam do Alexa, uspokajając się nieco na jego widok. – Cedricu, to jest mój kuzyn, Alex Elfein – zwróciłam się do Gryfona. Ced skinął na Alexa w geście "przywitania", po czym rzucił do mnie:
- Wiesz co, El? To ty może pogadaj
sobie z kuzynem, a ja pójdę szukać siostry – oznajmił krótko, obrzucając mnie i niego szybkim spojrzeniem, po czym odszedł. Alex zawołał za nim prędko:
- Cedric! Ale Gryffindor miał nabór przed nami! Godziny się zmieniły! Jednak nie rekrutujemy razem!
- Dobrze wiedzieć, dzięki! – rzucił przez ramię i ruszył w stronę zamku.
- A tak między nami – zaczął ściszonym głosem mój kuzyn. – Wystarczy, że będziesz potrafiła utrzymać się na miotle, to masz jak w banku, że będziesz tym… no.. kim ty właściwie chcesz być?
- To miło z twojej strony, ale chcę się dostać uczciwie – powiedziałam zaskoczona jego propozycją. Wiedziałam, że to by było nie w porządku w stosunku do innych Krukonów, ale ta propozycja była taka kusząca… Nie! Ogarnij się, Eleno! - skarciłam się w duchu. Dostanę się uczciwie, nie po znajomości. – Będę się starała o pozycję ścigającego. Sama spróbuję dać radę.
- Możesz sobie mówić, co chcesz, ale jeśli potrafisz przerzucić Kafla przez obręcz, to masz to miejsce – oznajmił chłopak z przebiegłym, a zarazem konspiracyjnym uśmieszkiem.
- Alex, jesteś najlepszym kuzynem na świecie! Ale… to byłoby nie fair… - spuściłam lekko wzrok, zmieszana.
- Oj, nie pękaj! Na pewno pobijesz na głowę resztę kandydatów – odparł z przekonaniem, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Mam taką nadzieję. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym utrzeć nosa tej wypacykowanej Charlotte Evans! – dwa ostatnie słowa wyplułam z siebie jak największą obelgę. Nie znosiła mnie, a ja też nie pozostawałam jej dłużna. Niby wszyscy ci, co są z jednego domu powinni trzymać się razem, ale ta „złota myśl” nie uwzględniała zapatrzonej w siebie i wrednej do granic możliwości Charlotte. Przez te wszystkie lata spędzone w Hogwarcie, zastanawiam się, dlaczego Tiara Przydziału wsadziła ją do Ravenclaw, a nie do Slytherinu. Evans nadawałaby się na Ślizgonkę z tym swoim podłym charakterkiem.
- Charlotte? – prychnął. – Wątpię, żeby chociaż rozróżniała Kafel od Tłuczka – powiedział Alex z drwiącym uśmieszkiem. Też się uśmiechnęłam, a kiedy po chwili Evans przeszła koło nas, oboje wybuchnęliśmy stłumionym śmiechem. W tym momencie zerwał się wiatr. Płowe włosy kuzyna rozwiały się na wszystkie strony, ale nawet z szopą na głowie nadal wyglądał na niezwykle przystojnego. Nie dziwiłam się, że tyle dziewczyn z różnych domów do niego wzdycha. Szkoda tylko, że cała atrakcyjność w młodym pokoleniu Elfeinów przypadła akurat jemu w udziale... No ale takie jest życie. Life is brutal, jak to mówią mugole. – Chodź, zaraz rozpocznie się nabór – rzekł i pociągnął mnie za rękę na boisko.  Popatrzyłam po twarzach zebranych na trybunach, szukając kogoś znajomego. Udało mi się odszukać tylko Damona, czyżby reszta się nie zjawiła? Ale może i dobrze. Nie chciałam, żeby wszyscy moi przyjaciele widzieli, jak się ośmieszam.
