środa, 2 lipca 2014

Rozdział 4 : Jednego Krukona mniej

Kiedy się obudziłam, wszystkie moje współlokatorki jeszcze spały, a był to wielce ciekawy widok. Ivanne gadała przez sen: „Scott, och Scott! Nie przy ludziach…” – nie chcę wiedzieć, co jej się śniło, Miranda Rose robiła sobie koślawo makijaż przez sen (ach ci lunatycy!), Patricie Nevers miała koszmary, więc jej najlepsza przyjaciółka, Lana Farah, użyczyła jej łóżko na jedną noc i spały teraz jedna na jednej połowie, druga na drugiej i tylko kopały się przez sen, próbując zepchnąć siebie nawzajem . Miałam niezły ubaw. Paplanie Ivanne uniemożliwiało mi dalsze spanie, więc korzystając z wolnej łazienki, poszłam upodobnić się do ludzi, a ponieważ nie należałam do dziewczyn, które bez makijażu nie wyjdą z dormitorium, szybko się uwinęłam. Blond włosy związałam w warkocz i przerzuciłam przez prawe ramię, po czym szybko włożyłam na siebie czarną szatę z herbem Ravenclaw i krawacik. Było jeszcze wcześnie, a dziewczyny wciąż spały, więc sięgnęłam po moją ulubioną książkę Magiczny związek z istotą niemagiczną, czarownicy Katlynn Burns. Rozkoszowałam się tak chwilą, którą miałam tylko dla siebie, kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam ciężko i odłożyłam książkę na stolik nocny, po czym poszłam otworzyć.
- Cześć, Isobel - przywitałam się z wysoką brunetką z mojego roku, stojącą w progu. - O co chodzi?
- Eleno, Damon czeka na dole. Prosił, żebym ci przekazała, że musisz szybko zejść na dół... - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - No to tyle. Do zobaczenia na śniadaniu - wzruszyła ramionami i zbiegła po schodach. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do Pokoju Wspólnego. Damon nie mógł sam wejść do nas ani do żadnej innej sypialni dziewczyn, ponieważ uniemożliwiały to czary. Rowena Ravenclaw i trójka pozostałych założycieli zaczarowała kiedyś wszystkie dormitoria w ten sposób, żeby chłopcy nie mogli chodzić do pokoi dziewczynek. Nie wiem, czy podejrzewali, że mogło by się to źle skończyć, czy co, ale tak już zostało. Żeby było śmieszniej dziewczyny do chłopków już mogły... Podobno to dlatego, że Rowena uznawała "płeć piękną" za bardziej godną zaufania.
- Mam nadzieję, że masz ważny powód, żeby przerywać mi czytanie - rzuciłam przekornie, uśmiechając się przyjaźnie do Damona. Chłopak siedział na starym fotelu jak na szpilkach, był bardzo blady i sprawiał wrażenie znerwicowanego. Kiedy tylko mnie zobaczył, od razu poderwał się z miejsca.
- Eleno, musimy porozmawiać – oznajmił z pełną powagą.
- No słucham. Co takiego się znów stało? – spytałam, opadając ciężko na podłużną sofę, wyściełaną niebieskim aksamitem.
- Philip Jeffrey zniknął! Nie wrócił na noc! – wyjaśnił zaaferowany Damon.
- Czekaj… Jak to zniknął? – zaniepokoiłam się, tym bardziej wiedząc, że Philip nie jest typem chłopaka szwendającego się nocami po zamku i niewracającego na noc. To raczej grzeczny chłopiec, który o dwudziestej już leży w łóżku.  – Myślmy racjonalnie. Kiedy go ostatnio widziałeś?
- A wiec tak… Wczoraj w czasie lunchu przechodziliśmy się razem po błoniach. Philip chciał, abym doradził mu w sprawach sercowych… No wiesz.. I wtedy podeszła do nas Lexi Whiteford, siostra Cedrica, i spytała, czy może zamienić z nim słówko. Philip odpowiedział, że tak i oddalili się, no a ja wróciłem do zamku. Potem nie wrócił już na lekcje, ani do dormitorium… Myślałem, że może zasiedział się w bibliotece, czytając podręcznik od od zaklęć, jak to ma w zwyczaju, i rano już będzie, więc położyłem się po prostu spać, nie czekając na niego, bo przecież nie jestem jego niańką. No ale rano go nie było- opowiedział.
- Chwilka… Czy szedł może w stronę lasu? – spytałam nagle ożywiona.
- Tak, chyba tak… A co? – spytał, przyglądając się mi badawczo.Zaklęłam pod nosem. - Co jest, Eleno?
- Wczoraj, gdy w porze lunchu byłam z Cedricem w pobliżu lasu, zdarzyło się coś dziwnego…
- Co takiego? – zapytał zaintrygowany.
- Nie wyśmiejesz mnie, jak ci to powiem?
- Nie, skąd taki pomysł? – spojrzał swoimi błękitnymi oczami prosto w moje. - Czy kiedykolwiek cię wyśmiałem?
- No nie... - przyznałam cicho.
- Widzisz? Więc mów śmiało, bez krępacji.
- Kiedy byłam tam z nim, rozpętała się burza. Ale to nie była taka zwykła burza… Wyczułam w niej coś wrogiego… nadprzyrodzonego…
- Czarno-magicznego? – domyślił się.
- Tak! To znacz, że mi wierzysz? – spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, jesteś córką aurorów, musisz być dobra w te klocki – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu.Drgnęłam lekko.
- Nie zawsze… Jednak tym razem byłam pewna, to znaczy, jestem pewna… - przełknęłam głośno ślinę. – Podejrzewam, że Philip nie zdążył wrócić na czas i mógł dostać się w łapy tego czegoś lub raczej kogoś, kto wywołał tę burzę… - po moich słowach. zapadła cisza, którą po chwili przerwałam ja sama, przypominając sobie o kimś nagle. – A co z Lexi? Ona też zaginęła?
- Z tego co mi wiadomo to nie… - odparł Damon po chwili namysłu.
- Dziwne…
- Nawet bardzo.

