tag:blogger.com,1999:blog-69203873678212454392024-03-13T23:07:38.684-07:00Ravenclaw ponad wszystkoahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.comBlogger28125tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-73338473313773901892018-07-20T09:28:00.002-07:002018-07-20T09:28:21.380-07:00PREMIERA DRUKOWANEJ WERSJI ŻYWIOŁÓW KARTERU :DStało się <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon grin"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f51/1/16/1f603.png" width="16" /><span class="_7oe">:D</span></span> Wreszcie światło dzienne ujrzała drukowana wersja "Żywiołów Karteru" <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon grin"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f51/1/16/1f603.png" width="16" /><span class="_7oe">:D</span></span><br /> Póki co jest dostępna w serwisach bonito.pl oraz aros, zobaczymy, co będzie następne <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon wink"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f57/1/16/1f609.png" width="16" /><span class="_7oe">;)</span></span><br />
<a data-ft="{"tn":"-U"}" data-lynx-mode="asynclazy" data-lynx-uri="https://l.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Fbonito.pl%2Fk-20035083-zywioly-karteru&h=AT0XzYeMCA5oWgdYW4FyevaBbpGrRqSld1qRmJnyaYCK0nGXsqi3dq-k88KAPuYaS5TygviJa2-4mhDdRKg6crXAdcbw3w6rpn6NkVkT-ncUocf0Zp6VeDJIIqMzU-em3TuIWvcBSMN1iw" href="https://bonito.pl/k-20035083-zywioly-karteru" rel="noopener nofollow" target="_blank">https://bonito.pl/k-20035083-zywioly-karteru</a><br />
<a data-ft="{"tn":"-U"}" data-lynx-mode="asynclazy" data-lynx-uri="https://l.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Faros.pl%2Fksiazka%2Fzywioly-karteru&h=AT2Scc5yNBCtixMWGhz6szux_HUcGWbzuo84wz_eJhYiMDwhuGKbS1ADMRV_Ss2QaqwE-q6imNSnAlBlCRpz6ypSCraiNWWzRoTbncyA3BrSlom2tRDqbpnzdu657-_uPAHq09bC82GFHA" href="https://aros.pl/ksiazka/zywioly-karteru" rel="noopener nofollow" target="_blank">https://aros.pl/ksiazka/zywioly-karteru</a><br />
<div class="text_exposed_show">
OPIS---><br />
Żywioły przemówiły! Karterze, poznaj swoich strażników! Falen, Ellie,
Rin i Alec zostali wybrani, by chronić swój lud przed krwiożerczymi
nerimimi. Co się stanie, kiedy któreś z nich przypadkiem przemieni się w
nerimiego? Kara za "zdradę" jest jedna. Czy zostanie wymierzona? Po
tysiącach lat potomek bogini Nilani i księcia piekieł Castiella obudził
się w nowym ciele. Los Dzieci Żywiołów to szachownica, po której
poruszają się pionki bogów i demonów. Kto pierwszy zabije króla?</div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-25506272628772649452018-06-03T09:58:00.001-07:002018-06-03T09:58:04.515-07:00KONKURS I WYDAWNICTWO <div style="text-align: justify;">
Hej! Witam was po okrutnie długiej nieobecności ;) </div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkhxDooxYB0UPuYo2SDannJ8A3Z19b1H5uIBnWNRsaBO2WizDhM-yDUbdSopnp6Sp5p-yg9mQfo9U9UzDMZiqo1H6kMnVlAHQRTZdFvgSErfM_2Sjx6ylvOjQ-gxzLjvs8kAAv3C7fXg1W/s1600/msage.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="855" data-original-width="570" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkhxDooxYB0UPuYo2SDannJ8A3Z19b1H5uIBnWNRsaBO2WizDhM-yDUbdSopnp6Sp5p-yg9mQfo9U9UzDMZiqo1H6kMnVlAHQRTZdFvgSErfM_2Sjx6ylvOjQ-gxzLjvs8kAAv3C7fXg1W/s400/msage.jpg" width="266" /></a>Jak
część z was wie (a część nie) jakiś czas temu odezwało się do mnie
wydawnictwo Waspos. Opowieść, którą znaliście pod tytułem CZTERY
ŻYWIOŁY, zostaje wydana jako ŻYWIOŁY KARTERU autorstwa Meridiane Sage.</div>
<div style="text-align: justify;">
E-booki są już dostępne w linkach podanych na końcu postu, za ok półtora miesiąca będzie także druk :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co do konkursu... WŁAŚNIE :D </div>
<h3 style="text-align: justify;">
Na stronach na Facebooku "<a href="https://www.facebook.com/1913635505584474/photos/a.1913839798897378.1073741828.1913635505584474/2094107010870655/?type=3&theater" target="_blank">Z fascynacją o książkach</a>" oraz "<a href="https://www.facebook.com/Atramentoweksiazki/photos/a.933375470150322.1073741828.930244693796733/1027457180742150/?type=3&theater" target="_blank">Atramentowe książki</a>" rozpoczęto konkurs, w którym można wygrać e-booka "Żywiołów
Karteru". Gorąco zachęcam do brania udziału! </h3>
<div style="text-align: justify;">
[WYSTARCZY KLIKNĄĆ W PODŚWIETLONĄ NAZWĘ STRONY]</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zainteresowanych
kupnem e-booka i tym samym wsparciem w dalszym pisarskim rozwoju
odsyłam na podane poniżej strony. Dziękuję tym samym za wsparcie,
którego udzielaliście mi przez lata.</div>
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://ebookpoint.pl/ksiazki/zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-meridiane-sage,e_0vin.htm" target="_blank">Ebookpoint</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.taniaksiazka.pl/ebook-zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-mobi-epub-p-1051772.html" target="_blank">Tania Książka</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://upolujebooka.pl/oferta,93625,zywioly_karteru_ziemia.html" target="_blank">Upolujebooka</a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://woblink.com/ebook/zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-meridiane-sage-38344" target="_blank">Woblink</a> </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.ravelo.pl/zywioly-karteru-ksiega-1-ziemia-tom-1-sage-meridiane,p300039983.html" target="_blank">Ravelo</a> </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://ksiegarnia.pwn.pl/Zywioly-Karteru.-Ksiega-1-Ziemia.-Tom-1,751088676,p.html" target="_blank">PWN</a> </div>
<br />
<br />
<br />
<br />
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-64344738169531162312015-05-29T13:35:00.002-07:002015-05-29T13:35:35.056-07:00WAŻNE ;)WAŻNE!<br />Hej, pewnie większość z was wie, że oprócz Meridiane Falori mam też drugie konto - Sarikah Rossmary (dawniej Nimfadora Rosengard). Otóż chcę wam oznajmić, że to już nie jest moje konto - oddałam je przyjaciółce, bo nie mogłyśmy założyć jej nowego, a ja z tego i tak nie korzystałam. Tak więc jestem już tylko Meridiane ;)ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-88984809394697783432015-03-13T13:45:00.002-07:002015-03-14T06:10:23.025-07:00Rozdział 13 : Czas zwierzeń<div dir="ltr">
- Coś nie tak, El? Masz jakąś niewyraźną minę... Powinnaś się cieszyć. Wygraliście - szeptał mi do ucha Cedric, obejmując mnie ramieniem. - Co ty na to, żeby razem to uczcić, hmm? - zamruczał figlarnie. <br />
Ivanne spoglądała na nas zmieszana, trochę smutna. Wcześniej, na samym początku, kibicowała mi i Cedowi, ale potem już chyba tylko udawała. Pewnie Damon jej o wszystkim powiedział. Tak, na pewno o wszystkim wiedziała. Szkoda tylko, że i mi nie miał odwagi powiedzieć...<br />
- Nie obraź się, Ced; ale nie mam ochoty nigdzie iść. Boli mnie głowa. Może kiedy indziej.... - powiedziałam wymijająco, wyrywają się z jego uścisku. Nie wyglądał na zadowolonego, ale już mnie to nie obchodziło. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5ViNJV9iN2fLi0HE-CwS7s3RY5_cwRPzOZlaNGWrVgmhWKt4cSSI8bq562x-mFBPZ5eWBVyX90-a_kWvYUz0q8rtGvM1DRqQeR6sxPUYorVSBTXq5n4CxTLXpRUIjOEj0RQi5tA5uqdw/s1600/1.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5ViNJV9iN2fLi0HE-CwS7s3RY5_cwRPzOZlaNGWrVgmhWKt4cSSI8bq562x-mFBPZ5eWBVyX90-a_kWvYUz0q8rtGvM1DRqQeR6sxPUYorVSBTXq5n4CxTLXpRUIjOEj0RQi5tA5uqdw/s1600/1.jpg" height="400" width="301" /></a></div>
- Jasne. "Boli cię głowa" - przedrzeźniał mnie, robiąc minę nafoszonego dzieciaka. Jego oczy ciskały we mnie gromy. - Pewnie po prostu umówiłaś się już ze Smithem, mylę się? Ostatnio ciągle spędzasz z nim czas. Kiedy był w szpitalu, jeszcze mogłem to zrozumieć, ale teraz? - Cedric cały kipiał irytacją, ja podobnie, a Ivanne obserwowała całą tę scenę z taką miną, jakby żałowała, że nie ma przy sobie popcornu.<br />
- A kim ty jesteś, żeby mi czas wyliczać i mówić z kim mogę się spotykać, a z kim nie?! - nie wytrzymywałam. Gotowało się we mnie za każdym razem, kiedy próbował traktować mnie jak swoją własność. - Za kogo ty się uważasz? - powtórzyłam ostro.<br />
- No nie wiem, może za twojego chłopaka? - warknął, czerwieniejąc na twarzy. Para niemal szła mu uszami. - A ty co jeszcze tu robisz? - syknął ni stąd, nie zowąd do Ivanne, która przecież nijak mu nie wadziła. Nawet się słówkiem nie odezwała. Aż podskoczyła, kiedy na nią krzyknął. Wymamrotała coś niezrozumiałego zmieszana i odeszła kawałek dalej.<br />
- Co w ciebie wstąpiło, na gacie Merlina?! - zazgrzytałam zębami, czując, jak sama również czerwienieję. Sztyletowałam Cedrica spojrzeniem i nawet nie wiecie, ile mnie kosztowało powstrzymanie się od spoliczkowania go. - Jak śmiesz na nią pokrzykiwać, ty ośle?! To moja przyjaciółka! <br />
- A ja jestem twoim chłopakiem - powtórzy po raz drugi i to z taką zaborczością, która zaskoczyła nawet mnie, a przecież już go trochę znałam. <br />
- Właśnie, że już nie jesteś - odparowałam, siląc się na największych chłód, na jaki byłam w stanie. To całkowicie zbiło go z tropu. Zamrugał gwałtownie, jakby zastanawiał się, czy na pewno dobre usłyszał. <br />
- Co takiego?<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- To, co słyszałeś - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, krzyżując ręce na piersi. - Mam cię serdecznie dosyć, dotarło? <br />
- Rzucasz mnie dla Smitha, tak? <br />
Wyrzuciłam ręce w powietrze w akcie desperacji.<br />
- Czemuś ty się tak go uwziął?! Nie zdradzałam cię, rozumiesz?! A może mam ci to przeliterować? - spytałam szorstko, marząc tylko o tym, aby czym prędzej zakończyć tą żenującą konwersację.<br />
Cedric nie odpowiedział na moje pytanie. Spojrzał tylko na mnie, jakby chciał mnie zabić i wysyczał z lodowatą pogardą:<br />
- Pożałujesz. Oboje pożałujecie.<br />
Przesadził.<br />
- Jesteś chory - rzuciłam w podobnym tonie, posyłając mu spojrzenie pełne obrzydzenia. - Jesteś podły. Nie wiem, co w tobie widziałam.<br />
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę Iv.<br />
- Przepraszam cię za niego - powiedziałam. - On... Sama się sobie dziwię, że wcześniej nie zobaczyłam, jaki jest...<br />
- Lepiej późno niż wcale - powiedziała łagodnie Iv, uśmiechając się do mnie lekko. <br />
- Tak. Zerwałam z nim.<br />
- Naprawdę? - ożywia się nagle, a w jej oczach malowała się ulga. Zaraz jednak, bojąc się, że źle zinterpretuję jej reakcję, zreflektowała się. - Tak mi przykro El...<br />
- Nie udawaj. <br />
- O czym ty mówisz? - zmarszczyła brwi.<br />
- Ivanne, możemy porozmawiać? - spytałam, spoglądając na przyjaciółkę z powagą. Tłum wokół nas powoli się przerzedzał. Rozemocjonowani kibice rozchodzili się. Krukoni świętować, Ślizgoni przeklinać nas w wygodnych fotelach pokoju wspólnego, chlając Ognistą whisky, a Gryfoni i Puchoni wracali do własnych spraw.<br />
- Em... jasne, czemu nie... O co chodzi?<br />
- Widziałaś o wszystkim od dawna, prawda?<br />
Zrozumiała od razu. Jej twarz stężała.<br />
- Mówisz o Damonie, mam rację? W końcu się domyśliłaś... <br />
- Tak. W końcu - mruknęłam, zakładając ręce ba biodra.<br />
- Całe szczęście! Nawet nie wiesz, jak Damona dręczyło to, że go nie dostrzegasz... Przez cały czas trwania waszego związku chodził jak struty... - pokręciła głową ze smutkiem.<br />
- Mogłaś mi powiedzieć - szepnęłam z wyrzutem. - Wiedziałam, że ma teraz trudny okres. Wiedziałam, że cierpi PRZEZ TO CO SIĘ STAŁO - posłałam jej znaczące spojrzenie - ale nie miałam pojęcia, że sama go jeszcze dobijam.<br />
- Damon prosił, żebym milczała - wyznała. - Nawet mi nie powiedział, że coś do ciebie czuje. W sumie nie musiał. Od razu zauważyłam, że patrzy na ciebie jakoś inaczej... Postanowiłam z nim porozmawiać, ale on oczywiście się wszystkiego wyparł - westchnęła ciężko. - To dla niego typowe. W końcu się przełamał...<br />
- Liczył, że sama się domyślę? <br />
- I tak, i nie - powiedziała zmieszana, po czym nerwowym ruchem odgarnęła z czoła potargane oczy. - Z jednej strony chciał, by tak się stało, ale z drugiej już nie. Lękał się tego.<br />
- Dlaczego? - zdumiałam się. - Przecież bym go nie wyśmiała, powinien o tym wiedzieć.<br />
- Ale mogłaś nie odwzajemnić jego uczuć - szepnęła melancholijnie. - Tylko pomyśl, gdybyś wiedziała, że Cię kocha, ale ty byś go nie kochała, zachowywałabyś się inaczej w stosunku do niego... Może nie świadomie, ale wierz mi, tak właśnie by było. Damon też o tym wiedział, dlatego właśnie się bał. Bał się tego, że gdy się dowiesz, wszystko się między wami popsuje.<br />
Przez jedną dłużącą się w nieskończoność chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Zaczynałam rozumieć Damona. Było mi coraz bardziej wstyd, że robiłam to wszystko na jego oczach. Umawiałam się z Cedem, wymieniałam słodkie słówka, całusy... ale skąd mogłam wiedzieć? Kiedy przyjaźnisz się z kimś przez wiele lat, zaczynasz traktować go jak rodzinę i nawet przez myśl ci nie przejdzie, że być może druga osoba chciałaby czegoś więcej...<br />
- Muszę porozmawiać ze Smithem - wymamrotałam w końcu, zbierając się na odwagę.<br />
- Musisz - zgodziła się Ivanne, potakując głową. - Im szybciej tym lepiej. Damon jest teraz na przyjęciu. Idź do niego.<br />
Tak też zrobiłam. Ruszyłam w kierunku zamku, a potem po schodach do naszego pokoju wspólnego. Zastukałam mosiężną kołatką do drzwi. Niemal natychmiast rozległ się cichy głos. <br />
- <b><i>Co jest ważniejsze: dzień czy noc?</i></b> - spytał mnie.<br />
Ravenclaw był jedynym domem w Hogwarcie, którego dormitorium i pokoju wspólnego strzegło nie hasło, lecz zagadka. Wierzono, że prawdziwy mądry Krukon nie będzie miał problemu z odgadnięciem odpowiedzi. Można było się jednak nieźle na tym systemie przejechać. Przecież wśród innych domów inteligentnych uczniów także nie brakowało, każdy z nich mógł zgadnąć i wejść do środka... poza tym nawet jak się było Krukonem, nigdy nie miało się pewności, że uda ci się dostać do dormitorium. Nie jeden już spał na progu, bo zagadka była tak pokręcona, że nie sposób było znaleźć na nią odpowiedź. Jednakże, na całe szczęście, ta do trudnych nie należała. Była może i podchwytliwa, ale nie trudna. Wystarczyło tylko się dobrze zastanowić. <br />
- I noc, i dzień są jednakowo ważne. Światło daje ludziom i innym stworzeniom poczucie bezpieczeństwa, dzięki światku rośliny przeprowadzają fotosyntezę, dzięki której mamy czym oddychać. Noc natomiast jest chwilą na wyciszenie. Daje nam spokój, którego potrzebujemy, aby się zregenerować - odpowiedziałam po chwili namysłu. To była prawidłowa odpowiedź. Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem. Od progu powitała mnie głośna muzyka. Wszędzie było pełno balonów, serpentyn i transparentów, którymi zagrzewali nas wcześniej do walki. Krukoni bawili się w najlepsze, tańczyli, śpiewali i popijali to, co komu udało się skołować. W tym zamieszaniu nikt nie zwrócił na mnie uwagi, nikt nie zauważył, kiedy weszłam. Może to i dobrze. Przeciskałam się między tłumem, rozglądając się wokoło za Smithem. Kątem oka dostrzegłam Alexa, podbijającego do Anabell - naszej szukającej. Oboje byli już nieźle w stawieni. <br />
- Kogoś szukasz? - usłyszałam za swoimi plecami znajomy głos. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam uśmiechniętą od ucha do ucha twarz Eddiego Thorna.<br />
- Tak. Widziałeś Damona? - spytałam, mając nadzieję, że Eddie mi pomoże. <br />
- Em, jakby ci to powiedzieć, Damon schlał się w trzy dupy i teraz umiera w naszym pokoju - wyjaśnił mi chłopak, wzruszając ramionami z przepraszająca miną. Zdziwiłam się. Przecież Damon nie należy do tych, którzy dużo piją. Czasami mu się zdąża sięgnąć po Ognistą Whisky, jak nam wszystkim, ale nigdy się nie upijał. Coś tu było nie tak...<br />
- Dzięki za pomoc. Lepiej pójdę sprawdzić, co z nim - i popędziłam do dormitorium chłopców. <br />
- Damon? - zawołałam, pukając. Zero odpowiedzi. - Damon, jesteś tam?<br />
Znów cisza... Nacisnęłam na klamkę i ostrożnie weszłam do środka. <br />
Smith siedział na parapecie z podciągniętymi pod samą brodę kolanami. Wyglądał przez okno z pewną nostalgią. Patrzył na skąpane w mroku nocy błonia szkolne. Nawet nie zauważył, kiedy weszłam. Przez ten hałas z dołu pewnie nie słyszał też, jak go wolałam. To dlatego nie odpowiedział. <br />
- Wszystko w porządku? - spytałam z troska, podchodząc do niego.<br />
Wtedy podniósł na mnie wzrok. W jego niebieskich oczach z początku malowało się zdziwienie, a potem... potem już nie miały żadnego wyrazu. Jego twarz znów była maską. Jak zawsze ostatnimi czasy...<br />
- Czemu nie bawisz się z innymi? Powinnaś świętować - powiedział bezbarwnym głosem. <br />
- Chciałam z tobą porozmawiać. Szukałam cię, ale Eddie mi powiedział, że leżysz tu pijany. Tylko że na wstawionego wcale nie wygladasz... Możesz mi to jakoś wyjaśnić? <br />
- Od mojej przemiany mam wyostrzone wszystkie zmysły, zdaje mi się, że już ci o tym kiedyś wspominałem...- podrapał się po głowie, a potem wzruszył ramionami. - No nieważne. W każdym razie, to co dla ciebie teraz jest zwykłym melanżowym hałasem, dla mnie, tam na dole, było jazgotem nie do zniesienia. Istną katorgą. Tu i tak jest głośno, ale ciszej niż tam... Najchętniej poszedłbym stąd jak najdalej, ale gdybym szlajał się po korytarzy, zgarną by mnie Filch. Z kolei jeśli wyszedł bym na dwór, jest całkiem spora szansa, że Neeimar... no wiesz - skrzywił się. - Tak więc, świadomy, że chłopaki nie dadzą mi ot tak opuśić przyjęcia, napełniłem kilka razy swój kieliszek wodą, oczywiście oni nie wiedzieli, że to tylko woda, potem zacząłem się zataczać i bełkotać, aż w końcu doszli do wnioskiu, że mi już na dziś wystarczy i przynieśli mnie tu. Genialne, co nie? - powiedział z łajdackim uśmiechem najwyraźniej dumny z siebie.<br />
- Muszę przyznać, nieźle pomyślane, ale czy nie wydało się dla nich dziwne, że nie czuć od ciebie alkoholu? - spytałam, podchodząc bliżej. Posunął się, robiąc miejsce i dla mnie.<br />
- Odpowiednie zaklęcie załatwiło sprawę - machnął lekceważąco dłonią. - Zdaje sie, że mialaś do mnie jakąś sprawę? O co chodziło?<br />
- Widzisz... Rozmawiałam chwilę temu z Ivanne. Ja już wszystko wiem, Dam - szepnęłam, spoglądając na niego niepewnie. Wyraz twarzy chłopaka momentalnie się zmienił. Przez jedną krótcką chwilę w jego oczach dostrzegłam panikę, lecz szybko zastąpił ją chłodny wyraz opanowania, tak charakterystyczny dla niego.<br />
- Chyba nie rozumiem. Możesz mówić jaśniej? - spytał przymilnie.<br />
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Naprawdę nie musisz już udawać. Wiem, czemu tak się zachowywałeś, gdy Cedric był w pobliżu, wiem, czemu ostatnio byłeś...inny... - miałam świadomość, że być może mówię bez ładu i składu, zdecydowanie zbyt chaotycznie, ale w tamtym momencie trudno było mi zdobyć sie na podobne jak u Smitha opanowanie. Czułam nieprzyjemny ścisk w żołądku, a serce kołatało mi niespokojnie w piersi. - Mogłeś mi powiedzieć wcześniej...<br />
- Co miałem ci niby powiedzieć? - wyrzucił z siebie oschle, ale i z pewną nostalgią w głosie. - Miałem któregoś dnia tak po prostu podejść do ciebie i wyjechać z tekstem: "Cześć, Eleno. Przyjaźnimy się już od dawna i wiem, że traktujesz mnie prawię jak rodzinę, bo tkwię w tak głęboki friendzonie, ale chciałem cię uświadomoć, że cię kocham. Wyjdź za mnie, mniejmy dwójkę dzieci, a potem załóżmy rodzinne ranczo w USA, w stanie Montana?" - jego usta wykrzywił drwiący uśmiech.Spojrzałam na niego poważnie.<br />
- I po co ta ironia? Wystarczyło, żebyś powiedział, co czujesz. Gdybym tylko wiedziała, nie prowadzałabym się za rączkę z Cedricem przed twoimi oczami... Skąd miałam wiedzieć, że sprawiam ci tym ból? - w mym głosie obrzmiewala przeprosinowa nuta, ale nie wiem, czy cokolwiek dla niego znaczyła.<br />
- Co by to zmieniło? I co się mną przejmujesz? Chodzisz z Whiteforem, jesteście szczęśliwi, układa wam się. Mi nic do tego - Damon wstał z miejsca i rozpoczął nerwowy spacer po dormitorium. - Poza tym, nijak nie mogę się z nim równać. Znany na całą szkołę Gryfon, który może mieć każdą. Pan idealny dosłownie w każdej dziedzinie, a ja? Ulubione zwierzątko domowe, o przepraszam, dziecko, pary czarnoksiężników, którzy dalej rozpaczają po Voldemorcie, o przepraszam, "Czarnym Panie" - ostatnie słowa zaakcentowal z groteskową czcią. - W dodatku likantrop. Nawet jeśli wcześniej starałem się zachowywać pozory normalności, teraz na nic się to zdało, bo oto jestem wybrykiem natury.<br />
- Zabraniam ci mówić tak o sobie, Dam - zaprotestowałam, podchodząc do niego. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu, aż w końcu powiedział:<br />
- Niby dlaczego miałbym tak nie mówić, skoro to szczera prawda?<br />
- Jesteś głupi, jeśli naprawdę tak myślisz - rzuciłam ostro, nie mogąc znieść dłużej tego, jak sam miesza się z błotem. Następnie dodałam już znacznie łagodniej - Jesteś jednym z najbardziej wartościowych ludzi, z którymi kiedykolwiek było dane mi się spotkać. Jesteś sto razy lepszy od Cedrica. Odważny, lojalny, inteligentny, zabawny... Posiadasz wszystkie te cechy, których on mógby ci pozazdrościć. Nie dorasta ci do pięt.<br />
- Jasne - rzucił drwiąco, chowając ręce do kieszeni. - Szkoda, że oboje dobrze wiemy, że gdybyś miała wybierać między znajomością ze mną a z boskim Whiteforem wybór byłby prosty, czyż nie? - spytał, dokładając wszelkich starań, aby pod warstą chłodu ukryć targające nim rozżalenie.<br />
- Tak. Myślę, że byłby prosty - szepnęłam, instynktownie ujmując jego dłoń. Zaskoczyłam go tym gestem, ale mimo to postanowił go odwzajemnić. - W zasadzie już go dokonałam...<br />
- Wiesz mi, zauważyłem - mruknął, wyszarpując dłoń. Chyba pomyślał, że chodziło mi o moment, w którym zaczęliśmy nasz związek... Był w błędzie. Mówiłam o tym, co stało się dziś. Damon odszedł parę kroków, by następnie opaść ciężko na łóżko. Zamkną powieki i zatopił dłonie w ciemnych włosach. - Wybrałaś Cedrica. Nie mam ci tego za złe. Zdążyłem przywyknąć do tej myśli... - powiedział, a w jego głosie rozbrzmiała fałszywa nuta.<br />
- Czy gdybym wybrała jego, byłabym teraz tutaj, z tobą? - spytałam, przyglądając mu się bacznie. Damon jakby się ożywił. Podniósł się do pozycji siedzacej i spojrzał na mnie z niedowierzaniem i zaskoczeniem jednocześnie.<br />
- O czym ty mówisz, Eleno?<br />
- Chwilę po meczu zerwałam z nim.<br />
- Dlaczego? - spytał, przyglądając mi się nieufnie. Mimo to na jego twarzy odmalowała się ulga.</div>
<div dir="ltr">
- Zobaczyłam, jaki jest naprawdę. Miałam już dość...<br />
- Szkoda, że tak późno - prychnął.<br />
- Wiele razy nalegał, żebym zerwała z tobą kontakt, ale ja nie chcialam, co za każdym razem denerwowalo go coraz bardziej. Był o ciebie cały czas zazdrosny..<br />
- Niesłusznie zapewne - mruknął Damon posępnie, odwracając ode mnie wzrok i wbijając go w jakiś bliżej nieokreślony punkt, byle by tylko nie patrzeć mi w oczy..<br />
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz... - powiedziałam, siadając koło niego na skraju łóżka i przytulając się do jego torsu. Drgnął zdumiony, ale szybko i on mnie przytulił. - Zależy mi na tobie, Damonie. Nawet bardziej niż myslałam wcześniej. Uświadomiły mi to zwłaszcza ostatnie wydarzenia, kiedy bałam się, że cię stracę... Nie przeżyłabym tego.<br />
- Ja z kolei bałem sie, że mnie odtrącisz. I ty, i Ivanne. Myślałem, że nie będziesz chciała zadawać się ze mną po tym, co sie stało. Miałem pewność, że po tym wszystkim, po ataku... - pokręcił głową - nawet nie zechcesz na mnie spojrzeć. W sumie... to byłoby zrozumiałe. Kto chciałby kochać wilkołaka.<br />
- Może ja bym chciała? Nie pomyślałeś o tym?- odsunęłam się kawałek, by móc na niego spojrzeć. Uśmiechnęłam się z rozczuleniem.<br />
Zabawne. Nigdy nie przypuszczałam, że nasza przyjaźń może przerodzić się w coś innego, lecz teraz moje serce tego właśnie się domagało.. Już wcześniej zauważyłam, że w towarzystwie Cedrica nigdy nie czułam się tak dobrze jak Damona, że na Cedzie nigdy nie zależało mi aż tak jak na nim. Miałam wrażenie, że to wszystko to tylko sen. Myślałam, że zaraz się z niego obudzę, a nie chciałam się budzić. Teraz wiedziałam, że go kocham. Teraz uświadomiłam sobie to, co moje serce wiedziało już od dawna, tylko ja głupia nie dopuszczałam go do głosu.<br />
- Mówisz poważnie? - spytał ledwo dosłyszalnie. Sam nie wierzył w to, co jego uszy właśnie usłyszały.<br />
Pokiwałam w milczeniu głową, uśmiechając się tylko do niego szczęśliwa.<br />
- Och, Eleno... Nawet nie wiesz, jak się ciesze, jak mi ulżyło... - powiedział, nie posiadając się ze szczęścia. Po raz pierwszy od dawna widziałam go tak radosnego. Uwielbiałam jego uśmiech. Jego szczęście było i moim szczęściem.<br />
Przez chwilę wpatrywał się w moje oczy, a ja miałam wrażenie, że jego wzrok jest zdolny przeniknąć mnie do samej duszy. Potem nachylił się ku mnie. Wiedziałam, co zamierza. Też tego chciałam. Nasze usta spotkały się w słodkim pocałunku.<br />
Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nie liczył się już nikt, już nic poza nasza dwójką...<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>MERIDIANE FALORI</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>______________________________</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><b>Cześć, przepraszam, że rozdział pojawia się po tak długiej przerwie, ale chyba pisałam wam wcześniej, że blog jest na wpół zawieszony przez brak czasu :/ Przepraszam za błędy, nie miałam czasu dokładniej sczytać. Mam nadzieję, że wam się podobało :) Pamiętajcie o zostawieniu komentarza. Chciałabym wiedzieć, czy mam dla kogo pisać, bo jeśli okaże się, że nikt tego nie czyta... zawieszę na stałe i poświęcę się innym historiom ;)</b></span><br />
<br />
<span style="color: #fff2cc;"><b><a href="https://www.facebook.com/m.falori?ref=bookmarks" target="_blank">Fanpage Meridiane Falori - zachęcam do lajkowania :D</a> </b></span></div>
</div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-21024120687788090882015-02-11T08:35:00.000-08:002015-02-11T08:35:01.877-08:00Meridiane Falori - fanpage już na Fb :)<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Witam i na wstępie przepraszam, że tym razem to nie rozdział. Ale one też w krótce będą, więc nic straconego :)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Chciałam was poprosić i zachęcić jednocześnie na polubienia mojej strony na Facebooku :)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><a href="https://www.facebook.com/m.falori" target="_blank">[kliknij tutaj] :D</a></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Zdaję
sobie sprawę, że większość z was fejsa ma i cóż... cześć z was, drodzy
czytelnicy, komentuje, obserwuje mojego bloga/moje blogi, ale znaczna
większość nie i... kurcze, skoro już tak się uparliście, żeby nie
komentować ( co mnie bardzo smuci :( ), to chociaż zalakujcie moją
stronkę, żebym wiedziała, ile was jest :) Ile osób czyta moje wypociny.
Proszę, to dla mnie ważne ;)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Mam nadzieję, ze mogę na was liczyć ^^^ </b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>PS
Skoro już jesteśmy w temacie lajkowania... byłabym wdzięczna, gdybyście
polubili stronę fanowską zespołu przyjaciela mojej przyjaciółki xD
Początkujący muzycy, ale już powoli doceniani w tym światku :)</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><a href="https://www.facebook.com/FormacjaMuzycznaSWAY" target="_blank">[klik #2]</a></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Za góry dziękuję i pozdrawiam.</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>Do nast. rozdziału, Meridiane :)</b></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-5391908213389760862015-01-05T09:50:00.001-08:002015-01-05T09:50:05.398-08:00UWAGA, OGŁOSZENIE PARAFIALNE !!!!!OGŁOSZENIE PARAFIALNE !!! (mam złą wiadomość dla czytelników Ravenclaw ponad wszystko)<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />Stało się tak, jak podejrzewałam, czyli, że przez liceum mam makabrycznie miało czasu na wszystko :/ Jest tyle nauki, że ledwo wyrabiam się z czymkolwiek (chodzi tu głownie o blogi, ale nie tylko). Do Czterech żywiołów i Prophecy of Alamer (które piszę już od roku) mam taki sentyment, że chyba tylko zagrożenie z czegoś odciągnęłoby mnie od nich raz na dobre, do Tajemnicy Dark High i Opowieści z Erithel też się przywiązałam... Ravu w zasadzie też, ale... postanowiłam, że będę musiała z czegoś zrezygnować, jeśli nie chcę zaniedbywać nauki, przyjaciół, rodziny i pozostałych historii. Z ciężkim sercem stwierdzam, że padło na Ravenclaw. Nie chcę zawieszać go całkowicie-całkowicie, bo też trochę serca włożyłam w tę opowieść i byłoby szkoda tak to zaprzepaścić, ale rozdziały będą dodawane teraz bardzo rzadko... Nie tak jak normalnie czyli jeden na półtora/dwa tygodnie, tylko może jeden na miesiąc? Myślę, że tak byłoby najlepiej. Ja bym się trochę odciążyła i przy okazji nie zabierałabym wam prawa do poznania reszty historii, jeśli poznać ją chcecie. Po prostu... byście musieli trochę dłużej na ten blog czekać, ale zawsze można przecież czekanie umilać sobie czytaniem innego :)<br />Mam nadzieję, że się nie gniewacie i rozumiecie. Posiadanie 5 blogów naraz nigdy nie było mega łatwe jeśli chodzi o czas i wyrobienie się, ale teraz to już naprawdę ;(<br /><br />~ Meridiane Falori ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-68274120190058545132015-01-01T14:22:00.005-08:002015-01-01T14:22:33.064-08:00Uwaga !!!<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;">Słuchajcie, a więc... jest pewna sprawa :D</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;">Zapewne wiecie, że ten blog ma fanpage na facebooku i może nawet lajknęliście, ale... na 90 % ten fanpage nie będzie już "czynny" xD W zamian za to i za fp pozostałych blogów utworzona została wspólna stronka o nazwie <a href="https://www.facebook.com/m.falori?notif_t=page_new_likes" target="_blank">Strefa Falori [kliknij tutaj]</a> :3 Tak, wiem, nazwa najbanalniejsza z banalnych, ale póki co nie było innego pomysły. Tak czy inaczej, na tym wspólnym fanpage'u będą teraz zamieszczane ciekawostki, informacje o rozdziałach, gry, zabawy, zdjęcia, ogółem wszystko co się moich blogów tyczy ;) Zapraszam do lajkowania stronki, jeśli czytacie chociaż jedno z moich opowiadań :)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #ffe599;">Pozdrawiam, Meridiane ^^ </span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-76165132605317690842014-12-28T15:19:00.001-08:002014-12-28T15:20:18.771-08:00Rozdział 12 : Mecz Ravenclaw - SlytherinWieczorem, tuż przed snem, korzystając z okazji, że pozostałe dziewczyny siedziały teraz w pokoju wspólnym, bawiąc się we flirty z Eddim i jego kolegami, opowiedziałam Ivanne o całej tej sytuacji. Powiedziałam, po co Blake i Meriney wołali nas do skrzydła szpitalnego, o tym, czego dowiedzieliśmy się od Philla już na miejscu, a także o tym, że nie potrafiłam namówić Damona na zgodzenie się na dyrektorską ochronę. Tak jak przewidziałam, chwilę po naszej rozmowie na błoniach, znalazł nas, gdy wracaliśmy z powrotem do dormitorium, i zaproponował swoją pomoc. Ja się zgodziłam, ale Damon nie. Stanowczo odmówił, pomimo nalegań mężczyzny. Ja już nawet nie próbowałam odwoływać się do jego rozumu. Wiedziałam, że Smith już nie zmieni zdania, przynajmniej dopóki nie wydarzy się coś naprawdę strasznego, co uzmysłowiłoby mu ogrom zagrożenia. Ivanne nawet nie zdawała się być zdumiona postawą naszego przyjaciela. Wydaje mi się, że dużo lepiej potrafiła się wczuć w jego sytuację i postawić na jego miejscu, choć ja też się przecież starałam. Naprawdę. Szkoda tylko, że wyszło jak zawsze. Widząc, że atmosfera jest napięta, postanowiłam zmienić temat.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Zaczęłyśmy więc rozmawiać o meczu quidditcha, który mieliśmy za kilka dni rozegrać ze Ślizgonami. Alex na treningach tak dawał nam w kość, że powinnam czuć się już gotowa i perfekcyjnie przygotowana do niego... niestety nic bardziej mylnego. Z każdym przybliżającym mnie do meczu dniem byłam coraz bardziej spanikowana i stremowana. Doszło do tego, że po nocach mi się śniło, jak błaźnię się na boisku przed całą szkołą... Z rozmowy z Cristal wychodziło, że ona miała dokładnie to samo. Masakra. Nie wiem czy to powinno mnie pocieszać, czy nie. Przez cały ten czas zachodziłam w głowę, jakim cudem Alex sprawia wrażenie takiego spokojnego i pewnego siebie, podczas kiedy my zmieniamy się powoli w kłębki nerwów. Jak żyję, nigdy nie widziałam mojego kuzyna przejmującego się czymś innym, niż spóźnianie się mugolskiego dostawcy pizzy. Zawsze wtedy miał w głowie sto tysięcy czarnych scenariuszy, takich jak to, że dostawca został napadnięty, porwany, zamordowany... nie, nie myślcie, że tak bardzo martwił się o biednego dostawcę. Co to to nie. Raczej o pizzę, która przez to mogłaby nie dotrzeć. A musicie wiedzieć, że Alex naprawdę kochał pizzę... Kiedyś mi nawet wyznał, że jeśli w którymś z krajów Zjednoczonego Królestwa zalegalizowane zostanie wchodzenie w związki małżeńskie z żywnością, on będzie pierwszym chętny na zawarcie takowego.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Te kilka dni minęło jak z bicza strzelił. Gdy się rano obudziłam, powitało mnie „przemiłe” uczucie,
jakby mi się wszystkie wnętrzności skręcały ze stresu. To dziś. Mecz ze
Ślizgonami. Przełknęłam głośno ślinę. To mój pierwszy mecz, a Ravenclaw jakoś
tak zbyt często, jak na mój gust, przegrywa ze Slytherinem, więc teraz to już musieliśmy wygrać. Ale co jeśli zawalę? Nie
chcę się zrobić z siebie fujary na oczach całej szkoły. Jeszcze żeby było fajniej - Goldi też
zagra w ty meczu. Na pozycji ścigającego… Super, po prostu super! Gdy w końcu wygramoliłam
się z łóżka i szybko upodobniłam się do ludzi, zbiegłam po schodach do pokoju wspólnego. Moich przyjaciół jeszcze nie było, więc usadowiłam się na kanapie i czekałam. <br />
<div class="MsoNormal">
- Oh, czeeeeść, Elenoo – przywitała się Ivanne, ziewając, kiedy w końcu do mnie dołączyła. –
Damon jeszcze nie zszedł? – spytała, rozglądając się po pokoju wspólnym.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Nie, ale mógłby się pośpieszyć. Umieram z głodu –
powiedziałam, przeciągając się leniwie. – Chociaż tak właściwie to nie wiem,
czy zdołam cokolwiek przełknąć…</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Mały stresik przed meczem?</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- A co innego?</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Cześć, wam – nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Co tak długo? – spytała Damona Ivanne, ale on tylko wzruszył
ramionami.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Idziemy już? – spytał nonszalancko, uśmiechając się do nas prawie jak stary Damon. Pokiwałam głową i ruszyliśmy do Wielkiej
Sali. Gdy wyszliśmy z wieży Ravenclaw, naszym oczom ukazała się grupka chyba
drugorocznych Krukonek, ubranych od stóp<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>do głów w błękit i brąz, kolory naszego domu. Trzymały wielki
transparent z napisem „<b><i>Do boju, Ravenclaw!</i></b>”. Dziewczynki podeszły do nas.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Cześć! – odezwała się najwyższa z nich, ta o płomiennie rudych
włosach i grubych okularach na nosie. – Nazywam się Sue. Sue Larkin, a to jest Megan – wskazała na nieco
niższą od siebie blondynkę o twarzy całej w piegach – i Emma – przedstawił szatynkę o czarnej cerze i dużych, czekoladowych oczach. – Chciałyśmy
życzyć powodzenia tobie i reszcie drużyny – Sue uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja
poczułam, że się rumienię. – Na pewno wygracie.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Ehm… Dzięki, postaramy się – odparłam, odwzajemniając
uśmiech i oddaliłyśmy się w szybkow stronę śniadania, to znaczy Wielkiej Sali. To miły gest, nie powiem, ale zawsze się peszę w takich sytuacjach, więc nauczyłam się już, że najlepiej dyskretnie się oddalić, zanim do reszty będę czerwona niczym burak.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Ojej, ale to urocze – powiedział Ivanne, gdy oddaliłyśmy się na tyle, że dziewczynki
nie mogły nas już usłyszeć.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Tak, miło z ich strony… - odpowiedziałam niemrawo. – Ale, cokolwiek
by nie powiedziały, i tak nie mogę przestać myśleć o tym, że na pewno coś sknocę
na boisku… Na oczach wszystkich! Wszyscy zobaczą, jak spadam z miotły, sama sobie przywalam tłuczkiem albo... – wiem, wiem, zaczynałam desperować, ale co ja na
to poradzę?</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Eleno, przestań się tak przejmować! – przerwał mi Damon,
łapiąc mnie za rękę. Akurat wchodziliśmy do Wielkiej Sali. Stoły były już zapchane, ale mimo to udało nam się znaleźć dla siebie miejsca. Damon usiadł koło mnie na jednej ławie, a Iv tuż na przeciwko. Popatrzyłam na jedzenie. Mówiłam, że byłam głodna? Odwołuję. Teraz już wiem, że nie zdołam niczego w siebie wepchnąć. I tak już mi niedobrze.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Łatwo ci mówić! Po prostu…</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- El! Nie zbłaźnisz się, okay?! Widzieliśmy cię z Damonem na
treningach i radziłaś sobie naprawdę dobrze. Więc weź się w garść i przestań się stresować! </div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Ale… - nie dawałam się przekonać.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Eleno, weź współpracuj – odezwał się Damon. – Jak ci
mówimy, że dobrze jest, to jest dobrze, rozumiesz? Nie powiedzielibyśmy ci tego,
gdyby tak nie było, tylko włamalibyśmy się do zapasów Slughorna i zwędzili
jedną buteleczkę Felix Felicis, żeby następnie dolać ci trochę do herbaty – zaśmiałam się. - Wiem, może powinienem walnąć jakąś przydługą gadkę motywacyjną, żeby ciębardziej dowartościować, ale serio jestem już głodny i... łapiesz? Nie zrozum mnie źle, uwielbiam cię, ale nawet ty nie możesz się równać z dyniowymi pasztecikami. Tak więc zamiast przemowy, masz tu deklaracje włamu do Slughorna. Doceń - dodał z figlarnym uśmiechem.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Co takiego pan powiedział, panie Smith? – odezwał się za nami jowialny, męski głos. Damon odwrócił się i zobaczył Slughorna, spoglądającego
na niego badawczo. Ivanne przegryzła wargi, z trudem powstrzymując śmiech, a ja zastanawiałam się tylko, czy celowo go nie ostrzegła, bo w przeciwieństwie do nas, jako jedyna nie siedziała teraz do nauczyciela plecami, czy po prostu go nie zauważyła.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Dzień dobry, panie profesorze – Damon wysilił się na szeroki uśmiech niewiniątka. –
Chyba na Boże Narodzenie kupię panu dzwoneczek – kącik ust profesora drgnął
lekko, jakby w rozbawieniu.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Mam nadzieję, że to był tylko dowcip, bo jeśli złapię pana
na myszkowaniu w moich zapasach, będzie potrzebne coś więcej niż tylko
kandyzowane ananasy, które wręczasz mi od pierwszej klasy, gdy coś
przeskrobiesz… - pogroził<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>palcem i
wyszedł do Wielkiej Sali.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Dlaczego zawsze ja tak się wkopuję? – jęknął Smith, podnosząc
ręce do nieba.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Spójrz na to z innej strony, prawie zawsze ci się upiecze, zwłaszcza ze Slughornem. Czekaj… Ty serio przekupujesz go kandyzowanymi
ananasami? – Iv zmarszczyła brwi z niedowierzania.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- No, a myślałaś, że w jaki sposób zawsze udaje mi się
uniknąć szlabanu, gdy dolewam coś do eliksirów innych i patrzę, jak wybuchają?
