- Coś nie tak, El? Masz jakąś niewyraźną minę... Powinnaś się cieszyć. Wygraliście - szeptał mi do ucha Cedric, obejmując mnie ramieniem. - Co ty na to, żeby razem to uczcić, hmm? - zamruczał figlarnie.
Ivanne spoglądała na nas zmieszana, trochę smutna. Wcześniej, na samym początku, kibicowała mi i Cedowi, ale potem już chyba tylko udawała. Pewnie Damon jej o wszystkim powiedział. Tak, na pewno o wszystkim wiedziała. Szkoda tylko, że i mi nie miał odwagi powiedzieć...
- Nie obraź się, Ced; ale nie mam ochoty nigdzie iść. Boli mnie głowa. Może kiedy indziej.... - powiedziałam wymijająco, wyrywają się z jego uścisku. Nie wyglądał na zadowolonego, ale już mnie to nie obchodziło.
- Jasne. "Boli cię głowa" - przedrzeźniał mnie, robiąc minę nafoszonego dzieciaka. Jego oczy ciskały we mnie gromy. - Pewnie po prostu umówiłaś się już ze Smithem, mylę się? Ostatnio ciągle spędzasz z nim czas. Kiedy był w szpitalu, jeszcze mogłem to zrozumieć, ale teraz? - Cedric cały kipiał irytacją, ja podobnie, a Ivanne obserwowała całą tę scenę z taką miną, jakby żałowała, że nie ma przy sobie popcornu.
- A kim ty jesteś, żeby mi czas wyliczać i mówić z kim mogę się spotykać, a z kim nie?! - nie wytrzymywałam. Gotowało się we mnie za każdym razem, kiedy próbował traktować mnie jak swoją własność. - Za kogo ty się uważasz? - powtórzyłam ostro.
- No nie wiem, może za twojego chłopaka? - warknął, czerwieniejąc na twarzy. Para niemal szła mu uszami. - A ty co jeszcze tu robisz? - syknął ni stąd, nie zowąd do Ivanne, która przecież nijak mu nie wadziła. Nawet się słówkiem nie odezwała. Aż podskoczyła, kiedy na nią krzyknął. Wymamrotała coś niezrozumiałego zmieszana i odeszła kawałek dalej.
- Co w ciebie wstąpiło, na gacie Merlina?! - zazgrzytałam zębami, czując, jak sama również czerwienieję. Sztyletowałam Cedrica spojrzeniem i nawet nie wiecie, ile mnie kosztowało powstrzymanie się od spoliczkowania go. - Jak śmiesz na nią pokrzykiwać, ty ośle?! To moja przyjaciółka!
- A ja jestem twoim chłopakiem - powtórzy po raz drugi i to z taką zaborczością, która zaskoczyła nawet mnie, a przecież już go trochę znałam.
- Właśnie, że już nie jesteś - odparowałam, siląc się na największych chłód, na jaki byłam w stanie. To całkowicie zbiło go z tropu. Zamrugał gwałtownie, jakby zastanawiał się, czy na pewno dobre usłyszał.
- Co takiego?