czwartek, 16 października 2014

Rozdział 9 : Łagodzi, nie zapobiega

Przez następne kilka lekcji i przerw Damon zachowywał się tak samo dziwnie. Tak jak wcześniej nasza trójka była praktycznie nierozłączna, to teraz Smith chyba robił wszystko, byleby tylko nie nawiązywać dłuższego kontaktu ze mną czy z Iv. Między zajęciami siadał zawsze po tej stronie korytarza, po której nas nie widział, a jeśli siedzieliśmy już razem na jakimś przedmiocie, a musicie wiedzieć, że praktycznie na każdym siedzimy razem albo przynajmniej blisko siebie, to Damon albo się przesiadał, albo, jeśli już nie było miejsc gdzie indziej, milczał jak grób. Ivanne, która jest jeszcze większą gadułą ode mnie, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, próbowała parę razy pociągnąć go za język, zmusić do chociaż trzyminutowej wymiany zdań, jednak Damon sprawiał wrażenie nieobecnego, często się wyłączał, snie słuchał. Doprawdy nie wiem, co go ugryzło... Dobra, zważywszy  na obecną sytuację, to chyba nie zabrzmiało zbyt stosownie, więc może wytnijmy ten fragment. Tak czy inaczej, rozumiem, że to wszystko dla Smitha jest cholernie trudne, ale my chcemy mu tylko pomoc! A on nawet nie daje nam szansy. Gdyby po prostu, tak po ludzku, powiedział, że potrzebuje trochę pobyć sam, okay, ale on zamiast z nami porozmawiać, permanentnie nas zlewa. W końcu z Ivanne nie wytrzymałyśmy i postanowiłyśmy zmusić go do rozmowy. Chce czy nie, musimy to sobie wyjaśnić. Tak więc na lekcji wróżbiarstwa z profesor Trelawney, na której siedziałam przy ostatnim stoliku tradycyjnie z Iv i Damonem, zebrałam się w sobie i zaczęłam ściszonym głosem, by nie dosłyszała mnie ta sfiksowana wróżbiarka, polerująca teraz jedną ze swoich szklanych kul.