Swoją drogą reakcja Victorii Miling ostatnio była bezbłędna – roześmiał się. - Żałuję, że tego nie nagrałem.</div>
<br />
<div class="MsoNormal">
- Czyli zagadka rozwiązana – skwitowałam. Zawsze mnie to
zastanawiało, czemu Slughorn był dla Damona taki pobłażliwy.<span style="mso-spacerun: yes;"> Teraz wszystko jasne. Nie powiem, niezły sposób. Chyba też zainwestuję w paczkę ananasów, no wiecie, tak na wszelki.</span><br />
<span style="mso-spacerun: yes;">Wtedy do sali wszedł Alex z kilkoma innymi osobami z drużyny. </span><span style="color: #e06666;"><span style="color: black;">Powitały ich już od progu przyjazne
okrzyki, dobiegające ze stołu Ravenclaw, a</span><b> </b></span>nawet Gryffindoru i Hufflepuffu. Ślizgoni natomiast oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie rzucali jakiś złośliwych uwag
pod kątem jego i reszty drużyny. Ubrani w szmaragd i srebro uczniowie ze
Slytherinu wykrzykiwali swoje niewybredne uwagi tak głośno, że przebijały się
bez trudu przez hałas, jaki robiły pozostałe trzy domy. Oni jednak zdawali się nic sobie z ich drwin nie robić. Potraktowali ich jak powietrze, co jeszcze bardziej ich rozzłościło. Krzyczeli więc jeszcze głośniej, ale i tym razem nic nie ugrali. Kiedy Ślizgoni doszli do wniosku, że nie ma sensu dalej zdzierać gardeł, bo i tak nasi nie dają się sprowokować, w końcu zamknęli japy.<br />
<div class="MsoNormal">
- Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada – z dumania nad pustym talerzem wyrwał mnie znajomy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam nachylającego
się nade mną Eddiego. Wyglądał na naprawdę zmartwionego. Przez szyję przewieszony miał szalik w krukońskich barwach z napisem <i><b>"Ravenclaw ponad wszystko"</b></i>. A do tego niebiesko-brązowe kreski na policzkach. W sumie nie wiem, po co mu to wszystko, skoro i tak zaraz to ściągnie i przebierze się w kostium dla zawodnika, no bo przecież, jakby nie było, też gra. Jako Ścigający.</div>
<div class="MsoNormal">
- Co? Ah, tak, wszystko w porządku – odparłam zdawkowo.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jesteś pewna? Nie wyglądasz za dobrze… - Eddie nie dawał za wygraną.</div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, po prostu trochę się stresuję meczem, a ty nie? </div>
<div class="MsoNormal">
- Trochę też, ale bardziej jestem podekscytowany niż
zestresowany – uśmiechnął się do mnie wesoło. -<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Będzie
dobrze, nie przejmuj się – poklepał mnie delikatnie po plecach. </div>
<div class="MsoNormal">
- Daj spokój, stary. Ona i tak ciągle swoje - Damon machnął ręką, nakładając sobie więcej pasztecików. - Już z Ivanne próbowaliśmy ją ogarniać, ale on nie pomaga.</div>
<div class="MsoNormal">
- El, serio? Nie masz się kim przejmować? Przecież bałwany
ze Slytherinu zawsze będą krytykować każdego, kto nie jest Ślizgonem… Czy pójdzie ci rewelacyjnie czy beznadziejnie, i tak będą po tobie jechać - Eddie zruszył ramionami, po czym nachylił się nad stołem, by sięgnąć po jabłko. Jeśli to miało mi pomóc, nie wyszło - Nie
należy się nimi przejmować. A tak poza tym, Derek Brandy jest moim dobrym
kolegą i gdyby zieloni przesadzali, zawsze mogę go poprosić, żeby
przypadkowo tłuczek mu się wymsknął i poleciał prosto na Goldensona i resztę
pajaców – wyszczerzył zęby w szatański uśmieszek.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dzięki za propozycję – zachichotałam.- Chyba skorzystam.</div>
<div class="MsoNormal">
- Iv i ja już zjedliśmy – oznajmił Damon. – Jeśli skończyłaś medytować nad zastawą, to możemy już iść na stadion. Musisz się jeszcze przebrać.</div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, skończyłam. Chodźmy – „zakomenderowałam”, wstając od
stołu. Ze straceńczą miną ruszyłam ku wyjściu.</div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: purple;"><b>***</b></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<br />
- Powitajmy gromkimi brawami drużynę Krukonów! – rozległ
się wzmocniony zaklęciem głos Artura Zone'a, komentatora z naszego domu.
Tylko weszliśmy na stadion, a uczniowie Ravenclaw, Gryffindoru i Hufflepuff
zaczęli klaskać. Natomiast wśród Ślizgonów dało się słyszeć pogwizdywania i
dość nieprzyjemne komentarze. Żadna nowość. – Od prawej strony: kapitan i obrońca Alex Elfein, szukająca Anabell Verporti, pałkarze Liam Peterson i Derek Brandy, no i
oczywiście ścigający Cristal Kennedy, Elena Elfein – fala stresu zalała mnie
jeszcze bardziej. Czułam, że się czerwienie, a serce zaczęło mi niebezpiecznie
głośno kołatać. – i Eddie Thorn.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>A teraz,
jeśli oczywiście chcecie lub jesteście na tyle nienormalni, żeby chcieć
możecie… - w tym momencie profesor McGonagall spojrzała srogo na Artura, ale
ponieważ podzielała jego zdanie na temat Ślizgonów, nie powiedziała mu złego słowa. -<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>No
ten… powitać drużynę Slytherinu … - rozległy się głośnie oklaski zielonych i niemrawe poklaskiwanie reszty
domów. – A więc tak… kapitan i jednocześnie ścigająca Sabrina Herbski,
pozostali ścigający to Johnes Quimby i Jessica Grey, za obrońcę mają rasowy
przykład tępego osiłka – tym razem McGonagall nie puściła mu tego płazem -
Marcela Clearwater, pałkarzami są Rossella Merth i Brian Drewy, a szukającą
Eveline Yeal – Ślizgoni klaskali jak oszalali, podczas gdy reszta dała sobie już zupełnie spokój. – No co wy? Za głośno ich dopingujecie! To im niepotrzebne!
I tak będą oszukiwać! – wyraził swój sprzeciw Zone, patrząc na uczniów
Slytherinu, jak na przebrzydłe karaluchy. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkHTtnHHi5Ka1ZAd3GeN5O3lvX137W15Ra6mFATqZ6D70MrSLS6EVkY5Xlt4ExaNSvwl5jZj5Ek_i838cB8JWUeP2Jo50IUnPwoKHI51EQvn8nQKuYRK31RFVn65rdBwhidxVx6np55kI/s1600/zloty+znicz.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkHTtnHHi5Ka1ZAd3GeN5O3lvX137W15Ra6mFATqZ6D70MrSLS6EVkY5Xlt4ExaNSvwl5jZj5Ek_i838cB8JWUeP2Jo50IUnPwoKHI51EQvn8nQKuYRK31RFVn65rdBwhidxVx6np55kI/s1600/zloty+znicz.gif" height="166" width="400" /></a></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
- Zone, ja cię proszę! – zagrzmiał gniewnie głos profesor
transmutacji. Rozległ się gwizdek pani Hooch, ucinający dalsze dyskusje. Alex i
Sabrina podali sobie ręce, patrząc na siebie wilkiem.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Rozległ się drugi gwizdek. Wszyscy poderwali
się do lotu. Wypuszczono „piłki”. Crystal natychmiast pochwyciła kafla i podała
go Eddiemu, który z kolei próbował podać do mnie, ale przeszkodził mu w tym tłuczek, „przypadkowo” odbity w jego stronę przez Briana Drewy'a. Thorn zleciałby
ze swojego Ścigacza 678, najnowszego modelu prosto od Lewermana, gdyby Liam i
Derek <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>go nie złapali w dosłownie ostatniej chwili.
Sabrina przejęła kafla, którego upuścił Eddie, gdy tłuczek grzmotnął go w
plecy, po czym podała go Johnesowi Quimby’emu. Kiedy tylko spróbowałam odebrać
kafla Ślizgonowi, ten z całej siły uderzył mnie łokciem w brzuch i przerzucił go przez środkowa obręcz. Zatoczyłam się w locie. Sędzina zagwizdała.
Rozległ się głos Artura:</div>
<div class="MsoNormal">
- Faul! Faul! Faul! Nie zaliczyć im tego! Słyszy pani? Nie
zaliczyć! – zaczął wydzierać się Zone, a reszta Krukonów poszła jego śladem i
po chwili również skandowała<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><b><i>„Nie
zaliczyć!”</i></b>. Nie pamiętam czy pani Hooch ukarała Johnesa za ten jawny faul, gdyż
ból całkiem mnie oszołomił na te kilka minut zamieszania. McGonagall próbowała
uciszyć uczniów Ravenclaw, a także po części Hufflepuffu i niemal połowy
Gryffindoru, którzy wydzierali się teraz w niebo głosy. Tak
czy tak, gra została już wznowiona. Crystal szybko udało się odebrać kafla
Sabrinie, dziewczyna podała go mi, a ja, okrążając Jessicę Grey, przerzuciłam
kafla przez najniższą obręcz. Marcelowi Clearwater udałoby się obronić, gdyby w
tym czasie nie dłubał sobie w uchu… Fuj!</div>
<div class="MsoNormal">
- 10 : 20 dla Krukonów! – ryknął podekscytowany Artur, a na
trybunach rozbrzmiały oklaski. Ravenclaw zaczął wymachiwać w powietrzu niebiesko-brązowymi szalikami. Mimowolnie uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. </div>
<div class="MsoNormal">
- Przyzwyczajaj się, Herbski! – zawołał Alex, podlatując
bliżej Ślizgonki. </div>
<div class="MsoNormal">
- Jeszcze nie wygraliście – syknęła przez zaciśnięte zęby dziewczyna,
posyłając mu spojrzenie, którym mogłaby zabić. - Na razie TO MY prowadzimy.</div>
<div class="MsoNormal">
- To tylko kwesta czasu – mój kuzyn wyszczerzył zęby w równie jadowity
uśmiech, jak jak jej wzrok, po czym pokazał mi wyciągnięty w górę kciuk i w
ostatniej chwili wrócił na swoją pozycję, aby powstrzymać Johnesa przed
zdobyciem kolejnych punktów.</div>
<div class="MsoNormal">
- Hahaha! Cienias! – zawołał Zone do Johnesa, widząc akcję Alexa, za co skarciła go po chwili profesor McGonagall.</div>
<div class="MsoNormal">
- Kafla przejmuje Gray i…! O nie! Nawet się nie waż
strzelić! Derek! Liam! Nie macie jakiegoś tłuczka do odbicia? – zawołał
desperacko Artur, kiedy Jessica Gray złapała podaną przez Sabrinę „piłkę”. Eddie i
Cristal natychmiast rzucili się w jej stronę, żeby zabrać dziewczynie kafla, ale było
już za późno. Jessica podleciała jeszcze bliżej obręczy i zamachnęła się. Na
całe szczęście z tego mojego kuzyna jest zdolna bestia, bo po raz kolejny
obronił, a tym razem to był naprawdę rzut praktycznie nie do obronienia. </div>
<div class="MsoNormal">
- Jest! Yeah! – ryknął Zone i znów rozbrzmiała salwa
oklasków i okrzyków. Ślizgoni głośno buczeli, ale pozostałe trzy domy skutecznie
ich zagłuszyły. – Z góry przepraszam, pani profesor – zwrócił się do nauczycielki
– ale muszę to powiedzieć… - McGonagall spojrzała na niego z wyczekiwaniem. –
Cieniasy! Hahah! I znowu pudło? Jakie to uczucie, co Jessie? </div>
<div class="MsoNormal">
- Jordan! – syknęła, tłumiąc cień uśmiechu, który zamajaczył
na jej twarzy.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jordan? Jaki znów Jordan? – zdziwił się Artur. – Jestem Zone… Chwila…
Przypominam pani słynnego Lee Jordana? – chłopak spytał ją z niedowierzaniem, a na twarzy
pani profesor pojawił się wyraz zakłopotania. – To najmilsza rzecz jaką mogłem od
pani usłyszeć! - zawołał rozradowany faktem, że właśnie został porównany do, można powiedzieć, legendy. Lee Jordan bowiem dalej był sławny wśród uczniów, choć skończył szkołę już tak dawno temu. Opowieści o nim i o wielu innych z rocznika słynnego Harry'ego Pottera ciągle krążyły po tych korytarzach.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie… No, może trochę… - przyznała końcu McGonagall. – Ale nie zmieniaj
tematu! – przybrała srogi wyraz twarzy. – Nie chce ci zwracać uwag kolejny raz!
Bezstronność, Zone, bezstronność przede wszystkim! – skarciła go po raz kolejny, ale Artur i tak
nie przestawał się uśmiechać. Po chwili wrócił do komentowania.</div>
<div class="MsoNormal">
- Oooo! Eveline Yeal chyba dostrzegła znicza! Za nią,
Anabell, za nią! – blondynka nie potrzebowała jego ponagleń. Zanurkowała gwałtownie w
dół. W tym momencie siedziała już Ślizgonce na ogonie, ale nie mogła jej na razie jeszcze dogonić. Złoty znicz
jednak umknął Eveline, zanim dziewczyna zdołała go pochwycić w swoje
serdelkowate palce. Obie zawisły w powietrzu, starając się zlokalizować znicza.
– Skrzydlata piłeczka umknęła w ostatniej chwili przed łapskami Ślizgonki – skomentował Zone, a widząc minę
profesor McGonagall, która o mały włos nie wydarła się na niego przy wszystkich,
„zreflektował się” – to znaczy, o nie! Tak blisko! Jak ja dziś zasnę z myślą,
że Ślizgonom umknęła taka szansa na wygraną?! Toż to tragedia! Slytherin do boju! Dalej
Ślizgoni, dalej! – zebrani parsknęli śmiechem. Wszyscy oprócz zielonych. Usta opiekunki Gryfonów zacisnęły się w wąską linię, ale gdy
przelatywałam obok, zobaczyłam, że kąciki jej ust lekko się uniosły. Rossella Merth odbiła
lecącego ku Sabrinie tłuczka prosto w stronę Alexa. Liam próbował osłonić
kapitana,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>ale nie zdążył dolecieć na
czas, gdyż razem z Derekiem próbowali trafić w Johnesa po drugiej stronie
boiska. Gdy tylko tłuczek<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>grzmotnął Alexa w
ramię, jego twarz wykrzywił wyraz bólu. Chłopak zachwiał się w powietrzu, tak jak ja chwilę temu. Przez moment myślałam, że spadnie. Już chciałam lecieć mu pomóc, ale w tej samej chwili
odzyskał równowagę. Niestety Jessica wykorzystała chwilę słabości obrońcy i
podała kafla do Sabriny, która z kolei przerzuciła go przez średnią obręcz.</div>
<div class="MsoNormal">
- Slytherin zdobywa punkty! 30:10!– zawył niemalże żałobnym tonem Artur. Zawtórowały mu głośne wiwaty, dochodzące z sektora Slytherinu,
natomiast uczniowie pozostałych domów siedzieli z coraz to bardziej posępnymi minami. Gra
trwała jeszcze długo, a wynik ciągle się zmieniał.</div>
<div class="MsoNormal">
- 30:20 dla Krukonów! … 40:30 … Ślizgoni gonią Ravenclaw,
jest 40:50… 50:50… - prowadzenie oba domy obejmowały na zmianę. Raz my byliśmy na wozie, oni pod wozem, a innim razem to oni wygrywali. Muszę się nieskromnie pochwalić, że podczas tej gry jeszcze ze dwa razy udało mi się trafić kaflem do jednej z obręczy. Czułam, jak rozpiera mnie duma. Do pełni szczęścia brakowało jeszcze, żeby An złapała znicz. I w końcu, po zażartej walce z szukającą przeciwnej drużyny i Sabriną, która później się do nie się do niej dołączyła, udało jej się go zdobyć.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jest! Ravenclaw wygrywa mecz! Anabell złapała znicza! –
Ślizgoni buczeli, Gryfoni i Puchoni klaskali, a zebrani na trybunach Krukoni
zaczęli wyśpiewać:</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b>„Wygrali nasi, niebiesko-brązowi,</b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b>Aby porażki smak zapewnić każdemu Ślizgonowi!</b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b>Slytherin przegrał, i to sromotnie, </b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b>A ich drużyna będzie łkać samotnie!</b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b>Elfein kapitanem nam jest,</b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b>a nasza reprezentacja gra fest!”</b></i></div>
<div class="MsoNormal">
Alexa i resztę chłopaków otoczyła zgraja wielbicielek,
wszyscy gratulowali nam, chwilę potem Anabell była już niesiona na rękach przez
niebiesko– brązowych, jedna ręką rozsyłając wszystkim całusy, a drugą ściskając
malutką, złotą piłeczkę. Przepełniała mnie euforia. Byłam taka szczęśliwa, że
wygraliśmy, że się nie ośmieszyłam, że nawet zdobyłam punkty. I to trzy razy, ale kto
by to liczył… To genialne uczucie. Zaraz zbiegła do mnie Ivanne, ciągną Damona
za rękę.</div>
<div class="MsoNormal">
- Brawo! Byliście genialni! Ty byłaś genialna! – zawołał przyjaciółka, ściskając mnie z całej siły, aż do utraty tchu.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dzięki, ale dusisz! Wiesz, chcę jeszcze trochę pożyć!</div>
<div class="MsoNormal">
- Och, przepraszam – zachichotała Iv, uśmiechając się szeroko.</div>
<div class="MsoNormal">
-
Byłaś świetna, Eleno – powiedział Damon, obejmując mnie na misiaka.Długo mnie przytulał, zadziwiająco długo, tak jakby nie chciał mnie już w ogóle wypuścić ze swoich ramion, ale... nie przeszkadzało mi to. Było mi przyjemnie, a poza tym to mój najlepszy kumpel, to chyba nic dziwnego, że mnie tuli, prawda?</div>
<div class="MsoNormal">
- Chodźcie, w pokoju wspólnym jest impreza! – zawołał
Hindley, podbiegając do nas. – Alex skołował piwo kremowe i ognistą whisky, chodźcie!</div>
<div class="MsoNormal">
- Już idziemy – krzyknął Damon, odrywając się ode mnie. Jego oczy zdawały się lśnić taką wesołością, jakiej u niego nie widziałam od incydentu z wilkołakiem. Był szczęśliwy. A jeśli on był, to i ja. Nie chciałam, by dłużej się smucił. Chciałam, żeby pozostał w tym radosnym nastroju , jak najdłużej. Niestety wszystko prysło, kiedy ni stąd, ni zowąd podszedł do mnie Cedric i powitał buziakiem. Wtedy oczy Damona spochmurniały, twarz stężała. Chłopak wymamrotał do Ivanne, żebyśmy do niego dołączyły, bo teraz się spieszy i musi iść. Zawołałam za nim, ale on nie odpowiedział. Po chwili zniknął w tłumie uczniów. Dziwne, że za każdym razem tak reagował, kiedy Ced okazywał mi w jego obecności trochę czułości, ale w ogóle, gdy tylko się zbliżał. Chyba zaczynałam powoli rozumieć, o co może chodzić Damonowi, chociaż wciąż wydawało mi się to nieprawdopodobne. Dotychczas myślałam, że ma mnie tylko za przyjaciółkę... wygląda na to, że się pomyliłam. I to bardzo.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><i><b>Meridiane Falori </b></i></span></div>
</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-28058118160381320632014-12-21T11:22:00.000-08:002014-12-21T12:38:32.506-08:00Rozdział 11 : Potrzeba akceptacjiChwilę po usłyszeniu rewelacji, które padły z ust Philipa, Damon bez słowa zerwał się z miejsca i wyszedł z sali, tupiąc przy tym donośnie. Philip jęknął, widząc jego rozjuszenie.<br />
- Może nie powinienem był mu mówić wszystkiego na raz... Może to było za dużo... - rzucił jakby sam do siebie, spoglądając z przestrachem na drzwi, za którymi chwilę temu zniknął Smith.<br />
- Nie przejmuj się, to nie twoja wina - bąknęłam trochę na odczepnego, po czym popędziłam za Damonem. Kiedy wybiegłam na korytarz, nie widziałam go nigdzie; byli tam tylko Blake z Merineyem. Rozmawiali o czymś szeptem. Kiedy tylko mnie zobaczyli, zamilkli. Wychowawca już otwierał usta, żeby coś do mnie powiedzieć, ale ja udałam, że tego nie widzę i popędziłam przed siebie. Kiedy wyszłam ze skrzydła szpitalnego, rozejrzałam się po holu z ruchomymi schodami, szukając na którychś z nich Smitha. Nie było to łatwe, bo wszędzie aż roiło się od ludzi, a do tego ten cały gwar, ale w końcu udało mi się go odnaleźć - stał na schodach lecących ku parterowi. Przepchnęłam jest przez tłum chichocących Ślizgonek, blokujących dojście do owych schodów. Jeśli dobrze usłyszałam, rzuciły za mną jakąś niewybredną uwagę o moim nietakcie (szczegół, że same nie miały go za grosz) i o, cytuję, moich grubych nogach (których nie miały jak zobaczyć spod szerokiej szaty, ale to także szczegół). Nawet nie chciało mi się im odpowiadać. Aż żal tracić tlen na wdawanie się w dyskusje z takimi ewolucyjnymi bublami. Kiedy Damon był już na miejscu, ja dopiero dojeżdżałam do pierwszego piętra. Wychyliłam się przez barierkę i zawołałam go po imieniu, ale on nie zareagował. Nie wiem czy nie słyszał, czy tylko udawał, w każdym razie nawet się nie rozejrzał. Kiedy moje nogi ustały na piętrze parterowym, on zdążył już zniknąć za wielkimi rzeźbionymi wrotami, stanowiącymi wyjście z holu. Szybko podbiegłam do drzwi i wyleciałam przez nie jak wystrzelona z procy. Rozejrzałam się po korytarzu, teraz pełnym uczniów wszystkich domów. Cholera. Przepadł jak kamień w wodę. Przysięgam, że kiedyś zamontuję mu jakiś czip, żebym mogła go namierzać przez GPS-a. No co? Tak będzie o wiele szybciej niż za pomocą zaklęcia tropiącego... Uczmy się od mugoli, czasem też miewają dobre pomysły.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- Co jest grane? - usłyszałam nagle za sobą męski, tak dobrze znajomy głos. Aż podskoczyłam. Nienawidziłam, gdy ktoś zachodził mnie od tyłu. Obróciłam się na pięcie.<br />
- Damon! W końcu jesteś! - wysapałam, trochę zmęczona biegiem przełajowym przez jedne schody do drugich i tego typu innymi atrakcjami po drodze, nad którymi nie chciało mi się rozdrabniać.<br />
- Słyszałem, jak mnie wolałaś, ale był taki hałas, że byłoby podejrzane, gdybym usłyszał cię z takiej odległości, więc cię zignorowałem - powiedział beznamiętnie, chowając ręce do kieszeni prasowanych w kant czarnych spodni. - Zależy mi , żeby jak najdłużej zachować pozory... Choć i tak w końcu prawda wyjdzie na jaw - dodał jeszcze ciszej, starając się ukryć, towarzyszący mu ostatnio na każdym kroku, smutek za sztucznie nonszalanckim uśmiechem.<br />
- Rozumiem... Ja... - przegryzłam nerwowo wargę, splatając palce za plecami.- Widziałam, jak zareagowałeś... na to co powiedział Phil... zresztą kto by tak nie zareagował...? Ja po prostu chciałam z tobą o tym porozmawiać... - zaczęłam dosyć nieskładnie, nie wiedząc, jak ubrać w słowa to co chciałam mu powiedzieć.<br />
- Więc rozmawiajmy - Damon wzruszył z pozorną obojętnością ramionami.<br />
Rozejrzałam się wokoło, przełykając głośno ślinę.<br />
- Nie tu. Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy mieć pewność, że nikt nas nie usłyszy...<br />
- Błonie? - zaproponował, spoglądając na mnie z ukosa.<br />
- Błonie - przytaknęłam.<br />
- Więc chodźmy - Damon rozkrzyżował ramiona, skinąwszy w stronę wyjścia, znajdującego się na końcu korytarza. Przytaknęłam głową i ruszyłam przed siebie. Ja przodem, a on za mną. Atmosfera między nami była tak gęsta i napięta, że miało się wrażenie, iż jedno słowo za dużo, a znów dojdzie do kłótni. Nie wiedziałam, dlaczego tak było. Przecież nie wydarzyło się nic, co mogłoby nas znów poróżnić, wręcz przeciwnie. Wspólne zagrożenie powinno nas do siebie zbliżyć, ale na to nie wyglądało. Przynajmniej nie teraz. Może... może jak trochę ochłoniemy po tym, co usłyszeliśmy... może będzie inaczej. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgveNOSm4HFXjME6cY6OEx6EUjjN1fTHMt6Ka25HVgKi2qldDovJEGNTp7EPXkLsJynd4s53CYEaZehzkRXtkGWD3rCeXVuSd6erUlmeaD0xzS1MRibdynjis4KyxQMzPMaBMwUF6niUxgw/s1600/dejmon.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgveNOSm4HFXjME6cY6OEx6EUjjN1fTHMt6Ka25HVgKi2qldDovJEGNTp7EPXkLsJynd4s53CYEaZehzkRXtkGWD3rCeXVuSd6erUlmeaD0xzS1MRibdynjis4KyxQMzPMaBMwUF6niUxgw/s1600/dejmon.jpg" height="400" width="288" /></a></div>
Kiedy wyszliśmy z budynku szkoły na zewnątrz, moją twarz powitał chłodny wiatr. Nieprzyjemny, suchy... Ciążące nad Hogwartem chmury zdawały się ważyć sto kilo - ciemne, ciężkie... <br />
- Zanosi się na deszcz - mruknął Damon, nie wiem czy do mnie, czy raczej do siebie.<br />
- W Anglii to żadna nowość, trzeba się przyzwyczaić i tyle - wzruszyłam ramionami.<br />
- Zapomniałaś, że nie mieszkam w Anglii, tylko w Szkocji - odparł, posyłając mi sarkastyczny uśmieszek. - Na <span dir="auto">Ionie*, ściślej mówiąc. Idealne miejsce dla ekscentrycznych czarnoksiężników, którzy nie przepadają za dużym stężeniem mugoli w obrębie najbliższych kilometrów.</span><br />
<span dir="auto">- Eeee tam - machnęłam ręką. - To Wielka Brytania i to, więc... Może przejdźmy do rzeczy</span><br />
<span dir="auto">- Wiem co chcesz powiedzieć - ozwał się Damon, spoglądając na mnie przenikliwie swymi bystrymi jasnoniebieskimi oczami.</span><br />
<span dir="auto">Było tak zimno, że na dworze byliśmy tylko my sami, więc Damon nie musiał nawet ściszać głosu. Spacerowaliśmy ku jezioru, które było niegdyś miejscem jednej z konkurencji w Turnieju Trójmagicznego. Wiele o nim słyszałam, podobno to było wielkie wydarzenie swojego czasu... szkoda tylko że skończyło się tragicznie.</span><br />
<span dir="auto">- Chcesz żebyśmy porozmawiali o tym z Blakiem, prawda? To taki "mądry dorosły", do którego powinny przychodzić głupiutkie dzieci, jeśli mają problem, czyż nie? - głos miał przesycony ironią.</span><br />
<span dir="auto">- A masz lepszy pomysł? - spytałam cicho, zatrzymując się na chwilę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Damon, to poważna sprawa. Ten czub zamierza mnie zabić, a ciebie przekabacić na swoją stronę. Nie chcę nic mówić, ale wątpię, żeby to był taki typ, który ze spokojem przyjmie odmowę, bo jak mniemam wcale nie zamierzasz na jego stronę przechodzić.</span><br />
<span dir="auto">- Nie chcę, ale to nie zmienia faktu, że nie mam zamiaru prosić Blake'a o niańczenie mnie i całodobowe trzymanie za rączkę, żeby a nuż, widelec Neeimar nie porwał mnie spod klasy.</span><br />
<span dir="auto">- Ale musimy poprosić dyrektora o pomoc. Zresztą... on już i tak wszystko wie, więc może nawet nie musimy do niego chodzić. Jestem pewna, że sam wyciągnie do nas rękę.</span><br />
<span dir="auto">- Nie chcę jego wyciągniętej dłoni. Nie potrzebuję niej - odparł oschle Damon, ściągnąwszy brwi. Jego bujne, chociaż niedługie czarne włosy rozwiewały się na wietrze. Podobnie jak nasze szaty. Mój warkocz był zbyt ciężki, więc on jako jedyny trzymał się na miejscu.</span><br />
<span dir="auto">- Dlaczego? - spytałam z wyrzutem. - Naprawdę myślisz, że skoro ten świr już posunął się do porwania Philipa i to nasłania go na nas, nie zaatakuje ponownie?! Naprawdę chcesz, żeby coś nam zrobił?! </span><br />
<span dir="auto">- Proś Blake'a o ochronę, jeśli chcesz, ale mnie w to nie mieszaj - rzucił lodowato Damon, a jego chłodne spojrzenie przeszyło mnie na wskroś, aż po szpik kostny...</span><br />
<span dir="auto">- Ale dlaczego? Nie bądź głupi! - warknęłam. - Myślisz, że znasz się na czarach, ale jeśli przyjdzie ci stanąć przed nim twarzą w twarz, rozgromi cię w kilka sekund! Żadne z nas jeszcze nie jest aż tak mocne. Nie bądź głupi - powtórzyłam raz jeszcze, tym razem spokojniej, szukając w jego oczach zrozumienia... Nie znalazłam go. Oczy tak jak cała twarz Damona pozostawały lodowate, beznamiętne, niczym u marmurowego posągu. Absolutnie nic nie wyrażały. Nie często widywałam go w takim stanie. Zupełnie go nie rozumiałam. Nie wiedziałam, co mu szkodzi zadbać o własne bezpieczeństwo. Jego rodzice uczyli go zaklęć przed którymi moi z kolei uczyli mnie się bronić. Żadne z nas nie było amatorem, który nie wie, jaką stroną trzymać różdżkę, ale... miałam świadomość, że mimo pobieranych przez nas nauk, nie mogliśmy się równać z potęgą byłego Śmierciożercy. Neeimar miał za sobą całe lata pracy u boku Sami-Wiecie-Kogo -w starciu z nim moglibyśmy być martwi jeszcze zanim zdążylibyśmy się zorientować, że ku nam pomknął zielony strumień światła, zwany Avadą Kedavrą.</span><br />
<span dir="auto">- Moi rodzice znają się z Neeimarem. Można powiedzieć, że się przyjaźnili... - Damon zaczerpnął głęboki oddech, po czym kontynuował - Już i tak mają mnie za tchórza, bo nigdy nie chciałem uczestniczyć w naradach z Voldemortem, chociaż, gdy do nas przychodził, naprawdę nie rozumieli, jak mogłem odstępować od takiego zaszczytu. Nie popierałem szmalcowników i zwracałem rodzicom uwagę, kiedy pomiatali służącymi. A teraz przyjaźnię się z córką i aurorów i "wstrętną szlamą", bo oni za szlamy mają każdego, kto jest niepełnej krwi. (Szlamami nazywa się normalnie pogardliwie tylko mugolaków, ale państwo Smith do grona ''szlam'' wliczają i tych półkrwi). Już i tak mają mnie za słabego i nic nie wartego. Jeśli dodatkowo dowiedzą się o moim wilkołactwie i o tym, że chowam się za płaszczem nauczyciela, kompletnie stracą do mnie szacunek. </span><br />