- No, dobra! – zaczął Alex, klaszcząc w dłonie. Był podekscytowany. Ale nie trudno mu się dziwić. Właśnie spełniało się jedno z jego marzeń - kierowanie drużyną. Alex  marzył, by zostać w przyszłości zawodowym graczem.– Wszyscy znają zasady Quidditcha, nie? Obrońcą jestem ja, więc ten punkt sprawdzianów pomijamy. Myślę, możemy zaczynać – oznajmił, zacierając energicznie ręce. – Najpierw znajdziemy sobie szukającego. Krukoni, którzy chcieliby nim zostać, zostańcie na boisku, a reszta na ławkę – powiedział z uśmiechem. Zerknął na listę, gdyż nie sposób było spamiętać nazwiska wszystkich Krukonów w szkole. – Wygląda, że mamy pięcioro kandydatów… Nieźle. Anabel Verporti? – sprawdzał kto jest kto,. Rękę podniosła wysoka blondynka z siódmego roku. – Ellen Perlage? – przed tłum wyszła niska, trzecioroczna brunetka. – Robert Clark? – ciemnowłosy, trochę grubawy 6-klasista. – Andy Lewinson? – wysoki rudzielec z ostatniej klasy dumnie wystąpił przed szereg. – I ostatnia osoba… Ty w takim razie musisz być Nelly Payl? – spojrzał na niziutką drugoroczną Azjatkę. – No dobra, wsiądźcie na  miotły – polecił. – Za chwilkę wypuszczę Złotego Znicza. Osoba, która jako pierwsza go złapie i mi odda, zostanie szukającym. Wszystko jasne? – kuzyn nie przestawał się uśmiechać, a kandydaci pokiwali niemrawo głowami. Wszyscy byli potwornie zestresowani, oprócz Andy’ego Lewisona, który wyglądał na niezwykle pewnego siebie. Alex chwyciła małą, złotą i skrzydlatą kulkę w dłonie – Start! – zawołał, wypuszczając ją. Znicz poszybował wysoko w górę i znikł wszystkim z pola widzenia, jeszcze zanim kandydaci zdążyli dobrze oderwać się od ziemi. Cała piątka latała nad boiskiem,  szukając go uparcie. Na razie bezskutecznie. Nagle Robert zanurkował gwałtownie. Wszyscy, myśląc, że dostrzegł Znicza, poszybowali w jego stronę. Chłopak już prawię go złapał, kiedy Andy zepchnął go na bok, samemu próbując pochwycić kulkę. Ellen poszła w jego ślady i podjęła próbę zepchnięcia Lewisona z miotły. W tym całym zamieszaniu kandydaci zapomnieli o Zniczu, starali się tylko znokałtować resztę, samemu utrzymując się przy tym na miotłach. Wszyscy oprócz jednej zawodniczki…
- Nowym szukającym Ravenclaw zostaje Anabel Verporti! – zawołał Alex, gdy zarumieniona z wysiłku blondynka podleciała do niego ze swą zdobyczą zamkniętą w chudej dłoni. – Brawa! – zebrani zaczęli klaskać, a zawstydzona dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej. – No to teraz kolej na pałkarzy! Kandydaci do mnie! – zawołał, przekrzykując oklaski i spojrzał na listę. – To jakieś żarty? Liamie Petersonie i Dereku Brandy, wiedzcie, że nigdy bym was do drużyny nie przyjął, gdyby nie to, że jesteście jedynymi, którzy się zgłosili.. Eh… - westchnął Alex z boleścią. Parsknęłam pod nosem śmiechem, widząc jego udręczoną minę.
- Czyli jesteśmy przyjęci? – spytał wysoki brunet, szturchając kumpla z uśmiechem. Kuzyn wywrócił oczami.
- Tak, Brandy… Witamy w… tym, no… drużynie… - machnął lekceważącą ręką, z trudem hamując odruch, aby zacząć rwać sobie włosy z głowy. - No to zostają nam już tylko ścigający. Zapraszam do siebie kandydatów! – spojrzał na listę. – Eddie Thorn? – przed szereg wyszedł wysoki piątoklasista o brązowych oczach i rudawych włosach. – Charlotte Evis? Evance? Edvice? – Alex puścił do mnie oczko, specjalnie myląc nazwisko tej wiedźmy. Widząc jak Charlotte poczerwieniała na twarzy (bardzo nie lubiła, kiedy ktoś przekręcał jej imię lub nazwisko), roześmiałam się, a ona spiorunowała mnie wzrokiem, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
- Evans! – zawołała podirytowana.