- Wyjaśnisz nam z łaski swojej, co się dzieje?
Damon podniósł wzrok znad podręcznika. Jego niebieskie oczy sprawiały wrażenie zamglonych, nieobecnych.
- Hmm? - mruknął, wyrwany z posępnego zamyślenia, odgarniając nerwowym ruchem czarne włosy z czoła.
- Nie "hmm", tylko gadaj, o co ci chodzi? - rzuciłam niecierpliwie. Damon ściągnął brwi, a Ivanne zaczęła biegać spojrzeniem ode mnie do niego z dziecinną ciekawością.
- O nic - odburknął. - Wszystko w jak najlepszym porządku, o ile w moim obecnym położeniu cokolwiek może być w porządku - wzruszył ramionami, po czym, uznając najwyraźniej, że to wszystko w tym temacie, zaczął kartkować podręcznik z udawanym zainteresowaniem. Zerknęłam na profesor Trelawney; dalej była zainteresowana tylko i wyłącznie polerowaniem swojego "cudeńka". Dobrze. To znaczy, że można kontynuować nasze małe przesłuchanie.
- Damon, to przez to...?  No wiesz? Rozmawiałeś z Blake'm na ten temat? - pytałam dalej, uważając, by nikt niepowołany tego nie usłyszał. Po co dawać powody do podejrzeń?
- Eleno. Wszystko. Jest. W porządku - odpowiedział, kładąc nacisk na każde wypowiedziane przez siebie słowo, nie przestając kartkować rozlatującej się książki. Przez te pięć lat nigdy nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem Damon potrafił doprowadzić swoje książki do takiego stanu już w pierwszym miesiącu szkoły, chociaż pracownicy z Księgarni Esy i Floresy zawsze rzucali na nie szereg zaklęć, mających zapewnić ich trwałość. Cóż... Wychodzi na to, że mój przyjaciel ma aż tak destrukcyjną naturę, że profesjonalne uroki ochronne są jednak za mało ochronne. jak na jego "talenty".
- Tak, oczywiście - rzuciła z irytacją Ivanne, wyrywając mu podręcznik, któremu poświęcał więcej uwagi niż nam, choć z całego serca nienawidził przedmiotu, jakiego nauczał. Dziewczyna trzepnęła Damona delikatnie książką po głowie, taksując go przy tym oskarżycielskim spojrzeniem swoich brązowych oczu. -  Wszystko jest świetnie, ale to że cały dzień masz mnie i Elenę centralnie w czterech literach, to nic? - w jej głosie pobrzmiewała uraza. Na twarzy Damona malowała się kapitulacja.
- Ech... - westchnął ciężko, przymykając powieki. - To nie jest tak, że mam was gdzieś, ja po prostu...
W tym momencie rozległ się skrzeczący głos zachrypniętej profesor, tradycyjnie obwieszonej najróżniejszymi wisiorkami, amuletami, bransoletami.
- Czy ktoś nie chciałby skoczyć do pana Filcha po nową gąbeczkę do polerowania kul?
Zazwyczaj, gdy Trelawney wyskakiwała z takimi propozycjami, nigdy nie było chętnych, bo nikt tu nie miał skłonności samobójczych. Powszechnie przecież wiadomo, że na kontaktach z Filchem wyjdzie się gorzej niż na randce z samym Bazyliszkiem, więc... Ale tym razem było trochę inaczej.
- O, ja mogę iść! - wyrwał się Damon, najwyraźniej chcąc znów odwlec nieprzyjemna rozmowę.
- Nie, siadaj - warknęła cicho Ivanne, sztyletując chłopaka spojrzeniem. Siedzący dwa stoliki dalej Eddie, widząc, że Smith chce się zmyć, zanim dojdziemy do sedna sprawy, bo przecież wiedział, że musimy z nim pomówić, widział, co się dzieje, wstał szybko z miejsca i zadeklarował, podchodząc do nauczycielki:
- Nie, ja pójdę. Pan Filch... eee... bardziej mnie lubi. Smithiemu pewnie tylko przełożyłby ścierą przez głowę, a mi? Hmm.. kto wie, może nawet dostanę bonusową szmateczkę do tej gąbeczki - Eddie wypiął "dumnie" pierś, starając się ukryć pod ochoczym uśmiechem pierwsze objawy paniki. W końcu tu chodzi o Filcha. Nawet nasz dyrektor przyznał, że woźny przyprawia go o ciarki.
- Dobrze, Thorn. Idź, ale wracaj w podskokach - profesor Trelawney machnęła niecierpliwie ręką i zaczęła czegoś szukać w stercie papierów, zalegającej na jej biurko. Wszystko wyglądało na to, że jednak dzisiaj nie miała zamiaru poprowadzić lekcji. Ale w sumie to dobrze, bo po pierwsze - nie cierpię wróżbiarstwa, a po drugie - można przynajmniej spróbować wydusić z niego, co mu leży na wątrobie. 
- A więc? Zdaje się, że coś chciałeś powiedzieć? - powiedziałam, spoglądając na Damona spod uniesionych brwi. Wiem, wiem, wiem. W tym momencie mogłam się wydać poszczególnym osobom natrętna lub irytująca (opcjonalnie, ewentualnie jedno i drugie), ale szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Teraz liczy się tylko sprawa Damona i żeby w końcu raczył się otworzyć, po dobroci albo nie. Przecież tu chodzi o jego dobro!
- Dla ułatwienia, skończyłeś na "to nie tak, że mam was gdzieś" - wtrąciła Ivanne, wymieniając ze mną spojrzenia.
Damon przez dłuższą chwilę milczał. Zmagał się z samym sobą, zastanawiał się: "powiedzieć, czy nie"?. Przez ten cały czas nie patrzył na nas, tylko na swój krukoński krawat, którym teraz bawił się nerwowo. Zamiast mieć go na szyi, przesuwał nim między smukłymi palcami. W końcu jednak zaczerpnął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy. Nie wiem, co kryło się w moich, ale w jego malował się ból i smutek.
- Słuchajcie - zaczął jeszcze ciszej ode mnie, rozglądając się dla pewności wokoło, by zyskać dodatkową pewność, że żaden z uczniów nie przysłuchuje się naszej małej rozmowie. - Pamiętacie, jak wam rano mówiłem, że Blake chciał ze mną pomówić O TYM, ale ja nie chciałem i zwiałem?
- No tak - Iv przytaknęła.