<span dir="auto">- Więc to o to chodzi... - odezwałam się szeptem, czując, jak napełnia mnie współczucie dla niego. Nie ma to, jak nie mieć wsparcia we własnej rodzinie. Przecież rodzina jest podstawowym fundamentem naszej egzystencji. Bez niej... nie funkcjonujemy tak dobrze. Każdy z nas, choćby zgrywał największego chojraka, tak naprawdę tak jak inni potrzebuje miłości, ciepła, zrozumienia i wsparcia. A Damon go nie ma. Bo jeśli dziecko robi wszystko, żeby tylko nie wracać do rodziny, jeśli żałuje, że rok szkolny trwa tylko dziesięć miesięcy, a nie całe dwanaście, to coś tu chyba jest nie tak, czyż nie? Matka i ojciec Damona mówią mu, że go kochają, mówią, że chcą dla niego jak najlepiej, ale nie patrzą, że on nie chce iść drogą Śmierciożerców. Nie chce iść ich drogą. Podczas, kiedy moi rodzice uczyli mnie czynić dobre rzeczy i pokazywali, że naprawdę słaby człowiek jest wtedy, kiedy poddaje się złu, on miał na odwrót. Pokazywano mu przez całe życie że zło jest potęgą, że tylko ono ma przyszłość i że szczytem odwagi jest zabijanie bez wyrzutów sumienia. Natomiast tych, którzy nie chcieli tego robić, nie chcieli zabijać, nie chcieli okaleczać i po prostu krzywdzić w każdy inny sposób, bo nie zatracili jeszcze sumienia, uważali za słabeuszy, nic nie wartych tchórzy... </span><br />
<span dir="auto">- Tak. O to co zawsze, bo o co innego mogłoby chodzić - prychnął posępnie Damon, odwracając wzrok. Dłonie miał zaciśnięte w pięści. Próbował nad sobą panować, choć trudno mu było o tym mówić.</span><br />
<span dir="auto">- Damon... - szepnęłam, łapiąc go za rękę. Zaskoczony spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Choć wyraz jego oczu się zmienił. Był mniej chłodny, miej wrogi, mniej obcy... teraz po prostu widziałam w nich spokój i smutek, żadnych sztucznych emocji, żadnych pozowanych uśmiechów nie było już na jego ustach. Tylko smutek i spokój malowały się na jego twarzy. - Proszę cię, przemyśl to jeszcze. Rozumiem cię, ale... przecież tu chodzi o twoje... może nawet życie. Nie możesz ryzykować, byleby tylko udowodnić coś rodzicom. Proszę cię, nie rób tego...</span><br />
<span dir="auto">Wargi Damona wykrzywiły się w lekki, znikomy i ledwo zauważalny uśmiech, ale... mimo wszystko to był uśmiech.</span><br />
<span dir="auto">- Nie chciałabym cię stracić przez nich - powiedziałam, patrząc przyjacielowi w oczy. </span><br />
<span dir="auto">- Doceniam, że tak się o mnie troszczysz, ale... musisz zrozumieć,że nie jestem już małym, chudym i chorowitym jedenastolatkiem, którego poznałaś pięć lat temu. Potrafię o siebie zadbać. Pokaże im, że nie jestem sierotą, którą z byle czym leci po pomoc. Nie - pokręcił głową. - Poradzę sobie sam.</span><br />
<span dir="auto">- Sam, mówisz? - nie wytrzymałam. Mój głos był ostry i oschły, puściłam jego rękę. Czułam, jak zalewa mnie desperacja. Nie potrafiłam do niego dotrzeć, nie potrafiłam go przekonać. Widać pragnienie akceptacji od jego rodziców było silniejsze od zdrowego rozsądku. - A co zrobisz,jeśli Neeimar cię zaatakuje, co? Co zrobisz, jeśli dopadnie cię, kiedy będziesz zupełnie sam? Tak że będzie już za późno na wezwanie pomocy? Kiedy to będzie niemożliwe?! Zapewne zaproponuje ci przejście na swoją stronę, a ty odmówisz. Naprawdę myślisz , że da ci wtedy spokój? Damon! On cię zabije, jeśli tylko mu się sprzeciwisz! Aż tak ci zależy, żeby zakończyć swój żywot w wieku lat piętnastu? - nie wiedziałam już, jak mam z nim rozmawiać. Wiedziałam, że mój głos staje się piskliwy, załamuje się, a oczy zaczynają piec. Zależało mi na nim. On i Ivanne... Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Kochałam ich. Damona jak brata, a Ivanne jak siostrę. Nie przeżyłabym, gdyby któremuś z nich coś się stało.</span><br />
<span dir="auto">- Umiem sobie radzić z takimi jak on - odparł Smith po chwili ciszy, spoglądając na mnie z powagą. - Znam zaklęcia, o których nawet ci się nie śniło. <b><i>Morteamaro, Maraapsenta, Ravija noskali, </i></b>a o <b><i>Parsetusie** </i></b>i<b><i> Zaklęciach niewybaczalnych </i></b>już nie wspomnę. Niech Neeimar się tylko zbliży, a pożałuje. Nie zapominaj, że dostałem niezłe przeszkolenie na Ionie - powiedział Damon, obracając teatralnie między palcami swoja różdżkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy ją wyjął. Usta chłopaka wykrzywił przeraźliwy grymas. - Gdy tylko go zobaczę, zabiję go na miejscu. Wiem, jak to się robi, Eleno. Neeimar zdechnie jak pies, masz moje słowo.</span><br />
<span dir="auto">- Naprawdę potrafiłbyś zabić? - spytałam z dziwną nutą w głosie. Rodzice zawsze mnie uczyli, że zabicie jest ostatecznością. Że to odróżnia nas od NICH. Że my nie zabieramy życia, jeśli nie musimy. Do końca gramy fair. Tak postępują "ci dobrzy".</span><br />
<span dir="auto">- Potrafię wiele rzeczy, a to niewątpliwie jest jedna z nich - oznajmił lodowato.</span><br />
<span dir="auto">Już nic nie powiedziałam...</span><br />
<span dir="auto">_________</span><br />
<span dir="auto">*Iona -</span> niewielka wyspa w Hebrydach Wewnętrznych u południowych wybrzeży Szkocji, zamieszkana przez 125 osób.<br />
** Wymienione zaklęcia (prócz niewybaczalnych rzecz jasna) nie są zaczerpnięte z książki; są całkowicie wymyślone przeze mnie. Pozwólcie, że przybliżę wam ich działanie:<br />
<span dir="auto"><b><i>Morteamaro - </i></b>wprowadza cię w stan podobny do śmierci, "umierasz" i stajesz się, czymś podobnym do zombie, bezwolną marionetką swojego pana. Pochodna <b><i>Avada Kedavry. </i></b></span><br />
<span dir="auto"><b><i>Maraapsenta - </i></b>sprawia, że nieszczęśnik ulega samospaleniu... spala się żywcem ogniem, który nie tak łatwo ugasić.<b><i> </i></b></span><br />
<span dir="auto"><b><i>Ravija noskali - </i></b>przywołuje wielką chmarę szerszeni, które pożerają cię na żywca. <b><i><br /></i></b></span><br />
<span dir="auto"><b><i>Parsetus -</i></b> odbiera ci oddech, po prostu się dusisz, "topisz" się w powietrzu...</span><br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><span dir="auto">MERIDIANE FALORI</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><span dir="auto">_____________________________________</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><span dir="auto">Wiem, wiem, że dawno nie było rozdziału, trochę was zaniedbałam, przepraszam, ale mam nadzieję, że warto było czekać ;) Co myślicie o postawie Eleny, co o postawie Damona i jego rodzicach? Rozumiecie ich czy nie? Czekam na wasze komentarze <3 Przy okazji mam ogromną prośbę. Ravenclaw ponad wszystko nie cieszy się wielką popularnością, wiec jeśli macie jakiś przyjaciół Potterhead, których mogłoby to zainteresować, proszę polecajcie, udostępniajcie... Z góry dziękuję tym, którzy odważą się na taki mały gest :) </span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span dir="auto"><span style="color: #fff2cc;">Przypominam o komentowaniu. Naprawdę chciałabym wiedzieć, czy rozdział był fajny, czy nie. Czy skłonił was do przemyśleń, czy poruszył, nie wiem... Każdy kolejny komentarz daje mi kopa do dalszego pisania ;)<span style="color: #f6b26b;"> Im więcej komentarzy = tym częściej staram się dodawać kolejną cześć. </span></span></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-21028239813711051862014-12-21T02:06:00.001-08:002014-12-21T02:06:02.755-08:00Filmik promujący TDH<div style="text-align: center;">
Cześć, przepraszam, że tym razem to nie rozdział ;)</div>
<div style="text-align: center;">
Chciałam
się z wami podzielić krótkim, bo 2 minutowym mniej więcej, filmikiem
promującym (zwiastunem) mój inny blog - Tajemnicę Dark High. Nie wiem
czy czytacie TDH, czy nie, ale zachęcam do poświęcenia tych 2 minutek ze
swojego życia na obejrzenie go i powiedzenie mi, co o nim myślicie. Może niektórych zachęci, innych może nie, ale zależy mi na waszej opinii ;3 Ja osobiście jestem z niego bardzo zadowolona :D</div>
<div style="text-align: center;">
* Zwisatun wykonała Natalia G, której bardzo za to dziękuję.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=8xs2MYaMEsw&list=UURl6xf8zoHACEhxH15JuH3A" target="_blank">kliknij tutaj</a> </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
Do następnego rozdziału (który będzie niebawem),</div>
wasza Meridiane Falori ^^^Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-60055562470474202382014-11-14T09:58:00.000-08:002014-11-19T12:45:17.666-08:00Rozdział 10 : Dziedzictwo<br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcfHF6Hda1c1wMcN5B8Nct3pEudVXAD4JRbItS30p-WwjfUcJjG7AiNI8pGwTH2HKxyMOVckj1mTmTvLT461ZIjH9Omu0qkWCpPCPyOFezVtZO1jT6xHZNpUhJLojLBU-ZfzIbJE7Q_2jF/s1600/q.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcfHF6Hda1c1wMcN5B8Nct3pEudVXAD4JRbItS30p-WwjfUcJjG7AiNI8pGwTH2HKxyMOVckj1mTmTvLT461ZIjH9Omu0qkWCpPCPyOFezVtZO1jT6xHZNpUhJLojLBU-ZfzIbJE7Q_2jF/s1600/q.jpg" height="298" width="400" /></a>Przed wejściem do sali chorych zastaliśmy dyrektora Blake'a, rozmawiającego właśnie ściszonym głosem z profesorem Johnem Merineyem, nauczycielem numerologii, który przejął wychowawstwo nad domem Krukonów, kiedy profesor Flitwick stwierdził, że nie ma już siły użerać się z kolejnym rocznikiem niesfornej młodzieży. Obaj mężczyźni stanowili swoje całkowite przeciwieństwo. Dyrektor Blake, nordyckiej urody i dobrze zbudowany czterdziestolatek, całkowicie poświęcony swojej pracy i profesor Meriney o śniadej skórze, zadziwiająco ciemnych oczach i włosach, charakteryzujący się raczej luźnym i zdecydowanie mniej odpowiedzialnym podejściem do życia. Cechami wspólnymi tych dwojga były chyba tylko płeć i wiek, no może jeszcze zagraniczne pochodzenie, gdyż z tego co wiem, dyrektor przyjechał do nas aż z Finlandii, a Meriney miał podobno arabskie korzenie. A może tureckie... Nie jestem pewna. Mimo tego, że jeden był przeciwieństwem drugiego, naprawdę dobrze się dogadywali. Blake często radził się Merineya, gdy nie wiedział, co robić. Do końca lekcji już nie odważyłam się zagadać do Damona. Mijaliśmy się na korytarzach, udając, że się nie widzimy, a kiedy już musieliśmy siedzieć razem, bo Dam nie miał się gdzie przesiąść, milczeliśmy, rozsunięci na same skraje ławki. Tak, wiem, to dziecinne, ale Smith zaczął... Okay, to też mogło zabrzmieć ciut dziecinne, więc może już przejdę do meritum, żeby dalej się nie pogrążać.<br />
<br />
Po ostatniej lekcji tego dnia - Opiece nad magicznymi stworzeniami z profesorem Hagridem - zirytowana tą sytuacją Ivanne chwyciła mnie pod ramię, a Damona pod drugie, nim ten zdążył dyskretnie się oddalić, i przysunęła nas do siebie. Byłam zaskoczona, że tyle siły mieści w sobie takie chucherko jak ona, ale jak widać panienka Louis to rasowa "cicha woda", która brzegi rwie. <br />
- No dobra, słuchaj jedna z drugim - zaczęła z irytacją, zakleszczając mocniej swoje smukłe palce na ramionach moich i Smitha.- Wysłuchałam obu stron i rozumiem obie strony, a teraz, chcecie, czy nie, pogodzicie się. Umowa jest taka: o wszystkim zapominacie dobrowolnie i znów jest wszytko super albo....<br />
- Albo co? - odburknął Damon, starając się na mnie nie patrzeć, choć dzieliło nas od siebie zaledwie kilka centymetrów.<br />
- Cóż... sądzę, że zaklęcie <b><i>Obliviate </i></b>powinno załatwić sprawę - odpowiedziała mu w tym samym tonie. Powiedziawszy to, Ivanne puściła nas i wyjęła z kieszeni szaty swoją różdżkę. Była długa, bo mierzyła aż dwadzieścia cali, i wykonana z jarzębiny. Jej rdzeń stanowiło włókno ze smoczego serca.- To jak, dzieciaczki? Godzicie się po dobroci czy może mam wam pomóc? - spytała z szelmowskim uśmiechem, obracając ją między palcami.<br />
- Nie zrobisz tego - rzuciłam całkowicie poważnie, spoglądając ukradkowo na Damona. W tym samym czasie chłopak też na mnie zerkną, a gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, oboje jak na zawołanie odwróciliśmy wzrok. <br />
- O, proszę was! - sapnęła Iv. - Poważnie? Myślałam, że zachowujecie się jak pierwszoroczni, ale się myliłam. Jest jeszcze gorzej.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- Życie to nie koncert życzeń - mruknął w dalszym ciągu rozdrażniony Smith.<br />
Ivanne poczerwieniała na twarzy. Jej brązowe oczy ciskały w nas gromy, a z uszu wydawało się, że zaraz buchnie para. Była poważnie wkurzona. Iv nie trudno doprowadzić do szewskiej pasji, nic więc dziwnego, że znów nam się to udało, co niestety dotkliwie odczuła twarz Smitha.<br />
- Auuu! - rzucił zaskoczony, łapiąc się za pulsujący policzek, w który uderzyła go dziewczyna. Oczywiście niemocno. Raczej tylko symbolicznie. - A to za co?!<br />
- Ty już dobrze wiesz. Nie mam zamiaru dłużej znosić twoich fochów. A ty, Eleno, się śmiej, bo zaraz też oberwiesz - rzuciła do mnie ostrzegawczo, grożąc różdżką, tak jak się grozi palcem.<br />
- Ale czego ty od nas właściwie oczekujesz? - mruknęłam w końcu, może trochę za ostro. - Sama widziałaś, że....<br />
- Tylko nie mów: <i><b>on zaczął</b></i>, bo mnie szlag jasny trafi - uprzedziła.<br />
- Nawet nie miałam takiego zamiaru.<br />
- Ech, mniejsza o to - Ivanne westchnęła ciężko, przymykając powieki, po czym dodała już znacznie spokojniej. - Nie muszę wam chyba mówić, że zachowujecie się okropnie, a wasze wzajemne unikanie się jest wręcz śmieszne. Przyjaźnicie się od lat i nie pozwólcie, żeby poróżniła was taka drobnostka, taki banał! Więc proszę, przeproście się teraz i zacznijcie rozmawiać jak ludzie, bo na ten moment wasza komunikacja jest na poziome komunikacji trolli górskich. <i><b> "Przełożę mu maczugą przez głowę, to zrozumie"</b></i> - powiedziała, przedrzeźniając nosowy bełkot tych jakże pociesznych istotek o gabarytach słonia i jednocyfrowym IQ.<br />
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Damon starał się zachować poważną minę, ale drgający kącik jego ust zdradzał rozbawienie.<br />
- Może masz rację - westchnęłam, spoglądając na przyjaciela. - Ja nie czepiam się ciebie, a ty mnie. Zgoda? - spytałam, wyciągając do niego rękę. Damon przez chwilę mierzył mnie bacznym spojrzeniem, a po chwili uśmiechnął się lekko.<br />
- Chyba nie mam innego wyjścia, jeśli nie chcę zasłużyć na drugi policzek - odparł, ściskając zdecydowanie moją dłoń. Jego błękitne oczy, dużo jaśniejsze od moich, rozbłysły. Patrzyły na mnie ciepło, przyjaźnie. Dostrzegłam w jego spojrzeniu także inną nutę, dziwną, odmienną, której nie potrafiłam wtedy jeszcze nazwać, ale teraz wiem, że to była czułość.<br />
- Dobry piesek. Widzę, że tresura przyniosła skutki - "pochwaliła" go Ivanne, uśmiechając się od ucha do ucha.<br />
Damon przymknął powieki i zaczerpnął głęboki oddech. Przez chwilę milczał, jakby odliczał w duchu do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. Bałam się, że naprawdę jest zły, że naprawdę dotknęła go ta uwaga, kiedy nagle powiedział, posyłając jej typowy dla siebie ironiczny uśmieszek.<br />
- Poczekaj do pierwszej pełni, a dostaniesz za swoje - oznajmił groteskowo przemiłym tonem.<br />
Ivanne, która bynajmniej nie sprawiała wrażenia osoby, która coś robi sobie z jego słów, skrzyżowała tylko ręce na piersi i powiedziała z udawaną dezaprobatą:<br />
- Ojojoj - pokręciła głową. - Zły Damon. Za karę nie dostaniesz kosteczki.<br />
- Jak ja nieszczęsny to przeżyję? Chyba rzucę się z rowu - mruknął zgryźliwie, na co Ivanne odpowiedziała mu wystawieniem języka. Fakt... bywała czasem lekko infantylna, ale i tak ją kochaliśmy.<br />
- A przypadkiem nie do rowu? - spojrzałam na Damona spod uniesionej brwi.<br />
- Co proszę?<br />
- No bo powiedziałeś, że rzucisz się "z rowu" , a nie "do rowu", a nie można się rzucić z rowu, bo rów to rów, niżej wpaść już chyba nie można.<br />
- A ja zaginam rzeczywistość i jako jedyny Anglik rzucę sięz rowu zamiast do rowu, i co mi zrobisz? - rzucił ze śmiechem.<br />
- Kto bogatemu zabroni, co nie? - zachichotała Iv.<br />
- W rzeczy samej.<br />
- Spokojnie, na wystawieniu cię w psich konkursach piękności oboje skorzystamy jeszcze bardziej. Będziesz miał tyle kasy, że wykupisz sobie teren, wykopiesz rów i będziesz sobie skakał z niego do emerytury - powiedziała, posyłając mu lekkiego kuksańca między żebra.<br />
Damon wziął głęboki, pseudo uspokajający oddech, po czym powiedział, sztyletując ją spojrzeniem.<br />
- Okay, moja cierpliwość się skończyła. Masz trzy sekundy na ucieczkę. Raz... dwa....<br />
Damon nie zdążył doliczyć do trzech, bo jakby znikąd za nim pojawił się Hindley Davies. Stosunkowo niski Krukon z naszego rocznika o brązowych kręconych włosach i ładnych szarych oczach. Chociaż Hindley jest w naszym wieku, wygląda na dużo młodszego. Może nie tyle wzrost jest temu winny, jak dziecięce rysy twarzy, nadające mu wyglądu małego chłopca.<br />
- Czołem - przywitał się ubrany w trochę za dużą szatę chłopak, "salutując" nam nonszalancko na przywitanie.<br />
- Cześć, Hi. Mam nadzieję, że masz ważny powód, aby przerywać mi polowanie na tą małą wiedźmę? - spytał uprzejmie Damon, odwracając się do niego.<br />
- Wyzywasz mnie, wyzywasz, ale i tak mnie uwielbiasz - zachichotała Iv, mierzwiąc ciemne i proste jak druty włosy Smitha. Damon wywrócił tylko oczami i rzucił w odpowiedzi, uśmiechając się lekko pod nosem:<br />
- Właśnie przestaję.<br />
- Echm, ktoś mi wyjaśni, o co chodzi? - Hindley spojrzał na mnie pytająco, wskazując skinieniem głowy na toczących akurat łaskotkową batalię Smitha i Louis. <br />
- Nie próbuj ich ogarnąć. Sama próbuję tego dokonać od jakiś pięciu lat i efektów jak nie było tak nie ma - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. <br />
- Dobra, to ja może przejdę do konkretów - Hindley podrapał się po kędzierzawej głowie. - Spotkałem na korytarzu dyrektora Blake'a. Prosił mnie, żebym wam przekazał, że macie w trybie natychmiastowym stawić się w skrzydle szpitalnym - wyrecytował jak szkolną formułkę.<br />
- Chce widzieć nas wszystkich? - spytałam, upewniając się, że dobrze zrozumiałam.<br />
- Eeeee..... Z tego co zrozumiałem, chodziło tylko o ciebie i Smitha - powiedział.<br />
- Wiesz, czego może od nas chcieć? - Damon zmarszczył brwi, zawieszając walkę z Iv i nieoczekiwanie włączając się do rozmowy. Chociaż przez te kilka chwil miał trwać rozejm, chłopak wolał nie ryzykować, że Ivanne go zaatakuje znienacka, więc trzymał ją mocno za nadgarstki, ignorując szamotanie się dziewczyny i lecące wyzwiska.<br />
- Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że to podobno pilne - odrzekł Hindley, wzruszając ramionami. - Emm... Damon... - zaczął ostrzegawczo, ale nie zdążył dokończyć.<br />
- Co...? Auuu! - wrzasnął Smith, łapiąc się za stopę. Uwolniona Ivanne odskoczyła natychmiast w bok, dumna z siebie.<br />
- Widzisz? Mówiłam, że masz mnie puści! Nie chciałeś, to teraz masz za swoje - oznajmiła, otrzepując teatralnie ręce.<br />
- Oż ty...<br />
- Eleno, bądź moją ludzką tarczą! - powiedziała, chowając się za mnie, kiedy Damon z ewidentnym zamiarem zemsty wypisanym na twarzy ruszył w jej stronę. <br />
- Czy to aby nie ty chwilę temu prawiłaś nam kazania, że zachowujemy się dziecinnie, panno dorosła, która właśnie zwerbowała swoją najlepszą przyjaciółkę na stanowisko ludzkiej tarczy? - rzuciłam przez ramię, spoglądając na nią z wyższością.<br />
- Wydaje ci się.<br />
- Yhm. Jasne - mruknęłam, po czym zwróciłam się do Hindleya. - Dzięki, Hi, ty nasz łączniku. To może my już pójdziemy sprawdzić, czego chce od nas Blake.<br />
- To drobiazg. Narka - chłopak uśmiechnął się zawadiacko, po czym pobiegł w kierunku swoich kolegów, których dopiero co wypatrzył kawałek dalej.<br />
- Chodź, Dam - skinęłam na niego. - Wiesz, że Blake nie lubi czekać.<br />
- Już idę, idę - powiedział, zostawiając Iv w spokoju i ruszając za mną w kierunku drzwi wejściowych do szkoły. <br />
- Ej, ale zdacie mi pełną relację, tak?! - zawołała za nami przyjaciółka.<br />
- Sprawozdanie jeszcze dziś wieczorem znajdzie się na twoim biurku - zaśmiałam się.<br />
- No ja myślę.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po drodze zastanawialiśmy się, czego może od nas chcieć dyrektor i dlaczego mamy się spotkać akurat w skrzydle szpitalny, ale nie doszliśmy do żadnych sensownych wniosków. Pospiesznie, przepychając się przez tłum Ślizgonów, wychodzących właśnie z jednej z klas, pomknęliśmy do sali z żywymi schodami, aby zaniosły nas na najwyższe piętro bowiem to tam znajdowało się królestwo pani Pomfrey, szerszemu gronu znane jako szpital.</div>
<div style="text-align: left;">
Gdy tylko nas zobaczyli, ich rozmowa momentalnie ucichła. Dyrektor wyprostował się i sztywno poprawił krawat.</div>
<div style="text-align: left;">
- O, jesteście już - zauważył oficjalnym tonem, wymieniając spojrzenia z naszym opiekunem. Dawno nie widziałam go tak spiętego.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak, Hindley powiedział nam, że pan nas chciał nas widzieć - powiedziałam, przechodząc od razu do sedna. </div>
<div style="text-align: left;">
- Istotnie... - odezwał się profesor Meriney, spoglądając z obawą na Blake. - Widzicie... jest to trochę delikatna sprawa.... Jesteście tu, bo wasz kolega, Philip, chciałby z wami porozmawiać. Ma wam coś ważnego do powiedzenia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Philip?! - spytałam nagle ożywiona. - Odnalazł się już? Jest tutaj?</div>
<div style="text-align: left;">
Philip zaginął na początku tego roku szkolnego. Zaczęło się niewinnie. Raz nie wrócił na noc... Ale od tej jednej nocy minęło już naprawdę dużo czasu, a nikt nie dostał od niego nawet najmarniejszego znaku życia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak.... Odnalazł się... - przyznał Meriney, ostrożnie dobierając słowa.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dlaczego nic nam nie powiedziano? - wtrącił się Damon. - Cały dom się o niego martwi, nikt nie wiedział, co z nim. Chłopaki z naszego pokoju nawet porozwieszali plakaty z jego podobizną w calutkim Hogsmeade! Od kiedy Philip jest w Hogwarcie?</div>
<div style="text-align: left;">
- Damonie...- w tym momencie do rozmowy wtrącił się dyrektor Blake. Wyglądał na zmęczonego. Pod jego błękitnymi oczami malowały się głębokie cienie, a płowe włosy sterczały każdy w inną stronę. - Philip odnalazł się w dniu ataku na ciebie i Elenę - powiedział ostrożnie mężczyzna.</div>
<div style="text-align: left;">
Kącik ust chłopaka drgnął, ale starał się nie okazywać napięcia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Więc... Philip też został zaatakowany, tak...? - spytał niepewnie mój przyjaciel.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie do końca... - westchnął Blake, przeczesując włosy dłonią. </div>
<div style="text-align: left;">
Wtedy postanowił do akcji wkroczyć słynący ze swej bezpośredniości Meriney.</div>
<div style="text-align: left;">
- Damonie, to Philip był wilkołakiem, który was zaatakował - powiedział.</div>
<div style="text-align: left;">
- Co takiego?! - wyrwało mi się, podczas gdy Damon milczał zszokowany. Chłopak w ułamku sekundy stał się jeszcze bledszy niż był wcześniej. Krew całkowicie odpłynęła z jego twarzy. </div>
<div style="text-align: left;">
- To Philip was zaatakował - powtórzył spokojnie Meriney.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale przecież to niedorzeczne! Phil... On nigdy by nam tego nie zrobił! - zaprotestowałam, lecz zaraz uświadomiłam sobie, że mój argument był inwalidą. Z tego co mówili mi rodzice, wiedziałam, że przecież wilkołak w momencie przemiany nie pamięta kim jest. Nie wie także, co robi, co się z nim dzieje. Jest w stanie zaatakować nawet swoich najbliższych.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale kto go przemienił? - spytał ni stąd, ni zowąd Damon, odzyskując mowę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Zapewne ten sam człowiek, który nasłał go na was - odparł Blake, spoglądając na nas z troską i politowaniem.</div>
<div style="text-align: left;">
Serce podeszło mi do gardła. Miałam wrażenie, że wszystkie moje wnętrzności zawiązały się w supeł. Czyli rodzice mieli rację, kiedy ostrzegali mnie w liście na początku września. Ten były Śmierciożerca naprawdę chce mnie dopaść. I to dlaczego? Z zemsty za to, że moi rodzice zamknęli go w Azkabanie. Tylko czemu zaatakował jeszcze i Damona? Dlatego, że był ze mną tamtego feralnego wieczora czy z jakiegoś innego powodu? </div>
<div style="text-align: left;">
Widząc, że już otwieram usta, by zadać kolejne pytanie, Blake uniósł dłonie w geście uciszenia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wszystkiego dowiecie się od Philipa. Wejdźcie już. Im szybciej to załatwicie, tym lepiej. Tylko proszę, bądzcie delikatni. Wiecie, że on tego nie chciał. Ma gigantyczne wyrzuty sumienia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dokładnie - przytaknął Meriney, skinąwszy głową. - Musicie widzieć, że chciał z wami rozmawiać, jak tylko się ocknął po ponownej przemianie, ale stwierdziliśmy, że powinien trochę odczekać, dojść do siebie... Och, zresztą nieważne. Po prostu już do niego idźcie - ponaglił nas.</div>
<div style="text-align: left;">
Skinęłam sztywno głową i nacisnęlam na klamkę od drzwi. Poczułam na swoich plecach rękę Damona. Jego bliskość dodała mi pewności i otuchy. Naprawdę cieszyłam się, że mam go przy sobie.</div>
<div style="text-align: left;">
Od wejścia uderzył nas ten sam, dobrze już znany, zapach leków i środków odkażających.Światło wlewało się przez wielkie okna do sali oświetlając w większości puste łóżka, przykryte biała kapą. Właśnie na jednym z takich łóżek leżał Philip O'Connor. Krukon piątego roku o krótkich ciemnoblond włosach i wąskich zielonkawych oczach. Na jego orlim nosie, pasującym do raczej surowej urody chłopaka, znajdowało się kilka brązowych piegów. Łuk brwiowy Philipa był pęknięty; widziałam kilka szwów. Jego wargi w kilku miejscach były pęknięte do krwi. Miały sinawy kolor. Natomiast pod owymi zielonkawymi oczami O'Connora malowały się wory świadczące o nieprzesypianych ostatnimi czasy nocach. Plus do tego miliard zadrapań na twarzy, szyi, rękach i sam Merlin wie gdzie jeszcze.</div>
<div class="MsoNormal">
- Cześć – przywitałam się niepewnie, podchodząc do łóżka Philipa i siadając na jego skraju.
– Jak się czujesz? – spytałam, lecz Phili nie odpowiedział od razu. Przez jedną
krótką chwilę patrzył na nas jakbyśmy byli dla niego obcy, potem jego spojrzenie się zmieniło. </div>
<div class="MsoNormal">
- W porządku… - mruknął po chwili namysłu.</div>
<div class="MsoNormal">
- Trzymasz się jakoś? – odezwał się Damon z wymuszonym uśmiechem przyklejonym do twarzy, przysuwając sobie
stołeczek bliżej łóżka Philipa. O'Connor spojrzał na niego oczami przepełnionymi bólem i
żalem. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie mi powinno zadawać się to pytanie… To ja powinienem
spytać ciebie… Damon, przepraszam. Ja… ja nie chciałem… Naprawdę. Byłem pod jego
kontrolą… - powiedział łamiącym głosem chłopak. </div>
<div class="MsoNormal">
W spojrzeniu Damona nie było jednak ani śladu
złości, wręcz przeciwnie. Patrzył teraz na Philipa ze współczuciem. Widać było,
że nie ma mu za złe tego, co się stało. Miał świadomość, iż wydarzenia tamtego dnia nie były jego winą.</div>
<div class="MsoNormal">
- Słuchaj, stary – zaczął, kładąc mu rękę na ramieniu. – Nie
masz mnie za co przepraszać. Nie winię cię – zapewnił całkowicie szczerze, lecz
Philip w to nie wierzył.</div>
<div class="MsoNormal">
- Przecież dobrze wiesz, że tak nie myślisz… - powiedział, a
w jego głosie jeszcze wyraźniej rozbrzmiewało rozżalenie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Mylisz się. Naprawdę cię nie winię. Nie zadręczaj się tym, nie ma czym. To i tak niczego nie zmieni. Zresztą... bycie wilkołakiem nawet nie jest takie złe. Już zdążyłem się przyzwyczaić do tej myśli – Damon cofną rękę i wzruszył ramionami. Wiedziałam, że kłamie.