- Nie krzyczy się na kapitana. Nie pozwalaj sobie Evense – powiedział ze stoickim spokojem mój kuzyn, dławiąc w sobie śmiech. Zaczerwienienie na skórze Charlotte zmieniło odcień z pomidora na starą wiśnię. Właściwie to był już raczej fiolet niż czerwień. Z mieszaniną zawstydzenia i wściekłości,Evans  cofnęła się krok do tyłu. – A teraz… raz… raz – Alex zaczął udawać echo. – Kandydat, który rozwali was wszystkich – przeleciał palcem po zebranych. Domyśliłam się, co zaraz odwali. Oblałam się lekkim rumieńcem. W tym momencie jak nigdy chciałam go potraktować Avadą. I chyba to zrobię, jeśli powie to, co myślę, że chce powiedzieć. – Wspaniała, genialna - zabiję go, zabiję go, zabiję go - i w ogóle cudowna Elena Elfein! – zaczął bić mi brawo, a ja posłałam mu spojrzenie z cyklu: „Serio, Alex? Serio?”.  W tej chwili zdałam sobie sprawę, że ktoś jeszcze klaszcze. Spojrzałam po zebranych i zobaczyłam Damona. No jasne, bo którzby inny chciał również brać udział w tej szopce, którą Alex odstawił. Smith klaskał prawie tak samo mocno jak mój kuzyn. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Na Damona zawsze można było liczyć. – I jeszcze jeden zawodnik – Alex znów spojrzał na listę. – Logan Lear – krok do przodu zrobił średniego wzrostu piątoklasista z czarnymi włosami i szarymi oczami, mulat. – Wszyscy są, to zaczynamy!  Verporti, Peterson i Brandy, chodźcie tu! Wasza trójka, no i ja, będziemy próbowali przeszkodzić im w przerzuceniu piłki przez obręcze. Trzy najszybsze osoby, które przerzucą 5 razy kafla, dostają się do drużyny. No to start!
- Alex? – rozległ się słodki, dziewczęcy głosik za jego plecami.
- O co chodzi, Anabel? – spytał kapitan, robiąc maślane oczy do dziewczyny.
- Kto ma kogo…?
- A no tak – mruknął. – Ty, An, blokujesz… – rozejrzał się. – Charlotte. Peterson Logana, Brandy osłania Eddiego, a ja Elenę – dał mi do zrozumienia, że da mi fory.
- Alex… Ja naprawdę chcę się dostać uczciwie… - szepnęłam, odciągając go na bok. Kuzyn posłał mi swój olśniewający uśmiech i odpowiedział równie cicho jak ja:
- Spokojnie, przecież nie przerzucę za ciebie Kafla, nie? A właśnie... Ponieważ nie mamy cztery Kafle, będziemy pojedynczo przechodzić kwalifikacje. Jesteśmy pierwsi, kuzyneczko – posłał mi lekkiego kuksańca między żebra. Mimo jego zapewnień, że „przecież nie przeżuci za mnie Kafla”, czułam, że i tak coś odwali. Wsiedliśmy na miotły. Alex rzucił mi "piłkę" i zawołał „start”. Poszybowaliśmy w górę. Podleciałam do najwyższej z obręczy, ale wtedy kuzyn zagrodził mi drogę. Chciałam go ominąć, ale w tym momencie Alex sam się odsuną, przykładając dłoń do oka i zawołał na tyle głośno, aby wszyscy go usłyszeli „Ah, piasek w oku! Piasek w oku!”, a drugą pokazywał mi dyskretnie, że mam wykorzystać sytuację. Nie wiem, kto mu uwierzy w ten „piasek”, bo tak wysoko piasku nawet wiatr nie poniesie, ale byłam mu wdzięczna, że specjalnie się podkłada. Mimo tego, że to totalne oszustwo, to było to kochane z jego strony. Przerzuciłam Kafla, zostały jeszcze cztery. Okrążyłam szybko obręcz, żeby złapać go w locie. Alex znów zagrodził mi drogę, a po chwili udawał, że wiatr próbuje go zwalić z miotły (co z tego, że wiatru nie było, przecież to szczegół!). Ominęłam go i po raz drugi przerzuciłam "piłkę". Podziwiam pomysłowość kuzyna, bo za każdym razem, gdy się przymierzałam do zdobycia punktu, wymyślał kolejne absurdalne kłamstwo, każde następne mniej realne od poprzedniego.