- Bo widzicie... To nie do końca prawda... - Damon przełkną głośno ślinę, wracając spojrzeniem do palców z owiniętym między nimi krawatem. Zawsze unikał kontaktu wzrokowego, kiedy mówił o czymś bardzo ważnym albo krępującym... Wbrew pozorom był bardzo wstydliwy  - Bo widzicie... tak naprawdę to z samego rana dyrektor zabrał mnie to swojego gabinetu... Tam czekał już Slughorn. Blake powiedział, że jeszcze nie słyszał o takim przypadku, jak mój, w sensie, żeby ugryziony nie przemienił się przy pierwszej pełni. Chociaż szansa, że jednak jakimś cudem nie zostałem zarażony likantropią, była mniej niż mikroskopijna, wezwał go, żebyśmy mieli pewność... - mówił wolno, starannie dobierając słowa. W końcu Damon odważył się znów na mnie spojrzeć i kontynuował tym samym przybitym tonem. Teraz sprawiał wrażenie jeszcze bardziej wycofanego niż wcześniej, choć myślałam, że bardziej się już nie da. - Dali mi jakiś wywar i powiedzieli, że jeśli po jego wypiciu pojawi się wokół mnie czerwona aura, znaczy, że jestem zdrowy. Jeśli niebieska, co pełnie będzie trzeba wyprowadzać wilczka na spacer - usta Smitha wygięły się w drwiącym uśmieszku, podobnym bardziej do grymasu aniżeli do uśmiechu.
- I jaka się zrobiła? - spytałam niepewnie. Chociaż odpowiedź była jasna, miałam jednak cień nadziei, że  z Damonem wszystko w porządku. Że to wszystko skończy się dobrze.
- Po co pytasz, skoro wiesz? - na jego wargach pojawił się ten sam szyderczy uśmieszek, maskujący skrywaną pod nim gorycz.
- Czyli niebieska? - wyszeptała Ivanne posępnie.
- Czyli niebieska - powtórzył za nią chłopak, chowając twarz w dłoniach. Spojrzałyśmy po sobie z Ivanne. Cała nadzieja prysła jak bańka mydlana, runęła jak dom zbudowany na piasku. Dziewczyna nachyliła się nad nim i położyła dłoń na jego plecy.
- Damon... Wiem, wiem, to okropne, ale przecież  na tym świat się nie kończy - próbowała go pocieszyć.
- No właśnie. Przecież są specjalne eliksiry, które zapobiegają przemianie... Pamiętam, że profesor Lupin często z takich korzystał... - dodałam, odgarniając mu z czoła kruczoczarne włosy.
- Wiesz co to Katium Amaree? - spytał, spoglądając na mnie tym samym zbolały wzorkiem, co wcześniej. Krajało mi się serce, kiedy widziałam go w takim stanie. Było mi go tak strasznie, strasznie szkoda... Likantropia to dno.
- Nie - pokręciłam głową. Pierwszy raz słyszałam tę nazwę. Ne kojarzyła mi się zupełnie z niczym. Po minie Iv widać było, że i ona nie wie, czym jest tajemnicze Katium Amaree.
- Katium Amaree to taki kwiat, kluczowy składnik tego eliksiru powstrzymującego przemianę... - wyjaśnił Damon. - Rośnie tylko w trzech  miejscach a świecie. W południowej Afryce, terytorium Nambii i Botswany, samym wschodzie Azji, okolice Mongoli, Laosu i rzadziej Nepalu, i daleko idącej na północ Skandynawii. Niestety już wcześniej był dosyć rzadki, ale teraz... - pokręcił głową. - W ostatnich latach całkowicie wyginął. Podobno to Śmierciożercy zniszczyli wszelkie plantacje, żeby ułatwić chwytanie wilkołaków podczas pełni, bo przecież to "brudne mieszańce", które nie powinny zaśmiecać świata czarodziei... - słowa ledwo przechodziły mu przez gardło. Z każdą chwilą było mi go coraz bardziej żal. Wychodziło na to, że jednak musi się przemieniać, a to przecież nic przyjemnego. Każdy gdyby dostał wybór: dalej żyć sobie w spokoju, albo raz w miesiącu zmieniać się w krwiożercza bestię pozbawioną świadomości, nawet nie wiedzącą, kim naprawdę jest, i wiedzioną tylko instynktem drapieżnika, wybrałby to pierwsze. Niestety Damon, tak samo jak mój brat, wyboru nie miał. Został rzucony na głęboką wodę, a teraz my musiałyśmy pomóc mu utrzymać się na powierzchni i nie utonąć.
- Czyli teraz...
- Tak, Ivanne - dokończył za nią, domyślając się, co ma na myśli.  - Każdej pełni.
- Och... - westchnęła ciężko.
- No właśnie - odpowiedział jej w tym samym tonie. - I po prostu... Tak cholernie się boję, okay? Nie mam pojęcia, jak to teraz będzie. Nie mam pojęcia, czy rodzice zaakceptują, że mają syna wilkołaka, czy nie, bo jak na byłych sługusów Voldemorta chyba podzielają jego poglądy na temat mieszańców. No jasne, raczej nie zaczną strzelać do mnie srebrnymi kulami, ani nie potraktują Avadą, ale nie wiem, czy się ogarnął i okażą trochę zrozumienia, bo przecież kiedyś muszę im powiedzieć, czy może będą mnie trzymać w domu tyle , ile muszą, czyli do ukończenia Hogwartu, a potem wypier... rozumiecie. A jeszcze bardziej boję się, że będę taki sam, jak ten potwór, który nas zaatakował. Że to mnie będą się wszyscy bać, że przede mną trzeba będzie uciekać. Nie mam pojęcia też, co się stanie, jeśli ludzie się dowiedzą. Chyba pozostanie mi tylko spakować manatki i spierniczać na drugi koniec świata. Zamieszkam z jakimś plemieniem afrykańskim w lepiance i będzie świetnie. Albo wstąpię do  Shaolin... W sumie mogę też zebrać paru napaleńców, fascynujących się czarną magią i robić za ich guru. Na okultyzmie to ja się znam... Niestety.
- Ale dlaczego nie chciałeś nam o tym powiedzieć od razu? Przecież wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć - nakryłam dłoń Damona własną, puszczając przy tym mimo uszu jego uwagi o zamieszkaniu w lepiance, Shaolin i okultyzmie. Taki przyjacielski gest. Przez myśl mi nie przeszło, że mógłby odebrać to inaczej niż właśnie w ten sposób, ale... no właśnie. Oczywiście potem, dużo potem, dowiedziałam się o wszystkim, ale nie o tym teraz. Wracajmy do akcji.