 ***

W sypialni zostałyśmy już tylko ja i Ivanne, która dopiero co się obudziła.
- Cześć, Elenooo –  ziewnęła, przeciągając się sennie. – Wszystko w porządku? – spytała, kiedy zobaczyła, że spaceruję nerwowo po pokoju
- Philip nie wrócił na noc – oznajmiłam rzeczowo.
- I co w tym dziwnego? Może był na nocnej schadzce z tą swoją Puchonką, jak jej tam? Rosalyn Everbon? – Ivanne nie wyraziła tą informacją większego zainteresowania.
- Philip? Poważnie? – uniosłam wysoko brwi w geście niedowierzania. – Nie chcę być nie miła, ale przecież Rosalyn nawet by na niego nie spojrzała odkąd ma tego swojego Lucasa z szóstego roku... Wiesz, jaka ona jest. Leci tylko na starszych.
- W sumie masz rację… - przyznała, wywlekając się z łóżka.
- Mówię ci, coś musiało się stać. Damon jest tego samego zdania.
- Eleno, czy ty czasem nie przesadzasz? Masz jakieś powody, aby przypuszczać, że coś jest nie tak? – pytała. Nadszedł czas na uświadomienie i jej odnośnie moich przeczuć.Opowiedziałam więc Iv wszystko to, co Damonowi.
- Jesteś całkowicie pewna, że to nie były zwykłe motylki w brzuchu na myśl o Cedricu? – spytała Ivanne, wiecznie  sceptycznie nastawiona do moich przeczuć. Przyjaciółka uważała, że przez to, kim są moi rodzice, zaczynam świrować jak Szalonooki Moody, którego niestety już  nie ma wśród nas.
- A więc nie wierzysz mi, tak? – spytałam, odwracając się do niej plecami. – Myślałam, że w choć tak ważnych sprawach, będę mogła liczyć na ciebie, Iv,, no ale cóż! Zbyt wiele oczekiwałam…
- Oj wierzę ci, wierzę – powiedziała, obejmując mnie po siostrzanemu. – Już się tylko nie dąsaj. Po prostu nadal mam problem z tymi magicznymi przeczuciami, bo ja takich nigdy nie miałam. To dlatego często mi w nie wierzyć... W dodatku nie wiem o czarach i innych magicznych takich tam więcej, niż się tu nauczę, no bo od kogo? Tak to jest jak tata jest mugolem, a mama unika rozmowy o magii w domu.
- Dobra, wybaczam ci! Tylko nie bierz mnie na litość - zaśmiałam się.
- Wiedziałam! – pisnęła i objęła mnie mocniej.
- Tym razem – wykonałam gest, który znaczy „mam cię na oku” i obie się roześmiałyśmy. – Okey, już dość, dusisz!
- Oj, przepraszam – powiedziała, po czym spojrzała na zegarek – Czemu nie obudziłaś mnie wcześniej?! Nie wyrobię się! – zaczęła lamentować. – Spóźnię się na śniadanie…
- To na co czekasz? Masz dwa wyjścia : zostać tu i biadolić lub iść, ubrać się i biadolić po drodze do klasy. Pospiesz się, Damon czeka w salonie.