Zbyt dobrze go znałam. Byłam pod wrażeniem jak dobrze sobie z tym radzi. Ja kłamać nie potrafiłam. Ludzie od razu widzieli, że mijam się z prawdą. W sumie może to i dobrze. Przynajmniej byłam szczera. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie ma czym? NIE MA CZYM?! -<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>zakpił z niego Philip. </div>
<div class="MsoNormal">
- Phil, to owszem jest pewien problem, ale od tego się nie
umiera – rzekł spokojnie, patrząc na mnie w oczekiwaniu, że się odezwę.</div>
<div class="MsoNormal">
- Słuchaj, pięć lat temu, podczas bitwy o Hogwart, mojego brata
ugryzł wilkołak... – chłopak spojrzał na mnie z ciekawością, a ja zaczerpnęłam
powietrza, po czym kontynuowałam. – Na początku było trudno, ale z czasem
nauczył się z tym żyć. Istnieją specjalne eliksiry znacznie łagodzące skutki przemiany – na jego twarzy zamajaczył cień nadziei, ale zniknął prawie tak szybko jak się pojawił. – Wszystko będzie dobrze… - uśmiechnęłam się do
niego ciepło.</div>
<div class="MsoNormal">
- A tak właściwie co się wydarzyło tej nocy? Dlaczego
zniknąłeś? Kto cię zmusi, byś nas zaatakowałł? – odezwał się po chwili ciszy Dam. </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie pamiętam zbyt dużo… - westchnął. – Szedłem przez błonie w
stronę lasu, gdy nagle pojawiła się ta burza – zmarszczył brwi. – Poczułem, że coś mnie łapie za nogę i wciąga między drzewa. Lexi, bo z nią wtedy spacerowałem,
pisnęła przerażona i uciekła… Walczyłem przez chwilę, a potem ten ktoś wyrwał
mi różdżkę z ręki i ją połamał… Uderzył mnie kilka razy w głowę. W którymś momencie straciłem przytomność… - głos mu się na chwilę załamał.</div>
<div class="MsoNormal">
- I co było dalej? – spytałam łagodnie, mając świadomość, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ocknąłem się.. właściwie sam nie wiem gdzie… To było chyba
gdzieś pod ziemią… Był ze mną jakiś wysoki facet o strasznie jasnych włosach…
Powiedział, że zostanę tu aż do pełni, a wtedy spełni się jego plan… Nie
opowiedział mi go, a ja wolałem nie pytać, co to za plan… Bałem się wiedzieć. Chwilę przed wzejściem księżyca powiedział mi, że zaraz będę
taki sam jak on i że.. że coś dla niego zrobię… On wiedział, że tam będziesz,
Eleno. On to wszystko dokładnie zaplanował…<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="mso-spacerun: yes;">- Kto? Kto to zaplanował? - spytał Damon, kiedy ja już znałam odpowiedź.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="mso-spacerun: yes;">- Neeimar. Tak się nazywał - Philip wypowiedział to imię jak największe przekleństwo. Zmroziło mnie od środka, przeraźliwy chłód przeszył wszystkie moje kości. Właśnie o nim pisali mi rodzice. - </span>Kazał
mi ciebie napaść… Ale nie wiedział, że będzie z tobą Damon - głos Phila się znów na chwilę się
załamał, a chłopak<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>zakrył twarz
dłońmi. – Odmówiłem. Wtedy mnie ugryzł… Poczułem straszny ból… Zacząłem się przemieniać
się… Na początku, kiedy przemiana była jeszcze niepełna i zachowywałem resztki świadomości, stawiałem Neeimarowi opór, a wtedy on użył zaklęcia Imperius. Od tego momentu
nie mogłem już zrobić nic, co byłoby sprzeczne z jego wolą… Obserwował mnie i was, patrzył na mój atak i naszą walkę – spojrzał<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>na mnie oczami
przepełnionymi rozpaczą. Poklepałam go po ramieniu. – Widział wszystko… Miałem
cię przywlec do niego żywą lub martwą – serce mi zamarło w piersi, gdy Phil wypowiedział te słowa. – Był
wściekły, że zawiodłem. Potem zaatakował jeszcze kilka osób... Chyba też uczniów. Kiedy dyrektor mnie tu zabrał, odetchnąłem z ulgą, poczułem się bezpiecznie, ale... w nocy znów go zobaczyłem. Neeimara. Przyszedł do mnie we śnie. Powiedział mi, że srogo zapłacę za porażkę, bo przecież cię mu nie dałem, a potem
stwierdził, że nie ukarze mnie teraz, bo może jednak coś dobrego wyniknie z tamtego starcia... Zachowywał się jak obłąkany, mówił, jakby był szalony. Powiedział, że ciebie – przeniósł
spojrzenie na Damona. – wcieli do swoich szeregów… </div>
<div class="MsoNormal">
Smith milczał. Siedziałam tak blisko niego, że słyszałam, jak bije mu serce. Choć w zasadzie teraz już nie biło, aktualnie waliło jak oszalałe, chociaż on dalej starał się zachować pozory spokoju. </div>
<div class="MsoNormal">
- Co? Jakich szeregów?! - pisnęłam cienkim głosikiem. Rozumiem, dlaczego ten cały Neeimar uwziął się na mnie, ale na Damona? Co on mógł mu zrobić?!</div>
<div class="MsoNormal">
- Powiedział, że masz wielkie dziedzictwo… - Philip nie
odrywał wzroku od niego. – Że znał twoją rodzinę. Że razem z nimi służy u boku
Sami–Wiecie–Kogo. Że pomożesz mu w dojściu do władzy. On chce ciebie, Damonie, chyba nawet bardziej od Eleny - powtórzył Philip.</div>
<div class="MsoNormal">
Po jego słowach zapadła grobowa cisza.</div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b><span style="color: #fff2cc;">MERIDIANE FALORI</span></b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b><span style="color: #fff2cc;">_____________________________________</span></b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b><span style="color: #fff2cc;">No cześć :) Wiem, że dłuuuugo czekaliście na ten rozdział, ale mam nadzieję, że było warto. Chociaż ja ten rozdział uważam za średnio udany :( No ale ocena należy do was. Proszę skomentujcie chociaż jednym wyrazem, żebym wiedziała, co sądzicie. Przepraszam za wszystkie błędy, tylko szybko omiotłam tekst wzrokiem, bo już nauka mnie wzywa. Jak chcecie, żeby wasza Meridiane nie jechała na pałach, musicie jej to wybaczyć.</span></b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b><span style="color: #fff2cc;">BTW Spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Że to zaginiony Philip jest sprawcą ataku?</span></b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><b><span style="color: #fff2cc;">Piszcie <3</span></b></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="color: #fff2cc;"><i><b>BTW Mam nadzieję, że podoba wam się nowy wystój bloga ^^</b></i></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-56615116157905253382014-10-16T06:58:00.001-07:002014-10-18T05:05:04.105-07:00Rozdział 9 : Łagodzi, nie zapobiegaPrzez następne kilka lekcji i przerw Damon zachowywał się tak samo dziwnie. Tak jak wcześniej nasza trójka była praktycznie nierozłączna, to teraz Smith chyba robił wszystko, byleby tylko nie nawiązywać dłuższego kontaktu ze mną czy z Iv. Między zajęciami siadał zawsze po tej stronie korytarza, po której nas nie widział, a jeśli siedzieliśmy już razem na jakimś przedmiocie, a musicie wiedzieć, że praktycznie na każdym siedzimy razem albo przynajmniej blisko siebie, to Damon albo się przesiadał, albo, jeśli już nie było miejsc gdzie indziej, milczał jak grób. Ivanne, która jest jeszcze większą gadułą ode mnie, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, próbowała parę razy pociągnąć go za język, zmusić do chociaż trzyminutowej wymiany zdań, jednak Damon sprawiał wrażenie nieobecnego, często się wyłączał, snie słuchał. Doprawdy nie wiem, co go ugryzło... Dobra, zważywszy na obecną sytuację, to chyba nie zabrzmiało zbyt stosownie, więc może wytnijmy ten fragment. Tak czy inaczej, rozumiem, że to wszystko dla Smitha jest cholernie trudne, ale my chcemy mu tylko pomoc! A on nawet nie daje nam szansy. Gdyby po prostu, tak po ludzku, powiedział, że potrzebuje trochę pobyć sam, okay, ale on zamiast z nami porozmawiać, permanentnie nas zlewa. W końcu z Ivanne nie wytrzymałyśmy i postanowiłyśmy zmusić go do rozmowy. Chce czy nie, musimy to sobie wyjaśnić. Tak więc na lekcji wróżbiarstwa z profesor Trelawney, na której siedziałam przy ostatnim stoliku tradycyjnie z Iv i Damonem, zebrałam się w sobie i zaczęłam ściszonym głosem, by nie dosłyszała mnie ta sfiksowana wróżbiarka, polerująca teraz jedną ze swoich szklanych kul.<br />
<br />
<a name='more'></a>- Wyjaśnisz nam z łaski swojej, co się dzieje?<br />
Damon podniósł wzrok znad podręcznika. Jego niebieskie oczy sprawiały wrażenie zamglonych, nieobecnych.<br />
- Hmm? - mruknął, wyrwany z posępnego zamyślenia, odgarniając nerwowym ruchem czarne włosy z czoła.<br />
- Nie "hmm", tylko gadaj, o co ci chodzi? - rzuciłam niecierpliwie. Damon ściągnął brwi, a Ivanne zaczęła biegać spojrzeniem ode mnie do niego z dziecinną ciekawością.<br />
- O nic - odburknął. - Wszystko w jak najlepszym porządku, o ile w moim obecnym położeniu cokolwiek może być w porządku - wzruszył ramionami, po czym, uznając najwyraźniej, że to wszystko w tym temacie, zaczął kartkować podręcznik z udawanym zainteresowaniem. Zerknęłam na profesor Trelawney; dalej była zainteresowana tylko i wyłącznie polerowaniem swojego "cudeńka". Dobrze. To znaczy, że można kontynuować nasze małe przesłuchanie.<br />
- Damon, to przez to...? No wiesz? Rozmawiałeś z Blake'm na ten temat? - pytałam dalej, uważając, by nikt niepowołany tego nie usłyszał. Po co dawać powody do podejrzeń?<br />
- Eleno. Wszystko. Jest. W porządku - odpowiedział, kładąc nacisk na każde wypowiedziane przez siebie słowo, nie przestając kartkować rozlatującej się książki. Przez te pięć lat nigdy nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem Damon potrafił doprowadzić swoje książki do takiego stanu już w pierwszym miesiącu szkoły, chociaż pracownicy z Księgarni <b><i>Esy i Floresy</i></b> zawsze rzucali na nie szereg zaklęć, mających zapewnić ich trwałość. Cóż... Wychodzi na to, że mój przyjaciel ma aż tak destrukcyjną naturę, że profesjonalne uroki ochronne są jednak za mało ochronne. jak na jego "talenty".<br />
- Tak, oczywiście - rzuciła z irytacją Ivanne, wyrywając mu podręcznik, któremu poświęcał więcej uwagi niż nam, choć z całego serca nienawidził przedmiotu, jakiego nauczał. Dziewczyna trzepnęła Damona delikatnie książką po głowie, taksując go przy tym oskarżycielskim spojrzeniem swoich brązowych oczu. - Wszystko jest świetnie, ale to że cały dzień masz mnie i Elenę centralnie w czterech literach, to nic? - w jej głosie pobrzmiewała uraza. Na twarzy Damona malowała się kapitulacja.<br />
- Ech... - westchnął ciężko, przymykając powieki. - To nie jest tak, że mam was gdzieś, ja po prostu...<br />
W tym momencie rozległ się skrzeczący głos zachrypniętej profesor, tradycyjnie obwieszonej najróżniejszymi wisiorkami, amuletami, bransoletami.<br />
- Czy ktoś nie chciałby skoczyć do pana Filcha po nową gąbeczkę do polerowania kul?<br />
Zazwyczaj, gdy Trelawney wyskakiwała z takimi propozycjami, nigdy nie było chętnych, bo nikt tu nie miał skłonności samobójczych. Powszechnie przecież wiadomo, że na kontaktach z Filchem wyjdzie się gorzej niż na randce z samym Bazyliszkiem, więc... Ale tym razem było trochę inaczej. <br />
- O, ja mogę iść! - wyrwał się Damon, najwyraźniej chcąc znów odwlec nieprzyjemna rozmowę.<br />
- Nie, siadaj - warknęła cicho Ivanne, sztyletując chłopaka spojrzeniem. Siedzący dwa stoliki dalej Eddie, widząc, że Smith chce się zmyć, zanim dojdziemy do sedna sprawy, bo przecież wiedział, że musimy z nim pomówić, widział, co się dzieje, wstał szybko z miejsca i zadeklarował, podchodząc do nauczycielki:<br />
- Nie, ja pójdę. Pan Filch... eee... bardziej mnie lubi. Smithiemu pewnie tylko przełożyłby ścierą przez głowę, a mi? Hmm.. kto wie, może nawet dostanę bonusową szmateczkę do tej gąbeczki - Eddie wypiął "dumnie" pierś, starając się ukryć pod ochoczym uśmiechem pierwsze objawy paniki. W końcu tu chodzi o Filcha. Nawet nasz dyrektor przyznał, że woźny przyprawia go o ciarki.<br />
- Dobrze, Thorn. Idź, ale wracaj w podskokach - profesor Trelawney machnęła niecierpliwie ręką i zaczęła czegoś szukać w stercie papierów, zalegającej na jej biurko. Wszystko wyglądało na to, że jednak dzisiaj nie miała zamiaru poprowadzić lekcji. Ale w sumie to dobrze, bo po pierwsze - nie cierpię wróżbiarstwa, a po drugie - można przynajmniej spróbować wydusić z niego, co mu leży na wątrobie. <br />
- A więc? Zdaje się, że coś chciałeś powiedzieć? - powiedziałam, spoglądając na Damona spod uniesionych brwi. Wiem, wiem, wiem. W tym momencie mogłam się wydać poszczególnym osobom natrętna lub irytująca (opcjonalnie, ewentualnie jedno i drugie), ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Teraz liczy się tylko sprawa Damona i żeby w końcu raczył się otworzyć, po dobroci albo nie. Przecież tu chodzi o jego dobro!<br />
- Dla ułatwienia, skończyłeś na "to nie tak, że mam was gdzieś" - wtrąciła Ivanne, wymieniając ze mną spojrzenia.<br />
Damon przez dłuższą chwilę milczał. Zmagał się z samym sobą, zastanawiał się: "powiedzieć, czy nie"?. Przez ten cały czas nie patrzył na nas, tylko na swój krukoński krawat, którym teraz bawił się nerwowo. Zamiast mieć go na szyi, przesuwał nim między smukłymi palcami. W końcu jednak zaczerpnął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy. Nie wiem, co kryło się w moich, ale w jego malował się ból i smutek.<br />
- Słuchajcie - zaczął jeszcze ciszej ode mnie, rozglądając się dla pewności wokoło, by zyskać dodatkową pewność, że żaden z uczniów nie przysłuchuje się naszej małej rozmowie. - Pamiętacie, jak wam rano mówiłem, że Blake chciał ze mną pomówić O TYM, ale ja nie chciałem i zwiałem?<br />
- No tak - Iv przytaknęła.<br />
- Bo widzicie... To nie do końca prawda... - Damon przełkną głośno ślinę, wracając spojrzeniem do palców z owiniętym między nimi krawatem. Zawsze unikał kontaktu wzrokowego, kiedy mówił o czymś bardzo ważnym albo krępującym... Wbrew pozorom był bardzo wstydliwy - Bo widzicie... tak naprawdę to z samego rana dyrektor zabrał mnie to swojego gabinetu... Tam czekał już Slughorn. Blake powiedział, że jeszcze nie słyszał o takim przypadku, jak mój, w sensie, żeby ugryziony nie przemienił się przy pierwszej pełni. Chociaż szansa, że jednak jakimś cudem nie zostałem zarażony likantropią, była mniej niż mikroskopijna, wezwał go, żebyśmy mieli pewność... - mówił wolno, starannie dobierając słowa. W końcu Damon odważył się znów na mnie spojrzeć i kontynuował tym samym przybitym tonem. Teraz sprawiał wrażenie jeszcze bardziej wycofanego niż wcześniej, choć myślałam, że bardziej się już nie da. - Dali mi jakiś wywar i powiedzieli, że jeśli po jego wypiciu pojawi się wokół mnie czerwona aura, znaczy, że jestem zdrowy. Jeśli niebieska, co pełnie będzie trzeba wyprowadzać wilczka na spacer - usta Smitha wygięły się w drwiącym uśmieszku, podobnym bardziej do grymasu aniżeli do uśmiechu.<br />
- I jaka się zrobiła? - spytałam niepewnie. Chociaż odpowiedź była jasna, miałam jednak cień nadziei, że z Damonem wszystko w porządku. Że to wszystko skończy się dobrze.<br />
- Po co pytasz, skoro wiesz? - na jego wargach pojawił się ten sam szyderczy uśmieszek, maskujący skrywaną pod nim gorycz.<br />
- Czyli niebieska? - wyszeptała Ivanne posępnie.<br />
- Czyli niebieska - powtórzył za nią chłopak, chowając twarz w dłoniach. Spojrzałyśmy po sobie z Ivanne. Cała nadzieja prysła jak bańka mydlana, runęła jak dom zbudowany na piasku. Dziewczyna nachyliła się nad nim i położyła dłoń na jego plecy.<br />
- Damon... Wiem, wiem, to okropne, ale przecież na tym świat się nie kończy - próbowała go pocieszyć.<br />
- No właśnie. Przecież są specjalne eliksiry, które zapobiegają przemianie... Pamiętam, że profesor Lupin często z takich korzystał... - dodałam, odgarniając mu z czoła kruczoczarne włosy.<br />
- Wiesz co to <b><i>Katium Amaree</i></b>? - spytał, spoglądając na mnie tym samym zbolały wzorkiem, co wcześniej. Krajało mi się serce, kiedy widziałam go w takim stanie. Było mi go tak strasznie, strasznie szkoda... Likantropia to dno. <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLbf9yv6dLLEKh0LfcQf7lPm3iW7yefi3YT9DSvgBn7xvcQv1ZfTyVgK7F-w8HMGVQW3Jfy3u9iptMfAhG-IleT7pz8cvRzT-8-8iO9KLeMVq_QeoovsBGqUMLM648ICdypNYyr6wRrF8/s1600/magiczny_kwiat.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLbf9yv6dLLEKh0LfcQf7lPm3iW7yefi3YT9DSvgBn7xvcQv1ZfTyVgK7F-w8HMGVQW3Jfy3u9iptMfAhG-IleT7pz8cvRzT-8-8iO9KLeMVq_QeoovsBGqUMLM648ICdypNYyr6wRrF8/s1600/magiczny_kwiat.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
- Nie - pokręciłam głową. Pierwszy raz słyszałam tę nazwę. Ne kojarzyła mi się zupełnie z niczym. Po minie Iv widać było, że i ona nie wie, czym jest tajemnicze <i><b>Katium Amaree</b>.</i><br />
- <b><i>Katium Amaree</i></b> to<i> </i>taki kwiat, kluczowy składnik tego eliksiru powstrzymującego przemianę... - wyjaśnił Damon. - Rośnie tylko w trzech miejscach a świecie. W południowej Afryce, terytorium Nambii i Botswany, samym wschodzie Azji, okolice Mongoli, Laosu i rzadziej Nepalu, i daleko idącej na północ Skandynawii. Niestety już wcześniej był dosyć rzadki, ale teraz... - pokręcił głową. - W ostatnich latach całkowicie wyginął. Podobno to Śmierciożercy zniszczyli wszelkie plantacje, żeby ułatwić chwytanie wilkołaków podczas pełni, bo przecież to "brudne mieszańce", które nie powinny zaśmiecać świata czarodziei... - słowa ledwo przechodziły mu przez gardło. Z każdą chwilą było mi go coraz bardziej żal. Wychodziło na to, że jednak musi się przemieniać, a to przecież nic przyjemnego. Każdy gdyby dostał wybór: dalej żyć sobie w spokoju, albo raz w miesiącu zmieniać się w krwiożercza bestię pozbawioną świadomości, nawet nie wiedzącą, kim naprawdę jest, i wiedzioną tylko instynktem drapieżnika, wybrałby to pierwsze. Niestety Damon, tak samo jak mój brat, wyboru nie miał. Został rzucony na głęboką wodę, a teraz my musiałyśmy pomóc mu utrzymać się na powierzchni i nie utonąć.<br />
- Czyli teraz...<br />
- Tak, Ivanne - dokończył za nią, domyślając się, co ma na myśli. - Każdej pełni.<br />
- Och... - westchnęła ciężko.<br />
- No właśnie - odpowiedział jej w tym samym tonie. - I po prostu... Tak cholernie się boję, okay? Nie mam pojęcia, jak to teraz będzie. Nie mam pojęcia, czy rodzice zaakceptują, że mają syna wilkołaka, czy nie, bo jak na byłych sługusów Voldemorta chyba podzielają jego poglądy na temat mieszańców. No jasne, raczej nie zaczną strzelać do mnie srebrnymi kulami, ani nie potraktują Avadą, ale nie wiem, czy się ogarnął i okażą trochę zrozumienia, bo przecież kiedyś muszę im powiedzieć, czy może będą mnie trzymać w domu tyle , ile muszą, czyli do ukończenia Hogwartu, a potem wypier... rozumiecie. A jeszcze bardziej boję się, że będę taki sam, jak ten potwór, który nas zaatakował. Że to mnie będą się wszyscy bać, że przede mną trzeba będzie uciekać. Nie mam pojęcia też, co się stanie, jeśli ludzie się dowiedzą. Chyba pozostanie mi tylko spakować manatki i spierniczać na drugi koniec świata. Zamieszkam z jakimś plemieniem afrykańskim w lepiance i będzie świetnie. Albo wstąpię do Shaolin... W sumie mogę też zebrać paru napaleńców, fascynujących się czarną magią i robić za ich guru. Na okultyzmie to ja się znam... Niestety.<br />
- Ale dlaczego nie chciałeś nam o tym powiedzieć od razu? Przecież wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć - nakryłam dłoń Damona własną, puszczając przy tym mimo uszu jego uwagi o zamieszkaniu w lepiance, Shaolin i okultyzmie. Taki przyjacielski gest. Przez myśl mi nie przeszło, że mógłby odebrać to inaczej niż właśnie w ten sposób, ale... no właśnie. Oczywiście potem, dużo potem, dowiedziałam się o wszystkim, ale nie o tym teraz. Wracajmy do akcji.<br />
- Nie chciałem wam nic mówić, bo nie chciałem was martwić. Zresztą... Eleno, Ivanne, rozumiem, że robicie wszystko, by mi pomóc, ale... będąc z wami, nie chcę czuć się jak kaleka. Chcę zapominać o obawach, a nie żeby mi o nich nieustannie przypominano, nawet w dobrym celu. Miałem już tego dosyć, tak? Jeśli ktoś ma się nade mną użalać, to tą osobą będę ja. Nie chcę, by inni się nade mną litowali. Nawet wy - powiedział, przenosząc spojrzenie ze mnie na Iv, i na odwrót, szukając w nas zrozumienia. <br />
- Nie wiedziałyśmy, że odbierasz to w ten sposób... - bąknęłam pod nosem, czując, jak płonę na twarzy.<br />
- No... Przepraszamy, chciałyśmy ci tylko... - zaczęła zmieszana Ivanne, wbijając wzrok w stolik.<br />
- Pomóc, wiem - uciął Damon. - Jeśli będę potrzebował wsparcia, zwrócę się do was, ale na razie zamierzam to sam ogarnąć. Dlatego też dzisiaj od was uciekałem. Ale nie chciałem, żebyście pomyślały, że mam was gdzieś... Po prostu wasza obecność była chwilami równie przykra, jak zabranie niewidomego na wystawę w galerii. I tak nic nie zobaczy, a będzie tylko się niepotrzebnie dołował, że inni mogą widzieć, a on nie.<br />
Milczałam. Ivanne także. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Damon miał rację. Może faktycznie zbyt naciskałyśmy... W końcu jak to się mówi,<i> </i><b><i>nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu.</i></b> Ale przecież nie miałyśmy złych zamiarów.<br />
- A potem, jak dosiadł się do ciebie ten gryfoński niedorozwój Whiteford... - dodał Damon z nieskrywaną pogardą, wzdrygając się na samo wspomnienie Ceda. Smith, chociaż robił, co tylko mógł, żeby odciąć się od swojej czarnoksięskiej rodzinki i ich poglądów na wszystko, niektóre były w nim już zbyt głęboko zakorzenione, by tak po prostu się ich wyzbyć, jak na przykład niechęć do Gryffindoru, bo przecież Śmierciożercy z Domu Węża gardzili Domem Lwa, podobnie jak sam Voldemort, ale z różnych przyczyn, nad którymi nie widzę sensu, by się teraz rozwodzić.<br />
- Zabraniam ci mówić w taki sposób o Cedricu - rzuciłam ostrzegawczo tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Za co ty go tak nie lubisz, co?<br />
- Ehehe... Może skończymy ten temat, hm? Po co się denerwować...? Porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o pieskach! Każdy lubi pieski - Ivanne próbowała zdusić kiełkujący konflikt w zarodku, zanim doszłoby do kłótni. Jedną rękę miała na ramieniu Smitha, a drugą na moim. <br />
- A więc? Podaj mi jeden sensowny powód, dla którego go tak nie cierpisz - nie ustępowałam.<br />
- Tylko jeden? Kiedy ja ci mogę całą listę przedstawić, ale ostrzegam, trochę zajmie, zanim dojdę do końca - rzucił Damon, krzyżując ręce na piersi. Uśmiechał się krzywo. Ivanne westchnęła ciężko, wywracając oczami. Zabrała z nas dłonie i wsparła na nich twarz, opierając łokcie na stoliku. Najwidoczniej stwierdziła, że skoro nie może tego załagodzić, pozostaje jej przeczekać.<br />
- Tak? - spytałam drwiąco, unosząc brwi. - A to dziwne, bo wcześniej nic do niego nie miałeś. Zacząłeś na niego gadać dopiero niedawno. Tak ni stąd, ni zowąd uświadomiłeś sobie, że przeszkadza ci, że istnieje.<br />
- Bo do niedawna trzymał się z daleka, a teraz perfidnie do ciebie zarywa! - odparował chłopak. Po chwili zorientował się, że powiedział o parę słów za dużo. - Zresztą nie ważne - rzucił natychmiast... chłodno. Jego twarz zmieniła się w niewyrażającą emocji maskę.<br />
- Nie ważne, powiadasz? A co ci do tego z kim się zadaję, hę? Czy zarywa, czy nie?<br />
Ostatni raz byłam tak zirytowana, jak Ced robił mi sceny, kiedy wolała zostać przy Damonie, niż z nim iść. Nie znosiłam, kiedy ktoś chciał za mnie decydować; z kim mogę się spotykać, z kim mogę się zadawać. Na brodę Merlina! Dopóki nie ulokuję swoich uczuć w jakimś włoskim mafioso, zajmującym się rozprowadzaniem heroiny w mieście, niego nie powinno to gorszyć, ani drażnić.<br />
- Jest nieodpowiedni dla ciebie - odparł, siląc się na lodowatą obojętność, ale coś mu nie wyszło. - Jest arogancki, zakochany w sobie, już nie mówiąc o tym, że osiągnął nowy poziom bycia irytującym niczym wrzód na du...<br />
- Damon - skarciła go Iv, robiąc srogą minę. Srogą na tyle, na ile pozwalał jej wyraz zrozumienia w brązowych oczach, teraz w niego wlepionych. <br />
- Doprawdy? A kto według ciebie jest dla mnie odpowiedni?! - warknęłam przez zaciśnięte zęby.<br />
Damon przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, Albo raczej czy TO powiedzieć. Spojrzał ukradkowo na Ivanne, która pokręciła ledwo dostrzegalnie głową. Smith zacisnął usta i już nic nie powiedział. Wtedy zadzwonił dzwonek. Zamaszystym ruchem zgarnął swoje rzeczy ze stolika i wrzucił je do torby szkolnej. Wstał i wyszedł, ba! Prawie wybiegł z sali.<br />
- Dawałaś mu znaki. Wiesz, co chciał powiedzieć. Wiesz, czemu tak nagle znielubił Ceda - zwrocilam się do Ivanne, kiedy się pakowałyśmy.<br />
Spodziewałam się, że będzie zaprzeczać. Zarzekać się, że nic nie wie, ale ona tylko spojrzała na mnie smutno i powiedziała cicho:<br />
- Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to dam ci jedną radę. Otwórz w końcu oczy. Może wtedy dostrzeżesz coś, co inni widzą już od dawna.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: blue;">MERIDIANE FALORI</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: blue;">_____________________________</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: blue;">I co myślicie? :D Osobiście jestem średnio zadowolona z tego rozdziału, bardzo średnio :p No ale ocena należy do was. Piszcie, co myślicie. Trochę tak głupio, że jednak musi się przemieniać... </span><span style="color: blue;">Ech, piszcie :) Doceńcie, że chociaż mam masę sprawdzianów znalazłam czas, zeby to napisać ;)</span></b><br />
<b><span style="color: blue;">Polecam stronę [fb] : Miłośnicy książek o HP i</span></b><br />
<div class="_58gi">
<span style="color: blue;"><b><span>Największy z całej czwórki dumny Slytherin</span></b></span></div>
</div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-79891443012375759412014-09-20T07:52:00.007-07:002014-09-20T07:52:49.823-07:00Rozdział 8: Powrót Damona do szkołyNastępnego ranka szybko pobiegłyśmy z Ivanne na śniadanie, jeszcze szybciej je zjadłyśmy i popędziłyśmy do skrzydła szpitalnego, aby odwiedzić Damona. Koniecznie chciałyśmy zobaczyć się z nim jeszcze przed lekcjami. Jednak kiedy wpadłyśmy do sali chorych, nie zastałyśmy go tam. Okazało się, że pani Pomfrey zdecydowała się go dłużej tu nie przetrzymywać, bo uznała to za bezcelowe. Nie powiedziała tego wprost, ale gdy z nią rozmawiałyśmy, nie trudno było się domyślić, że po prostu nie jest w stanie już nic więcej dla Damona zrobić.<br />
- Dziwne - powiedziała ni stąd, ni zowąd Ivanne, kiedy stałyśmy na wiozących nas na czwarte piętro schodach; za parę minut mieliśmy tam Historię Magii.<br />
- Co takiego? - spytałam, gdy głos Iv wyrwała mnie zamyślenia.<br />
- Mówiłam, że to jest dziwne. No wiesz... Damona wypisali, a nawet do nas nie przyszedł, nic nie powiedział. Pewnie był na śniadaniu, a też do nas nie podszedł... Myślisz, że nas unika? - Ivanne zmarszczyła brwi. W jej oczach malowała się uraza.<br />
- Nie... na pewno nie - odpowiedziałam, schodząc ze schodów i ruszając w głąb korytarza. A Ivanne za mną. - Po prostu... musisz zrozumieć, że dla Damona to nie jest łatwa sytuacja... Pewnie potrzebuje trochę pobyć sam, oswoić się z myślą o... o sama wiesz czym... - ściszyłam głos. Ze względu na Smitha lepiej będzie, jeśli nikt nie dowie się, że w ogóle cokolwiek jest z nim "nie tak". - Musimy być wyrozumiałe. Kiedy już się z nim spotkamy, z całą pewnością nas nie oleje. Tylko teraz tak... No wiesz.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- Może masz rację, Eleno... Ja tylko... martwię się o niego. Nie chciałabym, by Damon skończył tak, jak inne wilkołaki... Izolujące się od reszty społeczeństwa i tak dalej... - powiedziała równie cicho, rozglądając się wokoło, żeby się upewnić, że nikt nie słyszał.<br />
- Nie, na pewno tak nie będzie. Mówię ci, uda nam się postawić go na nogi i doprowadzić do porządku. Tylko potrzebujemy trochę czasu - spróbowałam uspokoić Ivanne, posyłając jej przy tym blady uśmiech. Prawdę mówiąc, ja sama nie czułam się przekonana moim mini monologiem, ale chciałam ją pocieszyć. Ją i siebie. Damon był wesoły i koleżeński wobec większości osób, ale był także dosyć skrytą osobą. Przeważnie wszystko w sobie dusił, tłamsił wszelkie negatywne emocje... Przeważnie mi, Iv albo Eddiemu udawało się wyciągnąć z niego, co go trapi, ale nie zawsze. Bałam się, że po tym Damon stanie się bardziej wycofany, zacznie się powoli oddalać, aż całkiem się od nas odseparuje.<br />
- Mam nadzieję. Nie chcę, żeby się załamywał. Nie chcę, żebyśmy go stracili. My i Eddie - wyznała dziewczyna. Już miałam zaplanowaną odpowiedź, kiedy za naszymi plecami rozległ się znajomy głos. Aż podskoczyłam zaskoczona, przyprawiona o mini zawał. Nie lubiłam, gdy ktoś do mnie podkradał.<br />
- Rozmawiacie o mnie, prawda?<br />
Odwróciłyśmy się gwałtownie. Damon. Pod błękitnymi oczami chłopaka malowały się ciemne cienie. Jego cera przypominała pergamin, a przy tym była bardzo blada. Czarne włosy sterczały każdy w inną stronę. Spod pozapinanej najciaśniej, jak to tylko możliwe, szaty wystawał opatrunek na szyi.<br />
- My nie... - zaczęła zawstydzona Ivanne, ale chłopak jej przerwał. <br />
- Nie zaprzeczajcie. Teraz mam wyostrzony słuch... - powiedział tak cicho, że w gwarze uczniowskich rozmów dobiegających zza rogu ledwo go słyszałam.<br />
- Dlaczego nam nie powiedziałeś, że cię wypisali? Poinformowała nas o tym dopiero pani Pomfrey, kiedy przyszłyśmy cię odwiedzić - wypaliła Iv.<br />
Myślałam, że Damon zacznie odpowiadać jakoś pokrętnie, ale on zbył nas tylko wzruszeniem ramion. <br />
- Po prostu.<br />
- Co: "po prostu"? - spytałam, przyglądając mu się baczniej.<br />
- Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Nie byłem na śniadaniu. Nie czułem głodu. Po prostu chodziłem sobie po zamku ot tak - rzucił zdawkowo Damon.<br />
- No wiesz co, dzięki! - prychnęła Ivanne, krzyżując ręce na piersi. <br />
- Nie ma za co - mruknął chłopak, przenosząc spojrzenie z Iv na mnie. - Z tego co udało mi się podsłuchać, niespecjalnie rzecz jasna, jest tu więcej takich jak ja. To znacz... nie tylko ja ucierpiałem tamtej nocy - dodał po chwili. Kiedy mówił: "takich jak ja", też wilkołaków, w jego głosie rozbrzmiała dziwna nuta... widać jeszcze nie przywykł do mówienia o sobie w ten sposób, nie oswoił się z myślą o ... o byciu innym. Byciu kimś stale wytykanym... Miałam nadzieję, że nikt się nie dowie prawdy o jego likantropii. Nie mogłabym patrzeć, jak zrobiliby z Damona kolejnego kozła ofiarnego. Smith co prawda nie był taką "sierotą", która nie potrafiłaby się sama obronić, ale... Nikt nie zmusiłby długo wytykania palcami i obgadywania. Nie chcę nic mówić, ale, jeśli dobrze zapamiętałam z Historii Magii, niecałe dwieście lat temu fala nienawiści wobec likantropów była tak wielka, że wielu z nich masowo odbierała sobie życie zaraz po ugryzieniu, bo nikt nie chciał, by szykanowali go tak jak poprzedników.<br />
- Naprawdę? Kogo jeszcze zaatakowano? - spytała Ivanne, nagle ożywiona.<br />
- Nie mam pojęcia - Damon pokręcił głową. - Nie wymienili nazwisk, nie wiem też, gdzie leżą. Nie było ich w mojej sali w skrzydle szpitalnym. Wiem tylko tyle, że jest ktoś jeszcze, ale nic poza tym.<br />
- Biedni... A tak poza tym, jak ty się czujesz? Teraz to jest najważniejsze - spytałam go. Oczywiście współczułam też pozostałym uczniom, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, ale dla mnie najważniejszy był teraz Damon. Zawsze tak jest, że bardziej przejmuje nas krzywda przyjaciela, niż kogoś całkowicie nam obcego. To naturalne.<br />
Smith milczał przez krótką chwilę ze wzrokiem wbitym w ziemię, a potem rzucił pytająco, posyłając nam krzywy uśmiech: <br />
- Prawda czy kłamstwo? <br />
- Prawda - odpowiedziałyśmy chórem z Ivanne.<br />
- Skoro mam być szczerzy, to powiem, że czuję się wprost beznadziejnie. Dokładnie jakby potrącił mnie buldożer, a potem przejechał walec drogowy. I tak kilka razy.<br />
- Oj, to niedobrze - wyrwało się Iv. Dziewczyna przegryzła wargę. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała. Taki odruch. Smith zrobił minę z cyklu: "no co ty nie powiesz?", ale nic nie odpowiedział. Kiedy spytałam go, czy ustalił już z profesorem Blakem i Slughornem "plan działania" na czas pełni, on odpowiedział, że jeszcze nie. Potem dodał, że co prawda dyrektor już próbował z nim O TYM porozmawiać, ale on wtedy, jako że nie miał najmniejszej ochoty na poważne rozmowy niczym te z grupy wsparcia, udał, że się gorzej poczuł i uciekł do łazienki, gdzie spędził trochę czasu. Wtedy ja odpowiedziałam mu, że chociaż to dla niego nie będzie przyjemna rozmowa, musi ją odbyć jak najszybciej. Dla własnego dobra. Lepiej dla niego, gdy powiedzą mu, jak to wszystko teraz będzie się odbywać, co robić, podczas pełni i jak to wszystko się dzieje. Damon jednak tylko ponownie wzruszył ramionami i rzucił do mnie coś w stylu: "Nie potrzebuję niczyjej pomocy i użalania się nad mną". Koniec przerwy "uratował" go przed koniecznością dalszej rozmowy z nami.<br />
Historię Magii nasz rocznik miał razem z Gryffindorem. Były tu podwójne ławki, więc Ivanne zazwyczaj siedziała z Gryfonką Megan Feart, a ja z Damonem, ale tym razem Smith po prostu bez słowa miną nasz stolik i pomaszerował na sam koniec klasy. Nie wiedziałam, czy wkurzył się na mnie za to, że się może za bardzo o niego troszczę, czy co.<br />
- Nie siadasz ze mną? - spytałam cicho, spoglądając w jego stronę. Skoro miał teraz wyostrzony wzrok, nie było potrzeby, żebym przekrzykiwała uczniowski gwar. Mój przyjaciel natomiast tylko wzruszył ramionami - jego standardowa reakcja, jeśli nie chce mu się odpowiadać. Nie miałam pojęcia, co go ugryzło. Rozumiem, że czuł się kiepsko i to wszystko potwornie go przybiło, ale nie musiał się od nas izolować. Przykro mi było, że my z Ivanne wyciągamy do niego pomocne dłonie, a on z taką łatwością je odtrąca. No ale cóż, nie mam zamiaru się naprzykrzać. Usiadłam i zaczęłam wypakowywać z torby podręcznik, kałamarz i pióro.<br />
- No cześć - usłyszałam nagle znajomy głos nad sobą. Podniosłam wzrok. Cedric. Uśmiechał się do mnie łagodnie i trochę przepraszająco.<br />
- Hej - rzuciłam zdawkowo, nie mając ochoty na flirty. Nadal byłam na niego zła za to, jak robił mi wyrzuty z powodu tego, że wolałam zostać z Damonem w skrzydle szpitalnym, niż iść z nim na randkę.<br />
- Nie masz nic przeciwko, że się dosiądę? Wiesz... skoro Smitha wywiało gdzieś na tyły...? - zaczął z nietypową dla siebie niepewnością.<br />
- Nie.<br />
Lekko speszony moim chłodem usiadł obok. Przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć, skoro ja milczałam, aż w końcu zdecydował się na:<br />
- Słuchaj, Eleno...<br />
- No słucham - spojrzałam na niego spod uniesionych brwi.<br />
- Okay, nie powinienem był na ciebie wtedy naciskać. Przepraszam. Miałaś rację, to normalne, że chciałaś przy nim zostać... Po prostu... Bałem się trochę, że ty i on... Rozumiesz. Bałem się, że między wami jest coś więcej niż przyjaźń... Nie chciałem, żeby jego "wypadek" - Cedric nie miał pojęcia, czemu Damon właściwie trafił do szpitala - was bardziej zbliżył do siebie... Rozumiesz...? - mówił nieskładnie i chaotycznie, powtarzał się; widać było, że się stresował.<br />
- Mówiłam ci, że nigdy nie chodziłam z Damonem i nie mam w planach tego robić, bo nie jesteśmy zakochani, a ty i tak byłeś zazdrosny - odpowiedziałam z wyrzutem.<br />
- No byłem, byłem, ale już nie będę. Przyjaźnij się z kim chcesz, spotykaj się chcesz...<br />
- Dzięki, łaskawco - mruknęłam nadal poirytowana.<br />
- Oj, El... Przestań się gniewać, przeprosiłem cię za moją ignorancję, tak? - powiedział cicho, przesuwając czule dłonią po moim policzku. Profesor Binns jeszcze nie przyszedł, więc nikt nie zwrócił nam uwagi. - Może pozwolisz mi to sobie zrekompensować dziś po lekcjach? - spytał uwodzicielskim tonem, uśmiechając się do mnie. - Oczywiście, jeśli nie chcesz dzisiaj ze mną nigdzie iść, bo jesteś już umówiona ze Smithem, Louis czy z kimś, to rozumiem. Tylko powiedz... - dodał szybko.<br />
Wtedy zerknęłam ukradkowo na Damona. Wyglądał przez okno. Kiedy poczuł, że na niego patrzę, przeniósł na chwilę na mnie wzrok. Jego spojrzenie było beznamiętne, dopóki nie padło na siedzącego obok Ceda. Wtedy Damon zrobił taką minę, jakby patrzył na coś małego i obrzydliwego, i znów się odwrócił.<br />
- Eleno...? <br />
- Nie, nie jestem z nikim umówiona. Możemy iść - odpowiedziałam szybko, kiedy głos Gryfona wyrwał mnie z zamyślenia.<br />
- Naprawdę? - Ced uśmiechnął się do mnie szeroko, a jego zielone oczy rozjarzyły się wesoło. - To cudownie. Postaram się wymyślić coś super. Nie będzie to łatwe w tak krótkim czasie, ale czego się nie zrobi dla ciebie.<br />
Uśmiechnęłam się.<br />
- Więc trzymam za słowo.<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #3d85c6;">MERIDIANE FALORI</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #3d85c6;">___________________________________________</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #3d85c6;"> Cześć :) Wiem, że trochę czekaliście na ten rozdział, ale mam nadzieję, że był warty czekania. Powiedzcie mi, czy wam się podobało, jeśli tak to co najbardziej etc.</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #073763;">PROSZĘ O KOMENTARZE!</span></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: #073763;">Pod postem o ewentualnym zawieszeniu, który dodałam na wszystkich blogach i na fb, było wiele odpowiedzi, wiec mam nadzieję, że rozumiecie, czemu byłam zirytowana i że zaczniecie komentować. Jeśli nie macie ochoty na długie rozprawki, to wystarczy tylko kilka słów. Naprawdę. Jeśli lubicie czytać moje prace i chcecie, bym dalej dla was pisała, chyba możecie to dla mnie zrobić, prawda?</span></b></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com27tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-67365113015781855312014-09-13T09:10:00.001-07:002014-09-13T09:34:24.269-07:00Zaiweszam? To zależy od was.DO WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW Z JAKIEGOKOLWIEK MOJEGO BLOGA! :<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
.<br />
Słuchajcie, wiecie, że was uwielbiam, zaznaczałam to już na pewno wiele razy, ale teraz to jestem wkurzona. I to na maksa.<br />
Wyjaśnicie mi, jak to jest, że ja kombinuję jak koń pod górę, byleby tylko znaleźć chwilkę na napisanie rozdziału w przerwach w nauce, chociaż mogłabym w tym czasie sama odpocząć np. oglądając film czy czytając dalej ukochaną książkę, myślę codziennie (tak, codziennie) nad nowymi rozdziałami, nowymi scenami, albo udoskonalam wcześniej zaplanowane sceny, a ponad to na 3 z 5 blogów wymyślam coraz to nowe ciekawostki, projektuję na różne blogi nowe znaki, symbole (jak symbol Zdrajców na PoA, Znak Nerimich na POFE, symbol Karytów na PoA i Znak Omarium są w przygotowaniu podobnie jak znak Verisseta na TDH), a wy niczego nie doceniacie? Nie mówię, że macie mi dziękować, czynić pokłony czy coś,. Nie. Chodzi mi tylko o zwyczajny komentarz. Kilka zdań, czy proszę o tak wiele w ramach wynagrodzenia za kilkugodzinne, kilkudniowe albo czasami kilkutygodniowe pisanie rozdziału? "Było super, podobało mi się to i tamto" albo "Myślę to i to, ale dobra rada - popracuj nad tym wątkiem jeszcze, bo coś tam, coś tam..." - naprawdę proszę o tak wiele?<br />