- Nie chciałem wam nic mówić, bo nie chciałem was martwić. Zresztą... Eleno, Ivanne, rozumiem, że robicie wszystko, by mi pomóc, ale... będąc z wami, nie chcę czuć się jak kaleka. Chcę zapominać o obawach, a nie żeby mi o nich nieustannie przypominano, nawet w dobrym celu. Miałem już tego dosyć, tak? Jeśli ktoś ma się nade mną użalać, to tą osobą będę ja. Nie chcę, by inni się nade mną litowali. Nawet wy - powiedział, przenosząc spojrzenie ze mnie na Iv, i na odwrót, szukając w nas zrozumienia.
- Nie wiedziałyśmy, że odbierasz to w ten sposób... - bąknęłam pod nosem, czując, jak płonę na twarzy.
- No... Przepraszamy, chciałyśmy ci tylko... - zaczęła zmieszana Ivanne, wbijając wzrok w stolik.
- Pomóc, wiem - uciął Damon. - Jeśli będę potrzebował wsparcia, zwrócę się do was, ale na razie zamierzam to sam ogarnąć. Dlatego też dzisiaj od was uciekałem. Ale nie chciałem, żebyście pomyślały, że mam was gdzieś... Po prostu wasza obecność była chwilami równie przykra, jak zabranie niewidomego na wystawę w galerii. I tak nic nie zobaczy, a będzie tylko się niepotrzebnie dołował, że inni mogą widzieć, a on nie.
Milczałam. Ivanne także. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Damon miał rację. Może faktycznie zbyt naciskałyśmy... W końcu jak to się mówi, nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Ale przecież nie miałyśmy złych zamiarów.
- A potem, jak dosiadł się do ciebie ten gryfoński niedorozwój Whiteford... - dodał Damon z nieskrywaną pogardą, wzdrygając się na samo wspomnienie Ceda. Smith, chociaż robił, co tylko mógł, żeby odciąć się od swojej czarnoksięskiej rodzinki i ich poglądów na wszystko, niektóre były w nim już zbyt głęboko zakorzenione, by tak po prostu się ich wyzbyć, jak na przykład niechęć do Gryffindoru, bo przecież Śmierciożercy z Domu Węża gardzili Domem Lwa, podobnie jak sam Voldemort, ale z różnych przyczyn, nad którymi nie widzę sensu, by się teraz rozwodzić.
- Zabraniam ci mówić w taki sposób o Cedricu - rzuciłam ostrzegawczo tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Za co ty go tak nie lubisz, co?
- Ehehe... Może skończymy ten temat, hm? Po co się denerwować...? Porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o pieskach! Każdy lubi pieski - Ivanne próbowała zdusić kiełkujący konflikt w zarodku, zanim doszłoby do kłótni. Jedną rękę miała na ramieniu Smitha, a drugą na moim.
- A więc? Podaj mi jeden sensowny powód, dla którego go tak nie cierpisz - nie ustępowałam.
- Tylko jeden? Kiedy ja ci mogę całą listę przedstawić, ale ostrzegam, trochę zajmie, zanim dojdę do końca - rzucił Damon, krzyżując ręce na piersi. Uśmiechał się krzywo. Ivanne westchnęła ciężko, wywracając oczami. Zabrała z nas dłonie i wsparła na nich twarz, opierając łokcie na stoliku. Najwidoczniej stwierdziła, że skoro nie może tego załagodzić, pozostaje jej przeczekać.
- Tak? - spytałam drwiąco, unosząc brwi. - A to dziwne, bo wcześniej nic do niego nie miałeś. Zacząłeś na niego gadać dopiero niedawno. Tak ni stąd, ni zowąd uświadomiłeś sobie, że przeszkadza ci, że istnieje.
- Bo do niedawna trzymał się z daleka, a teraz perfidnie do ciebie zarywa! - odparował chłopak. Po chwili zorientował się, że powiedział o parę słów za dużo. - Zresztą nie ważne - rzucił natychmiast... chłodno. Jego twarz zmieniła się w niewyrażającą emocji maskę.
- Nie ważne, powiadasz? A co ci do tego z kim się zadaję, hę? Czy zarywa, czy nie?
Ostatni raz byłam tak zirytowana, jak Ced robił mi sceny, kiedy wolała zostać przy Damonie, niż z nim iść. Nie znosiłam, kiedy ktoś chciał za mnie decydować; z kim mogę się spotykać, z kim mogę się zadawać. Na brodę Merlina! Dopóki nie ulokuję swoich uczuć w jakimś włoskim mafioso, zajmującym się rozprowadzaniem heroiny w mieście, niego nie powinno to gorszyć, ani drażnić.
- Jest nieodpowiedni dla ciebie - odparł, siląc się na lodowatą obojętność, ale coś mu nie wyszło. - Jest arogancki, zakochany w sobie, już nie mówiąc o tym, że osiągnął nowy poziom bycia irytującym niczym wrzód na du...
- Damon - skarciła go Iv, robiąc srogą minę. Srogą na tyle, na ile pozwalał jej wyraz zrozumienia w brązowych oczach, teraz w niego wlepionych.
- Doprawdy? A kto według ciebie jest dla mnie odpowiedni?! - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
Damon przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, Albo raczej czy TO powiedzieć. Spojrzał ukradkowo na Ivanne, która pokręciła ledwo dostrzegalnie głową. Smith zacisnął usta i już nic nie powiedział. Wtedy zadzwonił dzwonek. Zamaszystym ruchem zgarnął swoje rzeczy ze stolika i wrzucił je do torby szkolnej. Wstał i wyszedł, ba! Prawie wybiegł z sali.
- Dawałaś mu znaki. Wiesz, co chciał powiedzieć. Wiesz, czemu tak nagle znielubił Ceda - zwrocilam się do Ivanne, kiedy się pakowałyśmy.
Spodziewałam się, że będzie zaprzeczać. Zarzekać się, że nic nie wie, ale ona tylko spojrzała na mnie smutno i powiedziała cicho:
- Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to dam ci jedną radę. Otwórz w końcu oczy. Może wtedy dostrzeżesz coś, co inni widzą już od dawna.