***
- Nareszcie! – mruknął Damon, czekając na nas. Teraz w  całym dormitorium byliśmy już tylko my.– Dłużej się nie dało?
- Oj, nie marudź Damon… - ziewnęła niewyspana Ivanne.
- Philip nadal nie wrócił? – spytałam, mając nadzieję, że chłopak jednak znalazł drogę do dormitorium Ravenclaw.
- Nie – pokręcił przecząco głową. – Mam tylko nadzieję, że nic mu się nie stało. Wiesz… gdyby to ktoś inny nie wrócił na noc, nie przejmowałby się chyba nikt, ale każdy wie, że Philip jest za „grzeczny”, aby łamać regulamin. Zawsze bał się Filcha… - westchnął.
- Oby szybko się znalazł…  - powiedziałam cicho. Coś tu ewidentnie było nie tak. Najpierw ta burza, teraz to...
 Ruszyliśmy na śniadanie. Ku naszemu zdziwieniu, gdy weszliśmy do Wielkiej Sali, zobaczyliśmy profesora Blake’a, stojącego przy mównicy. To dziwne, ponieważ nigdy nie przemawiał podczas śniadania. Szybko zajęliśmy miejsca przy stole Ravenclaw, po czym odwróciłam się do Sophie Rose, siedzącej obok dziewczyny, również z piątego roku.
- Wiesz może o co chodzi? Przecież nikt nie wygłasza przemówień i ogłoszeń tak rano…
- Może chodzi o to, że Philip zniknął… - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Widać nie tylko my zauważyliśmy jego nieobecność, z tą różnicą, że nas to interesowało, a Sophie sprawiała wrażenie osoby, którą obchodzi to tyle co zeszłoroczny śnieg. Zaraz okazało się, że dziewczyna miała rację, ponieważ profesor odkaszlnął teatralnie, by zwrócić na siebie uwagę, i powiedział:
- Drogie uczennice, drodzy uczniowie! Tym, którzy jeszcze nie wiedzą, chcę powiedzieć, że wasz kolega, Philip Jeffrey zaginął – po sali rozeszły się nerwowe poszeptywania i ogólne przejęcie. – Zarówno wy wiecie, jaki i ja wiem, że to do prefekta Krukonów nie podobne. Mimo wszystko nie robiłbym takiego szumu w tej sprawie, gdyby nie pewien anonim, który został mi dziś rano podrzucony do gabinetu...I którego treści nie poznacie. Jeśli którekolwiek z was go zobaczy, niech natychmiast mi o tym powie. Mam pewne podejrzenia odnośnie tego, co się z nim stało, lecz na razie jest zbyt wcześnie, aby o tym mówić głośno. W tej chwili mogę wam powiedzieć tylko jedno: uważajcie na siebie i nie wychodźcie wieczorami sami. To wszystko. Smacznego!  - zaczęliśmy jeść, a wielu zaintrygowanych słowami dyrektora uczniów, spekulowało jeszcze długo odnośnie tego, co mógł mieć na myśli profesor. My oczywiście też o tym rozmawialiśmy, ale później, na osobności... Przez to wszystko całkowicie przeszedł mi apetyt na jedzenie. Nie była w stanie nic w siebie wepchać, tylko wypiłam szklankę soku dyniowego. Nic więcej. Ivanne, wciąż twierdząc, że "się odchudza", skapnęła tylko trochę dyniowych pasztecików. Damon natomiast miał na talerzu po trochę wszystkiego, przez co już nawet nie można było rozróżnić, co jest czym. Cały Smith... Jemu apetyt zawsze dopisywał. W końcu nadszedł czas na sowią pocztę.  Do Wielkiej  Sali wleciało chyba ze sto sów najróżniej upierzone. Do mnie podleciał moja ukochana uszatka, Hermia, z małą paczką w dziobie. Upuściła mi ją na wyciągnięte dłonie, po czym usiadła przede mną na stole i spojrzeniem dała mi znać, że oczekuje „zapłaty”. Położyłam sobie przesyłkę na kolana i zajęłam się moim maleństwem.
- No masz, już masz – powiedziałam, podając jej kawałek chleba jedną ręką, a drugą głaszcząc po główce. Hermia zahuczała zadowolona, po czym wzbiła się w powietrze i odleciała do sowiarnii. Zabrałam się za otwieranie paczki od rodziców (bo kto inny mógł to przysłać?). W tym samym czasie przyleciały  również sowy dla Damona i Ivanne.
- Co to za gazeta, Iv? – spytał chłopak, dobierając się do swojej paczki z babeczkami domowej roboty. – Częstujcie się – powiedział, podsuwając nam pudełeczko. To był jedyny plus pani Katheriny Smith - umiała doskonale piec.
- To, drogi Damonie, jest „Nastolatka”, moja ulubiony magazyn – powiedział Ivanne, częstując się wypiekiem mamy przyjaciela.
- Jakieś babsko – mugolskie pisemko? – spytał, posyłając jej zadziorny uśmiech i jednocześnie uchylając się przed „śmiercionośnym” ciosem "babsko – mugolskim pismem".
- Może i jest mugolskie, ale jakie ciekawe! Odkryłam je będąc u wujka w Londynie, a co to za paczka, Eleno? – zainteresowała się Ivanne, posyłając wciąż śmiejącemu się Damonowi lekkiego kuksańca w brzuch.
- Jaka paczka? Ach, to – zaczęłam, wyrwana z zamyślenia. – Nie otworzyłam jej jeszcze do końca, czekaj…  - powiedziałam, rozrywając kawałek papieru, w który owinięta była jej zawartość. – To jakiś list i … naszyjnik? – zdziwiłam się. Zaczęłam obracać między palcami  srebrne, wysadzane niebieskimi klejnocikami cudeńko. Zdawał się być bardzo stary, lecz nadal piękny. – Jestem w szoku, przez całe cztery lata nauki rodzice nie przysyłali mi nigdy biżuterii, nawet na urodziny. No może raz kiedyś na Gwiazdkę, ale to się chyba nie liczy, bo to był jakiś aurorski gadżet…
- Może to też jakiś „aurorski gadżet”? – podsunął Damon, spoglądając z zaciekawieniem na naszyjnik.
- Wygląda raczej niewinnie… Ale jest śliczny! – oznajmiłam, nakładając go na szyję.
- Wygląda jak stworzony specjalnie dla ciebie. Wyglądasz w nim pięknie, nawet te klejnociki są w kolorze twoich oczu. Rodzice się postarali – zachwycała się Ivanne. Uśmiechnęłam się do niej, po czym otworzyłam dołączoną do wisiorka kopertę i zaczęłam czytać:

„Droga Eleno!
Być może ta wiadomość okaże ci się dziwna, ponieważ tam, w Hogwarcie zapewne wszystko wydaje się być w porządku, lecz niestety są to złudne odczucia. Ja i twój tata dostaliśmy właśnie wiadomość, że Neymar Berrge znów jest na wolności. Wiarygodne źródła donoszą, że może on kręcić się w okolicach szkoły, chyba że już tam jest. Pamiętaj, iż jest on wielce niebezpiecznym, parającym się czarną magią szaleńcem, który postawił sobie za cel zlikwidować każdego, kto jest mu przeszkodą na drodze do celu. Gdyby coś podejrzanego miało miejsce w Hogwarcie, od razu wyślij nam sowę. 
                                                                                                                                    Mama
PS  Powierzam ci amulet florijski. Używaj go mądrze i zawsze miej przy sobie.”
- Co to amulet florijski? – spytała, zaglądająca mi przez ramię Ivanne.
- Sama nie wiem… - odparłam.
- Ja wiem – zaczął Damon, a my wbiłyśmy w niego zaciekawione spojrzenia. – To taki medalion, który ochrania właściciela przed czarno magicznymi zaklęciami. Ale ma też inne zastosowanie… Dzięki niemu możesz zmienić się w dowolną osobę, na jak długo chcesz – wytłumaczył, nie przestając jeść.       
- To trochę jak eliksir wieloskokowy, nie?  - spytała Ivanne.
- Nie do końca. Eliksir wieloskokowy bardzo długo się waży, działa tylko godzinę, a do jego stworzenia potrzebna jest cząstka tego, w kogo chcemy się zmienić, a posiadacz amuletu florijskiego może się przemienić w dowolnej chwili i na dowolny okres czasu – wyjaśnił Damon. Jego błękitne oczy lśniły ekscytacją. - Tylko pomyśl, do czego możesz go wykorzystać...                                               
- No nieźle – stwierdziłam, popijając sok. - Może się przydać, jak znów będę podkradała coś Slughornowi.
- Witaj, piękna – odezwał się nagle jakiś męski głos za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do uch Cedrica.
- Cześć – przywitałam się, odwzajemniając natychmiast uśmiech. – Czemu nie siedzisz z resztą?
- Bo chciałem cię zobaczyć – odparł czarująco. – Hej! – przywitał się z Ivanne i Damonem.
- Cześć – odpowiedzieli chórem, z tą różnicą, że głos Ivanne był pewien entuzjazmu, a Damona raczej mrukliwy. Chyba nie przepadał za Cedricem…
- O, słodki jesteś. Siadaj do nas, jest tu trochę miejsca – zaproponowałam.
- Jeśli twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko, to chętnie… - w tym momencie spojrzał na Ivanne i Damona w oczekiwaniu na przyzwolenie.
- Jasne… Siadaj – rzucił Damon i nawet posłał Cedricowi słaby uśmiech. Bo to chyba miał być uśmiech... Tak czy inaczej, Smith teraz wyglądał bardziej, jakby coś go bolało, niż jakby rzeczywiście cieszył się na widok Ceda. Co jak co, ale marny z niego aktor.
- Dzięki – usiadł między mną a Ivanne, po czym objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Jeny... Ced naprawdę wziął sobie do serca naszą wczorajszą rozmowę o flirtowaniu. Poczułam motylki w brzuchu. Cedric szepnął mi coś do ucha. Zachichotałam, a Damon wywrócił oczami. – Jaki piękny wisior, pasuje do ciebie – pochwalił nagle Cedric.
- Dziękuję, też mi się podoba – odpowiedziałam, uśmiechając się. Mój przyjaciel wstał nagle od stołu i bez słowa odszedł w stronę drzwi.
- Co go ugryzło? – spytał Cedric, odprowadzając go ciekawskim spojrzeniem.
- No właśnie, o co mu chodzi? Może ty wiesz, Ivanne?
- Będzie lepiej, jeśli ty go o to spytasz – stwierdziła, rzucając mi wymowne spojrzenie. – Ja też już się najadłam… Do zobaczenia na lekcjach – pożegnała się i pobiegła za Damonem.