- I jest! Pięć przerzuceń! A jaki czas! – zawołał Alex. – Dostajesz się! – posłałam mu promienny uśmiech. Kuzynek był niemożliwy, ale kochałam go za takie akcje. Przez całe wakacje ćwiczyłam grę, więc mimo mojej wcześniejszej paniki, może jednak nie byłoby tak źle i sama bym  się dostała, ale i tak byłam mu wdzięczna za pomoc.   

- Co?! – fuknęła Charoltte. – Dostaje się trójka z najlepszymi wynikami i czasem, a nikt oprócz niej jeszcze nie próbował! Nie ma porównania! Nie możesz jej tak po prostu przyjąć! – żyła na jej czole zaczęła zabawnie pulsować. Cała trzęsła się ze złości. – Dajesz jej fory, bo to twoja kuzynka! – warknęła oskarżycielsko. Popatrzyłam zakłopotana na Alexa, który tylko tylko skrzyżował ręce na piersi i powiedział z tym samym stoickim spokojem, z którym przekręcał jej nazwisko, i kazał „sobie nie pozwalać”.
- Nie wiem ,o czym mówisz, Everse – chłopak wzruszył ramionami. – Ale skoro rozmowa już zeszła na pokrewieństwo, to opowiedz nam może, dlaczego dostajesz takie dobre oceny ze starożytnych run, chociaż w ogóle się na nich nie znasz? Czy pani Littlebon nie jest przypadkiem twoją babcią? – zebrani zaczęli poszeptywać z ożywieniem. Z twarzy Charlotte dało się wyczytać „skąd on to wie?”. Dziewczyna zamilkła, a Alex posłał mi triumfalne spojrzenie. Przypatrywałam się, jak Eddie przechodzi kwalifikacje, potem Charlotte, a na końcu Logan. Learowi całkiem dobrze szło do czasu, gdy nie zderzył się z Liamem Petersonem. Logan spadł z miotły i uderzył z impetem o ziemię, zanim Alex zdążył go złapać.
- Auuuu! Moja noga! I ręka!  wszystko! – wił się z bólu. Biedaczek... Nieźle się załatwił.
- Peterson! Brandy! Zanieście go do pani Pomfrey! – polecił im szybko kapitan.
- Nigdy więcej Quidditcha – syknął Lear, wynoszony przez chłopców z boiska. Charlotte nagle się ożywiła.
- Skoro Logan nie chce już grać, a jedno miejsce jest już zajęte – spojrzała na mnie chłodno. – to znaczy, że dwie pozycje ścigającego są jeszcze wolne, a to z kolei znaczy, że ja i Eddie dostajemy się? – to było raczej stwierdzenie niż pytanie. Alex spojrzał na nią chłodno, zniesmaczony egoizmem dziewczyny. Logan się połamał, a on myślała tylko o sobie. Żałosne.
- Eddie się dostaje, masz rację, ale ty nie – rzucił lakonicznie.
- Ale jak to?! Zostało jedno miejsce wolne, a ja jestem jedyną kandydatką! Musisz mnie przyjąć! – protestowała. Alex popatrzył po zebranych na trybunach Krukonach. Jego spojrzenie zatrzymało się na siedzącej w pierwszym rzędzie niskiej, brązowowłosej piątoklasistce. – Jak się nazywasz? – zawołał.
- Cristal. Cristal Kennedy – odpowiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Dobrze latasz? – spytał.
- Tak… Tak  sądzę … - odparła niepewnie.