MERIDIANE FALORI
_____________________________
I co myślicie? :D Osobiście jestem średnio zadowolona z tego rozdziału, bardzo średnio :p No ale ocena należy do was. Piszcie, co myślicie. Trochę tak głupio, że jednak musi się przemieniać... Ech, piszcie :) Doceńcie, że chociaż mam masę sprawdzianów znalazłam czas, zeby to napisać ;)
Polecam stronę [fb] : Miłośnicy książek o HP i
Największy z całej czwórki dumny Slytherin

12 komentarzy:

  1. Ciesze sie ze znalazlas czas ja tez mam sprawdzian za sprawdzianem i miedzy czasie kartkowki wiec coe rozumiem . Rozdzial wyszedl ci naprawde dobry. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział strasznie mi się podoba. Jest świetny! Kocham czytać Twojego bloga. Szkoda tylko, że szkoła Cię trochę ogranicza :/. Wiem coś o tym.
    Mam nadzieję, że jak najszybciej znajdziesz czas na napisanie kolejnego rozdziału, bo nie mogę się go doczekać! <3
    ~D.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że udało ci się znaleźć czas, bo ci nasi nauczyciele to nie myślą o uczniach :) Wykorzystują cały limit sprawdzianów na dzień i tydzień (ciekawe czy w innych krajach też tak jest?). No nieważne, skupmy się na rozdziale.
    Szkoda, że Damon musi się przemieniać...
    Tylko te pytanie: Czemu nie przemienił się podczas poprzedniej pełni? I co za tym idzie?
    Swoją drogą, właśnie zobaczyłam ciekawą rzecz z komentarzami. 1 napisany 17, 2 napisany 18 i mój dzisiaj 19 :) Godzina 11, godzina 11, no cóż tu już się wyłamuję bo 13 :)
    Powodzenia na sprawdzianach!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Twojego bloga odkryłam dziś i dziś skończyłam czytać. Kiedy następny? Czekam z niecierpliwością. Zaliczam twój blog do nie licznego grona moich ulubionych. ;)