Dobrze wiecie, że kocham pisać, to moja pasja, moje życie, ale przez to zastanawiam się, czy to ma w ogóle sens. Może zawiesić? Bo czuję się, jakbym pisała tylko dla siebie albo dla max. 5 osób, a przecież wyświetlenia wskazują na co innego. Rozdziały mają średnio od 100 do ponad 300 wyświetleń [zależy jaki blog], wiec to chyba ciut za dużo jak na zwykłe kliknięcie w rozdział przez przypadek i szybkie wyjście. Tak mi się przynajmniej wydaje.<br />
Wyjaśnijcie mi też jak to jest, że rozdział wyświetliło no załóżmy te 200 osób, a skomentowało 5 zaledwie? No ludzie, proszę was! Wiem, że nie każdy ma konto na bloggerze, ale :<br />
A. Zawsze można sobie założyć - to proste i darmowe.<br />
B. W ustawieniach bogów mam, że można komentować anonimowo, czyli nie mając konta, ale wtedy proszę podpisywać się chociaż jakimś pseudonimem np. ABC, Emma, nawet kurde MC KABACZEK aka Melchior, jeśli macie taką ułańska fantazje.<br />
C. Zawsze możecie do mnie napisać swoją opinię na facebooku albo na asku. Nie wstydźcie się, niektórzy już tak robili i nikogo nie zjadłam. <br />
Ponadto na żadnym z blogów (oprócz tymczasowo PoA, ale to z pewnego powodu...) nie ma włączonej weryfikacji obrazkowej, więc piszecie kom, klikacie 'opublikuj' i ot cała filozofia.<br />
Ludzie, czy naprawdę to dla was taki wysiłek?<br />
A może rozdział naprawdę przeczytały tylko te cztery czy pięć osób? Jeśli tak, to chyba najlepiej będzie (jak mówiłam) zawiesić, bo i tak każdy ma w czterech literach moją pracę, to że się staram i poświęcam (może marnuję?) na to tyle czasu. Nadmieniam, że nawet przed samym testem gimnazjalnym pisałam, żeby waz nie zawieźć.<br />
I proszę, nie wykręcajcie się tu szkołą, bo skoro mieliście czas przeczytać 10-stronnicowy rozdział, to macie czas też napisać te parę wyrazów w komentarzu.<br />
Wcześniej nie stosowałam systemu : "Jak będzie 10 - 15 czy 20 komentarzy, to dopiero dodam kolejny rozdział", ale chyba czas się na to przerzucić. Jeśli zobaczę, że po mojej prośbie nadal macie to wszystko gdzieś, rozdziały będę wysyłała tylko na prywatnego maila osób, które zadają sobie ten trud, by skomentować np. Furt Sword, Elfik Elen, Zuzka M, Rebekah Mikkelson, Onnawen i tych kilku innych, których przepraszam, że nie wymieniłam.<br />
NiE TRAKTUJCIE TEGO JAKO GROŹBĘ, BO TO ŻADNA GROŹBA. Jedynie zapowiedź. <br />
<br />
Z poważaniem, Meridiane Falori (Sarikah Rossmary).<br />
<br />
<br />
PS Ta wiadomość wstawiłam na wszystkie moje blogi. Tutaj rzecz tyczy się poprzednich rozdziałów. Nowy postaram się dodać niedługo, jeśli nie będzie odzewu z waszej strony. Chyba wiecie, co pozostanie mi zrobić.<br />
<br />
<b>CIEKAWE CZY CHOCIAŻ TO SKOMENTUJECIE :P :(</b><br />
<br />ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-51975509001333233862014-09-05T12:17:00.001-07:002014-09-05T12:17:46.953-07:00Blog godny polecenia<div style="text-align: center;">
Cześć, chciałam wam dzisiaj polecić blog
mojego przyjaciela - Stephana Rose. Na razie jest tylko króciutki
prolog, ale wciągający. Przyznaję, ze mnie zainteresował, a trudno mnie
zainteresować ;) Zachęcam do zajrzenia chociażby z ciekawości i
poświęcania dosłownie 3 minut na przeczytanie prologu. I najlepiej
skomentowanie. Dopiero zaczyna, więc myślę, że komentarze byłyby
motywacją do dalszego pisania ;)</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://shadewood.blogspot.com/" target="_blank">http://shadewood.blogspot.com/ [klik]</a></div>
<div style="text-align: center;">
Oto opis :</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><span style="background-color: #f7f7f7; color: #3e454c; font-family: Helvetica,Arial,'lucida grande',tahoma,verdana,arial,sans-serif; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><i>Shadewoods
to opowiadanie o Sally młodej dziewce, która odkrywa na nowo świat,
który ją otacza. Poznaje barbarzyńską naturę ludzi, starożytną magię
wiedźm i zmysłową rozkosz jakiej dopiero zazna. Historia skupia się na
zapomnianych już dzisiaj inkwizycjach, przedstawionych trochę bardziej w
fantastyczny sposób. </i></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /><span style="background-color: #f7f7f7; color: #3e454c; font-family: Helvetica, Arial, 'lucida grande', tahoma, verdana, arial, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 15.3599996566772px; white-space: pre-wrap;"></span><span style="background-color: #d9ead3;"><span style="font-size: large;"><span style="color: #3e454c; font-family: Helvetica,Arial,'lucida grande',tahoma,verdana,arial,sans-serif; line-height: 15.36px; white-space: pre-wrap;"><b><span style="color: black;"></span></b></span></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
Meridiane Falori,</div>
PS Nowy rozdział u mnie postaram się napisać szybko, przepraszam za opóźnienia, ale szkoła... :/<br />ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-82301386931296669712014-08-24T07:40:00.001-07:002014-09-20T06:42:30.017-07:00Rozdział 7: Trudna rozmowaTego ranka obudziły mnie pierwsze promienie słońca, wlewające się do skrzydła szpitalnego przez kilka sięgających wysokiego sklepienia okien. Wszystko mnie bolało. Każde otarcie, każde zranienie. Czułam się podle po tym wszystkim, co się stało. Nadal nie mogłam się otrząsnąć. Rodzice odkąd tylko pamiętam przygotowywali mnie na takie sytuacje, ale teraz, gdy moje najgorsze koszmary stały się prawdą, nie łatwo było mi się uspokoić. Lecz mimo dręczącego mnie lęku, cieszyłam się, że uszliśmy z wczorajszego piekła z życiem. Naprawdę mieliśmy dużo szczęścia. Przynajmniej ja... Niestety Damon miał go nieco mniej... Przyrzekłam sobie, że zrobię wszystko, by pomóc mu uporać się z tym wszystkim. Wiedziałam, że i Ivanne pomoże. Dla niej też Damon był bardzo bliski. <br />
- Śpisz jeszcze? - szepnęłam, odrzucając na bok sterylnie białą kołdrę szpitalną. Spojrzałam w prawo na leżącego na sąsiednim łóżku Damona.<br />
- Nie śpię od jakiejś trzeciej w nocy - odpowiedział, obracając się twarzą do mnie. Był prawie tak samo blady jak pościel. Pod oczami miał sińce, na twarzy widoczne były liczne otarcia i zadrapania. Szyję Damona pani Pomfrey zabandażowała najlepiej, jak potrafiła. Na białym bandażu widziałam spore plamy od sczerniałej już krwi. - Jak się czujesz? - spytał, siląc się na uśmiech, który i tak wyszedł mu dosyć blado. A i jego zazwyczaj wesołe, błękitne oczy teraz przepełnione były głębokim smutkiem i rozżaleniem, którego starał się nie okazywać.<br />
- To chyba ja powinnam zadać ci to pytanie. Ty z nas dwojga jesteś bardziej poszkodowany - powiedziałam, po czym wygramoliłam się z pościeli i powędrowałam do Damona. - Jak rana? - spytałam z troską, siadając w nogach jego łóżka. - Bardzo boli?<br />
- Znośnie - mruknął Krukon, a jego dłoń mimowolnie powędrowała do szyi. Gdy tylko palce chłopaka dotknęły miejsca, w które został ugryziony, skrzywił się, ale nawet nie pisnął - Bardzo znośnie.<br />
- Rozumiem... Emm... Damon? <br />
- Tak?<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
- Chciałam ci podziękować, że mnie nie zostawiłeś. Bez ciebie byłabym już martwa... Ale z drugiej strony... Gdybyś nie poszedł mnie dopingować na kwalifikacjach, nic by ci się nie stało. To wszystko moja wina... Mam wyrzuty sumienia - naprawdę czułam się potwornie. Gdybym nie próbowała dostać się do tej nieszczęsnej drużyny, w ogóle nie wyszlibyśmy z dormitorium, a gdybyśmy go nie opuścili, nic złego by się nie wydarzyło. Nasze życia nie byłyby zagrożone, a Damon nie musiałby teraz... Nie musiałby każdej pełni... Nie potrafiłam spokojnie o tym myśleć. Spokoju nie dawała mi też inna kwestia... Jak już byliśmy na temacie pełni i przemiany... Zachodziłam w głowę, dlaczego skoro tamten drugi, nowo stworzony wilkołak się przemienił, i Damon tego nie zrobił. Czyżby mógł powstrzymać przemianę? Nie... Przecież to niemożliwe. Ale jednak pozostał człowiekiem... Nigdy z czymś takim się nie spotkałam... Tristian, mój brat, również przemienił zaraz po ugryzieniu. Pełnia robi swoje... Z tego co zrozumiałam, nawet sam Blake nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć...<br />
- Nie obwiniaj się, Eleno. To naprawdę nie twoja wina - powiedział łagodnie, obejmując mnie bratersko. - Kto mógł to przewidzieć? Zresztą.... Nawet gdybym wiedział wcześniej, że jeśli z tobą pójdę, tak to się dla mnie skończy, i tak bym poszedł. Przecież nie zostawiłbym cię samej - jego blado niebieskie oczy rozbłysły, a na ustach pojawił się cień zawadiackiego uśmiechu.<br />
- Mógłbyś powiedzieć to i ja bym nie poszła - odpowiedziałam mu, odwzajemniając ten uśmiech.<br />
- Bo akurat byś mnie posłuchała - prychnął z pewnego rodzaju rozbawieniem.- Pewnie stwierdziłabyś, że jak zwykle jestem nadopiekuńczy.<br />
Już chciałam mu coś na to odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. W tym momencie drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się z głośnym hukiem. Do sali wpadła zaaferowana Ivanne i Eddie Thorn. Widać było, że Ivanne ubierała się w pośpiechu. Szata była krzywo pozapinana, a rude włosy, które zawsze starała się układać z taką precyzją, teraz były związane w niedbały kok. Eddie, dobry kumpel Damona, wyglądał zresztą podobnie. Jego miedziane włosy miał całe potargane, dosłownie każdy sterczał w inną stronę. Ciemnobrązowe oczy rozglądały się nerwowo po sali, aż w końcu nas znalazły. Eddie i Iv wymienili krótkie spojrzenia, po czym rzucili się biegiem w naszą stronę.<br />
- Damon, Elena! Co się stało?! - zawołała wystraszona Ivanne, z niepokojem przyglądając się pokiereszowanym nam i wielkiemu opatrunkowi na szyi Smitha.<br />
- Blake przyszedł rano do dormitorium i powiedział nam, że wylądowaliście w... no tutaj w sensie - Eddie zrobił zamaszysty ruch, obejmujący całą salę szpitalną. Chłopak przysunął sobie taboret i usiadł przy łóżku Damona. Iv wzięła z niego przykład.<br />
- No dokładnie. A jak zapytaliśmy, co się stało, powiedział, że sam nam powiesz, jeśli zechcesz - wtrąciła dziewczyna. - Swoją drogą napędziliście nam niezłego strachu, nie wracając na noc.<br />
- No dokładnie. Już myśleliśmy, ze zaginęliście jak Philip - dodała Eddie, marszcząc gęste brwi. Przyjrzałam się mu baczniej. Pod czekoladowymi oczami z rzęsami tak długimi, że pozazdrościć mu mogła nie jedna dziewczyna miał lekkie sińce, świadczące o nieprzespanej nocy. Wydatne kości policzkowe, lekko zadarty nos, kilka piegów. Był dosyć przystojny. Nic dziwnego, że dwa lata temu Ivanne próbowała w niego wcisnąć eliksir miłosny.<br />
- A więc? - Iv przeniosła zaniepokojone spojrzenie ze mnie na Damona, potem znów na mnie i znowu na Damona, i tak non stop. - Co się wydarzyło? Kto wam to wszystko zrobił...?<br />
Spojrzałam ukradkowo na Damona. Zastanawiałam się, czy zechce powiedzieć to przy Edddiem. Nie wiedziałam, czy ufa mu na tyle... Wystarczy przecież, że dowie się o jego likantropii jedna niepowołana osoba i to wszystko rozpowie, a Damon może już do końca być wykluczony. Przecież nikt nie chce się zadawać z wilkołakiem, prawda? To okropne i egoistyczne ze strony innych ludzi, ale co zrobić? Niestety nie możemy wpłynąć na sposób ich myślenia i na to, że zachowują się, jakby wilkołactwem mogli się zarazić przez dotyk czy chociażby zwykłą rozmowę z taką osobą. No na brodę Merlina, nie mówimy przecież o grypie, tylko o likantropii. Grypą możesz się zarazić od kontaktu z taką osobą, ale wilkołactwem? Najgorsze jest to, że nikt nawet nie chce dać sobie wytłumaczyć, że większość wilkołaków (nie mówię o tych dzikich, tylko o normalnie żyjących w społeczeństwie) to ludzie tacy sami jak my, tylko, że z pewnym problemem. Niestety wielu czarodziejów zarażonych tą klątwą nie otrzymuje żadnego wsparcia ze strony otoczenia, które zamiast pomóc tym biedakom i pokazać im, że z tym da się żyć, robią wszystko, by do tego życia ich zniechęcić. Traktują ich jak trędowatych, ale to nie fair. Przecież ci ludzie nie prosili się o ugryzienie wilkołaka, prawda?! Jeśli żyją w zgodzie z ludźmi i nikogo nie krzywdzą, to dlaczego są napiętnowani? Jakim prawem? A do tego dochodzą te wszystkie godne pożałowania i zwyczajnie prymitywne żarty o "psach", bo tak też czasami określa się likantropów. Rzecz jasna pogardliwie. Nie wiem, jak tak można. Jestem tylko ciekawa, co ci ludzie by zrobili, gdyby sami znaleźli się w takiej sytuacji. Jakby się czuli na ich miejscu. Osobiście znałam wielu wilkołaków albo o nich słyszałam i znacząca większość z nich to naprawdę dobrzy ludzie. Annlyn Jewers, Healinee Corentt, Max Wellingm Tobias Torontoj, Malia Pays i wielu, wielu innych, że też już o moim bracie i świętej pamięci Remusie Lupinie, dobrym przyjacielu rodziny, nie wspomnę... Ale wiecie co? Myślę, że ta niechęć do likantropów bierze się głównie z niewiedzy. W świecie czarodziei, jak i nawet mugoli krąży wiele mitów na ich temat, ale niemal wszystkie są tak bzdurne, że aż szkoda tracić tlen na opowiadanie o nich. Natomiast o tym, jak jest naprawdę z wilkołakami, mało kto wie, bo mało kto pyta. Większość tych nietolerancyjnych świń wychodzi z założenia: "po co pytać, skoro wszystko doskonale wiem?". Problem jednak polega na tym, że nic nie wiedzą. Nic. I robią dokładnie tyle samo, czyli nic, by się nie dowiedzieć.<br />
- No... Nie wiem, czy chcecie wiedzieć... - zaczął niepewnie Damon, patrząc wszędzie byle tylko nie Ivanne i Eddiemu w oczy. Widziałam, że trudno mu tym rozmawiać. Domyślałam się, że gdyby tylko mógł to najchętniej nic nikomu by nie mówił. Ale Iv powinna wiedzieć. A Eddie... To już zależało od Damona. Od tego czy ufa mu na tyle, by powierzyć mu prawdopodobnie jedną z największych tajemnicy, które może mieć chłopak w tym wieku.<br />
- Co to za pytanie? - Thorn wymienił zdumione spojrzenia z Ivanne, a później ze mną. - Jesteś moim kumplem, trzymamy się już od pierwszej klasy, odkąd dałeś mi ściągać na transmutacji. Jasne, że chcę wiedzieć.<br />
- Czekaj... jakim cudem udało ci się ściągać na transmutacji? - spytam zdumiona. - Przecież wykiwanie McGonagall graniczy z cudem!<br />
- No wiesz, ma się ten talent - odpowiedział Eddie, wyszczerzając zęby w szeroki uśmiech. <br />
- A więc? Co ci się stało, Damon? Co się stało wam obojgu? - nie dawała za wygraną Ivanne. Smith wahał się jeszcze przez chwilę, aż w końcu westchnął ciężko i powiedział:<br />
- Ale musicie obiecać, że nie powiecie absolutnie nikomu. Nikt nie może wiedzieć, bo nie będę miał tu życia, jasne?<br />
- Będziemy milczeć jak grób! - zadeklarowała się Iv, zamykając usta wyimaginowanym kluczykiem na wyimaginowaną kłódkę.<br />
No i wtedy Damon postanowił im wszystko opowiedzieć. Zaczął od kwalifikacji do drużyny, potem streścił to, jak próbowaliśmy uciekać i przeszedł do walki, do której na końcu doszło.Widziałam, że z trudem przychodzi mu opowiadanie o tym. Nie dziwiłam się. Nikt nie lubi wracać wspomnieniami do takich chwil. Kiedy opowiadał, sama miałam ściśnięte z tego wszystkiego gardło... Jak tylko przypominałam sobie tego wilkołaka w lesie... Jego zębiska, te żółte ślepia... To było straszne. Mam szczerą nadzieję, że to ostatni z takich epizodów w Hogwarcie. Mam nadzieję, że już nikt nie będzie musiał ucierpieć. Ta... Chciałoby się. Znając życie, jeszcze sporo musi się tu wydarzyć, żeby zapanował spokój. Przecież to Hogwart - szkoła w której jeszcze do niedawna mogła cię zabić Bijąca Wierzba, szkoła, w której swoich czasów trzymano trzygłowego psa imieniem Puszek, smoki i jednego bardzo aspołecznego Bazyliszka, który... no wszyscy wiedzą, co robił. Czekajcie... Co tu się jeszcze działo? A, no tak. Nie zapominajmy o tym, że parę lat temu uczył tu taki jeden facet, który z tyłu głowy wyczarował sobie Voldemorta! Odkąd usłyszałam tę historię, nie ufam ludziom w turbanach (co mi raczej nie pomogło zawiązywać nowych znajomości, kiedy byłam na wakacjach w Arabii Saudyjskiej). Ale pomijając to wszystko, Hogwart to naprawdę bezpieczne miejsce.... Tak... Najbezpieczniejsze zaraz po Azkabanie. W zasadzie chodząc do tej szkoły, jesteś całodobowo w grupie najwyższego ryzyka, ale przynajmniej się nie nudzisz. Chociaż taki plus.<br />
Kiedy Damon doszedł do momentu, w którym opowiadał o swoim ugryzieni, Ivanne pobladła na twarzy. Wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Eddie natomiast zrobił taką minę, jakby miał nadzieję, że wszyscy zaraz wybuchniemy śmiechem i powiemy, że to wszystko to tylko kiepski kawał, a nie prawda. Ale niestety to była prawda.<br />
- Pamiętajcie, że nie możecie nikomu o tym powiedzieć - przypomniał im chłopak zmęczonym, trochę bezbarwnym głosem. No tak, cały Damon. Zawsze będzie próbował nie okazywać emocji. Tak już został wychowany. W jego rodzinie, całej familii służącej "Czarnemu Panu", nie ma miejsca na rozczulanie się. Musisz być bezwzględny. Musisz być opanowany niezależnie od sytuacji. Musisz być skałą. Podobne rzeczy wpaja się młodym aurorom, tylko jest jednak jedna mała różnica między nimi a nami. Aurorów szkoli się, by pomagali ludziom i pilnowali bezpieczeństwa, a Śmierciożerców, żeby zabijali w imię najbardziej chorej ideologii na świecie. Kiedy sobie pomyślę, że gdyby Damon urodził się kilka lat wcześniej, albo gdyby Lorda Voldemorta nie pokonano 2 maja 1998 roku, mój przyjaciel mógłby być teraz jednym z tych zabójców... Mógłby być kolejnym Lestrangem, Greybackiem, Karkarowem, Rookwoodem, czy innym Dołohowem...<br />
- Twoja tajemnica jest u nas bezpieczna - powiedział ze śmiertelną powagą Eddie, tak rzadko spotykaną u tego śmiejącego się niemal bez przerwy Krukona. <br />
- Ale... ty teraz będziesz tak każdej pełni.... rozumiesz...? - spytała nieskładnie Ivanne, patrząc na bladą twarz przyjaciela. Jej duże zielone oczy były pełne współczucia i żalu.<br />
- Na to wygląda - odpowiedział z krzywym uśmieszkiem Smith.<br />
- Tak mi przykro... - szepnęła. - Ale nie martw się, pomożemy ci się jakoś z tym uporać. Zawsze możesz na nas liczyć.<br />
- Ma się rozumieć - zawtórował jej Eddie. <br />
- Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy - Damon posłał im słaby, ale wdzięczny uśmiech.<br />
- Przyznaję, nie fajna sytuacja, ale pomyśl o plusach - ozwał się po chwili Eddie Thorn, a w jego ciemnych oczach zamajaczyły figlarne iskierki.<br />
- Plusach? - spytałam, spoglądając na niego spod uniesionej brwi.<br />
- Jak nadejdzie kolejna pełnia, ktoś może wybawić tego patafiana - Goldensona - na zewnątrz, a ty będziesz mógł go zjeść bez większych konsekwencji, bo nawiejesz, zanim ktokolwiek cię oskarży.<br />
- Genialne, Eddie, genialne - rzucił z przekąsem i lekkim rozbawieniem Damon.<br />
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, ale ta cisza wcale nie była niezręczna. Każdy teraz myślał, co można powiedzieć pozostałym, kiedy spytają o bliznę na szyi naszego przyjaciela. Bo przecież prawdy się nie powie, a i zbywać bez odpowiedzi długo też się nie da... Myśleliśmy tak nad tym wspólnie, gdy nagle drzwi ponownie się otworzyły. Ale tym razem stał w nich Gryfon. Cedric Whiteford. Zdziwiłam się. Co on tutaj robił.<br />
- Elena! - zawołał, podchodząc bliżej. - Usłyszałem że tutaj wylądowałaś! Co się stało? - pytał, ignorując Damona, Ivanne i Eddiego.<br />
- Echm... Nic poważnego, ale dzięki za troskę - odpowiedziałam wymijająco.<br />
- Pytałem panią Pomfrey o ciebie i powiedziała, że w zasadzie możesz już wyjść. Widzę, że spałaś w ubraniu, to nie musimy tu spędzić ani chwili dłużej. Odświeżysz się gdzie indziej.Chodź, zabiorę cię gdzieś, mamy sporo czasu do rozpoczęcia lekcji, odprężysz się trochę - zaproponował, podając mi rękę. Spojrzałam ukradkowo do Damona. Cedric pozytywnie zaskoczył mnie tą propozycją, ale wiedziałam, co powinnam mu teraz odpowiedzieć.<br />
- Sorry, Ced, ale dziś nie mogę.<br />
- Co? Dlaczego? - zdumiał się. Tak słodko marszczył brwi... Och, na brodę Merlina, skup się dziewczyno! - skarciłam samą siebie. <br />
- Bo muszę tu zostać.<br />
- Nie rozumiem. Przecież z tobą jest wszystko w porządku...<br />
- Ale z Damonem nie, a to oznacza, że muszę tu zostać.<br />
- Eleno, rozumiem, że to twój przyjaciel, ale ja jestem twoim chłopakiem i... chyba wypadałoby, żebyś i mi poświęciła trochę czasu. Smithowi chyba powinno wystarczyć, że siedziałaś z nim całą noc. Więcej nie trzeba. Nie przecież jesteś jego niańką - powiedział z pewną irytacją, odciągając mnie na stronę. Zaraz, zaraz.... "chłopakiem"? Albo to ja przegapiłam moment, w którym zaczęliśmy ze sobą chodzić, albo to on się "lekko" pośpieszył. Tak czy inaczej, nie chciałam teraz o tym gadać. Zirytował mnie. Nie wiedział co prawda, co jest Damonowi, no ale czy tak trudno się domyślić znaczenia pojęcia "przyjacielska lojalność"?<br />
- Ced, czy gdyby twój najlepszy kumpel siedział poważnie chory w szpitalu twoje wsparcie dla niego zakończyłoby się na jednej wizycie, a dalej niech se radzi sam, tak?! <br />
- Nie to miałem na myśli.... Ech.. posłuchaj, Eleno... - zaczął Cedric, spoglądając mi głęboko w oczy. Kiedy indziej rozpłynęłabym się pod wpływem tego spojrzenia, ale nie teraz. Aktualnie nie miałam ochoty nawet dać mu skończyć.<br />
- Nie, to ty posłuchaj. Nie mam zamiaru zostawić tu Damona. Dopóki nie poczuje się lepiej, nie w głowie mi randkowanie i romantyczne pikniki. Dzięki za troskę i w ogóle, a teraz przepraszam, ale muszę wracać do reszty - rzuciłam najbardziej oschłym tonem na jaki było mnie stać, po czym obróciłam się na pięcie i odmaszerowałam w stronę przyjaciół. Cedric stał przez chwilę wyraźnie zbity z tropu, po czym bez słowa odszedł w stronę drzwi.<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;">MERIDIANE FALORI ^^^</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;">____________________________________</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;">No cześć :) I co myślicie o tym rozdziale? :) Wiem, że trochę musieliście na niego poczekać, ale mam nadzieję, że było warto ;) Co wam się najbardziej podobało? Co było według was najlepsze, a co mogłoby wymagać poprawy? Piszcie <3</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;">ZAPRASZAM DO LAJKOWANIA FANPAGE'A TEGO BLOGA (założonego przez jedną z czytelniczek) :</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><a href="https://www.facebook.com/Ravenclawponadwszystko?ref=hl" target="_blank">kliknij tutaj :)</a></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;">I zachęcam do dodawania mnie do znajomych na facebooku :) Często informuję tam o rozdziałach między innymi ;)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><a href="https://www.facebook.com/profile.php?id=100005968279367" target="_blank">klik ^^</a></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-32889854335837202622014-08-06T12:24:00.002-07:002014-08-06T12:24:29.589-07:00Rozdział 6: Pytania pozostawione bez odpowiedzi<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtMUmBVy5rx55VFCfJ5iLFXhxNERfvmadKfEJPO1TnD83PpmP6q7fOyjzh545aFH4pHjRlPmdsSPt95InB1sFtU2aLBkltgExqwX_beXceQRRiaEmKS9G8arcxzBIR3VYYJ_Pa73S9En0/s1600/pi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtMUmBVy5rx55VFCfJ5iLFXhxNERfvmadKfEJPO1TnD83PpmP6q7fOyjzh545aFH4pHjRlPmdsSPt95InB1sFtU2aLBkltgExqwX_beXceQRRiaEmKS9G8arcxzBIR3VYYJ_Pa73S9En0/s1600/pi.jpg" height="225" width="400" /></a></div>
<br />
<span class="userContent">Cisnęłam jakimś zaklęciem - nawet nie wiem jakim, to wszystko działo się tak szybko - i oślepiająco biała strużka światła trafiła wilkołaka między żebra. Z potężną siłą czar odepchnął go kilka stóp dalej; wpadł na drzewo i zsunął się z dzikim jękiem po korze. Wykorzystując jego chwilowe zamroczenie, podbiegłam do krwawiącego Damona. Był bardzo blady na twarzy. Z dużej rany na jego szyi brodziła krew. Na dziś dzień przypadała pełnia, więc bałam się, że Damon zaraz zacznie się zmieniać, ale, ku mojemu zaskoczeniu, nic takiego się nie wydarzyło. Przynajmniej nie jeszcze. To dziwne... Nie było opcji, żeby mój przyjaciel nie został zarażony likantropią, ale jednak się nie przemienił od razu po ugryzieniu... Och, skup się, Eleno! Nie czas teraz na to!</span><br />
<span class="userContent">Wilkołak doszedł szybko do siebie. Niezgrabnie podniósł swoje wielkie cielsko z ziemi. Łypał teraz na mnie groźnie dzikimi, przekrwionymi, żółtymi ślepiami.<br /> - <i> Conjunctivitis</i><span class="text_exposed_show">!
– (oślepia ofiarę; działa równie silnie na zwierzęta gruboskórne, tzn. smoki, trolle, olbrzymy) zawołałam, mierząc w
bestię. Niestety w trakcie rzucania zaklęcia, wilkołak rzucił się w moją
stronę. Odskoczyłam, żeby się ratować, w gruncie czego chybiłam. Potwór nie dawał za wygraną.
Pobiegł z impetem na wysokie drzewo, łamiąc je w pół. Nie zdążyłam się
odsunąć, upadłam przygnieciona wielkim konarem. Wściekły stwór rzucił się na
mnie i teraz byłam dodatkowo przygwożdżona do ziemi jeszcze jego cielskiem. Tylko pozazdrościć sytuacji! Myśl, Eleno, myśl! - poleciłam sobie w duchu. </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- <i>Depulso</i> – (odpycha przedmioty od siebie)
wyszeptałam, z trudem łapiąc powietrze. Drzewo z impetem poderwało w powietrze. Wilkołak pchnięty konarem
przeleciał z cztery stopy do przodu. Leżał teraz lekko oszołomiony. Z jego pyska ściekała żółtawa ślina.
Z niemałym trudem powstrzymałam odruch wymiotny. </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show"></span></span><br />
<a name='more'></a><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">Obrzydliwy widok. - </span></span><span class="st"><em>Immobilus </em>(</span><span class="st">unieruchamia ofiarę, spowalniając ją) - wyszeptałam, zdławionym głosem i</span><span class="userContent"><span class="text_exposed_show"> podbiegłam do Damona, który z trudem podnosił się z ziemi. Jad wilkołaka rozprowadzał się teraz po całym jego ciele, infekując każdą zdrowa komórkę. Słabł. Miał trupiobladą twarz, a jego nogi były jak z waty. Krew z rany po ugryzieniu spływała strugami na jego podartą szatę. Bałam się o niego. To mój najlepszy przyjaciel. Musiał jak najszybciej dotrzeć do skrzydła szpitalnego. Potrzebował pomocy. </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Damon, chodź, pomogę ci - zaofiarowałam się, łapiąc go pod ramię. Cały czas zerkałam przy tym na poruszającego się jakby w zwolniony tempie wilkołaka i przeklinałam to, że żadne z nas nie wpadło wcześniej na to zaklęcie. Chociaż... Nie powiedziane, że wcześnie by nam się udało. Dopiero po kilku uderzeniach ta bestia przestała się poruszać tak szybko. Do ruchomego celu ciężko celować. Zwłaszcza, gdy całe twoje ciało ogarnia panika i strach przed śmiercią. To co się czuje w takich momentach... Nie da się tego tak po prostu opisać, ubierając w ładne słowa.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- D-dam radę, Eleno – jęknął, starając się ukryć przede mną grymas bólu.
Damon zmusił się do biegu, chociaż dużo go to kosztowało. Widziałam to. Utykał. Dopiero gdy zobaczyłam powiększająca się wciąż na jego jasnych spodniach plamę z krwi, uświadomiłam sobie, że został też ranny w nogę. </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">Po chwili
wilkołak doszedł do siebie i puścił się w dziką pogoń za nami. Zaczęliśmy
wołać o pomoc w nadziei, że ktoś tędy będzie przechodził i nas usłyszy. W lesie nie było szans, żeby ktoś akurat znalazł się w pobliżu, ale teraz, na ścieżce... Trzeba mieć nadzieję.Wilkołak nas już
doganiał. Obróciłam się przez ramię i cisnęłam w niego jeszcze jednym </span></span><span class="userContent"><span class="text_exposed_show"><span class="st">Immobilusem.<em> </em>Trafił go w nogę. </span>Profesor Blake. Wymierzył różdżką w wilkołaka i mruknął niezrozumiale nieznane nam zaklęcie. Z owej różdżki wystrzelił snop srebrnych iskier, a bestia nie tyle spowolniona, co sparaliżowana padła na ziemię.<br /> - Nic wam nie jest? – spytał zatroskanym, ojcowskim tonem dyrektor, podchodząc bliżej. Niepatrzył na potwora. Jego spojrzenie utkwione było w rannym Damonie i mnie. Oboje byliśmy cali podrapani, poranieni, w podartych ubraniach, ale to Smithowi oberwało się bardziej. To jemu miało teraz zawalić się życie... Likantropia to klątwa. Straszna. Okropna. Wiele ugryzionych osób, już się po tym nie pozbierało... Pamiętam, jak mój brat przeżywał, gdy sam został ukąszony. Zapiekły mnie oczy na wspomnienie jego rozpaczy. Tristian nie był człowiekiem, który się nad sobą użalał,ale wtedy? Pamiętam, jego przerażenie, zdruzgotanie...<br /> - Damon… Damon jest ranny… Wilkołak go ugryzł… - wyjąkałam łamiącym się głosem. Przez ściśnięte ze strachu gardło byłam w stanie wydusić tylko tyle.<br /> - Niedobrze – mruknął Blake, kręcąc głową. – Trzeba go zanieść do pani Pomfrey. Szybko.<br />
- Nie ma sensu. Nawet pani Pomfrey nie cofnie tego, co się stało –
stwierdził Damon, siląc się na obojętność. Pod tą spokojną, opanowaną
maską, kryło się prawdziwe rozżalenie. Nie musiałam widzieć jego łez,
aby to wiedzieć. Zresztą on nigdy nie płakał.<br /> - Ale powinna oczyścić ranę, żeby nie dało się zakażenie - dyrektor nie dawał za wygraną.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Oddałbym wiele, by to było tylko zakażenie... - jęknął Damon, odwracając wzrok. </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Nie martw się, wszystko się ułoży – próbował go pocieszyć Blake. Profesor położył mu rękę na ramieniu w krzepiącym geście, ale Smith nawet wtedy na niego nie spojrzał. - Może już wracajmy do zamku - zaproponował wypranym z emocji głosem. Blake skinął głową, po czym ruszyliśmy w stronę Hogwartu.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">Po kilku krokach Damon syknął z bólu.<br /> - Co się dzieję? Możesz iść? – spytałam szybko. Martwiłam się o niego.<br /> - Tak. Skoro dałem radę biec, to dam radę przejść się kawałek – zapewnił dziarsko, lecz na jego twarzy zamajaczył wyraz bólu. Był jeszcze bladszy niż chwilę temu, ale krew na szyi zaczynała już powoli krzepnąć.<br /> - Biegłeś, bo działała na ciebie adrenalina. Teraz będzie bolało mocniej. Chyba nie dasz rady. Pomogę ci, Damonie – zaofiarował się.<br /> - Nie, naprawdę dam radę… - zapewnił chłopak, gdy profesor Blake podszedł bliżej. <br />
- Oj, daj spokój! – dyrektor przełożył sobie rękę Damona przez ramię, a drugą
ręką objął go w pasie i tak we dwóch ruszyli do zamku, do skrzydła szpitalnego.<br /> - Profesorze…? – zaczęłam, zerkając ostatni raz na leżącego za nami wilkołaka. Dyrektor powiódł oczami za moim spojrzeniem. <br /> - Ach, on – mruknął. – Zaraz ktoś go stąd zabierze – zapewnił.<br /> - Nie o to chodzi… Czy on…? Ten wilkołak…? – nie musiałam kończyć, aby Blake zrozumiał.<br />
- Żyje. Jest tylko sparaliżowany do czasu, kiedy wzejdzie słońce –
wyjaśnił. – Rano dowiemy się, kto to jest i podejmiemy właściwe środki ostrożności
– resztę drogi przeszliśmy w całkowitej ciszy. Po tym, co się stało,
nikt nie miał ochoty na pogaduszki. <br /> - Och! Co się stało temu biednemu chłopcu? – spytała Blake'a pani Pomfrey. Kobieta pobladła na twarzy.<br /> - Został ugryziony przez wilkołaka – wyjaśnił pokrótce dyrektor.<br /> - Och! Siadaj biedaku, zaraz zajmę się twoją raną.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Jakby to coś dało - prychnął Damon, siadając na szpitalnym łóżku.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">Nie wiedziałam, co powiedzieć, by go pocieszyć, więc po prostu usiadłam obok i go przytuliłam. Wystarczyło. Na chwilę. Przyjaciel odwzajemnił uścisk.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Bezwzglęu na wszystko, będziemy z tobą - wyszeptałam, myśląc o sobie i Ivanne. - Ja z tobą będę. Nie zostawię cię bez względu na wszystko. Jesteś dla mnie jak brat.</span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Dziękuję - powiedział, po czym pocałował mnie delikatnie w czubek głowy. </span></span><br />
<br />
***<br /><span class="userContent"><span class="text_exposed_show"></span></span><span class="userContent"><span class="text_exposed_show"> </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">Okazało się, że Damon powinien zostać w skrzydle szpitalnym na noc. Prosiłam pani Pomfrey, żeby pozwoliła mi zostać z Damonem. Mówiłam, że mogłabym spać na łóżku obok albo nawet na krześle czy podłodze, ale odmówiła, twierdząc, że muszę się wyspać przed jutrzejszymi lekcjami. Zupełnie jakbym mogła zmrużyć oko tej nocy... Po tym wszystkim... Aha. Powodzenia. </span></span><br />
<span class="userContent"><span class="text_exposed_show">- Przyjdę do ciebie jutro. Trzymaj się jakoś - szepnęłam przyjacielowi do ucha i niechętnie powlokłam się z Blakiem na korytarz. - Panie profesorze…? – zaczęłam, gdy ten zamknął za nami drzwi.<br /> - Tak, Eleno? – spojrzał na mnie zaciekawiony tymi swoimi przenikliwymi oczami.<br />
- Zanim ten wilkołak nas zaatakował, zobaczyliśmy, jak niebo przeszywa
krwistoczerwona błyskawica, co oznaczało, że w okolicy pojawił się nowy wilkołak. Ktoś musiał ugryźć tego człowiek, który nas
zakatował, czyli są co najmniej dwa wilkołaki w pobliżu Hogwartu… Czemu ten drugi nas nie
zaatakował? Dlaczego Damon nie przemienił się tej nocy? Od razu po
ugryzieniu? Przecież wszystko wskazuje na to, że ten wilkołak, który nas
zaatakował, przeistoczył się od razu po…No wie pan. Dziś jest pełnia.<br /> - Jesteś bystrą dziewczyną,
Eleno – pochwalił mnie. – Nie spodziewałem się, że w takiej sytuacji,
gdy z Damonem nie jest dobrze, będziesz potrafiła trzeźwo myśleć – powiedział z nieukrywanym podziwem. Nic nie odpowiedziałam. Blake mnie nie widział. Nie miał pojęcia o tym, jak nie wiedziałam, co robić. Trudno moje myślenie nazwać trzeźwym, pomyślałam ze wstydem. - Niestety nie znam
odpowiedzi na twe pytania, chociaż bardzo bym chciał. <br /> - Ale jeśli
się jeszcze nie przemienił, mimo że powinien, to jest choćby cień szansy
na to, że… że Damon nie… - spytałam z nadzieją. Słabą, ale jednak nadzieją.<br /> - Niestety… Nie ma
takiej opcji. Nie mam pojęcia, dlaczego się nie przeistoczył, ale faktem
jest to, że w końcu do tego dojdzie. Jeśli raz zostanie się ugryzionym,
to już żadne zaklęcie tego nie cofanie – powiedział grobowym głosem dyrektor. W jego oczach widziałam zmartwienie. – Trzeba będzie
wymyślić jakieś miejsce, gdzie Smith będzie mógł przebywać podczas
pełni… Aby nie skrzywdził niechcący któregoś z uczniów.<br /> - Może Wrzeszcząca chata? Jest do niej przejście pod Bijącą Wierzbą – zaproponowałam.<br /> - Zaraz, zaraz… A ty skąd o tym wiesz? – spytał podejrzliwe dyrektor, zatrzymując się gwałtownie na środku schodów. Blake spojrzał na mnie z pod uniesionej brwi. Zarumieniłam się.<br />
- Ja… Yhm… Ten… No… - zaczęłam nieskładnie. Wolałam mu nie wspominać
o tych wszystkich nocnych eskapadach do najróżniejszy zakątków
Hogwartu. Na szczęście zawsze mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu i
Filch nigdy nas na nich nie przyłapywał. No prawie nigdy… Ale to już zupełnie
inna historia. Blake uśmiechnął się w sposób, jaki uśmiechają się do
siebie przyjaciele. Trochę pobłażliwie, ale i z pewnym rozbawieniem.<br /> -
Rozumiem – powiedział, puszczając do mnie porozumiewawczo oczko. – Ja za swoich czasów szkolnych również nie przestrzegałem ciszy nocnej. Zamiast spać wałęsałem po całym zamku.<br /> - To pan też się uczył w Hogwarcie? – spytałam, zadowolona z jego chwilowo luźnego podejścia do łamania regulaminu, skoro już mnie przejrzał.<br />
- Nie. Ja chodziłem do Kerstion w Karelii, w Finlandii – zdziwiłam się
na dźwięk tej nazwy. Nigdy nie słyszałam o takiej szkole, jaki i o wielu
innych. Tak właściwie poza Hogwartem słyszałam jeszcze o Drumstrangu i
Beauxbatons, ale to tylko dlatego, że co roku - dokładnie dwudziestego czwartego czerwca - nauczyciele
zawsze wspominają Cedrika Diggory’ego, który zginą w trakcie Turnieju
Trójmagicznego i kilka razy przy tym padły nazwy szkół, które również brały
udział w zmaganiach o puchar. - Ale mniejsza o </span></span>to. Idź spać, Eleno. Też potrzebujesz się zregenerować...<br />
- Nie zasnę ze świadomością, że Damon gdzieś tam cierpi. Co mi da, że będę leżeć w łóżku, jak i tak nie zmrużę oka? - spytałam, unosząc brwi i krzyżując ręce na piersi.<br />
- Nie dasz za wygraną, co? - spytał z rezygnacją Blake, wywracając teatralnie oczami.<br />
- Nie.<br />
- Dobrze, już dobrze, idź tam do niego. Jak pani Pomfrey spyta, co tu robisz, powiedz, że wysłałem cię na obserwację - powiedział, uśmiechając się szelmowsko, po czym ruszył w kierunku swojego pokoju.<br />
Uśmiechnięta pobiegłam do skrzydła szpitalnego. Do Damona.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><b>MERIDIANE FALORI</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><b>_____________________________</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><b>I co myślicie? Podobało wam się, czy nie...? :) Piszcie <3 Biedny Damon, to będzie dla niego niezły wstrząs... Przemiana wywróci jego życie o sto osiemdziesiąt stopni... Ale czemu nie zmienił się od razu? I kto jest tym wilkołakiem? ... :D</b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><b>Zapraszam do lajkowania fanpage'a tego bloga ----> <a href="https://www.facebook.com/Ravenclawponadwszystko?ref=hl" target="_blank">[klik]</a></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #9fc5e8;"><b>I zapraszania mnie na fb, piszcie, jeśli macie pytania ----> <a href="https://www.facebook.com/profile.php?id=100005968279367" target="_blank">fb [klik]</a> <a href="http://ask.fm/DziewczynaLokiego" target="_blank">ask [klik]</a></b></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-23140465764502034492014-07-24T11:46:00.000-07:002014-07-24T11:46:02.344-07:00Kartoteka FilchaSpisa opowiadań potterowskich tutaj, proszę ---><br />
<span id="bc_0_6b+seedL2G4D" kind="d">http://kartoteka-filcha.blogspot.com/</span>Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-40496969065771707372014-07-23T09:10:00.002-07:002014-08-28T05:02:46.970-07:00Rozdział 5 : Wilkołak<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">W tym roku
wcześniej niż zawsze zaczynały się nabory do drużyn Quidditcha.