- Gratulacje! Jesteś w drużynie! – zawołał, zaczynając klaskać. Cristal nie mogła w to uwierzyć.
- Naprawdę? – pisnęła szczęśliwa, a Alex energicznie pokiwał głową. Po chwili przeniósł spojrzenie na Charlotte i uśmiechnął się złośliwie.
- Przykro mi, ale wszystkie miejsca są już zajęte... Spróbuj za rok – powiedział tonem niewiniątka. Purpurowa na twarzy Charotte fuknęła gniewnie, po czym obróciła się na pięcie i odeszła, tupiąc nogami jak dziecko. – Jutro przed lekcjami chcę widzieć wszystkich na treningu – zawołał kuzyn, zacierając ręce.
- Kapitanie, ale nie mamy jeszcze rezerwowych… - upomniał Eddie.
- No tak...- mruknął. – Ci co się dostali, mogą już iść, a reszta niech zaczeka chwilkę. Muszę się zastanowić, kogo jeszcze przyjąć.
Pomachałam Alexowi i ruszyłam w stronę wyjścia z boiska. Przepełniała mnie euforia. Nawet jeśli dostałam się dzięki "drobnej" pomocy, to miałam zamiar udowodnić przy najbliższym meczu, że było warto mnie przyjąć.
- Elena! – usłyszałam za plecami. Gdy się obróciłam, zobaczyłam biegnącego do mnie Damona. Uśmiechnęłam się mimowolnie na jego widok.
- Damon - powiedziałam zadowolona. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Jesteśmy przyjaciółmi. To oczywiste, że przyjdę cię dopingować – odparł ciepło. – A tak w ogóle to gratulacje. Dostałaś się! - zawołał podekscytowany, obejmując mnie mocno. Był całkiem silny jak na swój wiek. Gdy mnie przytulał, czułam przyjemny zapach cytynowego szamponu Damona, zmieszany z wonią imbiru i cynamonu. Pewnie zakradł się do kuchni, zanim do mnie przyszedł. Cały on. Po prostu kochał jeść.
- Cieszę się, cieszę, ale trochę się boję, że mogę go zawieść... - szepnęłam, gdy wypuścił mnie z objęć.
- Eleno… Nie gadaj głupot – zaprotestował, kładąc mi dłoń na ramieniu. Niebieskie oczy Damona patrzyły głęboko w moje oczy. – Rozgromisz ich wszystkich. Będziesz sensacją na boisku.

- Tak myślisz? 
- Nie myślę. Ja to wiem - Damon uśmiechnął się do mnie zniewalająco. 
- Dziękuję. Kochany jesteś - powiedziałam, a on objął mnie po przyjacielsku ramieniem. 
- Nie masz za co dziękować. Po prostu powiedziałem prawdę. Wierzę w ciebie. Iv też, ale nie mogła dzisiaj przyjść...
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez chwilę, a potem ruszyliśmy w stronę szkoły, dalej rozmawiając i patrząc na bezchmurne, gwieździste niebo. Było tak miło, tak przyjemnie, gdy nagle czarne, nocne sklepienie przeszyła błyskawica.
- Eleno, czy mi się wydaje, czy ona była jakoś tak dziwnie czerwona? Jakby krwista… – spytał, nie wierząc własnym oczom, Damon. Przełknęłam głośno ślinę. Widziałam już kiedyś coś takiego. Taka sama krwistoczerwona błyskawica przecięła niebo, gdy w okolicy pojawił się nowy wilkołak. Tristan Elfein. Mój brat.
- Nie wie wydaje ci się… - jęknęłam. – Wracajmy szybko do zamku. No już, pośpiesz się! – spojrzałam na księżyc. Pełnia. Serio? Akurat dziś? To jakiś żart?! 
- Eleno, myślisz o tym co ja? - spytał, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Jednakże mimo jego wysiłków, i tak zdołałam odczytać z jego twarzy napięcie i niepokój, chociaż tak bardzo starał się udawać spokój. - Wilkołak? - to było raczej pytanie niż stwierdzenie. Pokiwałam głową. W tym momencie usłyszałam wycie.