    Thalia di Angelo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo bardzo sięcieszę ;) Nie potrafię do końca powiedzieć, kiedy bd następny rozdział :/ Pomysł mniej więcej jest, ale najpierw muszę nadrobić zaległości na pozostałych blogach. Bo mam ich kilka i tak kolejno dodaje rodziały ;) Żeby umilić sobie czekanie, możesz zabrać się za inne ;) haha
      ~ Meridiane Falori

      Usuń
  5. Niesamowite.!!!!
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!@!!!!!!
    ~Demi

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdział. jednak wkradł Ci się błąd językowy: ,,Nie chciałem wam nic mówić, bo nie chciałem was martwić.'' Lepiej by brzmiało gdybyś zamieniła na np. ,,Nic nie mówiłem, bo bym was zmartwił.'' Albo na coś podobnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, umknęło mi to :/
      mam nadzieję, że nei zapomnę poprawić xD

      Usuń
  7. "Wychodzi na to, że mój przyjaciel ma aż tak destrukcyjną naturę, że profesjonalne uroki ochronne są jednak za mało ochronne. jak na jego "talenty"."

    "Pan Filch... eee... bardziej mnie lubi. Smithiemu pewnie tylko przełożyłby ścierą przez głowę, a mi? Hmm.. kto wie, może nawet dostanę bonusową szmateczkę do tej gąbeczki - Eddie wypiął "dumnie" pierś"

    Nie wiem jak ty to robisz (obstawiam, że jesteś czarodziejką albo wróżką, nie mogę si ę zdecydować :)) ale twoje opowiadania są najlepsze i naprawdę nie wiem jak ty je wymyślasz :) Pozostaje mi tylko czekać na nexsta.

    Cristal Creative

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział!
    Podoba mi się bardzo Twoje bogate słownictwo. Bardzo fajnie piszesz.
    Szkoda, że Damon musi się jednak przemieniać...
    Wgl nie mogę doczekać się momentu w którym powie Elenie, że ją kocha czy coś xd
    Ale ona jest głupia lel
    Życzę weny, do "zobaczenia" w kolejnym rozdziale :*
    I powodzenia w szkole życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ;)
      Może nie głupia, ale nei spostrzegawcza ;) Jak od zawsze tylko sięprzyjaźnili, przez głowę jej nie przejdzie, ze DAMON MOŻE CHCE ZMIENIC TEN STAN RZECZY ;) :D

      Usuń