Nietypową sytuację stanowiło również to, że po raz pierwszy od
niepamiętnych czasów trzeba było odnowa skompletować cały zespół. No
prawie cały, bo słyszałam, że podobno jeden z ubiegłorocznych graczy
został kapitanem<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">.</span></span> Tak, słyszałam to właśnie od tego kapitana. Alex nie byłby sobą, gdyby mi się nie pochwalił swoim awansem. Reszta graczy albo pokończyła szkołę (większość drużyny
stanowili 7-roczni), albo miała "za dużo na głowie" ( sumy i te sprawy)
lub po prostu nie chcieli dłużej grać. Postanowiłam, że skoro rok temu nic z
tego nie wyszło, będę uparta i spróbuję szczęścia w tym. Nie wiedzieć
czemu, tym razem kwalifikacje odbywały się późnym wieczorem, dawno po zapadnięciu zmierzchu. Po kolacji wróciłam po swoją miotłę do
dormitorium, Iskrę 3000, najnowszy model, i pomaszerowałam na boisko. Drogę
oświetlały liczne latarnie. <span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Zżerała mnie trema. Bo co jeśli coś mi nie wyjdzie? Spadnę z miotły, pomylę się, albo w inny sposób zbłaźnię przed innymi Krukonami? I przed Alexem? Jestem pewna, że gdybym zrobiła coś kompromitującego, kuzynek nie zapomniałby mi tego do... no nigdy by nie zapomniał. Zostały mi jeszcze dwa lata szkoły i jeśli zawalę, jeszcze przez dwa lata można mi to wypominać... Niezbyt pocieszająca perspektywa, no nie?</span></span></span></span> Z zamyślenia, które mnie ogarnęło po
drodze, wyrwał mnie dopiero znajomy głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał Cedric Whiteford. Jego jasne włosy jak zwykle były w nieładzie, a cudne oczy lśniły w blasku latarni. Moje serce zabiło szybciej.<br />- Nie wiedziałem, że chcesz grać w Quidditcha... Myślałem, że wolisz kibicować – uśmiechnął się Ced, podchodząc bliżej. </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;"></span></span></span></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- No widzisz? Jeszcze nie raz cię zaskoczę – odwzajemniłam uśmiech.</span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- <span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Robi się ciekawie - zaśmiał się, odrzucając do tyłu głowę. - A na jaką pozycję startujesz</span><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">? </span></span></span></span> </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">-</span></span> Ścigająca. A chcesz grać jako kto?</span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">Krukoni dogadali się z Gryfonami, że za jednym razem robili rekrutację do drużyny i ci, i ci.<br />- Ja? - uniósł wysoko brwi. - Nie, ja przyszedłem tylko dopingować siostrę. Coś czuję, że bym się nie sprawdził – odparł lekko, zbywszy mnie machnięciem dłoni.<br />- Oj, chociaż spróbuj! – zachęcałam go.<br />-
Nie, Eleno. Naprawdę nie. Chętnie będę oglądał mecze i kibicował, ale
na tym mój udział się skończy – odparł, uśmiechając się lekko. Pozostałą część drogi
byliśmy pogrążeni w rozmowie. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarliśmy na miejsce. <br />- Elena<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">! Słyszałem, że przyjdziesz - powitał mnie zadowolony Alex, podchodząc bliżej. Jako jedyny miał na sobie strój do gry (bo reszta, w tym i ja, mieliśmy na sobie zwykłe luźne dresy). Do piersi kuzyna zobaczyłam połyskującą odznakę kapitana Ravenclaw. Jego chlubę i dumę.</span></span> </span></span><br />-
Cześć! – rzuciłam do Alexa, uspokajając się nieco na jego widok. – Cedricu, to jest mój kuzyn, Alex Elfein – zwróciłam się do Gryfona. Ced skinął na Alexa<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"> <span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">w geście "przywitania", po czym rzucił do mnie:</span></span></span></span><br />- Wiesz co, El? To ty może pogadaj </span></span></span></span><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">sobie </span></span></span></span>z kuzynem, a ja pójdę szukać siostry – oznajmił krótko, obrzucając mnie i niego szybkim spojrzeniem, po czym odszedł. Alex zawołał za nim prędko:<br />- Cedric! Ale Gryffindor miał nabór przed nami! Godziny się zmieniły! Jednak nie rekrutujemy razem!<br />- Dobrze wiedzieć, dzięki! – rzucił przez ramię i ruszył w stronę zamku.<br />-
A tak między nami – zaczął ściszonym głosem mój kuzyn. – Wystarczy, że
będziesz potrafiła utrzymać się na miotle, to masz jak w banku, że
będziesz tym… no.. kim ty właściwie chcesz być?<br />- To miło z twojej strony, ale
chcę się dostać uczciwie – powiedziałam zaskoczona jego propozycją<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">.</span></span> Wiedziałam, że to by było nie w porządku w stosunku do innych Krukonów,
ale ta propozycja była taka kusząca… Nie! Ogarnij się, Eleno! - skarciłam
się w duchu. <span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">Dostanę się uczciwie, nie po znajomości.</span></span></span></span> – Będę się starała o pozycję ścigającego. Sama spróbuję dać radę.<br />- Możesz
sobie mówić, co chcesz, ale jeśli potrafisz przerzucić Kafla przez
obręcz, to masz to miejsce – oznajmił chłopak z przebiegłym, a
zarazem konspiracyjnym uśmieszkiem.<br />- Alex, jesteś najlepszym kuzynem na świecie! Ale… to byłoby nie fair… - spuściłam lekko wzrok, zmieszana.<br />- Oj, nie pękaj! Na pewno pobijesz na głowę resztę kandydatów – odparł z przekonaniem, kładąc mi rękę na ramieniu.<br />-
Mam taką nadzieję<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">. <span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Nawet nie wiesz,</span></span></span></span> jak bardzo chciałabym utrzeć nosa tej<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"> <span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">wypacykowanej</span></span></span></span>
Charlotte Evans! – dwa ostatnie słowa wyplułam z siebie jak największą
obelgę. Nie znosiła mnie, a ja też nie pozostawałam jej dłużna. Niby
wszyscy ci, co są z jednego domu powinni trzymać się razem, ale ta
„złota myśl” nie uwzględniała zapatrzonej w siebie i wrednej do granic możliwości Charlotte.
Przez te wszystkie lata spędzone w Hogwarcie, zastanawiam się, dlaczego Tiara Przydziału wsadziła ją do Ravenclaw, a nie do Slytherinu. Evans nadawałaby si<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">ę</span></span> </span></span>na Ślizgonkę z tym swoim podłym charakterkiem.<br />-
Charlotte? – prychnął. – Wątpię, żeby chociaż rozróżniała Kafel od
Tłuczka – powiedział Alex z drwiącym uśmieszkiem. Też się uśmiechnęłam, a
kiedy po chwili Evans przeszła koło nas, oboje wybuchnęliśmy stłumionym
śmiechem. W tym momencie zerwał się wiatr. Płowe włosy kuzyna rozwiały
się na wszystkie strony, ale nawet z szopą na głowie nadal wyglądał na niezwykle przystojnego. Nie dziwiłam się, że tyle dziewczyn z różnych domów do niego wzdycha. Szkoda tylko, że cała atrakcyjność w młodym pokoleniu Elfeinów przypadła akurat jemu w udziale... No ale takie jest życie. Life is brutal, jak to mówią mugole. –
Chodź, zaraz rozpocznie się nabór – rzekł i pociągnął mnie za rękę na boisko.
Popatrzyłam po twarzach zebranych na trybunach, szukając kogoś
znajomego. Udało mi się odszukać tylko Damona, czyżby reszta się nie
zjawiła? Ale może i dobrze. Nie chciałam, żeby wszyscy moi przyjaciele widzieli, jak się ośmieszam.<br />- No, dobra! – zaczął Alex, klaszcząc w dłonie. Był podekscytowany. Ale nie trudno mu si<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">ę dziw</span><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">ić. Właśnie spełniało się jedno z jego marzeń - kierowanie drużyną.</span></span></span></span> Alex marzył, by zostać w przyszłości zawodowym graczem.– Wszyscy znają zasady
Quidditcha, nie? Obrońcą jestem ja, więc ten punkt sprawdzianów
pomijamy. Myślę, możemy zaczynać – oznajmił, zacierając energicznie ręce. – Najpierw
znajdziemy sobie szukającego. Krukoni, którzy chcieliby nim zostać,
zostańcie na boisku, a reszta na ławkę – powiedział z uśmiechem. Zerknął
na listę, gdyż nie sposób było spamiętać nazwiska wszystkich Krukonów w
szkole. – Wygląda, że mamy pięcioro kandydatów… Nieźle. Anabel Verporti? –
sprawdzał kto jest kto,. Rękę podniosła<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"> </span></span>wysoka blondynka z siódmego roku. –
Ellen Perlage? – przed tłum wyszła niska<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">, trzecioroczna</span></span> </span></span>brunetka. – Robert
Clark? – ciemnowłosy, trochę grubawy 6-klasista. – Andy Lewinson? –
wysoki rudzielec z ostatniej klasy dumnie wystąpił przed szereg. – I ostatnia
osoba… Ty w takim razie musisz być Nelly Payl? – spojrzał na niziutką drugoroczną Azjatkę. – No dobra, wsiądźcie na
miotły – polecił. – Za chwilkę wypuszczę Złotego Znicza. Osoba, która jako
pierwsza go złapie i mi odda, zostanie szukającym. Wszystko jasne? – kuzyn
nie przestawał się uśmiechać, a kandydaci pokiwali
niemrawo głowami. Wszyscy byli potwornie zestresowani, oprócz Andy’ego Lewisona,
który wyglądał na niezwykle pewnego siebie. Alex chwyciła małą, złotą i
skrzydlatą kulkę w dłonie – Start! – zawołał, wypuszczając ją. Znicz
poszybował wysoko w górę i znikł wszystkim z pola widzenia, jeszcze zanim
kandydaci zdążyli dobrze oderwać się od ziemi. Cała piątka latała nad
boiskiem, szukając go uparcie.<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"> <span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Na razie bezskutecznie.</span></span></span></span> Nagle Robert zanurkował gwałtownie. Wszyscy,
myśląc, że dostrzegł Znicza, poszybowali w jego stronę. Chłopak już
prawię go złapał, kiedy Andy zepchnął go na bok, samemu próbując
pochwycić kulkę. Ellen poszła w jego ślady i podjęła próbę zepchnięcia Lewisona
z miotły. W tym całym zamieszaniu kandydaci zapomnieli o Zniczu, starali się tylko znokałtować resztę, samemu utrzymując się przy tym na miotłach. Wszyscy
oprócz jednej zawodniczki…<br />- Nowym szukającym Ravenclaw zostaje
Anabel Verporti! – zawołał Alex, gdy zarumieniona z wysiłku blondynka podleciała
do niego ze swą zdobyczą zamkniętą w chudej dłoni. – Brawa! – zebrani zaczęli klaskać, a
zawstydzona dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej. – No to teraz kolej na
pałkarzy! Kandydaci do mnie! – zawołał, przekrzykując oklaski i spojrzał
na listę. – To jakieś żarty? Liamie Petersonie i Dereku Brandy,
wiedzcie, że nigdy bym was do drużyny nie przyjął, gdyby nie to, że
jesteście jedynymi, którzy się zgłosili.. Eh… - westchnął Alex z boleścią. Parsknęłam pod nosem śmiechem, widząc jego udręczoną minę.<br />- Czyli jesteśmy przyjęci? – spytał wysoki brunet, szturchając kumpla z uśmiechem. Kuzyn wywrócił oczami.<br />- Tak, Brandy… Witamy w… tym, no… drużynie… - machnął lekceważącą ręką, z trudem hamując odruch, aby zacząć rwać sobie włosy z głowy. -
No to zostają nam już tylko ścigający. Zapraszam do siebie kandydatów! – spojrzał
na listę. – Eddie Thorn? – przed szereg wyszedł wysoki piątoklasista o
brązowych oczach i rudawych włosach. – Charlotte Evis?
Evance? Edvice? – Alex puścił do mnie oczko, specjalnie myląc nazwisko
tej wiedźmy. Widząc jak Charlotte poczerwieniała na twarzy (bardzo nie lubiła,
kiedy ktoś przekręcał jej imię lub nazwisko), roześmiałam się, a ona
spiorunowała mnie wzrokiem, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.<br />- Evans! – zawołała podirytowana.<br />-
Nie krzyczy się na kapitana. Nie pozwalaj sobie Evense – powiedział ze
stoickim spokojem mój kuzyn, dławiąc w sobie śmiech. Zaczerwienienie na skórze
Charlotte zmieniło odcień z pomidora na starą wiśnię. Właściwie to był
już raczej fiolet niż czerwień. Z mieszaniną zawstydzenia i wściekłości,Evans cofnęła się krok do tyłu. – A teraz… raz… raz – Alex zaczął
udawać echo. – Kandydat, który rozwali was wszystkich – przeleciał palcem po
zebranych. Domyśliłam się, co zaraz odwali. Oblałam się lekkim
rumieńcem. W ty<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">m momencie jak nigdy chciałam go potraktować Avadą. I chyba to zrobię, jeśli powie to, co myślę, że chce powiedzieć</span><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">. </span></span></span></span>– Wspaniała, genialna - zabiję go, zabiję go, zabiję go -<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"> </span></span>i w ogóle cudowna Elena Elfein! – zaczął bić mi brawo, a ja
posłałam mu spojrzenie z cyklu: „Serio, Alex? Serio?”. W tej chwili
zdałam sobie sprawę, że ktoś jeszcze klaszcze. Spojrzałam po zebranych i
zobaczyłam Damona. No jasne, bo którzby inny chciał również brać udział w tej szopce, którą Alex odstawił. Smith klaskał prawie tak samo
mocno jak mój kuzyn. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Na Damona zawsze można było liczyć. – I jeszcze jeden zawodnik – Alex znów spojrzał na listę. – Logan
Lear – krok do przodu zrobił średniego wzrostu piątoklasista z czarnymi
włosami i szarymi oczami, mulat. – Wszyscy są, to zaczynamy! Verporti,
Peterson i Brandy, chodźcie tu! Wasza trójka, no i ja, będziemy próbowali przeszkodzić im w
przerzuceniu piłki przez obręcze. Trzy najszybsze osoby, które przerzucą
5 razy kafla, dostają się do drużyny. No to start!<br />- Alex? – rozległ się słodki, dziewczęcy głosik za jego plecami.<br />- O co chodzi, Anabel? – spytał kapitan, robiąc maślane oczy do dziewczyny.<br />- Kto ma kogo…?<br />-
A no tak – mruknął. – Ty, An, blokujesz… – rozejrzał się. – Charlotte<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">.</span></span>
Peterson Logana, Brandy osłania Eddiego, a ja Elenę – dał mi do
zrozumienia, że da mi fory.<br />- Alex… Ja naprawdę chcę się dostać
uczciwie… - szepnęłam, odciągając go na bok. Kuzyn posłał mi swój
olśniewający uśmiech i odpowiedział równie cicho jak ja<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">:</span></span><br />- Spokojnie, przecież nie przerzucę za ciebie Kafla, nie? A właśnie... Ponieważ nie mamy cztery Kafl<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;">e</span></span>, będziemy<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"> </span></span>pojedynczo
przechodzić kwalifikacje. Jesteśmy pierwsi, kuzyneczko – posłał mi lekkiego kuksańca między żebra. Mimo jego zapewnień, że „przecież nie przeżuci za mnie Kafla”, czułam, że i tak coś odwali. Wsiedliśmy na miotły. Alex rzucił
mi "piłkę" i zawołał „start”. Poszybowaliśmy w górę. Podleciałam do najwyższej z
obręczy, ale wtedy kuzyn zagrodził mi drogę. Chciałam go ominąć, ale w
tym momencie Alex sam się odsuną, przykładając dłoń do oka i zawołał na tyle
głośno, aby wszyscy go usłyszeli „Ah, piasek w oku! Piasek w oku!”, a drugą pokazywał
mi dyskretnie, że mam wykorzystać sytuację. Nie wiem, kto mu uwierzy w ten
„piasek”, bo tak wysoko piasku nawet wiatr nie poniesie, ale byłam mu
wdzięczna, że specjalnie się podkłada. Mimo tego, że to totalne oszustwo, to było to kochane z jego strony. Przerzuciłam Kafla, zostały
jeszcze cztery. Okrążyłam szybko obręcz, żeby złapać go w locie. Alex znów
zagrodził mi drogę, a po chwili udawał, że wiatr próbuje go zwalić z
miotły (co z tego, że wiatru nie było, przecież to szczegół!). Ominęłam go i po raz drugi
przerzuciłam "piłkę". Podziwiam pomysłowość kuzyna, bo za każdym razem,
gdy się przymierzałam do zdobycia punktu, wymyślał kolejne absurdalne
kłamstwo, każde następne mniej realne od poprzedniego. <br />- I jest!
Pięć przerzuceń! A jaki czas! – zawołał Alex. – Dostajesz się! –
posłałam mu promienny uśmiech. Kuzynek był niemożliwy, ale kochałam go za takie akcje. Przez całe wakacje ćwiczyłam grę, więc mimo mojej wcześniejszej paniki, może jednak nie byłoby tak źle i sama bym się dostała, ale i tak byłam mu w<span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">dzięczna za pomoc.</span></span> </span></span> </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Co?! – fuknęła Charoltte. – Dostaje się trójka z najlepszymi wynikami i czasem, a
nikt oprócz niej jeszcze nie próbował! Nie ma porównania! Nie możesz jej tak po prostu przyjąć! – żyła na jej
czole zaczęła zabawnie pulsować. Cała trzęsła się ze złości. – Dajesz jej fory, bo to twoja
kuzynka! – warknęła oskarżycielsko. Popatrzyłam zakłopotana na Alexa,
który tylko tylko skrzyżował ręce na piersi i powiedział z tym samym stoickim spokojem, z
którym przekręcał jej nazwisko, i kazał „sobie nie pozwalać”.<br />- Nie
wiem ,o czym mówisz, Everse – chłopak wzruszył ramionami. – Ale skoro rozmowa już
zeszła na pokrewieństwo, to opowiedz nam może, dlaczego dostajesz takie
dobre oceny ze starożytnych run, chociaż w ogóle się na nich nie znasz?
Czy pani Littlebon nie jest przypadkiem twoją babcią? – zebrani zaczęli
poszeptywać z ożywieniem. Z twarzy Charlotte dało się wyczytać „skąd on to wie?”.
Dziewczyna zamilkła, a Alex posłał mi triumfalne spojrzenie.
Przypatrywałam się, jak Eddie przechodzi kwalifikacje, potem Charlotte, a
na końcu Logan. Learowi całkiem dobrze szło do czasu, gdy nie zderzył się z
Liamem Petersonem. Logan spadł z miotły i uderzył z impetem o ziemię, zanim Alex
zdążył go złapać.<br />- Auuuu! Moja noga! I ręka! wszystko! – wił się z bólu. Biedaczek... Nieźle się załatwił.<br />- Peterson! Brandy! Zanieście go do pani Pomfrey! – polecił im szybko kapitan.<br />- Nigdy więcej Quidditcha – syknął Lear, wynoszony przez chłopców z boiska. Charlotte nagle się ożywiła.<br />-
Skoro Logan nie chce już grać, a jedno miejsce jest już zajęte –
spojrzała na mnie chłodno. – to znaczy, że dwie pozycje ścigającego są
jeszcze wolne, a to z kolei znaczy, że ja i Eddie dostajemy się? – to było
raczej stwierdzenie niż pytanie. Alex spojrzał na nią chłodno,
zniesmaczony egoizmem dziewczyny. Logan się połamał, a on myślała tylko o sobie. Żałosne.<br />- Eddie się dostaje, masz rację, ale ty nie – rzucił lakonicznie.<br />-
Ale jak to?! Zostało jedno miejsce wolne, a ja jestem jedyną
kandydatką! Musisz mnie przyjąć! – protestowała. Alex popatrzył po
zebranych na trybunach Krukonach. Jego spojrzenie zatrzymało się na siedzącej w
pierwszym rzędzie niskiej, brązowowłosej piątoklasistce. – Jak
się nazywasz? – zawołał.<br />- Cristal. Cristal Kennedy – odpowiedziała zdziwiona dziewczyna.<br />- Dobrze latasz? – spytał.<br />- Tak… Tak sądzę … - odparła niepewnie.<br />- Gratulacje! Jesteś w drużynie! – zawołał, zaczynając klaskać. Cristal nie mogła w to uwierzyć.<br />- Naprawdę? – pisnęła szczęśliwa, a Alex energicznie pokiwał głową. Po chwili przeniósł spojrzenie na Charlotte i uśmiechnął się złośliwie.<br />-
Przykro mi, ale wszystkie miejsca są już zajęte... Spróbuj za rok – powiedział
tonem niewiniątka. Purpurowa na twarzy Charotte fuknęła gniewnie, po
czym obróciła się na pięcie i odeszła, tupiąc nogami jak dziecko. – Jutro przed lekcjami chcę
widzieć wszystkich na treningu – zawołał kuzyn, zacierając ręce.<br />- Kapitanie, ale nie mamy jeszcze rezerwowych… - upomniał Eddie.<br />-
No tak...- mruknął. – Ci co się dostali, mogą już iść, a reszta niech
zaczeka chwilkę. Muszę się zastanowić, kogo jeszcze przyjąć.<br />Pomachałam Alexowi i ruszyłam w stronę wyjścia z boiska. Przepełniała mnie euforia. Nawet jeśli dostałam się dzięki "drobnej" pomocy, to miałam zamiar udowodnić przy najbliższym meczu, że było warto mnie przyjąć.<br />- Elena! – usłyszałam za plecami. Gdy się obróciłam, zobaczyłam biegnącego do mnie Damona. Uśmiechnęłam się mimowolnie na jego widok.<br />- Damon - powiedziałam zadowolona. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj.<br />-
Jesteśmy przyjaciółmi. To oczywiste, że przyjdę cię dopingować – odparł ciepło. – A
tak w ogóle to gratulacje. Dostałaś się! - zawołał podekscytowany, obejmując mnie mocno. Był całkiem silny jak na swój wiek. Gdy mnie przytulał, czułam przyjemny zapach cytynowego szamponu Damona, zmieszany z wonią imbiru i cynamonu. Pewnie zakradł się do kuchni, zanim do mnie przyszedł. Cały on. Po prostu kochał jeść. <br />- Cieszę się, cieszę, ale trochę się boję, że mogę go zawieść... - szepnęłam, gdy wypuścił mnie z objęć.<br />- Eleno… Nie gadaj głupot – zaprotestował, kładąc mi
dłoń na ramieniu. Niebieskie oczy Damona patrzyły głęboko w moje oczy. – Rozgromisz ich wszystkich. Będziesz sensacją na boisku.</span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Tak myślisz? </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Nie myślę. Ja to wiem - Damon uśmiechnął się do mnie zniewalająco. </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Dziękuję. Kochany jesteś - powiedziałam, a on objął mnie po przyjacielsku ramieniem. </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Nie masz za co dziękować. Po prostu powiedziałem prawdę. Wierzę w ciebie. Iv też, ale nie mogła dzisiaj przyjść...</span></span></span></span><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHcSCfdrGbeW0QcrVPpJAWM7lXiZEC_esl-LoHh4nCXynrI4SZYNgdbhtgbGDI2BUvPgg3u_8R4bZaAmRiIxCB6N2TpRRwhqSmRDoVBUJvgijS_N-RK3yQ7U6FY414DBE5hYuMEF4nC58/s1600/wp_zel_burza_piorun_02.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHcSCfdrGbeW0QcrVPpJAWM7lXiZEC_esl-LoHh4nCXynrI4SZYNgdbhtgbGDI2BUvPgg3u_8R4bZaAmRiIxCB6N2TpRRwhqSmRDoVBUJvgijS_N-RK3yQ7U6FY414DBE5hYuMEF4nC58/s1600/wp_zel_burza_piorun_02.jpg" height="276" width="400" /></a><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">Rozmawialiśmy tak jeszcze przez chwilę, a potem ruszyliśmy w stronę szkoły, dalej
rozmawiając i patrząc na bezchmurne, gwieździste niebo. Było tak miło,
tak przyjemnie, gdy nagle czarne, nocne sklepienie przeszyła
błyskawica. <br />- Eleno, czy mi się wydaje, czy ona była jakoś tak
dziwnie czerwona? Jakby krwista… – spytał, nie wierząc własnym oczom,
Damon. Przełknęłam głośno ślinę. Widziałam już kiedyś coś takiego. Taka
sama krwistoczerwona błyskawica przecięła niebo, gdy w okolicy pojawił
się nowy wilkołak. Tristan Elfein. Mój brat.<br />- Nie wie wydaje ci
się… - jęknęłam. – Wracajmy szybko do zamku. No już, pośpiesz się! –
spojrzałam na księżyc. Pełnia. Serio? Akurat dziś? To jakiś żart?! <br />- Eleno, myślisz o tym co ja? - spytał, starając się utrzymać nerwy na wodzy. Jednakże mimo jego wysiłków, i tak zdołałam odczytać z jego twarzy napięcie i niepokój, chociaż tak bardzo starał się udawać spokój. - Wilkołak? - to było raczej pytanie niż stwierdzenie. Pokiwałam głową. W tym momencie usłyszałam wycie.<br />-
Uciekamy – rzuciłam spanikowana. Nie czekając na jego reakcję, złapałam go za rękaw szaty i pociągnęłam biegiem w stronę szkoły, która jeszcze nigdy nie wydawała się znajdować tak
daleko jak w tej chwili. Rozejrzałam się w około. Nie wiem jak to
możliwe, że w okolicy nie było żywej duszy, chociaż kawałek dalej
dopiero co skończyły się kwalifikacje do drużyny Ravenclaw. Wszędzie powinno się tu kręcić mnóstwo Krukonów, a tu pustka. Tylko my i.. to coś. Kiedy głowę
miałam odwróconą w kierunku boiska, potknęłam się o wystający korzeń. Upadłam.
Damon szybko zawrócił po mnie i pomógł mi wstać. Obejrzałam się za siebie i … zamarłam.
Damon też. Z lasu było
już widać wielkie, żółte ślepia. Zaraz zobaczyliśmy też resztę. Zgarbioną postać, już prawie nie przypominającą człowieka. Wykrzywione ciało porastało grube futro. Kły były obnażone. Wilkołak kłapnął gniewnie paszczą i ruszył w naszą stronę. Rzuciliśmy się do ucieczki. Biegliśmy ile sił w nogach, oddychając ciężko...W tym
momencie żałowałam, że wybraliśmy drogę na skróty, przy lesie. Znów
usłyszeliśmy wycie.<br />- Szybciej, Eleno szybciej! – popędzał mnie
Damon. </span></span></span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Szybciej już nie mogę! - zawołałam rozpaczliwie.</span></span></span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- DASZ RADĘ, JESZCZE TYLKO KAWAŁEK! - dopingował mnie.</span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">Wilkołak doganiał nas. Bestia zawarczała przeraźliwie, klapiąc
zębami. Biegliśmy dalej, coraz wolniej, coraz bardziej zmęczeni, z coraz większym trudem.W końcu potwór zdołał nas dopaść. Krzyknęłam przerażona, gdy skoczył na mnie, powalając swoim ciężkim cielskiem na ziemię. Pysk wilkołaka od mojej twarzy dzieliły teraz centymetry. Serce zamarło mi w piersi. Z trudem oddychałam, przytłoczona jego ciężarem. Próbowałam dosięgnąć swoją różdżkę, schowaną w szacie, ale nie mogłam jej sięgnąć. Wilkołak skutecznie uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch. </span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- Puszczaj ją! - ryknął Damon, mierząc w bestię swoją. Wilkołak zawył przeraźliwie i, zapominając o mnie, rzucił się w stronę mojego przyjaciela. Bestia zamachnęła się łapą, próbując rozorać mu pierś pazurami. Na całe szczęście w dosłownie ostatniej chwili zdołał odskoczyć w bok. Szybko, choć niezdarnie, podniosłam się z ziemi, zaczynając szukać różdżki. Bestia zamachnęła się ponownie. Damon uchylił się zgrabnie, po czym cisnął w bestię jakimś nieznanym mi zaklęciem. Błysnęło fioletowe światło. Coś, jakby niewidzialna ręka, pchnęła wilkołaka mocno do tyłu tak, że zwalił się on ciężko na plecy. Niestety nie minęło kilka sekund, jak poderwał się z ziemi, warcząc groźnie. Pieniąca się ślina leciała mu po pysku. W końcu znalazłam.</span></span></span></span><br />
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">- </span></span></span></span><span class="mw-headline" id="Conjunctivitis">Conjunctivitis! (</span><span class="mw-headline" id="Conjunctivitis">oślepia ofiarę) - zawołałam, a z końca mojej różdżki wystrzeliła strużka białego światła. Celowałam w jego oczy. Niestety wilkołak, czując, co się święci, odwrócił łeb. Zaklęcie trafiło gdzie indziej, więc nie zadziałało. Gdy było już po wszystkim, zawył bojowo, spoglądając na mnie morderczo swoimi żółtymi, przekrwionymi ślepiami. Wtedy spróbowałam jeszcze raz, ale i tym razem nie na wiele się to zdało. Zdołał odskoczyć. Wilkołak wyrwał młodo, jeszcze niewysokie, ale grube drzewo z korzeniami i cisnął nim w Damona.</span><br />
<span class="mw-headline" id="Conjunctivitis">- Uważaj! - zawołałam. </span><br />
<span class="mw-headline" id="Conjunctivitis">-<span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"> </span></span><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Wingardium Leviosa! - zawołał Smith, celując w drewniany bal. Widać było, że długo nie utrzyma tego zaklęcia sam. Aby coś tak ciężkiego zatrzymać w powietrzu, albo przenieść dalej, potrzeba-było wielkiej mocy. Stanowczo zbyt wielkiej jak dla piątoklasisty. Damon wypuścił z sykiem powietrze. Zaraz upuściłby bal na siebie, gdybym mu nie pomogła.</span><br />
<span class="mw-headline" id="Conjunctivitis">-<span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"> </span></span><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Wingardium Leviosa! - wycelowałam z wyrwane z korzeniami drzewo i, uchylając się przed rozpostartymi gałęziami, udało nam się cisnąć nim w wilkołaka. Bestia zawyła przeraźliwie z bólu i wściekłości, przygnieciona drzewem. Myśleliśmy, że to koniec. Że udało nam się unieszkodliwić bestię. Jednakże byliśmy w wielkim błędzie. </span><br />
<span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">- Co do... - zdążyłam wypowiedzieć tylko tyle, bo potwór odrzucił od siebie bal, o mały włos nie trafiając nim w Damona, po czym rzucił się biegiem w moją stronę. Wściekły był jeszcze szybszy. Nie zdążyłam zrobić dwóch kroków, jak złapał mnie w tali swoimi gorącymi łapskami i</span> p<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;">rzerzucił mnie
ponad Damonem. Krzyknęłam. Uderzyłam mocno o jeden z dębów i osunęłam się po jego pniu na ubitą ziemię. Coś trzasnęło mi w kostce. Zawyłam z bólu. Było mi niedobrze, miałam mroczki przed oczami, kręciło mi się w głowie, ale chciałam się podnieść. Nie mogłam się teraz nad sobą rozczulać, bo zginę. Niestety noga tak bolała, że nie byłam w stanie nią poruszyć, żeby nie zalać się przy tym łzami.<br />- Elena! – zawołał Damon, rzucając mi się na pomoc. Gdy biegł do mnie, wilkołak rzucił się na niego, rozrywając pazurami jego szatę. Smith kopnął z całej siły bestię w pysk, odpychając od siebie chociaż trochę, by miał pole manewru. Potwór kłapnął zębami, warcząc coraz wścieklej. Jego ślina skapywała na ubranie chłopaka, teraz całe w strzępach. Damon prędko wymierzył różyczką
w wilkołaka – Confringo! – (powoduje eksplozję danego obiektu) zawołał.
Niestety napastnik zdążył się odsunąć i zaklęcie trafiło w pobliski
kamień i eksplodował on zamiast bestii. Wilkołaka rozjuszyło to jeszcze bardziej. Rzucił
się Damonowi do gardła z taką prędkością, że chłopak nie miał możliwości rzucenia
kolejnego zaklęcia. Smith szarpał się rozpaczliwie, ale nie mógł uwolnić się spod
ciężaru potwora. Musiałam mu pomóc. Przecież to coś zaraz zabije mi przyjaciela! Rozejrzałam się w około. Gdy napastnik rzucił mną, wypadła mi z dłoni różdżka. Przez paraliżujący ból nie mogłam do niej podejść, więc krzyknęłam tylko - Accio! - i ona przyleciała do mnie. Szybko cisnęłam w bestię jakimś zaklęciem, nawet już nie pamiętam jakim, wszystko działo się tak szybko... Wilkołak zawył z bólu, łypiąc na mnie groźnie.Niestety
moje wysiłki na nic się zdały. Nawet nie myślał, by odejść od Damona. Wręcz przeciwnie. Warknął głośno i zatopił kły w gardle mojego przyjaciela. Krzyknęłam przerażona. Nagle niebo przeszyła krwistoczerwona
błyskawica. Stało się to, czego tak się obawiałam. Wilkołak ugryzł
Damona. Ugryzł go, przekazując mu klątwę.</span></span></span></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394;"><b><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">MERIDIANE FALORI</span></span></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394;"><b><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">_________________________________________ </span></span></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394;"><b><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;">Witajcie, kochani! <3 Co myślicie? Nie było rewelacji może, ale mam nadzieję, że nie było też tragedii :D Damon ugryziony, wiecie, co to oznacza? Myślę, że tak... Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Czekam na waszą opinię.</span></span></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394;"><b><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><a href="https://www.facebook.com/profile.php?id=100005968279367" target="_blank">MÓJ FB [KLIK]</a></span></span></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #0b5394;"><b><span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><a href="http://ask.fm/DziewczynaLokiego" target="_blank">ASK [KLIK]</a></span></span></b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana,sans-serif;"><span style="color: #741b47;"><span style="font-family: Times,"Times New Roman",serif;"><span style="color: black;"><span style="color: #0b5394;"><b>Piszcie, pytajcie, obserwujcie, zapraszajcie do znajomych :)</b></span></span></span></span></span></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-13678033141961537502014-07-02T12:01:00.002-07:002014-07-02T12:01:31.851-07:00Rozdział 4 : Jednego Krukona mniej<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6HCAD0WK3dG5DyftVO8RDAgFQP8LYY5mntMOvWALN_ZT7LsZGWBSgBi_2Pkbz1m8hOUk71k6KB0m_iDVCqE0jotUK0DJT7AVpYI1bMBLIMpgDGC08LQgNuohXTYCUEZPoUpq_qmKDUAw/s1600/opo.jpg" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6HCAD0WK3dG5DyftVO8RDAgFQP8LYY5mntMOvWALN_ZT7LsZGWBSgBi_2Pkbz1m8hOUk71k6KB0m_iDVCqE0jotUK0DJT7AVpYI1bMBLIMpgDGC08LQgNuohXTYCUEZPoUpq_qmKDUAw/s400/opo.jpg" height="285" width="400" /></a>Kiedy się obudziłam, wszystkie moje współlokatorki jeszcze
spały, a był to wielce ciekawy widok. Ivanne gadała przez sen: „Scott, och Scott!
Nie przy ludziach…” – nie chcę wiedzieć, co jej się śniło, Miranda Rose robiła
sobie koślawo makijaż przez sen (ach ci lunatycy!), Patricie Nevers miała
koszmary, więc jej najlepsza przyjaciółka, Lana Farah, użyczyła jej łóżko na
jedną noc i spały teraz jedna na jednej połowie, druga na drugiej i tylko
kopały się przez sen, próbując zepchnąć siebie nawzajem . Miałam niezły ubaw.
Paplanie Ivanne uniemożliwiało mi dalsze spanie, więc korzystając z wolnej łazienki,
poszłam upodobnić się do ludzi, a ponieważ nie należałam do dziewczyn, które bez
makijażu nie wyjdą z dormitorium, szybko się uwinęłam. Blond włosy związałam w
warkocz i przerzuciłam przez prawe ramię, po czym szybko włożyłam na siebie czarną szatę z herbem Ravenclaw i krawacik.
Było jeszcze wcześnie, a dziewczyny wciąż spały, więc sięgnęłam po moją
ulubioną książkę <i>Magiczny związek z istotą niemagiczną</i>, czarownicy Katlynn
Burns. Rozkoszowałam się tak chwilą, którą miałam tylko dla siebie, kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam ciężko i odłożyłam książkę na stolik nocny, po czym poszłam otworzyć.<br />
- Cześć, Isobel - przywitałam się z wysoką brunetką z mojego roku, stojącą w progu. - O co chodzi?<br />
- Eleno, Damon czeka na dole. Prosił, żebym ci przekazała, że musisz szybko zejść na dół... - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - No to tyle. Do zobaczenia na śniadaniu - wzruszyła ramionami i zbiegła po schodach. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do Pokoju Wspólnego. Damon nie mógł sam wejść do nas ani do żadnej innej sypialni dziewczyn, ponieważ uniemożliwiały to czary. Rowena Ravenclaw i trójka pozostałych założycieli zaczarowała kiedyś wszystkie dormitoria w ten sposób, żeby chłopcy nie mogli chodzić do pokoi dziewczynek. Nie wiem, czy podejrzewali, że mogło by się to źle skończyć, czy co, ale tak już zostało. Żeby było śmieszniej dziewczyny do chłopków już mogły... Podobno to dlatego, że Rowena uznawała "płeć piękną" za bardziej godną zaufania.<br />
- Mam nadzieję, że masz ważny powód, żeby przerywać mi czytanie - rzuciłam przekornie, uśmiechając się przyjaźnie do Damona. Chłopak siedział na starym fotelu jak na szpilkach, był bardzo blady i sprawiał wrażenie znerwicowanego. Kiedy tylko mnie zobaczył, od razu poderwał się z miejsca. <br />
<div class="MsoNormal">
- Eleno, musimy porozmawiać – oznajmił z pełną powagą.</div>
<div class="MsoNormal">
- No słucham. Co takiego się znów stało? – spytałam, opadając ciężko na podłużną sofę, wyściełaną niebieskim aksamitem.</div>
<div class="MsoNormal">
- Philip Jeffrey zniknął! Nie wrócił na noc! – wyjaśnił
zaaferowany Damon.</div>
<div class="MsoNormal">
- Czekaj… Jak to zniknął? – zaniepokoiłam się, tym bardziej
wiedząc, że Philip nie jest typem chłopaka szwendającego się nocami po zamku i
niewracającego na noc. To raczej grzeczny chłopiec, który o dwudziestej już leży w łóżku. – Myślmy racjonalnie. Kiedy go ostatnio widziałeś?</div>
<div class="MsoNormal">
-
A wiec tak… Wczoraj w czasie lunchu przechodziliśmy się
razem po błoniach. Philip chciał, abym doradził mu w sprawach sercowych… No wiesz.. I
wtedy
podeszła do nas Lexi Whiteford, siostra Cedrica, i spytała, czy może zamienić z nim słówko.
Philip
odpowiedział, że tak i oddalili się, no a ja wróciłem do zamku.
Potem nie wrócił już na lekcje, ani do dormitorium… Myślałem, że może
zasiedział się w bibliotece, czytając podręcznik od od zaklęć, jak to ma w zwyczaju, i rano już będzie, więc położyłem się po prostu spać, nie czekając na niego, bo przecież nie jestem jego niańką. No ale rano go nie było-
opowiedział.</div>
<div class="MsoNormal">
- Chwilka… Czy szedł może w stronę lasu? – spytałam nagle ożywiona.</div>
<div class="MsoNormal">
- Tak, chyba tak… A co? – spytał, przyglądając się mi badawczo.Zaklęłam pod nosem. - Co jest, Eleno? </div>
<div class="MsoNormal">
- Wczoraj, gdy w porze lunchu byłam z Cedricem w pobliżu
lasu, zdarzyło się coś dziwnego…</div>
<div class="MsoNormal">
- Co takiego? – zapytał zaintrygowany.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie wyśmiejesz mnie, jak ci to powiem? </div>
<div class="MsoNormal">
- Nie, skąd taki pomysł? – spojrzał swoimi błękitnymi oczami
prosto w moje. - Czy kiedykolwiek cię wyśmiałem?<br />
- No nie... - przyznałam cicho.<br />
- Widzisz? Więc mów śmiało, bez krępacji.</div>
<div class="MsoNormal">
- Kiedy byłam tam z nim, rozpętała się burza. Ale to
nie była taka zwykła burza… Wyczułam w niej coś wrogiego… nadprzyrodzonego…</div>
<div class="MsoNormal">
- Czarno-magicznego? – domyślił się.</div>
<div class="MsoNormal">
- Tak! To znacz, że mi wierzysz? – spytałam z nadzieją.</div>
<div class="MsoNormal">
- Oczywiście, jesteś córką aurorów, musisz być dobra w te
klocki – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu.Drgnęłam lekko.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie zawsze… Jednak tym razem byłam pewna, to znaczy, jestem pewna… -
przełknęłam głośno ślinę. – Podejrzewam, że Philip nie zdążył wrócić na czas i
mógł dostać się w łapy tego czegoś lub raczej kogoś, kto wywołał tę burzę… -
po moich słowach. zapadła cisza, którą po chwili przerwałam ja sama, przypominając sobie o kimś nagle. –
A co z Lexi? Ona też zaginęła?</div>
<div class="MsoNormal">
- Z tego co mi wiadomo to nie… - odparł Damon po chwili
namysłu.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dziwne…</div>
<div class="MsoNormal">
- Nawet bardzo.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br />
***</div>
<div class="MsoNormal">
<br />
W sypialni zostałyśmy już tylko ja i Ivanne, która dopiero co się obudziła.</div>
<div class="MsoNormal">
- Cześć, Elenooo – ziewnęła, przeciągając się sennie. – Wszystko w porządku?
– spytała, kiedy zobaczyła, że spaceruję nerwowo po pokoju</div>
<div class="MsoNormal">
- Philip nie wrócił na noc – oznajmiłam rzeczowo.</div>
<div class="MsoNormal">
- I co w tym dziwnego? Może był na nocnej schadzce z tą
swoją Puchonką, jak jej tam? Rosalyn Everbon? – Ivanne nie wyraziła tą informacją
większego zainteresowania.</div>
<div class="MsoNormal">
- Philip? Poważnie? – uniosłam wysoko brwi w geście niedowierzania. – Nie chcę być nie miła, ale przecież Rosalyn nawet by na niego nie
spojrzała odkąd ma tego swojego Lucasa z szóstego roku... Wiesz, jaka ona jest. Leci tylko na starszych.</div>
<div class="MsoNormal">
- W sumie masz rację… - przyznała, wywlekając się z łóżka.</div>
<div class="MsoNormal">
- Mówię ci, coś musiało się stać. Damon jest tego samego
zdania.</div>
<div class="MsoNormal">
- Eleno, czy ty czasem nie przesadzasz? Masz jakieś powody,
aby przypuszczać, że coś jest nie tak? – pytała. Nadszedł czas na uświadomienie i
jej odnośnie moich przeczuć.Opowiedziałam więc Iv wszystko to, co Damonowi.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jesteś całkowicie pewna, że to nie były zwykłe motylki w brzuchu na
myśl o Cedricu? – spytała Ivanne, wiecznie sceptycznie nastawiona
do moich przeczuć. Przyjaciółka uważała, że przez to, kim są moi rodzice, zaczynam świrować
jak Szalonooki Moody, którego niestety już nie ma wśród nas.</div>
<div class="MsoNormal">
- A więc nie wierzysz mi, tak? – spytałam, odwracając się do
niej plecami. – Myślałam, że w choć tak ważnych sprawach, będę mogła liczyć na ciebie, Iv,, no ale cóż! Zbyt wiele oczekiwałam…</div>
<div class="MsoNormal">
- Oj wierzę ci, wierzę – powiedziała, obejmując mnie po
siostrzanemu. – Już się tylko nie dąsaj. Po prostu nadal mam problem z tymi
magicznymi przeczuciami, bo ja takich nigdy nie miałam. To dlatego często mi w nie wierzyć... W dodatku nie wiem o
czarach i innych magicznych takich tam więcej, niż się tu nauczę, no bo od
kogo? Tak to jest jak tata jest mugolem, a mama unika rozmowy o magii w
domu.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dobra, wybaczam ci! Tylko nie bierz mnie na litość - zaśmiałam się.</div>
<div class="MsoNormal">
- Wiedziałam! – pisnęła i objęła mnie mocniej.</div>
<div class="MsoNormal">
- Tym razem – wykonałam gest, który znaczy „mam cię na oku”
i obie się roześmiałyśmy. – Okey, już dość, dusisz! </div>
<div class="MsoNormal">
- Oj, przepraszam – powiedziała, po czym spojrzała na
zegarek – Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?! Nie wyrobię się! – zaczęła
lamentować. – Spóźnię się na śniadanie…</div>
<div class="MsoNormal">
- To na co czekasz? Masz dwa wyjścia : zostać tu i biadolić
lub iść, ubrać się i biadolić po drodze do klasy. Pospiesz się, Damon czeka w salonie.</div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
- Nareszcie! – mruknął Damon, czekając na nas. Teraz
w<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>całym dormitorium byliśmy już tylko my.– Dłużej się nie dało?</div>
<div class="MsoNormal">
- Oj, nie marudź Damon… - ziewnęła niewyspana Ivanne.</div>
<div class="MsoNormal">
- Philip nadal nie wrócił? – spytałam, mając nadzieję, że
chłopak jednak znalazł drogę do dormitorium Ravenclaw.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Mam tylko nadzieję, że nic mu
się nie stało. Wiesz… gdyby to ktoś inny nie wrócił na noc, nie przejmowałby
się chyba nikt, ale każdy wie, że Philip jest za „grzeczny”, aby łamać regulamin. Zawsze bał się Filcha… - westchnął.</div>
<div class="MsoNormal">
- Oby szybko się znalazł…<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- powiedziałam cicho. Coś tu ewidentnie było nie tak. Najpierw ta burza, teraz to...<br />
Ruszyliśmy na śniadanie. Ku
naszemu zdziwieniu, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, zobaczyliśmy profesora
Blake’a, stojącego przy mównicy. To dziwne, ponieważ nigdy nie przemawiał podczas śniadania. Szybko
zajęliśmy miejsca przy stole Ravenclaw, po czym odwróciłam się do Sophie Rose,
siedzącej obok dziewczyny, również z piątego roku.</div>
<div class="MsoNormal">
- Wiesz może o co chodzi? Przecież nikt nie wygłasza
przemówień i ogłoszeń tak rano… </div>
<div class="MsoNormal">
- Może chodzi o to, że Philip zniknął… - odpowiedziała,
wzruszając ramionami. Widać nie tylko my zauważyliśmy jego nieobecność, z tą
różnicą, że nas to interesowało, a Sophie sprawiała wrażenie osoby, którą
obchodzi to tyle co zeszłoroczny śnieg. Zaraz okazało się, że dziewczyna miała
rację, ponieważ profesor odkaszlnął teatralnie, by zwrócić na siebie uwagę, i powiedział:</div>
<div class="MsoNormal">
- Drogie uczennice, drodzy uczniowie! Tym, którzy jeszcze
nie wiedzą, chcę powiedzieć, że wasz kolega, Philip Jeffrey zaginął – po sali
rozeszły się nerwowe poszeptywania i ogólne przejęcie. – Zarówno wy wiecie,
jaki i ja wiem, że to do prefekta Krukonów nie podobne. Mimo wszystko nie robiłbym takiego szumu w tej sprawie, gdyby nie pewien anonim, który został mi dziś rano podrzucony do gabinetu...I którego treści nie poznacie. Jeśli którekolwiek z was go zobaczy, niech natychmiast mi o tym powie. Mam
pewne podejrzenia odnośnie tego, co się z nim stało, lecz na razie jest zbyt
wcześnie, aby o tym mówić głośno. W tej chwili mogę wam powiedzieć tylko jedno:
uważajcie na siebie i nie wychodźcie wieczorami sami. To wszystko.
Smacznego!<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- zaczęliśmy jeść, a wielu
zaintrygowanych słowami dyrektora uczniów, spekulowało jeszcze długo odnośnie
tego, co mógł mieć na myśli profesor. My oczywiście też o tym rozmawialiśmy,
ale później, na osobności... Przez to wszystko całkowicie przeszedł mi apetyt na jedzenie. Nie była w stanie nic w siebie wepchać, tylko wypiłam szklankę soku dyniowego. Nic więcej. Ivanne, wciąż twierdząc, że "się odchudza", skapnęła tylko trochę dyniowych pasztecików. Damon natomiast miał na talerzu po trochę wszystkiego,
przez co już nawet nie można było rozróżnić, co jest czym. Cały Smith... Jemu apetyt zawsze dopisywał. W końcu nadszedł czas na sowią pocztę. Do Wielkiej <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Sali
wleciało chyba ze sto sów najróżniej upierzone. Do mnie podleciał moja ukochana
<span style="mso-bidi-font-weight: bold;">uszatka,</span> Hermia, z małą paczką w dziobie. Upuściła mi ją na wyciągnięte
dłonie, po czym usiadła przede mną na stole i spojrzeniem dała mi znać, że
oczekuje „zapłaty”. Położyłam sobie przesyłkę na kolana i zajęłam się moim maleństwem.</div>
<div class="MsoNormal">
- No masz, już masz – powiedziałam, podając jej kawałek chleba jedną ręką, a drugą głaszcząc po główce. Hermia zahuczała zadowolona, po czym wzbiła się w powietrze i odleciała do sowiarnii. Zabrałam się za otwieranie paczki od
rodziców (bo kto inny mógł to przysłać?). W tym samym czasie przyleciały również sowy dla Damona i Ivanne. </div>
<div class="MsoNormal">
- Co to za gazeta, Iv? – spytał chłopak, dobierając się do
swojej paczki z babeczkami domowej roboty. – Częstujcie się – powiedział,
podsuwając nam pudełeczko. To był jedyny plus pani Katheriny Smith - umiała doskonale piec.</div>
<div class="MsoNormal">
- To, drogi Damonie, jest „Nastolatka”, moja ulubiony
magazyn – powiedział Ivanne, częstując się wypiekiem mamy przyjaciela.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jakieś babsko – mugolskie pisemko? – spytał, posyłając jej
zadziorny uśmiech i jednocześnie uchylając się przed „śmiercionośnym” ciosem "babsko – mugolskim pismem".</div>
<div class="MsoNormal">
- Może i jest mugolskie, ale jakie ciekawe! Odkryłam je
będąc u wujka w Londynie, a co to za paczka, Eleno? – zainteresowała się Ivanne, posyłając
wciąż śmiejącemu się Damonowi lekkiego kuksańca w brzuch.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jaka paczka? Ach, to – zaczęłam, wyrwana z zamyślenia. –
Nie otworzyłam jej jeszcze do końca, czekaj…<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>- powiedziałam, rozrywając kawałek papieru, w który owinięta była
jej zawartość. – To jakiś list i … naszyjnik? – zdziwiłam się. Zaczęłam obracać między palcami
srebrne, wysadzane niebieskimi klejnocikami cudeńko. Zdawał się być
bardzo stary, lecz nadal piękny. – Jestem w szoku, przez całe cztery lata nauki
rodzice nie przysyłali mi nigdy biżuterii, nawet na urodziny. No może raz kiedyś na Gwiazdkę, ale to się
chyba nie liczy, bo to był jakiś aurorski gadżet…</div>
<div class="MsoNormal">
- Może to też jakiś „aurorski gadżet”? – podsunął Damon, spoglądając z zaciekawieniem na naszyjnik.</div>
<div class="MsoNormal">
- Wygląda raczej niewinnie… Ale jest śliczny! – oznajmiłam,
nakładając go na szyję.</div>
<div class="MsoNormal">
- Wygląda jak stworzony specjalnie dla ciebie. Wyglądasz w nim pięknie,
nawet te klejnociki są w kolorze twoich oczu. Rodzice się postarali –
zachwycała się Ivanne. Uśmiechnęłam się do niej, po czym otworzyłam dołączoną do wisiorka kopertę i zaczęłam czytać: </div>
<div class="MsoNormal">
<br />
<i>„Droga Eleno!</i></div>
<div class="MsoNormal">
<i>Być może ta wiadomość okaże ci się dziwna, ponieważ tam, w
Hogwarcie zapewne wszystko wydaje się być w porządku, lecz niestety są to złudne
odczucia. Ja i twój tata dostaliśmy właśnie wiadomość, że Neymar Berrge znów jest
na wolności. Wiarygodne źródła donoszą, że może on kręcić się w okolicach
szkoły, chyba że już tam jest. Pamiętaj, iż jest on wielce niebezpiecznym,
parającym się czarną magią szaleńcem, który postawił sobie za cel zlikwidować
każdego, kto jest mu przeszkodą na drodze do celu. Gdyby coś podejrzanego
miało miejsce w Hogwarcie, od razu wyślij nam sowę.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "Blackadder ITC"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;"><span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Mama </span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i>PS<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Powierzam ci amulet
florijski. Używaj go mądrze i zawsze miej przy sobie.”</i><br />
</div>
<div class="MsoNormal">
- Co to amulet florijski? – spytała, zaglądająca mi przez
ramię Ivanne.</div>
<div class="MsoNormal">
- Sama nie wiem… - odparłam.</div>
<div class="MsoNormal">
- Ja wiem – zaczął Damon, a my wbiłyśmy w niego zaciekawione
spojrzenia. – To taki medalion, który ochrania właściciela przed czarno
magicznymi zaklęciami. Ale ma też inne zastosowanie… Dzięki niemu możesz
zmienić się w dowolną osobę, na jak długo chcesz – wytłumaczył, nie przestając
jeść.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
- To trochę<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>jak
eliksir wieloskokowy, nie?<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- spytała
Ivanne.</div>
<div class="MsoNormal">
- Nie do końca. Eliksir wieloskokowy bardzo długo się waży,
działa tylko godzinę, a do jego stworzenia potrzebna jest cząstka tego, w kogo
chcemy się zmienić, a posiadacz amuletu florijskiego może się przemienić w
dowolnej chwili i na dowolny okres czasu – wyjaśnił Damon.<span style="mso-spacerun: yes;"> Jego błękitne oczy lśniły ekscytacją. - Tylko pomyśl, do czego możesz go wykorzystać... </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
- No nieźle – stwierdziłam, popijając sok. - Może się przydać, jak znów będę podkradała coś Slughornowi.</div>
<div class="MsoNormal">
- Witaj, piękna – odezwał się nagle jakiś męski głos za moimi
plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do uch Cedrica.</div>
<div class="MsoNormal">
- Cześć – przywitałam się, odwzajemniając natychmiast uśmiech. – Czemu nie siedzisz z resztą?</div>
<div class="MsoNormal">
- Bo chciałem cię zobaczyć – odparł czarująco. – Hej! –
przywitał się z Ivanne i Damonem.</div>
<div class="MsoNormal">
- Cześć – odpowiedzieli chórem, z tą różnicą, że głos Ivanne
był pewien entuzjazmu, a Damona raczej mrukliwy. Chyba nie przepadał za Cedricem…</div>
<div class="MsoNormal">
- O,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>słodki jesteś. Siadaj do nas, jest tu trochę miejsca – zaproponowałam.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jeśli twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko, to chętnie… - w tym
momencie spojrzał na Ivanne i Damona w oczekiwaniu na przyzwolenie.</div>
<div class="MsoNormal">
- Jasne… Siadaj – rzucił Damon i nawet posłał Cedricowi słaby
uśmiech. Bo to chyba miał być uśmiech... Tak czy inaczej, Smith teraz wyglądał bardziej, jakby coś go bolało, niż jakby rzeczywiście cieszył się na widok Ceda. Co jak co, ale marny z niego aktor.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dzięki – usiadł między mną a Ivanne, po czym objął mnie
ramieniem i pocałował w policzek. Jeny... Ced naprawdę wziął sobie do serca naszą wczorajszą rozmowę o flirtowaniu. Poczułam motylki w brzuchu. Cedric szepnął mi coś do ucha. Zachichotałam, a Damon wywrócił oczami. –
Jaki piękny wisior, pasuje do ciebie – pochwalił nagle Cedric.</div>
<div class="MsoNormal">
- Dziękuję, też mi się podoba – odpowiedziałam, uśmiechając
się. Mój przyjaciel wstał nagle od stołu i bez słowa odszedł w stronę drzwi.</div>
<div class="MsoNormal">
- Co go ugryzło? – spytał Cedric, odprowadzając go ciekawskim spojrzeniem.</div>
<div class="MsoNormal">
- No właśnie, o co mu chodzi? Może ty wiesz, Ivanne? </div>
<div class="MsoNormal">
- Będzie lepiej, jeśli ty go o to spytasz – stwierdziła,
rzucając mi wymowne spojrzenie. – Ja też już się najadłam… Do zobaczenia na
lekcjach – pożegnała się i pobiegła za Damonem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><br /></span>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b>Meridiane Falori ^^^</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b>Jak wam się podobało? Wiem, słabe, ale obiecuję, potem będzie lepiej ;) Słowo Ślizgonki :D</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b>PS Nowego rozdziału możecie się spodziewac za 2 - 3 tygodnie, bo wyjeżdżam ;*</b></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-8315332395904044802014-06-28T12:52:00.001-07:002014-06-28T12:52:50.261-07:00Rozdział 3 : Cedric Whiteford<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Szybciej, Eleno! Dobrze wiesz, że jeśli
spóźnimy się na eliksiry, Slughorn da nam dodatkową pracę domową! Nie chcę
spędzić wieczoru, mieszając w kociołku – poganiała mnie Ivanne.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- No przecież już idę! Nie mogę pozwolić,
żeby Cedric Whiteford zobaczył mnie taką
potarganą! – odpowiedziałam, przeczesując pośpiesznie szczotką moje długie blond włosy. –
Gotowa!</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- No nareszcie! Idziemy – zakomenderowała,
przestraszona wizją karnej pracy domowej przyjaciółka. Wyszłyśmy przez wielkie,
drewniane drzwi z pokoju wspólnego i zbiegłyśmy po schodach północnej wieży, w której to znajdował się salon Ravenclaw, rozwodząc się przy tym nad pięknymi oczami Cedrica.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Mówię ci, nigdy nie widziałam
piękniejszych, zielonych oczu! – westchnęłam.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Idealnie pasują do tej jego brązowej
czupryny! – zachwycała się Ivanne, wymachując kociołkiem, w którym miała podręcznik i różdżkę.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- I to jak! – przyznałam. – A tak zmieniając
temat, nie wiem czemu, aż tak przejmujesz się tymi eliksirami, to dopiero pierwszy dzień
szkoły, zaledwie wczoraj było rozpoczęcie roku, na pewno nic nam nie zada…</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- No nie wiem, Eleno… Ty jakoś sobie
radzisz na lekcjach Slughorna, ale ja nie…<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Eleno? Co to za uśmiech? Zawsze masz taki, kiedy coś kombinujesz…</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Słyszałam od Kate Pirsone, że wpadłaś w
oko Scottowi Kennediemu, wiesz temu wysportowanemu blondynowi od Gryfonów, bliźniakowi Cristal. Zawsze możesz go
poprosić o pomoc... – powiedziałam, uśmiechając się zadziornie. - Douczanie nie jest złe...</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Serio? – ożywiła się nagle Ivanne. Moja przyjaciółka uważała
Cedrica za nieziemsko przystojnego, ale to w Scotcie była zakochana po uszy. - Tak się
cieszę! - pisnęła, ciesząc się jak dziecko, niestety szybko spoważniała. - A co jeśli Kate żartowała? Może tak naprawdę nie jestem w jego typie… -
zaczęła desperować, wymachując nerwowo kociołkiem. W końcu rozkołysała go tak mocno, że wypadła jej z niego różdżka i
poturlała się po schodach, prowadzących do lochu. – O nie! – pisnęła Ivanne i pobiegła szybko za nią.<br />
<br />
<a name='more'></a></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Tego szukasz? – spytał ze złośliwym
uśmieszkiem Chace Goldenson, wysoki, niezwykle irytujący i wredny Ślizgon, obracając między palcami różdżkę Ivanne.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Oddawaj to, Goldi! – warknęła gniewnie Iv, a jej brązowe oczy błysnęły złowrogo.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Masz mnie tak nie nazywać! – syknął jadowicie. Chace
nienawidził tej ksywki, więc dostawał białej gorączki za każdym razem, gdy któreś z nas odważyło się do niego zwrócić. Oczywiście łatwo się domyślić, że razem z Damonem i Ivanne świetnie się bawiliśmy, grając mu na nerwach. Chace zmierzył Iv pogardliwym spojrzeniem swoich bladych,
szarawych oczu. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Oddawaj to! – powtórzyła.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Pomyślmy… - Goldenson udał, że się zastanawia. –
Nie – zaśmiał się chłopak, unosząc trzymającą różdżkę dłoń. – Jeśli ją chcesz, to sama
musisz ją sobie wziąć! – rzucił szyderczo, gdy Ivanne podskoczyła, aby odzyskać
zgubę. Wtedy wycelowałam swoją różdżkę w jego tors. Ten bałwan nie będzie tak pogrywał z moja przyjaciółką.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Albo oddasz Ivanne jej własność, albo
zawiśniesz do góry nogami przed całą szkołą – zagroziłam, nie spuszczając moich
niebieskich oczu z chłopaka.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Już się boję, Elfein – zadrwił Goldi, a Ivanne nadal próbowała odzyskać swoją</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
różdżkę.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Liczę do trzech – powiedziałam chłodno. – Jeden… Dwa…</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- <i>Drętwota!</i> – syknął, celując we mnie.
Uchyliłam się w ostatniej chwili.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<i> Levicorpus!</i> – zawołałam szybko, ale niestety Chace rzucił jakiś urok, który odbił mój czar, przez co zaklęcie trawiło prosto w kamienną ścianę. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- <i>Jęzle!</i> –(powoduje przyklejenie się języka
do podniebienia, co uniemożliwia mówienie, itp.) zawołał pewny siebie. Uchyliłam
się szybko, a w mojej głowie pojawił się pewien pomysł.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- <i>Flagrante</i>! - (zaklina przedmiot tak, że
dotknięty przez kogokolwiek rozgrzewa się do wysokiej temperatury) krzyknęłam.
Różdżka Ivanne w ręku chłopaka rozgrzała się do czerwoności. Ślizgon zawył z
bólu i upuścił ją na ziemię. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Jeszcze tego pożałujesz, Elfein! – warknął i
odszedł, łypiąc na mnie gniewnie .</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- <i>Nox</i> – (odwołuje niektóre zaklęcia)
wycelowałam w dopiero co odzyskaną różdżkę.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- To było piękne! Wyraz twarzy tego
karalucha… bezcenny! – powiedziała uradowana Ivanne. Po chwili spojrzała na
zegarek – O nie! Jesteśmy już spóźnione! – zaczęła panikować.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Jeśli nie wejdziecie do klasy przede mną,
to tak, panno Louis – ozwał się ni stąd, ni zowąd, stojący za naszymi plecami Slughorn. Byłam tak zaaferowana tym wszystkim, że nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawił. – Migiem
na lekcje! – ponaglił, a my, zdziwione jego uprzejmością, pobiegłyśmy prędko do klasy.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Uff, udało się – westchnęłam z ulgą,
siadając przy naszym stoliku, pomiędzy Ivanne a Damonem Smithem.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Gdzie wy byłyście? – spytał chłopak, przyglądając nam się uważnie.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Żałuj, że nie widziałeś, jak Elena utarła
nosa temu idiocie, Goldenonowi – powiedziała z szerokim uśmiechem Ivanne, zerkając co
jakiś czas na Scotta Kennediego, który akurat siedział dwie ławki przed nami.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Serio? – spytał Damon, ożywiając się momentalnie, a w jego błękitnych oczach pojawił się błysk zaintrygowania. – Co mu zrobiłaś?</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
Już chciałam odpowiedzieć, ale w tym momencie
do naszego stolika podszedł Slughorn i grzmotnął w niego „bagietką” do
mieszania eliksirów.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Zdaje się, że przerwa minęła… -
powiedział profesor, patrząc na nas srogo.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Przepraszamy – mruknęliśmy chórem, a Slughorn odwrócił się na pięcie i podszedł do swojego biurka, na którym stał już wielki cynowy kociołek i kilka niewielkich słoiczków, wypełnionych najróżniejszymi ingrediencjami.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Dziś będziemy przygotowywać wywar żywej
śmierci. Musicie wiedzieć, że to nie łatwy eliksir... Oj, nie łatwy... Odkąd ja tu pracuję, tylko dwóm uczniom udało się
go przyrządzić dokładnie tak, jak chciałem. Jednym z nich był, zapewne wam
znany, Harry Potter – powiedział, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Profesorek słynął z tego, że lubił "kolekcjonować" sławnych uczniów, a <i>Chłopiec, który przeżył</i>, był niewątpliwie jego największym trofeum. Można powiedzieć, "perłą w koronie". Wtedy w górę powędrowała ręka Victorii , również z Ravenclaw jak nasza trójka.
– Tak, panno Miling? – udzielił jej głosu.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Przepraszam, ale czy tego eliksiru nie
powinniśmy się uczyć dopiero za rok? – spytała nieśmiało.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Jeśli tak ci powiedział twój brat, Austin,
to możesz mu przekazać, że jeśli nie spałby na co drugiej lekcji ze mną, to
wiedziałby, że wywar żywej śmierci poznaje się na piątym roku – odparł z pewnego rodzaju znużeniem w głosie, a
Victoria spłonęła rumieńcem. Slughorn kontynuował prowadzenie zajęć – Potrzebne
składniki znajdują się na waszych stolikach. Radzę wam stosować się do instrukcji
zawartej w podręczniku.<br />
Zerknęłam do książki. Gorzej być nie mogło.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: center;">
***</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
<br /></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Wszystkie są beznadziejne – powiedział
zawiedziony Slughorn. – No ale trudno, na dziś już koniec.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
Zabrałam swoje rzeczy i gdy chciałam odejść
od stołu i mojego nieudanego wywaru, który jakoś tak dziwnie zalatywał
mieszaniną starej ryby i zgniłych jaj, podszedł do mnie Cedric. Serce zabiło mi
szybciej. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Zostawię was samych – szepnęła mi do ucha Ivanne, uśmiechając się dyskretnie. - Damon, idziemy - rzuciła krótko do Smitha i wyciągnęła go za rękę z sali.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Cześć – przywitał się Gryfon. Zamurowało mnie. Może to ja byłam jakaś psychiczna, ale spojrzenie jego zielonych niczym wiosenne liście oczu naprawdę onieśmielało. Cedric trzymał ręce nonszalancko w obszernych kieszeniach szaty. Niedbale zawiązany krawat w barwach Gryffindoru opadał na szary sweter. Brązowe włosy chłopaka były lekko zmierzwione; delikatnie opadały na czoło. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Hej – tylko tyle zdołałam wykrztusić.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Co powiesz na wspólny lunch, sam na sam,
na błoniach? – spytał z błyskiem w oku. Zamurowało mnie jeszcze bardziej, chociaż zdawało się to już niemożliwe. Proszę, niech mnie ktoś uszczypnie! Albo lepiej nie. Jeśli to jest sen, to nie chcę się budzić. Czy to możliwe, że chłopak, w którym jestem zauroczona od zeszłego roku i, który tyle czasu nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, teraz chce nagle słodkie "sam na sam" ze mną?</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Jasne, z przyjemnością – odparłam lekkim tonem. Starałam się wypaść zupełnie naturalnie, ale nie wiem z jakim efektem. Byłam
w siódmym niebie, ale nie chciałam, żeby zauważył moją ekscytację. Cedric rzucił jeszcze jakąś miłą uwagę o moich włosach, czy do reszty rozmiękczył moje serce, po czym podał mi ramię, a ja ujęłam je i wyszliśmy razem na
zewnątrz.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Prawie jesteśmy na miejscu, spodoba ci
się – powiedział uśmiechnięty, prowadząc mnie przez szkolne błonia. Widocznie naprawdę
chciał, żebyśmy mieli chwilę tylko dla siebie, z dala od... całej reszty. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Teraz też jest fajnie, tak idąc ramię w
ramię<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– rzuciłam nieśmiało, a on uśmiechnął
się jeszcze szerzej.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- To tutaj – oznajmił w końcu, wyraźnie zadowolony ze swojego dzieła. Moim oczom
ukazał się wielki koc, bogato zastawiony najróżniejszymi smakołykami. Nad nim za pomocą czarów została "zawieszona" girlanda z różnobarwnych kwiatów. Otaczały nas drzewa, skutecznie odgradzające od pozostałych uczniów i robionego przez nich hałasu.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Postarałeś się – pochwaliłam zaskoczona, przenosząc
spojrzenie z koca na Cedrica – Kiedy to wszystko zaplanowałeś? – spytałam, a on zarumienił
się nieco. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Oj, jeszcze przed wakacjami zbierałem się
na odwagę, ale ty wszędzie chodziłaś z tym całym Damonem i pomyślałem… - uśmiechnął się
niewinnie.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Że jest moim chłopakiem? – dokończyłam za
niego. – Damon jest tylko moim przyjacielem. Właściwie aż... Och, mniejsza o to. Grunt w tym, że nie jesteśmy parą.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- To mi ulżyło! Czyli mam rozumieć, że
jesteś wolna? – spytał z olśniewającym uśmiechem, za którym szalała połowa Gryfonek z naszego rocznika. Nie, to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Tak… - spojrzałam na niego zalotnie.
Cedric złapał mnie za rękę. Gryfon nachylił się nade mną i wyszeptał do ucha, przyprawiając tym samym o przyjemny dreszcz.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- To najlepsza rzecz, jaką dzisiaj usłyszałem. Dobrze wiedzieć, że nie grozi mi oberwanie od Smitha Avadą.<br />
- Za co niby miałby cię ukarać?<br />
- Jak to za co? - odsunął się trochę, żeby móc spojrzeć mi w oczy. - Za próbę flirtowania z tobą.</div>
W tym momencie czułam, jak rumienię się aż po końcówki włosów. Lekko speszona odwróciłam wzrok, ale mimo to byłam w siódmym niebie. Tyle czekałam na ten moment. Wyraźnie już ośmielony Cedric objął mnie ramieniem i pogładził po włosach. Jego ramiona były silne, a dotyk delikatny.<br />
Trwaliśmy tak chwilę w milczeniu; żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć dalej, ale z drugiej strony... Ta cisza wcale nie była krępująca. Nawet w pewien sposób przyjemna. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, chłopak rozłożył szeroko ramiona i powiedział zachęcająco, nie przestajac się uśmiechać - Bon appétit! <br />
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Dyniowe paszteciki, mniam ! Skąd
wiedziałeś, że to moje ulubione jedzenie ? </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- No wiesz... Przeprowadziłem mały "wywiad
środowiskowy’", to znaczy... poprosiłem moją siostrę, Lexi, żeby poprosiła
Victorię Miling, aby wybadała w rozmowie z Ivanne twoje ulubione rzeczy – powiedział, dumny z siebie. Zabraliśmy się do jedzenia. Atmosfera
była bardzo przyjazna, nie było żadnego skrępowania. Ciaglę rozmawialiśmy, śmialiśmy się i żartowaliśmy. Było dokładnie tak, jak wymarzyłam sobie jeszcze przed wakacjami. I wtedy nagle niebo
zaszło czarnymi chmurami. W ciągu jednej sekundy rozpętała się burza. Nie jestem typem
panikary, ale czułam, że to nie było zwyczajne zjawisko pogodowe. Jako córka
aurorów,doskonale wiedziałam, kiedy coś się święci oraz kiedy coś ma związek z
czarna magią. Teraz nastał taki moment. W powietrzy bowiem dało się wyczuć charakterystyczny duszący zapach, towarzyszący rzucaniu takich uroków. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Ced, wracamy do zamku – zakomenderowałam szybko. - No już.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj21IsI73xC43NV9lUUulBbbJ8wLIf3UAdw4jUJiqRtayJspR2-JHGSa72KtMy8Jp-WIiQ6fKDT53MU84pc-_OeKyy1BYrJiOdryqwWdsFkSfd26OM-LVw1Lh_In8Rr7PEtw5DTSH20IVgP/s1600/HOGOG.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj21IsI73xC43NV9lUUulBbbJ8wLIf3UAdw4jUJiqRtayJspR2-JHGSa72KtMy8Jp-WIiQ6fKDT53MU84pc-_OeKyy1BYrJiOdryqwWdsFkSfd26OM-LVw1Lh_In8Rr7PEtw5DTSH20IVgP/s1600/HOGOG.jpg" height="300" width="400" /></a></div>
<br />
- Ja tam lubię takie klimaty, na pewno
zaraz przejdzie, ale jeśli chcesz, to naturalnie możemy wrócić – odparł beznamiętnie, wzruszając ramionami.
Podał mi ramię i szybko oddaliliśmy się w stronę zamku. Cały czas oglądałam się z niepokojem za siebie. Właściwie nie wiem, co lub kogo spodziewałam się zobaczyć, ale jak to mawiają moi rodzice: "Kto traci czujność, traci życie".</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Coś nie tak ? – spytał zaniepokojony Gryfon.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Nie... Wszystko w porządku... –
skłamałam. Nie chciałam go niepokoić, choć w tym przypadku istotnie miał powody do niepokoju. To nie była zwykła burza, wiedziałam, że coś się święci. Początkowo
chciałam iść z tym do profesora Blake’a, lecz postanowiłam, że lepiej poczekać na rozwój wydarzeń. No bo co niby miałabym mu powiedzieć? Że
wystraszyłam się burzy? Nie zrozumiałby tego przeczucia, wyszłabym przed nim na
wariatkę.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Chyba nie boisz się lekkiej mżawki ? –
spytał ze śmiechem Cedric. - Bez obaw, nie jesteś z cukru, nie rozpuścisz się.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Bardzo zabawne – odpowiedziałam
ironicznie. – Może rozglądam się za nowym adoratorem, który się ze mnie nie
śmieje?</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- Lepszego nie znajdziesz – odparł,
wypinając dumnie pierś. – Nadaję się najlepiej na to stanowisko – puścił do
mnie oczko. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
- No nie wiem... nie wiem... – powiedziałam
przekornie i oboje się rozśmialiśmy, ale pod maską rozbawienia, nadal krył się lęk.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle" style="text-align: center;">
***</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
Po wejściu do budynku pożegnaliśmy się i
każde poszło w swoją stronę. Wyciągnęłam z kieszeni czarnej szaty plan lekcji.
Opieka nad magicznymi stworzeniami – to fajnie!, ale ze Ślizgonami – to nie fajnie...
Westchnęłam ciężko.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>I
jak tam było? – spytała Ivanne. Aż podskoczyłam, gdy zaszła mnie od tyłu.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Ile
razy mam ci powtarzać, żebyś się do mnie tak nie zakradała? – rzuciłam oskarżycielsko, czując, jak
serce mi przyspieszyło. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Dopóki
się w końcu nie zastosuję – powiedziała z uśmiechem, a ja wywróciłam teatralnie oczami.
– Opowiadaj, jak wrażenia? I tak wiem, że to był wstęp do
randki.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>No wiesz... On na serio jest mną zainteresowany! – pisnęłam trochę za głośno, niż bym tego chciała, w rezultacie czego przechodząca obok grupka Puchonów się na nas dziwne obejrzała. Się nie dziwię. W tamtym okresie naprawdę zachowywałam się jak rasowa zakochana idiotka. No ale niech ktoś tylko powie, ze sam tak kiedyś nie miał.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Co takiego? - Ivanne spodziewała się takiej odpowiedzi, ale i tak wytrzeszczyła na mnie oczy. - To świetnie! Tak cię cieszę!</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>No
wiem! – zawołałam, na chwilę zapominając o dręczących mnie obawach. Szybko opowiedziałam jej o tym, co dla nas przygotował. Ivanne była pod wrażeniem tak
samo jak ja. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Hejka,
gdzie byłaś tyle czasu? – spytał Damon, którego spotkałyśmy po drodze na
lekcje. </div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Na
wspólnym lunchu z... nie zgadniesz... – zaczęła podekscytowana Ivanne.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Nawet
nie będę próbował... – mruknął pod nosem Damon, ale nasza przyjaciółka puściła te
uwagę mimo uszu.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Z
Cedriciem Whitefordem! – powiedziałyśmy chórem, uśmiechnięte od ucha do ucha.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>To
... ehm... super – mruknął i poszedł dalej, zostawiając nas w tyle. Sprawiał wrażenie podminowanego.</div>
<div class="MsoListParagraphCxSpMiddle">
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Ty,
co go ugryzło ? – spytałam Ivanne, patrzac ze zdumieniem na znikającego za rogiem Smitha.</div>
-<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Jeśli
ci powiem, Eleno, Damon mnie chyba zabije... Więc wybacz, ale wolę pozostać
przy życiu.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b>_________________________________________________________________</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b><br /></b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b>Jak wam się podobało? Może trochę nudne i wgl, ale obiecuję, niebawem wszystko si ęładnie rozkręci :3 Piszcie w komentarzach, co sądzicie ;*</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: blue;"><b>Meridiane Falori ^^</b></span></div>
<br />ahttp://www.blogger.com/profile/02276304240721133130noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-34094324936635585892014-06-22T08:17:00.001-07:002014-06-22T12:28:56.896-07:00Rozdział 2 : Nowy rok czas zacząć<span style="font-family: inherit; font-size: large;">Gdy całą trójką przekroczyliśmy próg Wielkiej Sali, przywitał nas znajomy harmider. Głośnych rozmów i śmiechów uczniów, widzących się w znacznej większości po raz pierwszy od czerwca, zdawało się nie być końca. Każdy każdemu opowiadał w najdrobniejszych szczegółach, jak spędził wakacje i jakich </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3sgg05aEGBSxEFXY1x1lmVDp5o0yw-XqkJIhyOEjDDPX2HDIWDnudndvUPWli7Q6Yc9FwrjY5LRmxSt4wXVqYgKKVvcOiSsvy_YmfZeQRj5b8oj-zHR-8Aciny9tq8Dv89usyqiptW10l/s1600/Wielka_sala.png" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj3sgg05aEGBSxEFXY1x1lmVDp5o0yw-XqkJIhyOEjDDPX2HDIWDnudndvUPWli7Q6Yc9FwrjY5LRmxSt4wXVqYgKKVvcOiSsvy_YmfZeQRj5b8oj-zHR-8Aciny9tq8Dv89usyqiptW10l/s1600/Wielka_sala.png" height="300" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">dziwnych mugoli spotkał w międzyczasie. Kiedy w końcu udało nam się przedrzeć przez tłum Puchonów, tarasujących przejście między stołami Hufflepuffu a Ravenclaw, już nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy mogli usiąść... no powiedzmy "spokojnie".</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Jak mi tego brakowało - mruknął Damon, krzywiąc się lekko od hałasu.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Oj, nie narzekaj - Ivanne machnęła lekceważąco ręką. - Zachowujesz się jak dziadek - skarciła go po chwili ze śmiechem.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Nie moja wina, że w moim domu zawsze panuje grobowa cisza, niczym w kostnicy - dosłownie i w przenośni - i jakoś jestem lekko nie przystosowany do tych wrzasków - odparł jej z krzywym uśmieszkiem Smith.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Nie przesadzaj, na pewno nie jest tak źle... - rzuciłam w stronę Damona, posyłając jakby "pokrzepiający" uśmiech. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że z nędznym efektem.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Naprawdę? - chłopak uniósł wysoko brwi. - Kiedyś, gdy się pokłóciłem z rodzicami, przez tydzień nikt do nikogo się nie odzywał. Oni nie rozmawiali ze mną, ja z nimi, a potem i matka z ojcem wzajemnie przestali do siebie mówić, po tym jak całą noc kłócili się, kto mnie tak źle wychował -odparł, siląc się na nonszalancki ton. - Mam już ambitny plan, żeby wybudować sobie szałas na szkolnych błoniach, aby nie musieć już wracać do tego wariatkowa.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Nie przejmuj się tym teraz - próbowałam go pocieszyć. - Przed tobą jeszcze jakieś dziesięć miesięcy spokoju. Nie myśl o tym teraz - nakryłam jego dłoń swoją i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Damon odwzajemnił uśmiech, choć z początku niepewnie.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Czekaj, dziesięć miesięcy? - Ivanne zmarszczyła brwi. - A co z przerwą świąteczną?</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Moja rodzina nie obchodzi świąt, więc ani ja, ani rodzice nie odczuwamy potrzeby, abym wracał do domu "w ten szczególny" dla wszystkich, tylko nie dla nas, czas - wyjaśnił jej chłopak. - Przecież przyjaźnimy się już tyle lat, mówiłem ci o tym!</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- No wiesz... Zawsze mi to jakoś umykało... - odparła mu Ivanne, rumieniąc się aż po końcówki włosów.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Jak byłaś zajęta Scottem, to się nie dziwię, że ci umknęło - mruknęłam cicho pod nosem, wymieniając z Damonem rozbawione spojrzenia. </span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span>
<br />
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Ej, słyszałam to! - zawołała i trzepnęła mnie w głowę w ramach kary.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Auuu, ja nic nie mówiłam! - z miną niewiniątka uniosłam ręce w obronnym geście.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Aha. Jasne - rzuciła Ivanne. - O, patrzcie, idzie już dyrektor Blake! - zauważyła.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">Podążyłam za jej wzrokiem. Przez rzeźbione wrota wszedł do Wielkiej Sali profesor Anateus Blake, obejmujący tu od kilku lat posadę dyrektora. Miał on około czterdziestu lat. Był wysokim, raczej szczupłym blondynem o szarych oczach, w kształcie migdałów. Na długim nosie widniało kilka złotych piegów. Dyrektor Blake odziany był w długą granatowo - srebrną szatę i ciężkie, czarne buty. Profesor przeszedł dumnym krokiem przez całe pomieszczenie i wkroczył na niskie podium, z mównicą w kształcie rozpościerającej skrzydła, złotej sowy. Za jego plecami rozciągał się stół dla nauczycieli, przy którym siedzieli teraz między innymi: Rubeus Hagrid, opiekunka Gryfonów - Minerwa McGonagall, opiekun Ślizgonów - Horacy Slughorn, opiekunka Puchonów - Pomona Sprout, nasz opiekun, będący jednocześnie nauczycielem numerologii - John Meriney*, drugi po pani Sprout nauczyciel zielarstwa - Neville Longbottom. Oczywiście miejsce tu zajmowało jeszcze wielu innych nauczycieli, w tym kobieta, której nie widziałam na oczy, ale nie sposób ich wszystkich teraz wymienić.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Witajcie, drodzy uczniowie i niemniej drogie uczennice! - zaczął dyrektor Blake. Ustawione na mównicy woskowe świece oświetlały złotym blaskiem jego skórę, koloru miodu. Wystarczyło, że powiedział jedno zdanie, a wszystkie rozmowy na sali natychmiast umilkły. W ciągu tych kilku lat mężczyzna naprawdę zdążył zdobyć posłuch wśród nieokiełznanego i jakże nieprzewidywalnego żywiołu - pyskującej młodzieży. - Mam nadzieję, że w te wakacje udało wam się naładować nową energią, by owocnie rozpocząć kolejny rok szkolny. Przez szmat czasu, przepracowany w różnych zakątkach świata jako pedagog, nawet się już nie łudzę, że cokolwiek powtarzaliście w domach, aby lepiej przygotować się na ten semestr, no ale cóż... Mam nadzieję, że jakoś uporacie się z nowym materiałem oraz, że nasi nieocenieni nauczyciele bardzo wam w tym pomogą. A właśnie... Skoro jesteśmy już na temacie nauczycieli, pragnę wam przedstawić profesor Demetrię Feliss - tu dyrektor zrobił ukłon w stronę wysokiej, nieznajomej mi blondyni, siedzącej między profesorami Longbottomem i Meriney'em. Kobieta wstała na chwilę i pomachała z uśmiechem do bijących brawa uczniów. Była bardzo młoda. Na oko może jakieś dwadzieścia pięć lat.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Nie lepiej byłoby, gdyby przedstawił ją, jak już pierwszoroczniacy zostaną wpuszczeni na salę i przydzieleni do domów? - szepnął mi do ucha Damon. - Wtedy i oni wiedzieliby, kim jest ta babka.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- To Blake. W jego zachowaniu tylko on sam widzi sens. Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? - odpowiedziałam mu, nie spuszczając wzroku z dyrektora, który teraz mówił coś o zbliżających się SUM - ach i wyższością niektórych przedmiotów nad innymi.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- No jakoś nie.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Jeszcze dwa lata jesteś w Hogwarcie, masz czas - wtrącił Ivanne, szczerząc się od ucha do ucha. Cała Iv, uśmiech po prostu nie schodził jej z twarzy.</span><br />
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIohR0FdVQ2ORi-UeKpuZm3YL24EmCtMfMjNrua0og7vxzTy-bZA2bEiW6hHjTqzw8TFZhjVmhufIUbZ4Vt47YI7vVpfB2gnmxpF7pW5sWviHm_yv8yhxtzcgYhl_ILIuLIozTHd4uPf4p/s1600/Tiara_przydzia%C5%82u.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjIohR0FdVQ2ORi-UeKpuZm3YL24EmCtMfMjNrua0og7vxzTy-bZA2bEiW6hHjTqzw8TFZhjVmhufIUbZ4Vt47YI7vVpfB2gnmxpF7pW5sWviHm_yv8yhxtzcgYhl_ILIuLIozTHd4uPf4p/s1600/Tiara_przydzia%C5%82u.jpg" height="400" width="317" /></a><span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Dobrze, skoro już najważniejsze sprawy omówione, wypadałoby poprzydzielać naszych najmłodszych do domów, bo się pewnie niecierpliwią tam za drzwiami - powiedział w końcu ze śmiechem dyrektor Blake. - Oczywiście nie, żebym twierdził, że są mniej ważni - poprawił się szybko, gdy profesor McGonagall uświadomiła mu srogim spojrzeniem popełnioną gafę. - Echm, a więc... Proszę ich wprowadzić - dyrektor klasnął w dłonie. Jak na sygnał drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem, a przez nie profesor Flitwick wprowadził blisko setkę jedenastolatków, odzianych w czarne, hogwardzkie szaty. Dzieci rozglądały się po wnętrzu z zaciekawieniem, niektóre z obawą. Jak zawsze największe zainteresowanie wzbudzało wysokie sklepienie, zaczarowane w taki sposób, aby wyglądało jak niebo nocą. Piękny to był czar. Zawsze zachwycałam się, gdy patrzyłam na tysiące srebrzystych gwiazd, spoglądających na nas z oddali. Gdy nauczyciel zaklęć prowadził pierwszoroczniaków przez salę, dyrektor zdążył ustawić na podeście drewniany stołeczek i położyć na nim wyświechtaną już Tiarę Przydziału, która jak co roku zaczęła śpiewać. Przymknęłam z rezygnacją powieki. Tylko nie to.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- </span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span>
<br />
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> <i>Było ich czworo,</i></span></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"><i> </i></span></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">A wszyscy wspaniali.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Opływali w glorii,</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Każdy ich chwali.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Dzielni, odważni, chcieli nauczać,</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Lecz Slytherin zasady zaczął naruszać.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Stwierdził, że niegodnych uczyć nie warto,</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i>
<span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> Pozostali uznali, że byłoby to dla
Hogwartu wielką stratą.</span></i></span></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Każdy inną cnotę sobie cienił.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Gryffindor odwagę chełpił.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Ravenclaw intelekt ceniła.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Slytherin czystość krwi wywyższał.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Hufflepuff chciała, by Hogwart każdego nauczał.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">Salazar postanowił odejść więc,</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;">By nie pomóc niegodnym przez bramę wiedzy przejść.</span></i></span></h3>
<h3 style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">
<span style="font-family: inherit;">
<i><span style="color: #0d0d0d; font-weight: normal;"> </span></i></span></span></h3>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><b>
</b></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Było ich odtąd troje,</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Wszyscy wspaniali.</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;"> </span></i></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Opływali w glorii,</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Każdy ich chwili.</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Gdy Slytherin odszedł,</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;"> </span></i></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Lepiej się dogadywali i</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Wiele pokoleń czarodziejów</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i>
</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">Do życia przygotowali.</span></i></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;"> </span></i></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">Rozległy się lekko wymuszone oklaski.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Jak myślicie, kiedy ktoś w końcu powie tej starej czapce, że układanie piosenek marnie jej wychodzi, a śpiewanie to już w ogóle? - ozwał się znów Damon, również bijąc brawo. Również wymuszone.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Nie wiem, ale i tak poprawiła się od zeszłego roku - odparła Ivanne, obserwując z pewnym rozczuleniem dzieci, słuchające w pełnym skupieniu instrukcji, które wydawał im profesor </span><span style="color: #0d0d0d;"> Flitwick. - Pamiętacie, jak my byliśmy tacy mali?</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Tak. Byłam ciężko wystraszona całą podróż tutaj - przyznałam się, uśmiechając się lekko na samo wspomnienie.- Pierwszy raz bez rodziców. na tak długo..</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;"> - A ja to nie? - zachichotała Iv. - Wy z Damonem przynajmniej coś wiedzieliście o Hogwarcie, a ja? Mama jakoś niechętnie o nim wspominała, nawet gdy dostałam list, nie powiedziała mi zbyt wiele.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Moi rodzice byli najlepsi - zaczął Smith, a w jego głosie pobrzmiewała ironia. - Od razu na wejściu mi powiedzieli: "Synu, to beznadziejna szkoła. Nauczą cię tu rzeczy, które i tak ci się nie przydadzą. Wolelibyśmy co prawda, żebyś uczył się w Drumstrangu, ale nie chce nam się wozić cię tak daleko, więc będziesz udupiony tu przez następne siedem lat."</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- "Udupiony"? Tak powiedzieli do jedenastolatka? - zdziwiłam się.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Jasne, że nie - Damon się roześmiał. - Powiedzieli gorzej, ale nie wypada mi tego powtarzać. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Rozumiem - rzuciła Iv, marszcząc brwi. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">Zaczęło się wyczytywanie nazwisk.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;"> </span><span style="color: #0d0d0d;">– Sue
Averdes. – zawołał profesor</span><span style="color: #0d0d0d;"> Flitwick, a z tłumu wyłoniła się wątła, czarnowłosa dziewczynka o oliwkowej
cerze. Podeszła niepewnie do stołeczka. Ledwo nałożyła Tiarę na głowę, a…</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- <i>Ravenclaw!</i> – rozległy się
gromkie brawa, a nowa Krukonka oddaliła się w stronę naszego stołu. Znów rozbrzmiały oklaski.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Maxwell Belowsse.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- <i>Hufflepuff!</i> – sytuacja się
powtórzyła. Ponownie oklaski, a nowy Puchon podbiegł do reszty usiadł między swoimi.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">- </span></i><span style="color: #0d0d0d;">Amaranda Kamelin</span><span style="color: #0d0d0d;">.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- <i>Gryffindor!</i> </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Louis Kirk<i>.</i></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">- Ravenclaw!</span></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Ellie McGurie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">- Slytherin!</span></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">- </span></i><span style="color: #0d0d0d;">Veronice Shean.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- <i>Gryffindor!</i> – podbiegła do
nich w podskokach dziewczynka o azjatyckiej urodzie. Po jej zachowaniu widać
było, że na pewno nie jest mugolaczką, która w życiu nie słyszała o czymś takim
jak Hogwart. Była zbyt śmiała.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Simona Shean.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><i><span style="color: #0d0d0d;">- Slytherin!</span></i><span style="color: #0d0d0d;"> – nowo
zaprzysiężona Gryfonka wyraźnie posmutniała, gdy patrzyła, jak jej bliźniaczka
oddalała się powoli w stronę stołu Ślizgonów.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">Ceremonia przydziału trwała jeszcze długo, a gdy w końcu dobiegła końca, dyrektor Blake oficjalnie rozpoczął ucztę słowami: "Jedzcie i pijcie, ile wlezie, bo ciężcy z przejedzenia nie będziecie rozrabiać po nocy".</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">***</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Jak myślisz? Ile jeszcze wytrzymają? - spytała mnie Ivanne, nie odrywając wzroku od Alexa, obściskującego się w kącie z Anabell już od dobrych pięciu minut. Anabell Verporti była Krukonką z siódmego roku tak samo jak mój kuzynek. Ogółem wszyscy imprezowicze bawili się świetnie tego wieczoru (no oprócz kilku ciężko wystraszonych jedenastolatków), ale Alex to chyba najlepiej. Szczegół, że oficjalnie miał dziewczynę - Patty Uleyn - która to dla odmiany leciała w ślinę z jakimś rok młodszym chłopakiem. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Nie mam pojęcie, ale robi się z tego jedna wielka org... </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Nie wierzę. Grzeczna Elena zna takie słowa? - przerwał mi Damon. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Ojojoj, jakiś ty zabawny, Smith - wywróciłam oczami i posłałam mu kuksańca między żebra.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Się rozumie - wyszczerzył zęby. Już chciałam mu coś odpowiedzieć, ale wtedy tanecznym krokiem podeszli do nas Arthur Zone i Fabiane Pons.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- No i jak? Startujecie w tym roku do drużyny? - spytał chłopak, popijając Ognistą Whisky ze małej szklaneczki.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Raczej nie. Jakoś nie kręci mnie to na tyle, żeby grać. Wolę kibicować - odparł Damon, mrużąc swe błękitne oczy.</span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- A ja nawet latać na miotle inaczej, niż zygzakiem nie potrafię, więc co tu dużo mówić - Ivanne wzruszyła ramionami. - Ale swoją drogą, po co to komu? Okej, nie latam najlepiej, ale trochę czarów plus dobra mugolska kanapa i mogę podróżować, nie wstając z sofy. Czyż to nie nowatorskie rozwiązanie? - ostatnie zdanie wypowiedziała jowialnym tonem, poprawiając wyimaginowane okulary - parodiowała profesor Genre, zeszłoroczną nauczycielkę obrony przed czarną magią, która non stop to powtarzała.</span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- A ty, Eleno? - spytała mnie Fabiane. Była to całkiem sympatyczna dziewczyna z szóstego roku. Długie, czarne włosy jak zawsze związała w koński ogon i przerzuciła przez ramię. Zza kanciastych okularów przyglądały nam się przyjaźnie zielone oczy dziewczyny, ładnie kontrastujące z śniadą skórą.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Echm... Sama nie wiem, czy próbować... - powiedziałam niepewnie, odwracając wzrok.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- A dlaczego nie? - rzucił Arthur, odgarniając z czoła brązowe włosy. - Przecież rok temu startowałaś.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- No tak, ale sami wiecie, że nie poszło mi rewelacyjnie... - odparłam ostrożnie.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Oj, raz się nie dostałaś, wielkie rzeczy! - prychnęła Fabiane. - Arthur dopiero za trzecim podejściem dostał fuchę komentatora - wskazała ostentacyjnie na popijającego Ognistą Whisky chłopaka. Zone zaczął się krztusić.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Co jak co, ale o tym nie musisz nikomu przypominać - wydusił, pomiędzy kaszlem. </span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- I tak każdy wie. Pogódź się z tym, Arthie - zachichotała Ivanne, przysłaniając usta dłonią.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Nie nazywaj mnie tak.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Dlaczego? To takie urocze - Iv droczyła się z nim dalej.</span></span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0d0d0d;">- Tak swoją drogą, naprawdę</span> mogłabyś spróbować jeszcze raz, Els - zagaił Damon, a jego oczy błysnęły ekscytacją.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Nie... Lepiej nie...</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Daj spokój! - Smith spojrzał wymownie w niebo. - Ostatnim razem poszło ci nieźle, ale przesadziło to, że Tina Spellman była przyjaciółeczką poprzedniej pani kapitan i dlatego na ostatniego zawodnika wybrano ja, a nie ciebie. Teraz Alex został mianowany kapitanem, więc jestem pewny, że jeśli chociaż trochę umiesz grać, a umiesz, znajdzie się dla ciebie miejsce w drużynie - próbował mnie uspokoić. - Chociaż spróbuj.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Damon... Ja naprawdę...</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- SPRÓBUJ.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- Ech, no dobrze, już dobrze! - zgodziłam się dla świętego spokoju.</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">- No i prawidłowo - odpowiedział mi, wyszczerzając zęby w szeroki uśmiech.</span></div>
</div>
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">_______________________________________________</span><br />
<span style="font-family: inherit; font-size: large;">* Profesor Flitwick, będący opiekunem Ravenclaw przez wiele lat, stwierdził, że owszem, może dalej nauczać zaklęć, ale już nie ma siły użerać się z dzieciarnią jako wychowawca. Widać poprzednie roczniki Krukonów lekko dały mu popalić.</span><br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #0b5394;"><span style="font-family: inherit; font-size: large;">------------------------------------------------------------------------</span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #0b5394;"><span style="font-family: inherit; font-size: large;">Proszę, wyrażajcie w komentarzach swoją opinię <3 </span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: inherit; font-size: large;"><span style="color: #0b5394;">Meridiane Falori </span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-10798337406182040922014-06-20T14:15:00.001-07:002014-06-20T14:15:53.635-07:00FANPAGE CZTERECH ŻYWIOŁÓW JUŻ JEST NA FB<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #b4a7d6;"><b>Witajcie, ponownie! :D</b></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #b4a7d6;"><b>Zachęcam
do lajkowania fanowskiej strony czterech żywiołów ;) CIEKAWOSTKI,
ZDJĘCIA, INFORMACJE O ROZDZIAŁACH :) Jeśli lubicie czytać POFE i nie
wstydzicie się tego przed znajomymi, zachęcam do polubienia :) </b></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: large;"><span style="color: #b4a7d6;"><b><a href="https://www.facebook.com/pages/Ellie-Falen-Katherine-i-Alec-czyli-cztery-%C5%BCywio%C5%82y-Karteru/904848036197980?skip_nax_wizard=true&ref_type=logout_gear" target="_blank">[KLIKNIJ TUTAJ]</a></b></span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-59126507717081655082014-06-20T13:55:00.000-07:002014-06-20T13:55:12.800-07:00FANPAGE TAJEMNICY DARK HIGH NA JUŻ FB<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Witajcie, moi kochani! :DDD</span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Postanowiłam założyć stronę na facebooku dla czytników Tajemnicy Dark High. </span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Nie
zrobiłam tego, aby bawić się w jakiegoś fejma, ale żeby publikować tam
różne ciekawostki o bohaterach, których nie znajdziecie w rozdziałach,
dodatkowe zdjęcia, muzykę, informacje o rozdziałach. Będą tam także co
jakiś czas różne gry dla umilenia czasu. Zachęcam do lajkowania, jeśli czytacie TDH, chyba
że się wstydzicie przed znajomymi na fejsie hahaha No, widać, gdzie
trzeba kliknąć, żeby was na fanpage'a przeniosło :** <a href="https://www.facebook.com/TajemnicaDH/timeline" target="_blank">[Kliknij tutaj]</a></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;"><br /></span></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #a64d79;"><span style="font-size: medium;">Meridiane Falori</span></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6920387367821245439.post-451676847786103902014-06-19T07:39:00.000-07:002014-06-22T08:10:38.317-07:00Rozdział 1 : Początek<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">W
pociągu Ivanne udało się zająć osobny przedział tylko dla naszej
trójki. Wraz z Damonem i Iv mieliśmy sobie tak wiele do opowiedzenia. Co
prawda w wakacje my dwie regularnie wymieniałyśmy się nie tylko listami,
niesionymi przez sowy, ale czasami i SMS-ami. Pochodząca z w połowie
mugolskiej rodziny Ivanne postanowiła nauczyć mnie obsługiwać niektóre
zdobycze technologiczne zwykłych ludzi, twierdząc, że nie chce jej się
czekać, aż moja sowa doleci na miejsce. Ponieważ mimo wszystko wolałam
tradycyjne, czarodziejskie metody, osiągnęłyśmy kompromis i
korzystałyśmy na zmianę i z tego, i z tego. Niestety z Damonem jak w
każde wakacje nie było żadnego kontaktu. Pomijając już fakt, że jego
rodzice nigdy nie pozwalali mu korzystać z mugolskich środków
komunikacji, to nawet nie udzielali zgody na jakiekolwiek inne sposoby porozumienia się z nami. O spotkaniu natomiast już w ogóle nie było mowy. Państwo Smithowie uznali, że ich jedyny syn nie ma prawa zadawał się z córką aurorów i
szlamą (bo tak określali Ivanne, ze względu na to, że umiejętności
magiczne odziedziczyła po matce - mugolaczce... co z tego, że jako czarownica półkrwi nie mogła być szlamą, ale i tak dla nich nią była -,-''). Matka i ojciec Damona
zgodnie postanowili, że skoro nie mogą nas rozdzielić w Hogwarcie, to
chociaż na okres wakacji odseparują go od reszty. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null"></span></span><br />
<a name='more'></a><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">Co się jeszcze tyczy
Hogwartu... Nadal na każdym kroku okazywali niezadowolenie, że ich syn
jako pierwszy od kilku pokoleń wyłamał się i trafił do
Ravenclawu zamiast do Slytherinu. Tylko pozazdrościć rodzinki, ale z
drugiej strony czego innego się spodziewać po wyznawcach Sami Wiecie
Kogo? Smithowie jeszcze byli na tyle sprytni, że nie dali się oficjalnie naznaczyć
Mrocznym Znakiem, aby uniknąć Azkabanu, no bo przecież teraz nic nie
można im udowodnić.
Tak czy inaczej, droga do szkoły minęła nam całkiem przyjemnie. Długo siedzieliśmy sami, tylko w trójkę, ale potem
dosiedli się do nas Eddie Thorn z naszego rocznika (również Krukon) i
mój starszy kuzyn - Alex. Oczywiście Alex nie byłby sobą, gdyby nie pochwalił się nam, że dyrektor Blake mianował go
Kapitanem drużyny Ravenclaw w Quidditchu. To było jego
największe marzenie od dziecka. Cieszę się, że mu się spełniło. Alex
naprawdę dobrze gra i zasłużył na ten tytuł. </span></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">Dopiero wieczorem na
horyzoncie ujrzeliśmy stare, zamglone zamczysko, będące naszym domem
przez kolejne dziesięć miesięcy. Hogwart. Kochałam to miejsce. W tutaj przez pięć lat nawiązywałam nowe przyjaźnie, nauczyłam się wielu
przydatnych w świecie magii rzeczy i spędziłam naprawdę wiele miłych
chwil. Tyle wspomnień tu się narodziło... To nie jest zwykła
szkoła, zwykły internat. To jest właśnie Hogwart w całej swej
wspaniałości. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Zaraz będziemy na miejscy, może czas wrzucić już na siebie czarne
szaty, hę? - zaproponowałam w końcu, odrywając wzrok od okna. Leniwie
podniosłam się z miejsca i ruszyłam ku drzwiom przedziału. Za mną
zerwała się Ivanne. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Czekaj, Els. Idę z tobą - oznajmiła z uśmiechem. Alex wymienił
spojrzenia z Eddiem. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- To my też może pójdziemy się nieco ogarnąć, bo obawiam się, że jak
dyrektor Blake znów zobaczy mnie na rozpoczęciu roku w zdartych,
mugolskich jeansach i koszulce, może się to dla mnie skończyć gorzej niż
ostatnio - powiedział w końcu mój kuzyn, robiąc minę cierpiętnika. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Przecież ukarał cię wtedy dwutygodniowym szlabanem u Filcha. Da się wkopać jeszcze gorzej? - spytałam z niedowierzaniem. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Najwyraźniej - rzucił Alex, po czym zasalutował nam teatralnie na
pożegnanie i wyszedł na wąski korytarz pociągu. A Eddie za nim. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Ty nie idziesz? - rzuciłam do Damona, spoglądając na niego spod
uniesionej brwi. Chłopak rozłożył się wygodnie na siedzeniu, zakładając
ręce za głowę. Na jego wargach zamajaczył chytry uśmieszek. Trzymając
ręce w tej pozycji, podwinęły mu się rękawy bluzy, ukazując
niedokończony Mroczny Znak na lewym przedramieniu. Pozostałość po tym
jak ciotka Adria próbowała naznaczyć go na Śmierciożercę w wieku siedmiu
lat. Pierwsza sprawa, trzeba przyznać tej kobiecie, że naprawdę była
szybka. Siedem lat i Śmierciożerca? Jak dla mnie to lekkie przegięcie,
ale jak kto lubi. Po drugie, zawsze sądziłam, że tylko "Czarny Pan", jak
go określają, może robić Znak, a tu widać cioteczka Adria może miała
jakieś specjalne względy u Voldemorta, że pozwolił jej to zrobić
samodzielnie, kto wie? Wolę nie wnikać. Z tego co mówił Damon, dziary mu nie dokończyła
tylko dlatego, że się niemiłosiernie wiercił i uciekał, za co swoją
drogą dostał szlaban, bo czemu nie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null"> - Nie chce mi się teraz. Może potem - odparł lekko Damon, mrużąc z zadowoleniem swoje niebieskie oczy.
- Weź to zasłoń, człowieku, bo jeszcze ktoś wejdzie i zobaczy -
rzuciłam do niego, wskazując podbródkiem na odkryty fragment Mrocznego
Znaku. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Ehm... Dzięki - mruknął Damon, poważniejąc w ułamku sekundy i
zasłaniając TO. Smith mógł czuć się najszczęśliwszym człowiekiem pod
słońcem, ale jeśli tylko któraś z nas wspomniała o jego rodzinie, Znaku
albo ogólnie o Lordzie Voldemorcie, jego twarz odruchowo tężała i albo chłopak zmieniał temat, albo wychodził. W tym wypadku
to drugie. Damon mruknął coś niezrozumiałego, po czym minął nas w progu i
wyszedł. Nie wiem gdzie poszedł, bo na pewno nie przebrać się,
zwłaszcza, że nawet nie zabrał ze sobą torby podręcznej, w której miał
hogwarckie szaty. Nie goniłyśmy go z Ivanne. Przez tez ten kilkuletni
staż naszej przyjaźni obie przyzwyczaiłyśmy się już do tego, że nawet
jeśli tak tylko wspomnimy, żeby bardziej uważał, skoro nie chce, by
ktokolwiek się dowiedział o jego rodzinnych sekretach, Damona trafiało i
znikał na jakiś czas. Nigdy nie powiedział, o co tak naprawdę chodzi, ale
wydaje mi się, że mógł się wstydzić tego, co nawyrabiała jego familia. W
sumie mu się nie dziwię... Gdyby to moi rodzice, ciotki, wujkowie i
kuzynostwo umilało sobie wolny czas zabijaniem "szlam", jak to ich
określali, też nie chciałabym się przyznać... Może to głupie, ale
czułabym się trochę winna, zupełnie jakby ciężar ich zbrodni ciążył na
mnie. </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">*** </span></span></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null"> Damona znowu zobaczyłyśmy dopiero w jednym z tych powozów, które same
zawożą nas bezpośrednio pod mury zamku. Nigdy nie wiedziałam, co je
ciągnie. Kiedyś sądziłam, że to po prostu jakiś czar, ale potem
przyjaciel powiedział mi o testralach. Pamiętam, jak byliśmy na drugim
roku i pierwszy raz korzystaliśmy z tych karet. Smith powiedział wtedy,
że to czarne coś, przypominające trochę konie, przeraża go. Początkowo
nie wiedziałyśmy z Ivanne, o czym on mówi... Następnego dnia, gdy
poszliśmy do biblioteki, pokazał nam w książce ilustrację
przedstawiającą właśnie takie stworzenie. Testrala. Damon powiedział, że
to one ciągną nasze powozy. Wtedy Ivanne spytała: "Ale dlaczego my z
Eleną ich nie widzimy?". On </span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidtHw7v-q8p476PWNSYltarQf75g8sCLVlOhs3ST-kGBQ0-KcD6nqFmUzbl0lkEDnEZtA3CDaKHZU6fXy448xiZzk9IDnRk-JpqxPhodpv0qS59m5rzU3R2VQS3W-qw-oeYDPziCKhRycP/s1600/testral.jpeg.gif" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidtHw7v-q8p476PWNSYltarQf75g8sCLVlOhs3ST-kGBQ0-KcD6nqFmUzbl0lkEDnEZtA3CDaKHZU6fXy448xiZzk9IDnRk-JpqxPhodpv0qS59m5rzU3R2VQS3W-qw-oeYDPziCKhRycP/s1600/testral.jpeg.gif" height="340" width="400" /></a></div>
odpowiedział, że nie wie, więc
postanowiliśmy spytać profesora Hagrida. Ach, ta ciekawość
dwunastolatka! Nie spocznie się, póki się jej nie zaspokoi. Hagrid odrzekł nam wtedy, że tesatrale są widoczne tylko
dla osób, które widziały czyjąś śmierć. Damon w przeciwieństwie do mnie i
Ivanne nie wydawał się zaskoczony. Po wyjściu z chatki profesora
spytałyśmy go, czy to prawda, że widział, jak ktoś umiera. Sądziłyśmy,
że skoro teoretycznie był jeszcze dzieckiem, takie widoki nie były
codziennością. Myliłyśmy się; Damon odpowiedział, że tak. Do dziś
pamiętam ironię w jego głosie, pod którą skrywał gorycz.
"Żeby to jedną osobę - prychnął wtedy, siląc się na taki ton, abyśmy
pomyślały, że go to nie rusza. Nie udało się. W oczach chłopaka odbijało
się wszystko, co czuł, gdy o tym wspominał. - Nie było tygodnia, żeby w
naszym domu ktoś nie rzucił Avady." - dodał po chwili.
Damon naprawdę nie miał wesoło w tej rodzinie. Z tego co mi mówił, za
jego chrzestnych robili Lestrange'owie, Belletrix z mężem. Gorzej już
chyba nie mógł trafić. Kiedyś słyszałam, jak rodzice rozmawiali z naszym
nauczycielem zielarstwa - Nevillem Longbottomem. Podobno torturowała jego rodziców, aż postradali zmysły. Przechodzą mnie ciarki na samą myśl. To
musiało być straszne...<br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Po drodze widziałam Chace'a - zaczęła temat
Ivanne, gdy niewidzialne testrale wiozły nas ku bramom Hogwartu. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Czyli jednak nie wpadł gdzieś pod pociąg w te wakacje tak, jak się
łudziłem? - spytał z przekąsem Damon, krzywiąc się na sam dźwięk imienia
Goldensona. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Niestety - odparła z boleścią Ivanne.
Cała nasza trójka serdecznie nie znosiła Chace'a, niezwykle irytującego
Ślizgona, wiecznie zazdrosnego o wszystko, co zrobię. Goldenson nie
dość, że na każdym kroku chciał ze mną rywalizować, to jeszcze ciągle
dogryzał Ivanne. Ten też miał fioła na punkcie czystej krwi jak co drugi
klient ze Slytherinu. Chace tylko Damona właściwie się nie czepiał, ale
dlatego że jego się bał. Słyszał plotki o jego praktykach rodzinnych i
chociaż sam Smith nigdy ich przy nim nie potwierdził, już same takie
plotki budziły pewien respekt. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Słyszałam, że podobno teraz spiknął się z Chadem i jego paczką... -
wtrąciłam, dyskretnie poszukując wzrokiem Ceda wśród przejeżdżającej
obok nas grupki Gryfonów. Niestety nie znalazłam. Oj, no co? Naprawdę
lubiłam gościa... Był taki uroczy i szarmancki. Większość dziewczyn z
naszego rocznika również się w nim podkochiwała. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Z tym Chadem? Chadem Kennedy'im? - zdumiała Ivanne. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">Chad Kennedy był Ślizgonem z ostatniej klasy. Zaliczał się do tak
zwanej "szkolnej elity". Charakter miał ciężki, ale jak się potrzebowało
jakiegoś nie do końca dozwolonego w szkole eliksiru, proszku czy czegoś tam innego potrzebnego do
odegrania się na kimś, zawsze uderzało się z tym właśnie do niego. Chad
był najstarszym z czwórki rodzeństwa Kennedy w naszej szkole. Są
jeszcze bliźniaki Scott i Cristal oraz Lucy. Scott jest na piątym roku w
Gryffindorze, a Cristal wraz z dwunastoletnią Lucy trafiły do Ravenclawu
razem z nami. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Pewnie się do niego przyczepił, a Chad nie wiedział, jak spławić
natręta - skwitował krótko Damon po chwili milczenia.</span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null"> - Też nie chce mi się wierzyć, żeby gość, z którym każdy chce się
przyjaźnić, z własnej woli zakumplował się z kimś tak irytującym -
powiedziałam. Ivanne już chciała coś dodać jeszcze od siebie, ale wtedy
Damon uciszył ją gestem uniesionej dłoni i powiedział, uśmiechając się
do nas nonszalancko: </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Nie zaczynajmy nowego roku od rozmów o tym pacanie. Tak między nami
to Matt powiedział, że razem z Peterem, Dannym i Dalią organizują dziś w
pokoju wspólnym megaimprezę dla całego domu jako takie pożegnanie
wakacji. Podobno twój kuzynek miał przemycać Ognistą Whisky jeszcze z
Pokątnej w Londynie - posłał mi znaczące spojrzenie. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- To dlatego tak
obejmował tą torbę w pociągu... A to gnida, nic nie powiedział - wyrwało mi się. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- Może miała to być niespodzianka? - podsunął Smith. </span></span><br />
<span class="_5yl5" data-reactid=".1h.$mid=11403122974882=2d04a0bcffc3d0e7330.2:0.0.0.0.0"><span class="null">- To mu się udało.</span></span><br />
<span style="color: #0b5394;"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #0b5394;"><b>Meridiane Falori</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #0b5394;"><b>_________________________________________________</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #0b5394;"><b>Postaram się niedługo dodać resztę, to znaczy już jak ogółem wyglądało rozpoczęcie i co się działo, gdy nauczyciele nie patrzyli xD Niedługo pojawi się już właściwa akcja, która mam nadzieję, ze was wciągnie :D</b></span></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="color: #0b5394;"><b>Tymczasem piszcie, co sądzicie o tym krótkim maleństwie ;)</b></span><br />
<span style="color: #0b5394;"><b><a href="https://www.facebook.com/profile.php?id=100005968279367" target="_blank">mój facebook. [klik] dodawajcie do znajomych, piszcie... ;)</a> </b></span><br />
<span style="color: #0b5394;"><b><a href="https://www.facebook.com/IgrzyskaAndHarry" target="_blank">[klik] Igrzyska i Harry wciągają jak czary.</a> </b></span></div>
Unknownnoreply@blogger.com9