- Uciekamy – rzuciłam spanikowana. Nie czekając na jego reakcję, złapałam go za rękaw szaty i pociągnęłam biegiem w stronę szkoły, która jeszcze nigdy nie wydawała się znajdować tak daleko jak w tej chwili. Rozejrzałam się w około. Nie wiem jak to możliwe, że w okolicy nie było żywej duszy, chociaż kawałek dalej dopiero co skończyły się kwalifikacje do drużyny Ravenclaw. Wszędzie powinno się tu kręcić mnóstwo Krukonów, a tu pustka. Tylko my i.. to coś. Kiedy głowę miałam odwróconą w kierunku boiska, potknęłam się o wystający korzeń. Upadłam. Damon szybko zawrócił po mnie i pomógł mi wstać. Obejrzałam się za siebie i … zamarłam. Damon też. Z lasu było już widać wielkie, żółte ślepia. Zaraz zobaczyliśmy też resztę. Zgarbioną postać, już prawie nie przypominającą człowieka. Wykrzywione ciało porastało grube futro. Kły były obnażone. Wilkołak kłapnął gniewnie paszczą i ruszył w naszą stronę. Rzuciliśmy się do ucieczki. Biegliśmy ile sił w nogach, oddychając ciężko...W tym momencie żałowałam, że wybraliśmy drogę na skróty, przy lesie. Znów usłyszeliśmy wycie.
- Szybciej, Eleno szybciej! – popędzał mnie Damon. 

- Szybciej już nie mogę! - zawołałam rozpaczliwie.
- DASZ RADĘ, JESZCZE TYLKO KAWAŁEK! - dopingował mnie.
Wilkołak doganiał nas. Bestia zawarczała przeraźliwie, klapiąc zębami. Biegliśmy dalej, coraz wolniej, coraz bardziej zmęczeni, z coraz większym trudem.W końcu potwór zdołał nas dopaść. Krzyknęłam przerażona, gdy skoczył na mnie, powalając swoim ciężkim cielskiem na ziemię. Pysk wilkołaka od mojej twarzy dzieliły teraz centymetry. Serce zamarło mi w piersi. Z trudem oddychałam, przytłoczona jego ciężarem. Próbowałam dosięgnąć swoją różdżkę, schowaną w szacie, ale nie mogłam jej sięgnąć. Wilkołak skutecznie uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch. 
- Puszczaj ją! - ryknął Damon, mierząc w bestię swoją. Wilkołak zawył przeraźliwie i, zapominając o mnie, rzucił się w stronę mojego przyjaciela. Bestia zamachnęła się łapą, próbując rozorać mu pierś pazurami. Na całe szczęście w dosłownie ostatniej chwili zdołał odskoczyć w bok. Szybko, choć niezdarnie, podniosłam się z ziemi, zaczynając szukać różdżki. Bestia zamachnęła się ponownie. Damon uchylił się zgrabnie, po czym cisnął w bestię jakimś nieznanym mi zaklęciem. Błysnęło fioletowe światło. Coś, jakby niewidzialna ręka, pchnęła wilkołaka mocno do tyłu tak, że zwalił się on ciężko na plecy. Niestety nie minęło kilka sekund, jak poderwał się z ziemi, warcząc groźnie. Pieniąca się ślina leciała mu po pysku. W końcu znalazłam.
- Conjunctivitis! (oślepia ofiarę) - zawołałam, a z końca mojej różdżki wystrzeliła strużka białego światła. Celowałam w jego oczy. Niestety wilkołak, czując, co się święci, odwrócił łeb. Zaklęcie trafiło gdzie indziej, więc nie zadziałało. Gdy było już po wszystkim, zawył bojowo, spoglądając na mnie morderczo swoimi żółtymi, przekrwionymi ślepiami. Wtedy spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nie na wiele się to zdało. Zdołał odskoczyć. Wilkołak wyrwał młodo, jeszcze niewysokie, ale grube drzewo z korzeniami i cisnął nim w Damona.
- Uważaj! - zawołałam.
- Wingardium Leviosa! - zawołał Smith, celując w drewniany bal. Widać było, że długo nie utrzyma tego zaklęcia sam. Aby coś tak ciężkiego zatrzymać w powietrzu, albo przenieść dalej, potrzeba-było wielkiej mocy. Stanowczo zbyt wielkiej jak dla piątoklasisty. Damon wypuścił z sykiem powietrze. Zaraz upuściłby bal na siebie, gdybym mu nie pomogła.
- Wingardium Leviosa! - wycelowałam z wyrwane z korzeniami drzewo i, uchylając się przed rozpostartymi gałęziami, udało nam się cisnąć nim w wilkołaka. Bestia zawyła przeraźliwie z bólu i wściekłości, przygnieciona drzewem. Myśleliśmy, że to koniec. Że udało nam się unieszkodliwić bestię. Jednakże byliśmy w wielkim błędzie. 
- Co do... - zdążyłam wypowiedzieć tylko tyle, bo potwór odrzucił od siebie bal, o mały włos nie trafiając nim w Damona, po czym rzucił się biegiem w moją stronę. Wściekły był jeszcze szybszy. Nie zdążyłam zrobić dwóch kroków, jak złapał mnie w tali swoimi gorącymi łapskami i przerzucił mnie ponad Damonem. Krzyknęłam. Uderzyłam mocno o jeden z dębów i osunęłam się po jego pniu na ubitą ziemię. Coś trzasnęło mi w kostce. Zawyłam z bólu. Było mi niedobrze, miałam mroczki przed oczami, kręciło mi się w głowie, ale chciałam się podnieść. Nie mogłam się teraz nad sobą rozczulać, bo zginę. Niestety noga tak bolała, że nie byłam w stanie nią poruszyć, żeby nie zalać się przy tym łzami.
- Elena! – zawołał Damon, rzucając mi się na pomoc. Gdy biegł do mnie, wilkołak rzucił się na niego, rozrywając pazurami jego szatę. Smith kopnął z całej siły bestię w pysk, odpychając od siebie chociaż trochę, by miał pole manewru. Potwór kłapnął zębami, warcząc coraz wścieklej. Jego ślina skapywała na ubranie chłopaka, teraz całe w strzępach. Damon prędko wymierzył różyczką w wilkołaka – Confringo! – (powoduje eksplozję danego obiektu) zawołał. Niestety napastnik zdążył się odsunąć i zaklęcie trafiło w pobliski kamień i eksplodował on zamiast bestii. Wilkołaka rozjuszyło to jeszcze bardziej. Rzucił się Damonowi do gardła z taką prędkością, że chłopak nie miał możliwości rzucenia kolejnego zaklęcia. Smith szarpał się rozpaczliwie, ale nie mógł uwolnić się spod ciężaru potwora. Musiałam mu pomóc. Przecież to coś zaraz zabije mi przyjaciela! Rozejrzałam się w około. Gdy napastnik rzucił mną, wypadła mi z dłoni różdżka. Przez paraliżujący ból nie mogłam do niej podejść, więc krzyknęłam tylko - Accio! - i ona przyleciała do mnie. Szybko cisnęłam w bestię jakimś zaklęciem, nawet już nie pamiętam jakim, wszystko działo się tak szybko... Wilkołak zawył z bólu, łypiąc na mnie groźnie.Niestety moje wysiłki na nic się zdały. Nawet nie myślał, by odejść od Damona. Wręcz przeciwnie. Warknął głośno i zatopił kły w gardle mojego przyjaciela. Krzyknęłam przerażona. Nagle niebo przeszyła krwistoczerwona błyskawica. Stało się to, czego tak się obawiałam. Wilkołak ugryzł Damona. Ugryzł go, przekazując mu klątwę.

MERIDIANE FALORI
_________________________________________ 
Witajcie, kochani! <3 Co myślicie? Nie było rewelacji może, ale mam nadzieję, że nie było też tragedii :D Damon ugryziony, wiecie, co to oznacza? Myślę, że tak... Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Czekam na waszą opinię.
Piszcie, pytajcie, obserwujcie, zapraszajcie do znajomych :)

13 komentarzy:

  1. Kobieto, no logiczne że wiemy (w każdym razie ja) co teraz stanie się z Damonem. Tak między nami ludzie, będzie wilkołakiem. No ja tutaj za bardzo nie mam jak się wypowiedzieć, bo już czytałam ten rozdział. Ale mimo wszystko podobał mi się. A czy przypadkiem we wcześniejszej wersji Elena nie przemieniła się w wilkołaka? Bo zdaje mi się że tak... O kurde, oni i tym nie wiedzieli. To już wiedzą, chuj tam xD
    No i co ja tu więcej mam napisać. To że Alex będzie dawał fory kuzynce, to było wiadome od początku. Ale dalej rozwala mnie scena z przyjęciem Cristal. Biedna Evans, tak? Znaczy nie biedna, należało się wiedźmie! Skoro Elena jej nie lubi, to ja też a co mi szkodzi?
    Dobra, kończę bo jeszcze zostały mi dwa rozdziały na Czterech do nadrobienia.
    Pozdrawiam, weny i mimo wszystko, powiadamiaj mnie o rozdziałach. Przy odrobinie czasu będę czytała.
    Elfik Elen

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jednym słowem super! Co się stanie z biednym Damonem? Czekam na następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję za komentarz na blogu xd przypomniałaś mi, że nadal istnieje :O powinnam go usunąć już dawno, no ale mniejsza z tym. Chyba przeczytam toje opowiadanie od początku ;) nie wiem czy mi się spodoba- Elena i Damon to takie... z pamiętników wampirów, które w sumie lubię. No ale zobaczymy ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny! Kiedy opisywałaś ich walkę z wilkołakiem, serce mi przyspieszyło.
    Odkąd czytam tego blog zdaje mi się, że wszystko już to czytałam. Chyba miałaś go już wcześniej albo zmieniłaś adres? Bo kojarzę coś takiego i, że był twojego autorstwa tylko z inną nazwą. Albo mam jakieś dziwne deja vu o.O

    OdpowiedzUsuń
  5. Postanowilam wznowic opowiadanie ktore pisalam kiedys na innym blogu :-). Postanowilam je kontynuowac i troche pozmieniać :-) :-) :-) ciesze sie ze ci sie podoba ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Tutaj Furia z KF, niestety nigdzie nie mogę znaleźć odnośnika do Kartoteki, dlatego proszę o jak najszybsze dodanie KF do linków bądź wskazanie jego miejsce, jeżeli przeoczyłam.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG!!!
    NIE!!! Tylko nie to!
    Damon nie mógł zostać ugryziony! NIE!!!
    To nie może być prawda!!!
    Dzielnie walczył i był zajęty ratowaniem swojej przyjaciółki bardziej niż dbało siebie:)
    Niestety nie udało się :(
    Pogratulować Elenie, że się dostała :)
    Przecież ona miała miotłe, więc czemu jej nie użyli? Byliby wszybciej! No i niic strasznego by się nie wydarzyło!
    Alex jest genialny :D
    Wiidać, że ze wszelkich sił starał się dopiec Charlotte :D
    Cedric wydaje się miły :) Ciekawe czy wyjdzie mu z Eleną? Chyba wole ją z Damon'em :* Cedric czyżby coś ukrywał?
    Mam nadzieję, że Damon jakoś sobie poradzi z tąsprawą wilkołaka!
    Pozdrawiam i czekam na NEXT'a :*
    Życze wiele weny <3 Pat ka<3

    OdpowiedzUsuń


  8. Witam !!! :D
    Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award ! :D
    Cieszysz się ? :3

    Więcej na moim blogu -----> http://dramione-czyli-draco-i-hermiona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostanie wilkołakiem! Biedny Damon!!! Teraz Elena ja pewno z nim nie będzie :-(
    A ty Cedric nie zbliżaj się! Może to on jest wilkołakiem?
    Super rozdział
    Coco Evans

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie lubię Alexa i Eleny. Za to Charlotte nawet mi się spodobała.

    OdpowiedzUsuń