Meridiane Falori ^^^
Jak wam się podobało? Wiem, słabe, ale obiecuję, potem będzie lepiej ;) Słowo Ślizgonki :D
PS Nowego rozdziału możecie się spodziewac za 2 - 3 tygodnie, bo wyjeżdżam ;*

6 komentarzy:

  1. Nie lubię Ceda. Boje się o IV i Damona i Elene.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekaj, czekaj, czekaj... Ślizgoniki!? No bez jaj, ja byłam pewna że, tak jak ja, jesteś Krukonką! Jeeezu...
    Oj, tam słabe... Ja tam nie narzekam i cieszę się tym, co czytałam. Ja tam wiem, co się stanie ale mimo to czekam, bo pamięć już nie ta i luki w niej posiadam :p
    No co więcej napiszę, no, nie wiem. Było super, ale to już wiesz.
    To chiba tyle. Było świetne, ale to też wiesz.
    Pozdrawiam i miłego wypoczynku,
    Elfik Elen

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe, polubiłam Damona jeszcze bardziej. Kocham i czekam <3 /Rebecka

    OdpowiedzUsuń
  4. To tak :)
    Za dużo o HP nie wiem, ale twoje opowiadanie jest bardzo ciekawe :*
    Ktoś zaginął?? No nieźle :)
    I to jeszcze po tej "burzy".
    Coś na pewno się dzieje!
    Damon zazdrosny!!! :D
    Oj będzie ciekawie :D
    Ten amulet musi być naprawde ładny :*
    I do tego pożyteczny :)
    Pozdrawiam i czekam na NEXT'a jak tylko wrócisz :*
    Weny <3 Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  5. ,,Scott, och Scott! Nie przy ludziach…” Hahahaha zboczone myśli aktywowano. Rozdział świetny. W końcu coś o Krukonach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Coco nie lubi Cedrica....
    Mam nadzieję że Elena przejrzy na oczy i będzie ze Scottem.
    Czytam dalej :-)
    Coco Evans
    Ps. Fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń